W moim życiu było kilka kobiet, w tym cztery stałe partnerki. Problem w tym, że żadnej z nich nigdy nie kochałem i już trace nadzieję na to, że kiedykolwiek się zakocham. Nigdy nie czułem szczęścia czy radości z bycia z kimś - zazwyczaj czułem zmęczenie, takie że związek uwłacza a nie daje szczęścia itd. A później widzę znajomych facetów którzy są w związkach i to im daje szczęście i się zastanawiam jak to jest...
Zaznaczę, że każda moja dziewczyn była ładna i miała powodzenie u innych facetów. U mnie występuje coś takiego jak lekkie zauroczenie na samym początku, jednak jak widzę, że druga strona odwzajemnia ,,uczucie?" to z automatu staje się dla mnie nieatrakcyjna i jakoś tracę ochotę na dalszą znajomość. Nieraz tak miałem, że póki laska była moim jakby marzeniem to mega mi się podbała, fantazjowałem o niej. Kiedy już mogłem ją mieć albo miałem to traciła dla mnie wartość. Zaczynam wtedy szukanie w niej wad, że w sumie ta ma nieidealną cerę, inna że nie ma tylu pasji jakie bym chciał. Wiele wad jest po prostu na siłę przeze mnie wymyślanych.
Jedyną ,,miłość?" którą czułem to było kiedy jedna dziewczyna kopnęła mnie w dupę po 2 latach związku, potem wróciliśmy do siebie, ale cały czas czułem niepewność że ona może ode mnie odejść. Wtedy za nią latałem, myślałem o niej i chciał się z nią ciągle spotykać. Mimo, że jak przed rozstaniem, byłem z nią w związku i ona była mega zakochana to ja nią dosłownie pomiatałem.
Teraz jestem w kolejnej relacji. Mieszkamy razem od 1,5 roku. Kobieta oddana mi w 100%, zakochana... I co z tego. Ja znowu nie czuje tego czegoś. Cały czas miałem nadzieję, że przecież to coś musi przyjść, bo to fajna panna. Ale związek bez fundamentu w postaci mojej miłości nie przetwa, to za mało... Wkurzam się sam na siebie, bo nie chce jej krzywdzić. Z drugiej strony widziałbym ją jako partnerkę życiową, bo dobrze się dogadujemy i mamy podobne charaktery. Ale wiadomo, że przyjdzie moment że trzeba będzie poprowadzić związak w jedną albo drugą. A ja strasznie boje się dekralacji.
No i pytanie - dlaczego tak się dzieje? Chciałbym cholernie powiedzieć kiedyś "Jestem z XYZ i jestem z tego cholernie dumny. Tęsknię za nią. Kocham ją".
Także naprawdę nie wiem... Dlaczego tak jest. A chciałbym czuć radość. Znam wielu facetów, którzy są tak za jedną stałą dziewczyną, nie myślą o innych, tęsknią itd... Kurde. Powiem szczerze, że jestem na siebie wściekły. Ja rozumiem, że można kogoś nie kochać. Ale żeby za każdym razem tak było ? Przecież to nierealne. Może ktoś wie, gdzie można znaleźć przyczynę tej ułomności.
Mi się od lat udaje. Na swoją obronę muszę dodać, że w sporej mierze jest to chyba, wina nihilizmu moralnego dziewczyn, które spotykam.
Np: jedna z która się spotykałem na wiosnę 2014, przyznała się, że miała sesje rozbierane dla magazynów dla panów, nawet zdjęcia mi pokazywała.
Inna w 2015 roku, przyznała się, że w wieku 15 lat, na wycieczce z mamą do Egiptu, straciła cnotę z islamistą.
Trzy się przyznały, że miały romanse z żonatymi i dzieciatymi facetami, za nic mając sobie cierpienie tych żon i dzieci.
Jedna w 2012 przyznała, że jak miała 23 lata, sypiała dla kariery z 56 letnim szefem.
Inna będąc w związku uprawiała sex grupowy ze swym chłopakiem i innymi parami.
I jak tu się w takich zakochać?
Nie wiem czy mój post pomoże Ci, ale kilka słów ode mnie.
Sama poniekąd zmagam się z tym problemem, odczuwam pustkę emocjonalną, tak jakby moja strefa uczuciowa była wyciszona, a mną kierowała znieczulica. Największa frajdę odczuwam jak typ jest niedostępny emocjonalnie, kiedy dostarcza mi emocjonalny rollercoaster. Natomiast w momencie, kiedy jest otwarty, akceptuję mnie, jest gotów na związek, tak jak Ty, doszukuję się drugiego dna, wad i cech charakteru, których nie jestem w stanie zaakceptować. Z jednej strony chcę samotności, a z drugiej strony, pragnę bliskości, osoby na której mogę polegać, móc dzielić z kimś codzienność.
