Cześć, znowu mam wrażenie, że coś jest nie tak.
Przed każdym spotkaniem z dziewczyną czuję się jakbym musiał się do tego przygotowywać jak na chrzaniony egzamin na studia - muszę albo coś obejrzeć/przeczytać/poszperać jakie są wydarzenia w mieście albo ciekawe miejsca do odwiedzenia, bo inaczej nie będę wiedział o czym mam z nią rozmawiać albo co z nią robić
To nie powinno być tak, że ja wracam z pracy do domu i głowię się co wymyśleć pod kątem następnego spotkania. Czasem nawet między telefonami muszę odwalać takie ewolucje.
Męczę się.
Postawa needy tak zwana
A kto Ci takie nastawienie narzuca prócz Ciebie samego? x)
Sam siebie zmuszasz, potem marudzisz.
Jesteś idealnym przykładem braku refleksji.
Walisz się młotkiem w łeb i chwile potem szukasz co za frajer Ci zajebał x)
A to ten w lustrze, to on.
________________________________________________________________
Jeśli nie wiesz gdzie chcesz dojść, to dojdziesz gdzieś indziej.
Im jestem starszy tym bardziej uważam, że to roztaczanie piórek dla samic, udawanie kogoś jest bez sensu.
Ty jesteś randką. Nie miejsce, nie jedzenie, nie atrakcje.
Niestety kukoldy tańczą jakieś kankany. Dla zainteresowanej kobiety Ty będziesz najważniejszy i spotkanie z Tobą będzie wystarczającą motywacją. To też pozwala odsiać jakieś szlaufy co chcą wycieczek i sponsora.
Problem jest taki, że jesteś łajzą, która nic ze sobą nie robi.
Tyle.
"Kutas wie czego chce, lecz mądry nie jest".