W końcu, po blisko półrocznym związku, jestem wolny. Dziewczyna ta zerwała ze mną kilka godzin temu - ale nie czuję żalu, a nawet wręcz przeciwnie.
Wszystko było wspaniale, do pewnego momentu, mianowicie zaczął się rok szkolny. A że to rok maturalny - dziewczę zapisało się na masę zajęć powtórkowych, jakby tego było mało, postanowiła jeszcze zaliczać prawo jazdy... Czasu niemal zero, a ten, który miała, poświęcała kolegom i koleżankom.
Wstawiałem chłodnik, wypominałem... I nic. Czułem, że to już nie to, że związek umarł śmiercią naturalną... I tu biję się w piersi - nie zrobiłem pierwszego kroku i nie zerwałem. Zerwała ona, ale umówiliśmy się, że niby zerwaliśmy za porozumieniem, z możliwością powrotu i żeby nikomu o tym nie mówić... Co oznacza, że będzie chciała wrócić. Ale ja już tego nie będę chciał.
Teraz jestem całkowicie wolny, na rozstaju dróg. Przydałoby się znaleźć jakąś partnerkę na studniówkę, ale raczej na zasadzie "po balu każdy w swoją stronę".