Nie masz może złych wzorców z dzieciństwa? Toksycznych znajomych, niepoprawnych relacji z rodzicami (ewentualnie złe relacje pomiędzy rodzicami?) czy toksycznych nauczycieli? A jak z Twoim poczuciem wartości? Niby najprostsze pytania, a często niosą za sobą dużo prawdy.
Drugim aspektem jest fakt, że dzisiejsze czasy nie sprzyjają poprawnym relacjom. Czasy tindera, wielu możliwości, krótkotrwałych znajomości, sprawiają, że stajemy się coraz bardziej obojętni. Poszukujemy nowych wrażeń, bo przecież zasługujemy na coś lepszego. Nie umiemy zaakceptować codzienności, tego, że motylki są ulotne.
Kolejny aspekt, nie przyciągasz może kobiet o podobnych cechach charakteru? Albo wspólnych "defektach"?
Sama nie lubię jak ktoś mi to proponuję, ale wiem, że to najrozsądniejsze rozwiązanie. Terapia. Uważam, że takie rozwiązanie byłoby najskuteczniejsze, po prostu przeanalizować coś z osobą, która jest bezstronna. Sama czekam tylko na koniec tego cyrku na świecie i pierwsze co chce zrobić to wybrać się na terapię. Podobno dość długi i żmudny okres, ale łudzę się, że będzie warto
"Natomiast w momencie, kiedy jest otwarty, akceptuję mnie, jest gotów na związek, tak jak Ty, doszukuję się drugiego dna, wad i cech charakteru, których nie jestem w stanie zaakceptować"
Z czyms takim to na terapię, walczyć z tym bo kazdy normalny facet ucieknie od ciebie. Nawet jak jest idealnie to i tak znajdziesz jakas chujnie, której nie zaakceptujesz i rodzi sie konflikt.
Spokojnie! Jestem świadoma problemu, teraz czas pomoc sobie póki co nie chce nikomu zatruwać życia- w sensie facetowi:)
Bardziej chciałam pokazać, ze jest więcej osób, mających taki problem
W życiu jest tak, że jak czegoś człowiek nie umie osiągnąć, to szuka przyczyn.
Jeden upatruje takowych w czyjejś winie, zrzucając odpowiedzialność całkowicie na czynniki zewnętrzne, tym samym odbierając sobie jakąkolwiek sprawczość i możliwość zmiany tego aspektu w życiu, który mu nie odpowiada.
Drugi będzie szukał winy w sobie i każdym niepowodzeniem obarczał siebie, krytykując i dołując, często też odbierając sobie możliwość zmiany, bo tak i chuj, tak już mam, trudno.
A trzeci skuma, że jest mnóstwo przyczyn i skupi się na tych które może w sobie odnaleźć, przeanalizować i zmienić. Od doboru partnerek i kryteriów, po problemy z bliskością i tworzeniem relacji w której się otworzy, odsłoni.
EDIT:
U podstaw każdego problemu leży strach, przed czymś. Np przed deklaracją, albo zdradą, krzywdą. I przeważnie sam strach jest irracjonalny. Kiedy już spojrzysz mu w oczy, stawisz czoła i rozpoznasz, to już nie jest taki paraliżujący.
Mam podobnie do Ciebie, u mnie to wynika z dzieciństwa (DDA/DDD). Zawsze jak jest dobrze to się zastanawiam czy to ma sens i czy jej nie skrzywdzę. A jak coś się sypie, to jest zajebiście, dużo emocji i chcę ciągnąć tą znajomość. Dlatego często wchodzę w pokręcone relację, mimo iż sprawiają mi ból, to ja się czuje z tym dobrze. Czasami sam podświadomie tworzę problemy i powoduję kłótnie, które nie mają żadnego sensu, tylko po to by zasiać jakieś mocne emocje w relacji...
Z czasem zacząłem dostrzegać moje toksyczne/negatywne zachowania i staram się z nimi walczyć. Mam świadomość, że w moim przypadku to będzie długa walka z samym sobą. Zdecydowałem się nawet na terapię, mimo że chciałem sobie poradzić z tym sam, to jednak wiele razy słyszałem od kobiet, że powinien się z tym udać do specjalisty i po kilku latach zapisałem się na terapię.
Zrozumienie problemu dużo mi pomogło, bo mogę sobie logicznie wytłumaczyć czemu mam wątpliwość do kobiety, mimo że wszystko się układa.
