Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

"Zakonnica"

Portret użytkownika Stary Cap

Była jesień 1984 roku.

„Ona nie miała jeszcze chłopaka, z tego co wiem i na 100% jest jeszcze dziewicą.
W ogóle, to chciała iść do klasztoru na zakonnicę. Widziała cię tylko raz jak byłeś u mnie i mówi, że zakochała się w tobie i chce żebyś do niej przyjechał. Kupiła nawet jedzenie dla ciebie, jakieś dobre konserwy. Ona mieszka teraz sama, bo jej siostra jest w szpitalu.”

Tak Marek, kolega (20 lat), namawiał mnie (21 lat) do przyjazdu do Częstochowy, do pewnej Anki (22 lata), na Andrzejki które organizowała.

Marek mieszkał w Częstochowie, ale często przyjeżdżał do Warszawy do swojej ciotki. Zaprzyjaźniliśmy się i robiliśmy razem różne interesy. Bardzo dobry kolega, można było z nim konie kraść dosłownie i w przenośni. Obaj lubiliśmy nazywać się „Ludźmi Interesu”, bo określenie „Biznesmen” nie było jeszcze wtedy popularne. Obaj snuliśmy marzenia o ucieczce z Polski na Zachód, tymczasowo pokrzyżowane przez wprowadzenie stanu wojennego.

Jeśli chodzi o kobiety, to byłem wtedy gorzej niż w czarnej dupie. Blokada nie do pokonania, chociaż prawiczkiem już nie byłem, gdyż w wakacje jeździłem często na wieś, a tam od dzieciństwa „brzydko się bawiłem” z miejscowymi dziewczętami. Z jedną, miałem wiele tzw. stosunków przedsionkowych, bo nie chciała szerzej rozłożyć nóg, ale raz rozłożyła i pełny stosunek waginalny miałem już za sobą. Generalnie, to z tymi dziewuchami była sytuacja, że robiłem z nimi naprawdę to na co miałem ochotę, czyli: łapałem za cyce, przewracałem na łóżko i na siłę pchałem łapę w majtki.
Zupełnie inaczej było z normalnymi kobietami. Całkowity brak pomysłu na nawiązanie relacji i paniczny lęk przed odtrąceniem sprawiał, iż przyjąłem pozę człowieka mającego kobiety w pogardzie.

Ostatecznie, pojechałem na te Andrzejki. Po imprezie, ja i jeszcze kilkoro gości spaliśmy u Anki. Ona z koleżanką na jednym łóżku, ja na drugim w tym samym pokoju, głowami do siebie. W nocy zobaczyłem nad sobą, wyciągniętą czyjąś rękę. Nie byłem nawet pewien czy to była jej ręka czy jej koleżanki i zupełnie nie wiedziałem co miałbym robić, kiedy w mieszkaniu było przecież jeszcze kilka osób.

Cały następny dzień przewijali się różni ludzie i też nic nie mogłem działać. Anka dawała mi mnóstwo IOI, karmiła mnie i dogadzała, śmiała się bardzo serdecznie ze wszystkiego co powiedziałem, a raz nawet, kiedy położyłem się na wersalce, usiadła przy mnie tak, że dotykała tyłkiem do moich klejnotów.

Wieczorem, z gości został już tylko Marek. Ania posłała mi świeżutką pościel w sypialni, a sama chciała spać w drugim pokoju.
- Możecie przecież spać razem – żartował Marek – łóżko jest duże, pomieścicie się.
Kiedy Marek już poszedł, powiedziałem do Anki:
- Może faktycznie będziemy spali razem? Mam dobre bezpieczniki, nie przepalą się.
- Muszę się zastanowić. – powiedziała i wyszła.

Kiedy już leżałem pod kołdrą, przyszła w nocnej koszuli, zgasiła światło i położyła się obok mnie. Chciałem pocałować ją w policzek, ale odwróciła się i zaczęliśmy całować się w usta. Sięgnąłem do jej piersi. Czułem przez materiał, że jest bez stanika.
Zacząłem ściągać jej koszulę. Usiadła i zdjąłem ją jej przez głowę. Pozbyłem się też, swojej góry od piżamy. Miała mięciutkie piersi, jak z morskiej piany. Później, zająłem się jej majteczkami. Uniosła lekko tyłek, bym łatwiej mógł je ściągnąć.

Dotknąłem dłonią, pokrytej miękkim włosiem cipki. Palce szybko natrafiły na szparkę i zaczęły po niej wodzić. Rozchyliła uda. Była mokra i gorąca. Kiedy znalazłem palcem dziurkę, nie mogłem już dłużej czekać.

Położyłem się na nią. Westchnęła kiedy jej wsadziłem. Wkładałem i wyjmowałem jej powoli, delektując się tą sytuacją. Ona, odwracała twarz zawstydzona. Po kilku chwilach, nadszedł nieuchronnie orgazm i spuściłem się w nią.

Miałem taką filozofię, że pierwszy stosunek z każdą dziewczyną musi być pełny, żebym mógł uznać ją w 100 % za „zaliczoną”.

Leżąc obok siebie całowaliśmy się, a ja dotykałem ją nagą po całym ciele.
Po kilku minutach znów mi stanął i znów się na nią położyłam. Teraz była bardziej rozluźniona i pracowała nawet biodrami. Nie miałem jeszcze wyczucia bo parę razy mi wypadł.

Kiedy podciągała w górę kolana, dopychałem ją mocno do końca.
Oplatała mnie wtedy nogami.

Raz nawet, chwyciła mnie rękoma za pośladki i kilkukrotnie docisnęła energicznie do siebie.

Trwało to wszystko trochę, ale niestety mięśnie krzyża, nie przywykłe do tego typu długotrwałej aktywności, odmówiły mi w końcu całkowicie posłuszeństwa i na tym się skończyło. Powiedziałem tylko:
- Ech Pepita, ja przy tobie wyciągnę kopyta. – i osunąłem się z niej.

Byłem wyczerpany i zaraz usnąłem. W nocy kilka razy budziłem się i dotykałem jej broszki, żeby upewnić się, że to nie sen i że naprawdę śpię z nią, nagą obok mnie.

