Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

Błędne koło

6 posts / 0 new
Ostatni
belford
Nieobecny
Płeć: mężczyzna
Wiek: 25
Miejscowość: Krosno

Dołączył: 2019-07-19
Punkty pomocy: 310
Błędne koło

Siema.

Popadłem w pojebany schemat, z którego nie potrafię wyjść.

Mianowicie, w ostatnim czasie maksymalnie skupiłem się na sobie i ustaliłem rzeczy, które są dla mnie najważniejsze. Głównie chodzi o dwa aspekty - pieniądze oraz posiadanie dobrej sylwetki. W skrócie: zmieniłem pracę, gdzie zarabiam więcej, niż wcześniej, oszczędzam też więcej. Po prostu mam więcej pieniędzy, niż kiedykolwiek. To samo z sylwetką - intensywnie ćwiczę na siłowni i widzę u siebie naprawdę wielki progres względem tego, co było jeszcze kilka miesięcy temu. W zasadzie, nigdy nie wyglądałem lepiej w życiu.

I tu się właśnie zaczynają moje problemy. Niestety, ale jest mi ciągle mało - czy to właśnie pieniędzy, czy kilogramów położonych na sztandze. Strasznie się rucham psychicznie, gdy na koncie mam kilka stówek mniej, niż sobie założyłem albo gdy nie uda mi się podnieść tyle, ile chciałem w danym dniu. Wprawia mnie to w mega chujowy nastrój i sprawia, że wiecznie jestem z siebie niezadowolony. Wiem, że w zasadzie nic złego się nie dzieje, gdy zaoszczędzę mniej lub gdy zjem kilkaset kalorii za dużo, ale nie potrafię wyjść z tego schematu, w którym działam od kilku miesięcy. Szczególnie chujowo jest z pieniędzmi, gdy pojawią się jakieś nieoczekiwane wydatki. Prawie codziennie liczę hajs na koncie, a gdy coś się nie zgadza, to humor całkowicie leci w dół, jak napisałem wcześniej. Ciągle chcę mieć więcej i nie potrafię zluzować. Dobry humor mam tylko wtedy, gdy widzę u siebie progres (ostatnio wygrałem konkurs w pracy i kilka godzin czułem się fajnie, potem znowu zjazd psychiczny).

Bardzo mnie to irytuje i chciałbym się uwolnić od tego kurestwa, w którym tkwię, ale nie potrafię. Jak zaoszczędzę mniej lub zjem kilkaset kalorii za dużo, to sam się wpierdalam w zły nastrój. Wiem, że to wszystko śmiesznie brzmi dla kogoś z boku, ale to jest mój realny problem, z którym nie potrafię sobie poradzić.

Może ktoś z Was wjebał się kiedyś w takie coś i potrafił z tego wyjść? Będę wdzięczny za wszystkie rady.

Javareal
Nieobecny
Płeć: mężczyzna
Wiek: 28
Miejscowość: Poznań

Dołączył: 2021-09-04
Punkty pomocy: 470

Proponuje poświecić dzień lub dwa na refleksję z kartką, z notatnikiem w komputerze i się zastanowić. Szczególik po szczególiku, kroczek po kroczku.

Co czuję w momencie kiedy wydam za dużo pieniędzy?.
Co by się stało gdybym wydał więcej?
Emocje, szczegóły wszystko ważne.

Dodatkowo cofnij się w czasie rok do tyłu, dwa lata a nawet do dzieciństwa. Jakie jest twoje najstarsze wspomnienie związane z złym samopoczuciem np. z nadwagą lub wydaniem zbyt dużej ilości pieniędzy.

Nikt nie zna odpowiedzi na postawione przez ciebie pytania, tylko ty możesz sam sobie odpowiedzieć.

---------------------------

Homiez
Portret użytkownika Homiez
Nieobecny
Płeć: mężczyzna
Wiek: 20
Miejscowość: Warszawa

Dołączył: 2017-01-14
Punkty pomocy: 135

Jakbym czytał o sobie Smile wstrzymam się chwile i poczekam co inni powiedzą

eldoka
Portret użytkownika eldoka
Nieobecny
Zasłużony
Wtajemniczony
Płeć: mężczyzna
Wiek: 32
Miejscowość: Wyspa Genialnego Żółwia

Dołączył: 2015-08-13
Punkty pomocy: 2039

Mam to samo.
U mnie to wychodzi z tego, że kiedyś w domu było krucho. Dlatego bezpieczeństwo finansowe to dla mnie priorytet. Za dużo szczególnie odkładam ostatnio. Wiem, że to chujowo brzmi, ale przecież w życiu chodzi o to żeby żyć a nie przeżyć.
Odłożyłem naprawdę kupę kasy, tylko co mi z tego? Pierdolnie mnie tfu tfu samochód na przejściu i zostanę kaleką lub warzywem lub w ogóle zejdę z tego łez padołu i kasa wpizdu.
Kilka ostatnich lat organizuje sobie fajne wakacje zagraniczne, samochód zmieniłem nie tak dawno, jakieś tam przyjemności sobie pozwalam, ale jak wydam więcej ponad to co założyłem to już jest taka niepewność, czy dobrze robie.
Jest dużo osób, które wyrwały się z biedy, super zarabiają, ale nie do końca wyrwały się z tej biedy mentalnie. Dalej mają biedny sposób myślenia.
Powoli z tego wychodzę.
Po pierwsze staram się wprowadzić zasadę 50/30/20. Poczytaj w necie o tym. Można sporo i tak odłożyć a zwiększa się budżet na życie codzienne i tzw. głupoty.
Co do wyglądu fizycznego, przez to że lepiej zacząłem zarabiać opuściłem się w tym temacie i mam obecnie nadwagę nie małą. A nie tak dawno wyglądałem mega - dużo pracy w to włożyłem i poszło w pizdu. Na ten moment mój cel to schudnąć, ale już bez spiny jak kiedyś. Nie mam na to czasu a i jest to dosyć szybko ulotne.