_____________________________________________________________
Ludzie są jak kwiaty!
Jeżeli nie będziesz czystą wodą, twoja kobieta nie zakwitnie!
No i świetnie, z terapią jak z dietą, możesz sobie ćwiczyć, ale jak będziesz się wspomagać odpowiednim odżywianiem to masz dużo lepsze efekty.
Chociaż nie patrzyłbym na to w kategorii "walki ze sobą". Raczej postrzegam to jako głębokie zrozumienie, akceptację i nabywanie umiejętności radzenia sobie z tym już w dojrzały emocjonalnie sposób, świadomy.
https://web.archive.org/web/2016...
Polecam przeczytać blogi Snoofiego
Bóg się bardzo pomylił tworząc ten "świat".
W jakim sensie?
moim zdaniem dwie opcje
albo ma to podłoże psychiczne, może z dzieciństwa, może ta pierwsza miłość ci zostawiła zadre. może warto na poczatku siasc sam ze soba, przemyslec przyczyny dlaczego tak sie dziac może a jesli nic to nie da to do psychologa psychiatry
albo nie spotkałeś na prawdę swietnej laski. ja tez ostatnio myslalem ze jiz mam kobiete na cale zycie, mieszkaliśmy tez razem poltorej roku i po roku zaczelo mnie wszystko w niej wkurwiac i zreszta sie czepiała o wiele rzeczy. i chuj ze byla sliczna, pogonilem i jestem zadwolony coraz bardziej z tej decyzji.
__________________________________________________________
"Babie trzeba założyć chomąto. Tak robili do XII wieku polscy chłopi. Zakładali babom chomąto i orali nimi pole."
"Nie próbuj! Rób albo nie rób, nie ma próbowania."
drogi autorze, mi tak się udaje od 8 lat
1. jak poznaję nową dziewczynę to tylko szukam czegoś co jest w niej nie tak żeby jak najszybciej sobie ją odpuścić ;P
2. po czasie widzę, że niektóre odpuściłem zbyt pochopnie, ale teraz to już po ptakach i nie ma co płakać
3. albo ta dziewczyna z którą jesteś wcale nie jest taka idealna jak opisujesz, albo nie ma chemii i np nie potraficie się ze sobą podroczyć i pospierać i mieć fun z byle pierdoły tylko lekko drętwo. Gdyby tak nie było pewnie nie pisałbyś tego posta
4. nie przeżyłeś wystarczająco silnych nowych wspomnień i dlatego wciąż idealizujesz ten związek z tą laską co Cię kopnęła w tyłek, co nie zmienia faktu, ze patrz punkt 3.
Sięgnij po poradnik "Kochaj najlepiej, jak umiesz" z Wydawnictwa Otwartego. Czytałam go tydzień temu i w jednym rozdziale było to wszystko tak opisane, jak Ty to zrobiłeś w pierwszym poście. Książka da Ci szerszy ogląd sytuacji, ale ja napiszę takie ogólne konkluzje.
1) Jestem stylem autonomicznym, masz zaburzoną równowagę między więzią a autonomią. Bardziej niż więzi potrzebujesz autonomii.
2) Przyczyny takiego stanu mogą być różne - Twoja matka mogła zbyt wiele od Ciebie wymagać, być nadopiekuńcza, ojciec mógł pić i to Ty zajmowałeś się młodszym rodzeństwem, byłeś wykorzystywany do opieki nad babcią etc. Krótko mówiąc, z dzieciństwa bądź któregoś z poprzednich związków wyniosłeś przekonanie, że związek oznacza podporządkowanie, brak autonomii i prawa do własnego rozporządzania swoim życiem. Miłość utożsamiasz z niewolą i dlatego uciekasz.
3) Do zainteresowania drugą osobą potrzebujesz niepewności. Dopóki nie wiesz, czy kogoś usidliłeś, to jesteś zainteresowany i zakochany. Gdy się upewnisz, czujesz się odpowiedzialny za drugą osobę, ona zaczyna rościć sobie do Ciebie prawa, czujesz, że ogranicza Twoją autonomię, bo musisz ją zabierać na wszystkie imprezy. Zaczynasz uciekać.
4) Musisz przepracować pewne wzorce. Najważniejsze to uświadomić sobie, że kobieta nie chce Cię ograniczać jak matka, bo nie jest matka i nie odpowiada za jej błędy.
5) Poza tym wybieraj na partnerki silne, niezależne kobiety, którą mają mnóstwo pasji, pracy, przyjaciółek. One nie będą takie przytłaczające, dadzą Ci więcej wolności.