Rano, stwierdziłem na swoim członku zaschnięte ślady krwi.
Czyżby faktycznie była dziewicą?

Ania chowała twarz ze wstydu.
- Co ty sobie teraz o mnie pomyślisz? – mówiła.
- Bardzo dobrze sobie o tobie myślę – odparłem – Czuję się jak prawdziwy „Człowiek Interesu”.
- Możesz mi powiedzieć, na jakim ja gruncie teraz stoję? – dopytywała się dalej.
- Na bardzo dobrym gruncie. – uspokajałem ją.
Wieczorem, dostała miesiączki.
- To pewnie przez seks wszystko się u mnie przyśpieszyło, a wczoraj była krew, bo dawno tego nie robiłam i pewnie jakieś naczynko pękło. – tłumaczyła.

Czyli, dziewicą nie była.

Ania miała urodę typowej szarej myszki, ale w moim guście. Pochodziła zresztą, nomen omen z Myszkowa, a w Częstochowie mieszkała u swojej siostry, w bloku na 10-tym piętrze. Siostra była wdową i miała dwóch synów 10 i 8 lat. Bardzo miłe dzieci. Młodszy był nieco przymulony, bo podobno kiedy był jeszcze mały, starszy nakarmił go lekarstwami z apteczki.

Te kilka dni kiedy Ania miała okres, spędziliśmy bardzo miło całując się i przytulając nieustannie. Każda część jej ciała bardzo mnie podniecała.

Wyciągnęła jakieś kościelne broszurki o zapobieganiu ciąży. Były opisane tam trzy metody: termiczna, kalendarzowa i ta polegająca na obserwacji konsystencji śluzu z pochwy. Ania zasugerowała, że kalendarzyk wydaje się najsensowniejszą metodą. Dodatkowo wspomniała, że jej znajomi z powodzeniem praktykują stosunek przerywany jako antykoncepcję.

Marek nie mógł uwierzyć w to, że zostałem u Anki. Bardzo się z tego ucieszył. Zależało mu na tym abym się z nią związał, bo liczył, że kiedy zamieszkam w Częstochowie znów zaczniemy robić wspólnie interesy.
Ostatnio bowiem, wiodło mu się nie najlepiej. Pracował w jakiejś fabryce cymbałków, jako tłoczarz. Wytłaczał literki na blaszanych płytkach. Pewnego dnia, przez nieuwagę, wypuścił całą partię cymbałków z literkami wybitymi do góry nogami. Obciążyli go za to, za zmarnowany surowiec i otrącali z wypłaty tak, że dostawał tylko jakieś nędzne grosze.

Wreszcie Ance skończył się okres i mogliśmy rozpocząć współżycie. Upominała mnie żebym nie „wyskoczył” zbyt późno i z tego wszystkiego wyskoczyłem za wcześnie i nie spuściłem się.
W tej sytuacji, tak jak gdzieś wyczytałem, musiałem iść do łazienki, oddać mocz, umyć ptaszka i spróbować jeszcze raz. Za drugim razem też wyskoczyłem za wcześnie i nie nastąpił wytrysk. Znowu poszedłem do łazienki, oddałem mocz i umyłem członka. Nie było to normalne, ale Ania była wyrozumiała. Za trzecim razem, wreszcie się udało i spuściłem się jej obficie na brzuch.
Z czasem, tak przyzwyczaiłem się do stosunku przerywanego, że kiedy spuszczałem się do środka, to czułem się nieswojo.

Kiedy tylko Ania wyekspediowała dzieci do szkoły, wpadaliśmy sobie w ramiona. W czasie całej naszej znajomości, ani razu nie odmówiła mi seksu. Nigdy natomiast, nie wzięła mojego członka nawet do ręki. Jedynie niekiedy, głaszcząc mnie po brzuchu, muskała go lekko końcami palców. Penis prężył się wtedy i wyciągał do jej ręki, ale nadaremno.

Była też wstydliwa. Gniewała się, kiedy chciałem pooglądać sobie jej cipkę. Raz kiedy brała kąpiel, zapytałem czy mogę umyć jej plecy. Zgodziła się, ale kiedy wszedłem do łazienki nalała do wanny płynu do kąpieli i zaczęła trzepać rękami żeby zrobiła się piana. Jednak, komunistyczny płyn niskiej jakości nie zapienił się, więc kazała mi wyjść. Szkoda, bo pięknie wyglądała naga w tej wannie i liczyłem na to, że będę mógł ją umyć całą.

Pokazała mi za to, inną fajną rzecz. Czasami tak pieściła delikatnie paluszkiem któryś z moich sutków, że po pewnym czasie, dawało to efekt w postaci niezwykle przyjemnego łaskotania w kościach.

Nigdy nie miała ze mną orgazmu podczas stosunku. Jedną z przyczyn było to, że strasznie mocno na mnie działała. Nie byłem w stanie zapanować nad podnieceniem, albo przedłużyć stosunku. Próbowałem wszystkiego, nawet wyobrażania sobie, że kopuluję z jakąś brzydką kobietą. Wszystko nadaremno, chociaż parę razy mówiła: „niewiele brakowało żebyśmy mieli jednocześnie”, albo „myślałam, że doprowadzisz mnie do szaleństwa, bo cały czas dochodziłam i nie mogłam dojść”.

Drugą przyczyną było to, że u Anki zawsze ktoś przesiadywał do późna, byłem ciągle przez to niewyspany i kiedy już wreszcie dochodziło do seksu, to po orgazmie zwykle zasypiałem jak niemowlę i nie było na to rady.
Za to, bardzo szybko szczytowała w trakcie „palcówki”. Uwielbiam to robić, od dzieciństwa wkładałem koleżankom rękę w majtki przy każdej okazji. Pamiętam, że potem palce pachniały mi jakby octem.
Zakładała jedną nogę na oparcie wersalki, a drugą opuszczała na podłogę kiedy jej to robiłem.
Fajnie to wyglądało.
Czułem wyraźnie jak narasta jej napięcie, nabrzmiewa łechtaczka i po kilku skurczach, opada bez sił półprzytomna.

