Zaznaczę, że od ponad dwóch lat jestem w związku na odległość, przy czym teraz mamy coroczną dwumiesięczną kulumację, związana z niewolniczą pracą lubej na emigracji(debil jestem, nie? ) Na szczęście niedługo wyewoluujemy do normalnego związku
Gdy moja dziewczyna, dajmy na to, gdzieś wychodzi, czasem zastanawiam się czy mnie nie zdradzi. Wiem, że jest jej ze mną dobrze, oraz nie można jej zarzucić bycia tym złym typem kobiety, ale kto wie co może się zdarzyć, przygoda czy "przewrócił się i wpadł we mnie penisem", ogólnie chwila chcicy i głupoty
Nie zatruwam sobie życia konsekwencjami takiej ewentualnej zdrady, czyli rozstanie. Mam to w dupie. Boli mnie natomiast to, że mogła by mi o tym nie powiedzieć, bo wie jakby się to skończyło. Nie chciałbym żyć w związku, który trwa tylko dzięki niewiedzy jednej ze stron. I nie chcę też zastanawiać się czy żyję w takim związku
I to tak po krótce jest moja zagwozdka, a pytanie, zadane w kilku pytaniach, do Was brzmi: Skąd to się bierze? Luki w pewności siebie czy brak dostatecznego zaufania? Jak to rozwiązać?
Widziałem kiedyś fajny blog na ten temat, który do mnie przemówił. Niestety po dłuższym czasie bez zmagania się z tym problemem, mądrości, które z niego wyniosłem wyparozniknęły.
Jeśli macie jakieś przemyślenia i rady lub ewentualnie link do tego bloga to chętnie wszystko przygarnę
Po prostu nie masz takiej wartości w Sobie i boisz się ze jak dziewczyna Cie zdradzi/zerwie to sobie nie poradzisz.
Nie kwestionuje tego, że nie jestem w 100% pewny siebie, nadal nad tym pracuję
Ale tak jak napisałem nie boję sie zerwania, ani zdrady samej w sobie, tylko nie chcę żyć w kłamstwie. Mam kilka adoratorek i jaja, żeby poznawać kolejne, więc myśle, że jakoś bym się podniósł po rozstaniu
____________________________________
"nofinkenstapmi" MrSnoofie
Minus bycia w związku na odległość. Nie da się zjeść ciastka i mieć ciastka.
____________________________________________
"Umysł jest jak spadochron. Działa tylko kiedy jest otwarty" - Albert Einstein