Cześć, witam wszystkich.
Mam dziwne pytanie, które ostatnio bardzo mnie nurtuje.
Jak byście postąpili, jeżeli osoba z którą się spotykacie poważnie by zachorowała. Wiadomo każda sytuacja byłaby inna.
Zależy ile się spotykajcie etc.
Gdyby to była osoba którą znam powiedzmy 2 miesiące, to chyba bym odpuścił temat i wgl olał sprawę. Tak samo sprawa tyczyłaby się rocznej znajomości
Chodzi mi o poważne choroby np rak itd a nie przeziębienie.
Albo jak dziewczyna by wylądowała na wózku inwalidzkim i tym podobne.
Jakie macie przemyślenia?
Ja chyba bym zakończył relację. jestem młody mam 25 lat, zawsze znajdzie się inna.
Gdyby jednak była by to moja żona, lub matka moich dzieci, to bym jej nie zostawił, co nie znaczy, że bym jej nie zdradzał. Czekam na komentarze.
Miałem nowotwór w wieku 19 lat. Gdy sie dowiedziałem to az mi sie nogi ugięły. Psychicznie byłem wtedy słaby i już myślałem,ze to coś poważnego, ze już po mnie. Wracałem wtedy autobusem strasznie przygnębiony, a moja dziewczyna w sumie miala to w piździe. W głowie miałem różne finały tej historii, finalnie mam blizne na klatce. Okazał sie powiekszony węzeł chłonny i trzeba go bylo wyciąć.. No i żyje
Jak odpuszczasz znajomość z fajną i ciekawą osobą bo ma swoje problemy ze zdrowiem to chyba raczej świadczy to o twojej niedojrzałości.
Wiadomo, że fajnie jak jest fajnie, ale jak to napisałeś " to chyba bym odpuścił temat i wgl olał sprawę. Tak samo sprawa tyczyłaby się rocznej znajomości" to nie jest coś czym bym się chciał chwalić.
Nie chcę wiedzieć co by czuła taka dziewczyna. Sam fakt, ze jest na wózku lub ma raka + to, ze ty ją rzucasz bo w sumie chcesz być wolny.
Zajmowanie sie kims takim lub relacja z taką osobą to konkretna szkoła życia. Wyobraź sobie czasem jakbys szedl w czyis butach, co wtedy byś czuł.
Ja mam podejrzenie ciezkiej choroby. Powkedzialem po roku. Obecnie dalej jestesmy razem choc siedze za grqnica jeszcze chwile
To jest takie myślenie co by było gdyby.
Gdyby baba miała wąsy itp.
Widzisz, w takich sytuacjach to dopiero gdy to się wydarzy człowiek tak naprawdę podejmuje decyzje, chociaż większość pewnie nie jest podła. Wózek inwalidzki to nie koniec życia, raka da się wyleczyć. Kurwa, gdyby kogoś laska miała taki problem i ten ktoś by od niej odszedł to jakim trzeba być egoistą? Przynajmniej w moim mniemaniu.
Ja i takich rzeczach wolę nie myśleć. Podobno myśli tworzą rzeczywistość, a takiej rzeczywistości to ja nie chce.
Każda sytuacja jest inna. Bardzo ciężko dać tutaj komuś instrukcję obsługi, jak bywa to np w urządzeniach elektronicznych jakim przyciskiem włączamy a jak ładujemy urządzenie.
Wiem na pewno, że przy rodzinie w pierwszej lini tzn. Matka/Ojciec/Rodzeństwo to na prawdę wiele bym zrobił, bardzo wiele. Gdybym był pewny dziewczyny to również, kwestia jak ją traktujesz. Jako gałąź na drzewie, żeby wspiąć się wyżej, czy jako koronę drzewa.
Ale jak miałbym 17 lat i spotykał się z jakąś dziewczyną, to nie byłbym już tego taki pewien.
W sumie ciekawe zadałeś/zadałaś pytanie.
Nikogo bym nie posądzał tutaj o egoizm, pamiętajmy, że tylko najsilniejsze jednostki kiedyś przetrwały oraz to, że każdy chciał mieć kobietę zdrową, która wyda mu potomstwo na świat, dla tego szukano najlepszych genów.
Znam wiele przypadków, że kobiety prędzej czy później nie dały rady nieść takiego brzemienia na swoich barkach i odchodziły od chorych mężczyzn. Takie życie, lajf is brutal.
W świecie zwierząt byłoby to normalne. Tak wiem, nie jesteśmy zwierzętami bla bla bla.
Chociaż wywodzimy się od małp
|Życie jest krótkie i jeśli masz na coś ochotę to to zrób, ale licz się z konsekwencjami| & |Kobieta jest jak motylek w Twojej dłoni, jeśli zaciśniesz ręce, motylek udusi się, jeśli otworzysz je za mocno, motylek odleci|
Jak widać Pinochet'a i Dobrodzieja dupki opuściły/ miały wyjebane.
A obrońcy egoistycznego zdania od razu siadają do klawiatury.
Więc mówię, każdy przypadek jest zupełnie inny.
|Życie jest krótkie i jeśli masz na coś ochotę to to zrób, ale licz się z konsekwencjami| & |Kobieta jest jak motylek w Twojej dłoni, jeśli zaciśniesz ręce, motylek udusi się, jeśli otworzysz je za mocno, motylek odleci|
Jeden będzie caretakerem i zostanie ochoczo, a drugi oleje takie trudy, tak samo jak olałby laske która np roztyła się 20kg.