Zawsze kochaliśmy się w pozycji klasycznej, to dlatego, że nie chciałem żeby wyglądała jakoś śmiesznie, albo niegodnie podczas stosunku ze mną.
Pragnąłem, uprawiać z nią piękny, uduchowiony seks.

Kiedy Ania miała dni płodne, powstrzymywaliśmy się od współżycia. Baraszkowaliśmy jednak na łóżku. Ona była w samych majteczkach, a ja leżałem na niej i całowaliśmy się. Mój penis stał jak dzida a ja, wgniatałem go w jej łono. Pomyślałem, że jeszcze przyjemniej będzie przyciskać go do gołej broszki i zdjąłem jej majteczki. Było cudownie.
- Włożę ci tylko na chwilkę. – powiedziałem.
- Dobrze.
Włożyłem jej, ale długo nie wytrzymałem i poruszałem trochę, a już po kilku sekundach zbluzgałem się jej na brzuch.
- Wiedziałam, że tak będzie – powiedziała,
Byłem zakłopotany tą sytuacją.
- Jesteś dla mnie taka dobra, dziękuję ci za wszystko i przepraszam.
- Przecież wyraziłam zgodę, powiedz co byś jeszcze chciał żebym dla ciebie zrobiła?
- Nic.
- No powiedz, czego jeszcze mamusia nie pozwalała ci robić?
- Nie pozwalała mi wyjadać śmietanę z lodówki – powiedziałem, a ona poszła do kuchni, przyniosła słoik śmietany i nakarmiła mnie dużą łyżką.

Poprosiłem by dała mi swoje zdjęcie. Dała, a na odwrocie napisała taką dedykację:

„Jeśli chcesz, to mi wierz. Jeśli nie chcesz, to nie musisz. Wracaj sobie do mamusi”.

Do domu wróciłem dopiero na Święta, a na Sylwestra byłem już z powrotem w Częstochowie. Pociąg z Warszawy do Częstochowy pędził wesoło postukując jakieś dwie i pół godziny. Lubiłem zająć miejsce w wagonie restauracyjnym Warsu, przy dwu osobowym stoliku i dokooptować sobie jeszcze kogoś do towarzystwa, żeby trzymać dla siebie miejsce. W ten sposób, jedząc co jakiś czas fasolkę po bretońsku, albo pijąc chińską herbatę ekspresową, podróż mijała najprzyjemniej.
Raz, podróżowałem z pewnym sympatycznym chłopakiem z Krakowa. Dziwił się, że jeżdżę do dziewczyny tak daleko. Kiedy mu powiedziałem, że mam seks od samego wejścia do niej do mieszkania i że już kiedy pociąg zbliża się do Częstochowy to zaczyna mi stawać, podziwiał.
- Moja to nieee. Moja to uuuu, od święta.

Pamiętam, że na początku nie umiałem w ogóle, mówić do Ani czułym głosem, ani szeptem. Nigdy, po prostu, tego nie praktykowałem. Pewnego dnia, jakby za dotknięciem magicznej różyczki, raptem, nauczyłem się tego.

Podobno, 20-stolatkowie śpią ze sobą w jednym łóżku, 30-stolatkowie wolą już spać na osobnych łożach, 40-stolatkowie chcą mieć osobne sypialnie, a 50-ciolatkowie osobne domy.

Ja, mogłem wtedy spać z nią całą noc, nawet na kamieniu. W dzień, też wtulaliśmy się w siebie nieustannie.

- Włażą w siebie – mówiła Gośka, koleżanka Anki i dziewczyna Marka w jednej osobie.

Ania była absolwentką szkoły gastronomicznej i umiała dobrze gotować, oraz piec ciasta. Robiła nawet pyszne torty. W kuchni siedziała mi zawsze na kolanach i całowaliśmy się namiętnie.

Lubiliśmy razem rozwiązywać krzyżówki. Mieliśmy podobną wiedzę krzyżówkową i rywalizowaliśmy ze sobą, uzupełniając się jednocześnie. Byliśmy ładną parą, jak tak patrzyłem w lustrze to pasowaliśmy do siebie i widziałem nawet na ulicy, że ludzie życzliwie na nas patrzą i uśmiechają się. Odwiedzali nas różni znajomi i znajomi znajomych. Byli też tacy co myśleli, że jesteśmy małżeństwem, a chłopcy to nasze dzieci. Tyle, że musielibyśmy je spłodzić w wieku 11 i 12 lat.
Do Anki przyjeżdżali też zalotnicy z jej rodzinnych stron, przywozili swojskie wędliny i salcesony. Siedzieli później ze spuszczonymi nosami i ostatnim autobusem wracali do domu z niczym. Ona zaś, robiła mi potem kanapki z tymi wędlinami i salcesonami.

Czułem się jak Król Dżungli.

Dużo żywności, Anka dostawała z darów których całe TIR-y napływały wtedy z Zachodu na ręce kościoła.
Te konserwy, które rzekomo dla mnie kupiła, kawa, herbata, cukier, masło, wszystko to pochodziło z darów.
Z darów, miała też, dużo dobrych jakościowo zachodnich ciuchów.

Zapytałem ją, o co chodziło z tym klasztorem. Wyjaśniła, że poczuła kiedyś powołanie do zakonu, po tym jak Papież Jan Paweł II dotknął ją dłonią podczas wizyty na Jasnej Górze.

Ania miała fantazję. Raz, wyciągnęła mnie na spacer w środku nocy na Promenadę. Potem zaprowadziła na pobliski cmentarz. Była akurat „godzina duchów”. Opowiadała, że do grobu pewnej młodej dziewczyny, która zginęła w wypadku samochodowym, od lat przyjeżdża jej były chłopak i przywozi kwiaty.

Pamiętam, że po powrocie, wziąłem ją na wersalce w ubraniu. Tylko zawinąłem jej do góry spódnicę, zdjąłem rajstopy i majtki.

Miała też, „fajne” poczucie humoru. Lubiła obrzydzać mi jedzenie. Raz kiedy jadłam parówki z musztardą, zapytała czy jestem „wrażliwy”.
- Nie – odparłam.
- Bo jedna moja koleżanka to zawsze mówi: „Jak jem musztardę, to później „robię” musztardą.
Spojrzałem na rozmazaną na talerzu musztardę i… odechciało mi się jeść.