__________________________________________________________
"Babie trzeba założyć chomąto. Tak robili do XII wieku polscy chłopi. Zakładali babom chomąto i orali nimi pole."

"Nie próbuj! Rób albo nie rób, nie ma próbowania."

Targecik
Nieobecny
Płeć: kobieta
Wiek: 28
Miejscowość: '*

Dołączył: 2014-02-20
Punkty pomocy: 1051

W prostych słowach - Twój problem polega na tym, że masz niską samoocenę. Oceniasz siebie przez pryzmat kasy i sylwetki. Pewnie gdzieś tam głęboko w środku uważasz, że jak nie będziesz wystarczająco dobry (Ty to rozumiesz jako wystarczająco fizycznie atrakcyjny/bogaty), to będziesz słaby/ niewystarczający.

"Jak zaoszczędzę mniej lub zjem kilkaset kalorii za dużo, to sam się wpierdalam w zły nastrój. "
Jak z tego wyjść? Musisz sobie przestawić w głowie, że jesteś zajebistym człowiekiem bez względu na to, czy jesteś gruby czy chudy, bogaty czy biedny. Takie rzeczy najłatwiej zrobić idąc na terapię.

Ty jesteś w takim momencie, że jesteś uzależniony od zarabiania i ćwiczeń fizycznych. Nie robisz tego dla siebie/ dla przyjemności/rozwoju, tylko z wewnętrznego przymusu. A każde uzależnienie to jest objaw jakiś tam innych problemów ze sobą.

Poszłabym na terapię na Twoim miejscu. Jak nie zmienisz czegoś tam w środku w sobie, to nigdy nie będziesz mieć satysfakcji z wyglądu i kasy, na które ciężko pracujesz.

infreak
Nieobecny
Płeć: mężczyzna
Wiek: Rocznik 91
Miejscowość: Kraków

Dołączył: 2017-09-16
Punkty pomocy: 995

Moim zdaniem brakuje ci pewności siebie. Kompleksy, kompleksy się zajebiście wylewają. Za dużo pozerstwa i grania pod publikę w twoim życiu, jesteś w wewnętrznym konflikcie sam z sobą.

Skupiając się na kasie i wyglądzie wysyłasz do społeczeństwa prosty sygnał "jestem niepewny siebie, nie widzę samego siebie jako wartościowej jednostki, mogę być dumny z siebie dopiero, gdy będę miał kasę lub super wyglądał!"

Tylko pytanie - dlaczego bogatszy ty, ty z lepszą sylwetką ma być lepszy niż teraźniejszy ty? Czy nie powinno być tak, że niezależnie od położenia w życiu, wartość twojego ty = const? Zadowolenie z siebie powinno wychodzić z twojego wnętrza. A kasa, sylwetka?

Co jak przyjdzie wojna i 100% tego co zarobisz, przepadnie? Co jak wpadniesz pod samochód na pasach i cała sylwetka w pizdu do kosza? Tak się kończy opieranie swojego celu na wartości zewnętrznej i ulotnych rzeczach.

Popracuj nad wnętrzem. Twoim priorytetem powinno być to, żebyś sam siebie lubił. Kasa czy sylwetka nie jest aż tak ważna, gdy sam siebie nie lubisz. Polub siebie, pokochaj sam siebie i wtedy zobaczysz, że kasa czy sylwetka to tylko dodatek, ale wartość twojego "ja" jest stała niezależnie od czynników. Jak pokochasz siebie lub polubisz to o stary, w dupie będziesz miał siłownie, czy zapierdalanie w pracy.

Będziesz gruby, chudy, niezadbany, biedny, z długami, a będziesz miał najlepsze powodzenie w życiu, kobiety same będą się pchać, znajomi są jak pasożyty, więc zawsze idą do znajomych z dobrą energią (czyli osób które lubią siebie samych), a izolują się od ludzi z depresją czy problemami. Twoja energia witalna jest najważniejsza.

1. Kochaj siebie/lub siebie
2. Główny cel życia = bycie szczęśliwym [pomaga tutaj też zdrowa dieta, sen, brak stresu, robienie tego co się lubi]
3. Kasa/sylwetka/kobiety/praca/znajomi/inne pierdoły.

To są dobrze określone priorytety, które procentują. W Biblii masz nawet napisane, poczytaj sobie. Ci co stawiali baby, kase czy sylwetke na pierwszym miejscu kończyli tragicznie, a zawsze wiodło się dobrze tym, którzy kierowali się miłością. Oczywiście nie jestem katolikiem, ale w tym przykładzie chodzi mi o to, że najpierw masz "kochać sam siebie" - od tego się wszystko zaczyna i Biblia też to podkreśla. Najpierw kochasz siebie, a potem wszystko inne przychodzi.