Zależy od zażyłości i etapu relacji.
Koleżki ojciec jak zobaczył, że stwardnienie rozsiane u matki rozeszło się tak, że już telepie ją całą to po prostu odszedł od niej, wziął rozwód i jest z młodą dupą teraz. Choć podobno tam ta matka niezłe akcje też dawała. Nie zmienia to faktu, że każdy chce być szczęśliwy.
Ja jestem takim człowiekiem, że nawet jakbym się średnio dogadywał z żoną a już byśmy byli długi czas i okazało się, że ma raka to nie opuścił bym za chuj. Nie tak zostałem wychowany.
Teraz też moja kobieta musi przejść badania, żeby sprawdzić czy nie nowotwór i ani myślę o opuszczeniu jej ale każdy jest inny, inne są też konteksty więc uważam, że nie nam oceniać takich akcji.
__________________________________________________________
"Babie trzeba założyć chomąto. Tak robili do XII wieku polscy chłopi. Zakładali babom chomąto i orali nimi pole."
"Nie próbuj! Rób albo nie rób, nie ma próbowania."
Ja też bym nie opuścił. Zbyt szanuję to co mnie z nią łączy. Od razu przypominają mi się te sytuacje w których mogłem się na niej wesprzeć. No ... chujem bym był, nie zasługującym na szczęście i szacunek gdybym od niej odszedł.
Od tysięcy lat, nam wszystkim zależy tylko na jednym. A Wam dziewczyny, to się ciągle podoba .
W sumie ciekawy wątek został tu poruszony, chociaż druga sprawa czy w odpowiednim dziale.
Ale aż się zalogowałem po długiej nieobecności i nie udzielaniu się. Mój ostatni związek był z dziewczyną, która choruje na stwardnienie rozsiane. Jej przypadek jest (jak na razie i oby jak najdłużej) lekki bo właściwie na co dzień nie miała żadnych dolegliwości. Powiedziała mi o tym na samym początku znajomości co w sumie z jej strony było uczciwe. Mógłbym od razu się odwrócić na pięcie, póki nie było emocjonalnego połączenia między nami etc. Ale jakoś mimo wszystko postanowiłem w to wejść bo wydawała się w porządku człowiekiem.
Krótko mówiąc, to ile uwagi wymagała ode mnie, abym jej poświęcał "bo tak" albo jakieś szantaże emocjonalne, które zaczęły się po około 3-4 miesiącach (związek trwał rok), wjeżdżanie na psyche na wyrafinowane sposoby... To było bardziej przygnębiające i męczące niż cała ta jej choroba, która nawet gdyby się zaczęła intensywniej rozwijać to znam siebie i wiem, że nie odszedłbym dla własnej wygody. Nawet po relatywnie krótkim czasie jakim jest rok.
Mimo wszystko była to dla mnie dobra nauczka bo przy kolejnej takiej sytuacji tj. chora na coś poważniejszego dziewczyna zastanowiłbym się dwa razy czy w to wchodzić. Wydaje mi się, że w przypadku facetów poważna choroba nie idzie tak często w parze z "zaburzeniami" w stylu wywierania presji na drugiej osobie "bo ja jestem chora" i chęć uwiązania przy sobie drugiej, zdrowej osoby. Ciężko mi to opisać, ale przez ten rok sporo dostałem po psychice. Mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi ale z mojego punktu widzenia choroba to jedno, a charakter takiej osoby (i to jak się zmienia pod wpływem świadomości bycia chorym) to drugie. Często właśnie ten charakter, humorki, manipulacje w większym stopniu przyczynia się do tego, że nie chce się z taką osobą po prostu być niż wizja pchania wózka czy pomocy w codziennych czynnościach. Wiadomo, każdy chce mieć obok siebie uśmiechniętą, energiczną osobę, która nie narzeka.
Chcecie finał historii? Poszła do innego najpierw mnie zarzucając brak poświęcenia dla związku Laska o urodzie 9/10 także białych rycerzy jej długo nie zabraknie i w jej przypadku jakoś mnie to cieszy, tak po ludzku. Niech ma.
Ostatecznie nie rozpaczałem. Tyle z mojej strony.
Rozważ to tak. Przychodzi przyjaciółka i mówi.
- Idziemy razem ?
- Oczywiście - odpowiadasz.
Idziecie razem i nagle wychodzi zbir i mówi:
- Do ciebie nic nie mam ale dziś mam ochotę zapierdolić tą panią co idzie z tobą. Co ty na to ?
A ty odchodzisz ... ? Dał byś radę spojrzeć w lustro ?
Jeśli dałeś słowo, to nie Możesz go złamać.
Od tysięcy lat, nam wszystkim zależy tylko na jednym. A Wam dziewczyny, to się ciągle podoba .
To zupełnie dwie inne sytuacje. Nie możesz ich ze sobą porównywać.
Pierwsza sprawa, idziesz z przyjaciółką a nie kobietą.
Dałbyś radę spojrzeć w lustro?
A dałbyś radę spojrzeć w lustro jakbyś został pocięty przez 3 osobową bandę. I nic by Ci nie pomogło nawet to, że ćwiczysz SW itd.
Nie nie chodzi mi o street Workout ;p
|Życie jest krótkie i jeśli masz na coś ochotę to to zrób, ale licz się z konsekwencjami| & |Kobieta jest jak motylek w Twojej dłoni, jeśli zaciśniesz ręce, motylek udusi się, jeśli otworzysz je za mocno, motylek odleci|