Mój ojciec miał samochód marki Syrena. Ania zapytała czy nie obrażę się jeśli opowie mi dowcip o Syrence.
- Nie – powiedziałem.
No to ona:
- Jedzie sobie Syrenka szosą, patrzy, a tu kupa leży na środku drogi. Zatrzymała się i mówi:
- Kupo, zajdź z jezdni bo auto jedzie.
A kupa na to:
- Jak ty jesteś auto, to ja jestem ciastko tortowe.

Ojciec Anki zmarł, na wrzody żołądka, kilka lat wcześniej. Pamiętam jak raz, kiedy siedziała mi na kolanach wyszeptała:
- Tato – i wtuliła się we mnie mocno.

Wiele razy miałem ochotę zrobić Ance minetkę, ale miała ona pewien niefortunny zwyczaj. Przed seksem, szła zwykle wysikać się do łazienki, spuszczała wodę i… słychać było wyraźnie, przepłukiwała broszkę wodą z klozetu. Kto by chciał lizać coś co było wypłukane w sraczu? Porażka!
Jednego razu, kiedy Anka miała okres, leżeliśmy sobie na wersalce a ja gmerałem jej u góry w cipce paluszkiem.
- Ale mnie podnieciłeś! – powiedziała w pewnym momencie.
Wstała, poszła do łazienki i nalała wody do wanny. Wyregulowała kran tak, że ciągle lała się zeń ciepła woda. Zgasiła światło i kochaliśmy się w tej wodzie, a potem jeszcze, zrobiłem jej w tej wannie minetkę.

Jeśli chodzi o wrażenia smakowe to porównanie do surowego boczku, wydaje się najbardziej trafne. No i jeszcze ten nos buszujący w owłosionym wzgórku łonowym.
- Pierwszy raz to zrobiłem – powiedziałem jej po wszystkim
- Wiem – wyszeptała i pocałowała mnie namiętnie.

Nawet nie wiem kiedy, zakochałem się w niej bez pamięci. Nieustannie o niej myślałem. Było mi z nią tak dobrze, że zacząłem nawet marzyć o ślubie i dziecku z nią.
Nakupowałem jej tyle prezentów, że aż nie wypadało jej ich wszystkich dawać na raz.
Już nie tylko jej cipka, ale cała ona stała się dla mnie źródłem ogromnej rozkoszy. Uwielbiałem ją. Kiedy jej wkładałem, było mi tak miło jakbym w upalny dzień, położył się w chłodnym cieniu, albo jakbym przyłożył „jeszcze na minutkę” głowę do poduszki, kiedy trzeba wstawać o piątej rano. Już od początku stosunku robiło się niezwykle przyjemnie, a orgazm zdawał się nie mieć końca. Kiedy normalnie miałem około 10-ciu skurczów podczas wytrysku, to z nią wtedy, miałem (raz aż policzyłem) 36 skurczów!
Po tak silnym orgazmie zwykle, zasypiałem prawie natychmiast, jak niemowlę.

Lubiłem leżąc na niej i wspierając się na łokciach, wsunąć jej ręce pod plecy i chwycić ją mocno za ramiona, tak żeby mi się nie wysuwała i sztosować ją mocno. Ona leżała wtedy z zamkniętymi oczami i uśmiechała się cudnie, jakby coś słodkiego jej się śniło. Ja wówczas, lizałem jej śliczne zęby i całowałem ją namiętnie.
Lubiłem wsadzać jej głęboko do samego końca, trzymać tak i pulsować jeszcze członkiem. Ona to czuła i odpowiadała mi również jakimiś skurczami. Można byłoby się tak porozumiewać alfabetem Morse’a. Smile
- Aż w gardle go czułam – mówiła potem.
Przed wytryskiem, musiałem ją trochę zasłaniać torsem, bo zdarzało się, że pierwszy rzut przelatywał jej nad głową, a drugi spadał na twarz.
- Oczy byś mi wybił – mawiała wtedy.
Zauważyłem, że jej piersi nie są już tak miękkie jak na początku.
- To twoje masarze to sprawiły – powiedziała.

Sielanka nie trwała jednak wiecznie. W dzień, przychodziło i przesiadywało u nas wiele osób i to było OK, ale w nocy kiedy wszyscy już poszli, przychodziła Gośka która mieszkała pod nami.
Dziewczyna, nigdzie nie pracowała i cierpiała na bezsenność. Przyłaziła i pierdoliła jakieś głupoty od których, aż mi uszy więdły. Żadne aluzje, żadne ziewanie, czy zerkanie na zegarek nie pomagało, przesiadywała do bardzo późna.

Nie mogliśmy się przez nią kochać, a Ania codziennie rano musiała wstawać żeby wyszykować chłopców do szkoły. Była tak niewyspana, że raz usnęła mi w kuchni przy stole i nie było szans żeby ją dobudzić. Zaniosłem ją wtedy do sypialni i rozebrałem. Miałem ochotę wziąć ją taką śpiącą, ale bałem się, że może się o to obrazić. Założyłem jej górę od mojej piżamy, żeby nie zmarzła i tak spaliśmy. Później, długo jeszcze piżama, pachniała jej zapachem.
Po tym zdarzeniu nie wytrzymałem i powiedziałem Gośce, że nie życzę sobie żeby przesiadywała u nas do tak późna i nie dawała wyspać się Ani.
Gośka zrobiła wielkie halo z tego powodu, przytaczając absurdalny argument, iż ona jest przyjaciółką Anki od wielu lat, a ja jestem z nią zaledwie od dwóch miesięcy
Jakiś czas przestała do nas przyłazić, ale zaczęła wszystkich przeciwko mnie nastawiać
Nawet Marek zaczął robić mi wymówki, że jestem niemiły dla jego dziewczyny. Zagotowało się we mnie i powiedziałem mu kilka przykrych słów. Między innymi, że ma najgorszą pracę o jakiej słyszałem i najgorszą dziewczynę jaką znam. On miał pretensje, że dla Anki zdradziłem nasze ideały i marzenia. Pamiętam, że powiedział wtedy:
- A ty nie wierz tak Ance, ona taka nie jest. Ona potrafi się tylko świetnie do każdego dostosować.

