Czytam blogi, o nieudanych sylwkach i muszę połączyc się z resztą świata we wspólnym bólu.
Ja też miałem naprawdę kijowego sylwestra. Nie byłem na żadnej imprezie, żadnej dziewczyny nie zarwałem. Leżałem w łózku. Z kobietą. I praktycznie cały czas tylko się tulilismy, całowaliśmy i miziali. No horror. I tak cała noc. I większośc następnego dnia. I drugą noc.
Muszę się też przyznac iż zastosowałem bardzo skomplikowaną grę psychologiczną by ją ściągnąc do siebie:
Rozmowa przez komórkę dzień przed faktem:
Ona: Nie lubię sylwestra. Ostatniego spędzałam chora w łózku.
Ja: Wiesz sądzę iż tego tez powinnaś spędzic w łóżku. Ale moim:>
Ona: Czy to jest propozycja?
Ja: Możesz ją za takową uznac;>
Ona: (chwila ciszy)
Ja: Spokojnie, chcę się tylko poprzytulac i całowac, na seks jeszcze nie czas
Ona: Odważna propozycja:) Sprawdzę rozkłady pociągów.
Ciąg dalszy znacie:>