Sroga zima była tego roku, mróz ponad 30 stopni, śnieg aż skrzypiał pod nogami, a na kolei pękały szyny. Z wysokości 10-tego piętra, spoglądałem czasem w dół, jak ludzie okutani i zziębnięci borykają się z trudami życia codziennego w komunizmie. W telewizji nadawali codziennie relację z procesu zabójców kś. Jerzego Popiełuszki. Tymczasem ja, przeżywałem najwspanialsze tygodnie swojego życia.

Pewnej nocy widzieliśmy jak milicja goniła jakiegoś człowieka. Na tle jasnego śniegu, widać było wyraźnie jak odległość między nimi nieubłaganie się zmniejsza, aż w końcu go dopadli. Najpierw uwalili się na niego całym ciężarem ciała, a potem, spuścili mu łomot i wrzucili do „suki”.
Rano dowiedzieliśmy się, że był to włamywacz do sklepu RTV pod nami.

Innej nocy, przyszedł do nas Marek, pijany i przytaszczył ze sobą wielką metalową bańkę na mleko. Okazało się, że popił z Krzyśkiem (bratem Gośki), który mieszkał tuż pod Jasną Górą i wracając wziął sobie, z przed bramy jakiegoś klasztoru, tę nieszczęsną kankę. Miał zamiar sprezentować ją swojemu wujowi, który amatorsko wytwarzał alkohol. Trzy razy zatrzymywał go po drodze patrol milicji. Strasznie interesowała ich ta bańka, otwierali ją, zaglądali, wąchali, nawet macali ręką.
- A gdzie bimber?! – pytali, ale ostatecznie puszczali go wolno.
Na osiedlu zobaczył kiosk, który był już zamknięty. Na szybie były poustawiane paczki papierosów, a jemu chciało się palić. Przywalił w tą szybę bańką, ale wszystkie papierosy pospadały i powpadały do środka tak, że nie mógł żadnych dosięgnąć.

Odprowadziliśmy go potem z Anką i Gośką do domu i widzieliśmy jak przy kiosku kręciła się już milicja.

Mimo mrozów Marek chodził bez kurtki. Piękną skurzaną kurtkę, którą kupił sobie kiedy ze mną handlował, wycyganił od niego jego własny brat. Pożyczył i prawdopodobnie sprzedał, a powiedział, że mu ukradli w pociągu.

Pewnego dnia Marek przybiegł do nas cały podekscytowany. Powiedział, że przechodząc koło biura turystycznego, zobaczył ofertę niezwykle taniej wycieczki promem do Szwecji. Poprosił panią z owego biura, aby zatrzymała dla niego jedno miejsce, a on jutro w pracy napisze podanie o chwilówkę i za kilka dni wpłaci żądaną kwotę.

Poprosił nawet swojego ojca, aby ten dał mu koniak który stał w barku zawinięty w papier. Chciał zanieść go kobiecie z tego biura, żeby na pewno trzymała miejsce dla niego.
Ojciec odmówił jednak. Kiedy wyszedł, Marek chciał wziąć ten koniak bez pozwolenia, ale tatuś to przewidział i nawet złośliwie zostawił papier tak, że Marek chwycił zań i dopiero wtedy zobaczył, że butelki już nie ma.

Marek nie podlegał powszechnemu obowiązkowi służby wojskowej, bo na komisji poborowej zasymulował zeza zbieżnego prawego oka i otrzymał kategorię E „trwale niezdolny do służby wojskowej”. Nauczył się robić zeza jednym okiem, nosząc specjalne okulary które sam zbudował. Ja niestety byłem w gorszej sytuacji, miałem kategorię A1 i nie miałem szans na paszport do krajów kapitalistycznych przed odbyciem służby wojskowej. Po ewentualnym odsłużeniu wojska, również przez kilka lat mógłbym nie dostać paszportu ze względu na tajemnicę wojskową.

Gośka oznajmiła, że nie puści Marka samego i ona też jedzie na tą wycieczkę. Dodatkowo, namówiła jeszcze Ankę żeby jechała z nimi.

- Dziwię ci się, że pozwalasz Ance wyjechać – powiedziała Gośka.

Dla mnie było oczywiste, że jeśli się kogoś kocha to pragnie się dla niego wszystkiego co najlepsze. Ja nie mogłem jej, na ten moment, wiele zaoferować. Pragnąłem żeby była szczęśliwa, ale w głębi duszy liczyłem jednak, że mnie nie zostawi.

Zresztą, wcale nie było powiedziane, że uda im się tam zaczepić i że nie zostaną, jak to się brzydko mówi, wydaleni.

Żegnałem się z Anią kilka dni. Było dużo seksu, uścisków i pocałunków. Kiedy nadszedł czas rozstania, płakała i nie chciała mnie wypuścić z objęć,

Okazało się że wszyscy troje wystąpili o azyl i pozostali w Szwecji.

Ziemia zaczęła dosłownie, parzyć mnie w stopy. Pragnąłem niczym Superman unieść się w powietrze i poszybować na północ, ku swojej ukochanej.

Kolega, który służył na Wybrzeżu w Obronie Pogranicza, zdradził mi jedyny realny, według niego sposób, żeby nielegalnie wydostać się z Polski. Polegał on na tym, żeby wypłynąć motorówką wraz z promem pasażerskim, w niewielkiej od niego odległości i wtedy kiedy jest mgła. Dostatecznie daleko, by nie zostać dostrzeżonym z pokładu promu, a jednocześnie dość blisko aby wojskowe radary nie wykryły motorówki obok dużego statku.
Czarno jednak to widziałem.

Inny ktoś powiedział mi, że komuniści bez problemów dają paszporty rencistom.

Cinkciarze z pod Pewexu, wszyscy podobno mieli pozałatwiane renty.

Poszedłem nawet do nich i zapytałem się, ale mnie wyśmiali.
Akurat przechodziła jakaś staruszka i jeden mówi:
- Te! Tej babci się zapytaj lepiej jak załatwić rentę, ona prędzej ci powie.

Oczekiwanie na jakąś wiadomość ze Szwecji ciągnęło się w nieskończoność. Nie ma nic gorszego od codziennego i bezowocnego wyglądania listonosza.

Wreszcie, przyszedł pierwszy list od Anki. Opisywała w nim, jak przebiegała podróż i wrażenia z pierwszych dni pobytu.
- Sklepy pełne bogactwa – zapadło mi w pamięci.
W kopercie znalazłem też piękną kartę z wyciętym ze sreberka wizerunkiem zakochanej pary

Za jakiś czas przyszedł drugi list w którym pisała, że dostała od władz Szwedzkich 68-mio metrowe mieszkanie i pieniądze na zagospodarowanie i wyżywienie. Przysłała mi i tym razem ładną kartkę ze zdjęciem, młodej jeszcze wtedy i pięknej Królowej Szwecji Sylwii.

Następnie, po dłuższym czasie, przyszła jeszcze widokówka ze Sztokholmu. Doszła chociaż, zapewne w pośpiechu, nie napisała ani kodu pocztowego ani kraju docelowego. Były na niej pozdrowienia, oraz taki oto wierszyk:

„Jak pociągi mijają się w drodze, tak my szukamy swych dróg. Na maleńkiej stacyjce w przyszłości, może kiedyś spotkamy się znów”.

Na tym kontakt się urwał.

Ten brak wiadomości był straszną torturą.

Kiedy straciłem już cierpliwość, zadzwoniłem do Częstochowy, do Bożeny (siostry ciotecznej Gośki) , ale ona też nie miała żadnych wieści od Anki. Ze zdenerwowania, aż zacząłem się jąkać. Bożena, dała mi adres do Marka.

Po odpowiednio długim czasie ( list z Polski do Szwecji szedł chyba z miesiąc), Marek przysłał odpowiedź:
- Na Ankę nie licz, ona już tutaj kogoś ma.

To był szok. Czułem jak włosy wychodzą mi z głowy z rozpaczy. Myśl o tym, że ona robi to z innym, można było porównać tylko do operacji bez znieczulenia na żywym organizmie. Myślałem, że oszaleję. Miałem wszelkie objawy obłędu z kompulsywno-impulsywnym waleniem konia włącznie.

Potem, analizowałem, słowo po słowie, wszystko co zostało między nami powiedziane.. Przypomniały mi się zdania, na które wcześniej nie zwróciłem uwagi.
- Kiedyś myślałam, że jesteś inny (taki potwór), a tu hłee – Anka na krótko przed wyjazdem.
Albo Gośka:
- Człowiek interesu? Chyba swojego.
Do tego doszedł jeszcze straszny obciach, bo chwaliłem się wszystkim znajomym, że moja dziewczyna wyjechała do Szwecji.

Nigdy w życiu nie czułem się tak podle.

W następnym liście Marek doniósł mi, że facet z którym jest Anka, to Arab, a dokładnie jest on Kurdem Irackiego pochodzenia.
- Tacy to od ręki dostają azyl w Szwecji – napisał.
Od tamtej pory słowa piosenki Perfektu „Z autobusem Arabów zdradziła go, nigdy nie był już sobą o nie.” miały dla mnie osobisty wydźwięk.

Kiedyś gdzieś przeczytałem, że „Prawdziwego Mężczyznę może zniszczyć tylko kobieta”. Tak było i w moim przypadku.

Zacząłem pić.

Marek podał mi, numer do siebie.
Nie posiadałem telefonu, a nie chciałem nadużywać niczyjej uprzejmości, bo żeby złapać połączenie z zagranicą, trzeba było dziesiątki razy wykręcać numer i taka rozmowa sporo kosztowała. Chodziłem więc, na pocztę. Czekało się pół dnia na połączenie, a często telefonistka żeby pozbyć się petenta mówiła po prostu, że nikt nie podnosi słuchawki. Raz tak powiedziała jednemu Ruskowi, a on na to: „Pani, eto nie możet być. Tam wosiem ludiej żiwiot. Babuszka wosiemdziesiat wosiem liet, ana nikuda nie chadziat”.

Kiedy się wreszcie dodzwoniłem, dowiedziałem się kolejnej szokującej wieści.
Gośka też odeszła od Marka i również do jakiegoś Irackiego Kurda.
- Sprzedały dupy dla Arabów – podsumował całą sprawę Marek.

Gdzieś kiedyś przeczytałem, że głód narkotykowy jest 700 razy silniejszy od głodu nikotynowego. To by się zgadzało. Długo cierpiałem i za nią tęskniłem. Byłem od niej uzależniony jak narkoman od heroiny i nic nie było w stanie ukoić tego bólu.

Wiedziałem, że muszę jak najszybciej znaleźć sobie nową dziewczynę. Dzięki znajomości z Anką nabrałem trochę śmiałości do kobiet. Pierwsza była Kasia 20lat, którą poderwałem na dyskotece w ten sposób, że pomyliłem ją z jedną moją znajomą, a ona nie wyprowadzała mnie z błędu. Kiedy ją pierwszy raz objąłem i przytuliłem, to aż zacząłem się trząść, tak miałem zszargane nerwy. Wszystko szło w jak najlepszym kierunku. Był spacer w odludne miejsce, ale okazało się, że ma okres jak przyszło co do czego. Odwiedzałem ją u niej w domu i było macanko. Umówiliśmy się już na wyjazd, za miasto do hotelu na seks, ale raptem jej się odwidziało.
Raz kiedy od niej wracałem późno w nocy, zatrzymała się koło mnie milicyjna ciężarówka do wożenia zomowców, tak zwana „Bonanza”.
Dwaj młodzi zomowcy zaświecili na mnie szperaczem i zażądali dowodu osobistego.
- Skąd to się wraca o tej porze? – zapytali.
- Od dziewczyny – odparłem zgodnie z prawdą.
Ta odpowiedz ich trochę zmieszała. Zapytali gdzie mieszkam i zaproponowali podwózkę.
Wdrapałem się do kabiny i rzeczywiście zawieźli mnie pod sam dom.
- Bo wiesz o tej porze to tylko kurwa i złodziej chodzą – tłumaczył się jeden.

Jeszcze nie skończyłem definitywnie z Kasią, a już poderwałem Małgosię 17lat, a jednej niedzieli, umówiłem się aż z trzema dziewczynami a czwartą jeszcze poderwałem na ulicy.
Z Gosią miałem spotkać się wieczorem, ale nie przyszła. Ponieważ wiedziałem gdzie mieszka, poszedłem zapytać ją, dlaczego?
Tłumaczyła się, że myślała, że to nie na poważnie z tą randką i że myślała, że ja też nie przyjdę.
Ubrała się i poszliśmy na spacer.

Małgosia była 5 lat młodsza ode mnie, ale nie spełniała moich oczekiwań. Pragnąłem jak najszybciej stworzyć taką samą relację jaką miałem z Anką. Potrzebowałem dużo seksu i bliskości.
Tymczasem Małgośka nie dawała mi tego. Ciągała mnie po wszystkich dyskotekach w okolicy i po wszystkich imprezach rodzinnych typu „imieniny wujka Władka”.
Chodziłem z nią, ale co raz bardziej jej nienawidziłem. Zamiast cieszyć się swoją potencją i z niej korzystać, musiałem ją tłumić.
Od chodzenia cztery razy w tygodniu na dyskoteki, w końcu się przeziębiłem.

Raz zabrałem ją na pokaz wideo głośnego filmu dokumentalnego „Oto Ameryka”. Już na początku filmu rozbolał ją brzuch. Musiałem wziąć taksówkę i zawieźć ją do domu, a tam, okazało się, że przyjechał stryjek Heniek z rodziną i jest impreza. Małgosia raptem ozdrowiała, jadła, piła i brzuch jej już nie bolał.
Straciłem pieniądze na dwa bilety, taksówkę i nawet nie obejrzałem filmu. Za to musiałem oglądać spoconą tłustą gębę stryjka Heńka.

Wreszcie zaczęliśmy współżyć. Była zima i nie mieliśmy żadnych warunków lokalowych. Kochaliśmy się u niej w kuchni, kiedy jej rodzice już spali, na podłodze, albo na krześle.
Raz kochaliśmy się u mnie w domu, kiedy moi rodzice wraz z rodzeństwem pojechali do babci. Byłem pewien, że wrócą później, ale przeciwnie, wrócili wcześniej. Ledwo zdążyliśmy posprzątać po seksie. Nasi rodzice mieli całkowicie wyjebane na to czy i gdzie będziemy to robić.
Tego wieczoru przytrafiło się nam jednak, coś wyjątkowego. Kiedy już położyłem się na nią, mój penis od razu trafił do jej dziurki, bez pomagania ręką, jak u zwierzątek.

Małgośka denerwowała mnie swoimi głupimi uwagami, w których kwestionowała moją „męskość”.
- Ty już masz mały łepek – albo – Tobie jajka już wiszą.
- Łepek jest raz mały, raz duży, a jajka czasem wiszą, czasem nie – wyjaśniałem jej.

Wreszcie pojechaliśmy do hotelu. Zsunęliśmy ze sobą dwa łóżka i tego dnia pobiłem swój życiowy rekord: siedem razy w ciągu jednej nocy.
- Ty ruchaczu! – po wszystkim, powiedziała do mnie Gośka.

Po tym wyjeździe, zerwałem z nią bez słowa wyjaśnienia. Po tym jak Anka mnie skrzywdziła, uważałem, że ja też mam prawo krzywdzić kobiety.
Jej koleżanka zaczepiła mnie raz w dyskotece:
- Jak mogłeś zostawić Gośkę bez słowa i to po tym jak zabrałeś ją do hotelu!? Wiesz jak ona się teraz czuje!? Wszyscy jesteście tacy sami!
- To Wy wszystkie jesteście takie same. – odwarknąłem.

Następnie, zapoznałem Wiesię, kobietę 36-cio letnią. Wiesia była rozwódką i miała 18-to letnią córkę. Wiesia była zgrabna, zadbana i miała mieszkanie i samochód. Miałem nadzieję na dużo dobrego seksu, ale niestety… . Wiesia miała dziwne nawyki i przekonania.
Była przeświadczona np. że „lecieć w ślinę”, czy „wymiana płynów” znaczy dosłownie: wpluwanie partnerowi do ust, nagromadzonej przedtem w buzi śliny. To było beznadziejne i obrzydliwe.
Albo, nie pozwalała mi, dotknąć się do swojej cipy:
- Co, nie chcesz mnie już ruchać? – mówiła.
Nie rozumiem jak kobieta, która miała kiedyś męża, a potem wielu kochanków mogła hołdować takim zabobonom.
Koledzy przestrzegli mnie, że każdy jej facet, coś zawsze jej zostawiał. Pierwszy zostawił mieszkanie, drugi samochód, trzeci garaż. Byłem na to wyczulony i kiedy Wiesia zaczęła robić mi wymówki, że za mało angażuję się finansowo w związek, zerwałem z nią.

Mijały miesiące.

Latem 1986-tego roku, zadzwoniłem do Bożeny żeby dowiedzieć się co nowego u Marka. Zapytałem też o Ankę.
- Możesz ją sam zapytać, ona jest w Częstochowie.
- Jest w Częstochowie!? – powtórzyłem zdumiony – i mieszka tam gdzie przedtem, u swojej siostry?
- Tak. – potwierdziła Bożena.

Akurat niedawno, kupiłem sobie garnitur na jakieś wesele. Podobno świetnie w nim wyglądałem. W nadziei, że ją tym zaskoczę, postanowiłem założyć ten garnitur.

Przypomniałem sobie też, jak raz przyjechałem do Anki i akurat był u niej Marek z Gośką, wszyscy w jakichś wyjątkowo ponurych nastrojach. Ja wówczas nie byłem zwolennikiem alkoholu, ale wtedy wyjątkowo, przywiozłem ze sobą butelkę żubrówki. Kiedy wyjąłem flaszkę, wszyscy rozchmurzyli się raptem jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ania w podskokach przygotowała jakieś kanapki i spędziliśmy wszyscy bardzo miły wieczór. Potem była jeszcze cudowna noc z moją ukochaną.

Dla ewentualnego „przełamania lodów„ kupiłem więc, 0,7l Wyborowej, pożyczyłem neseser od mojego szwagra i tak wystrojony, niczym prawdziwy Człowiek Interesu wyruszyłem do Częstochowy.

Na miejscu, wynająłem pokój w jakimś hotelu nieopodal dworca. Standard pokoju był raczej podły, zamiast łazienki był tylko zlew. W obawie, że jeśli doszłoby do seksu z Anią i znów stosunek byłby żenująco krótki, zwaliłem sobie konia i spuściłem się do tego zlewu.

Przejechałem przez całe miasto tramwajem i wkrótce stanąłem przed drzwiami owego sławetnego mieszkania na 10-tym piętrze.
Otworzyła mi Ania. Była zaskoczona, ale i ucieszyła się na mój widok. Zaprosiła mnie do środka. Poszła się ubrać, bo była w piżamie. A właściwie nie w piżamie, tylko w jakichś przeźroczystych arabskich gaciach. Brakowało tylko ciżemek z podwiniętymi noskami.
Zrobiła mi kanapki i znów poczułem w ustach ten specyficzny smak Częstochowskiego chleba.
Przybiegli chłopcy popisując się jakimiś kolorowymi, plastikowymi zegarkami, „transformersami”. Być może,prezentami od „nowego wujka”.
Pytali co jest w neseserze. Pokazałem im.
Ania zaproponowała, że pojedziemy do Krzyśka i jego żony. którzy byli najbardziej nam przyjaźni ze wszystkich.

Impreza przebiegała w miłej atmosferze. W pewnej chwili Krzysiek i jego żona posadzili mi Ankę na kolana.
- Stara miłość nie rdzewieje – żartowali.
- Rdzewieje, rdzewieje. – dementowałem.
Anka, posiedziała trochę na moich kolanach, ale po paru minutach przesiadła się z powrotem na tapczan.

Dowiedziałem się dlaczego Ania przyjechała do kraju.
Marek poznał pewną młodą Polkę z prawem stałego pobytu w Szwecji i zmajstrował jej nawet dziecko. Gośka też powiła już dzieciątko swojemu Arabowi i władze Szwedzkie nie mogły ich wydalić.
Anka nie mając dziecka z osobą posiadającą stały pobyt, musiała opuścić Szwecję. Jej Arab musiał przyjechać do Polski, wziąć z nią ślub i wrócić, a ona dopiero teraz może starać się o wizę emigracyjną do Szwecji.

Nad ranem gospodarze poczuli się już senni i musieliśmy iść. Usiedliśmy na ławce u stóp Klasztoru Paulinów i rozmawialiśmy. Pożaliłem się jej jak bardzo cierpiałem z jej powodu.
- Ale, dlaczego ja? Przecież tyle jest dziewcząt – nie mogła się nadziwić.
Rozgadała się, jakby pierwszy raz miała okazję opowiedzieć komuś co przeżyła tam w Szwecji.
Patrzyłem na nią, była tak blisko mnie, ciepła i miła jak kiedyś. Była powodem mojego strasznego cierpienia, a zarazem jedynym na to cierpienie lekarstwem.
- Tyle razy byłem w Częstochowie, a nigdy nie widziałem Świętego Obrazu – powiedziałem.
- To chodźmy – rzekła ona.

Weszliśmy do pomieszczenia gdzie znajduje się Cudowne Malowidło. Anka uklękła i modliła się potulnie skulona jak jakaś mniszka. Okazało się, że obraz ma dopiero być odsłonięty, a celebra ciągnęła się w nieskończoność. Zaczynałem już trzeźwieć i strasznie chciało mi się pić, poprosiłem więc Anię żebyśmy jednak wyszli i nie zobaczyłem Świętego Obrazu do dziś.

Było przed szóstą rano i sklepy były jeszcze pozamykane. Zaproponowałem, byśmy przeszli się Aleją Najświętszej Maryi Panny w kierunku dworca.
- Może przed jakimś sklepem będą stały już skrzynki z mlekiem – powiedziałem.
Doszliśmy prawie do samego dworca, a skrzynek z mlekiem nigdzie nie było.
- W hotelu mam butelkę Ptysia, jak chcesz to możemy iść się napić.
Recepcjonistka spała na krzesłach, więc wśliznęliśmy się niepostrzeżenie.

Tylko zamknęliśmy za sobą drzwi pokoju, zaczęliśmy się namiętnie całować. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem na łóżko.
- Kocham cię – powiedziałem i wciąż ją całując zacząłem pośpiesznie rozpinać jej bluzkę.
- Pomóż mi – poprosiłem, a ona posłusznie poczęła rozpinać mi koszulę.
Po paru minutach byłem znów w niej, jak za dawnych czasów które myślałem, że nigdy już nie wrócą.
Byłem znów w mej ukochanej.

Przez to, że zwaliłem sobie wcześniej konia i dodatkowo przez gorzałę, w ogóle nie mogłem się spuścić.
Byłem jednak już bardziej doświadczony. Kiedy się zmęczyłem, zmieniałem pozycję na wygodniejszą. Robiłem sobie przerwy, w trakcie których stymulowałem ją ręką.
W trakcie jednej z takich przerw, spuściła się, aż coś trysnęło mi na wierzch dłoni.
Na koniec ona mnie dosiadła i zaczęła w pewien szczególny sposób falować biodrami.
Był to ni mniej ni więcej, tylko arabski taniec brzucha na drążku. Smile
Tak wytarmosiła mi „małego”, że w końcu się spuściłem.
Przed wytryskiem zsunąłem ją z siebie, żeby jej nie zapłodnić.
- Nic tam nie poleciało? – zapytała kiedy już leżeliśmy obok siebie.
- Nie.
- Na pewno?
- Na pewno.

- Dużo miałeś dziewczyn w tym czasie?
- Kilka.
- Młodszych, czy starszych?
- I młodszych i starszych.
- Żebyś mnie czymś nie zaraził – powiedziała.
- Żebyś ty mnie czymś nie zaraziła – pomyślałem.

Leżeliśmy tak i zwierzaliśmy się sobie z różnych rzeczy.
- Dalej nie mogę zrozumieć dlaczego akurat we mnie się zakochałeś.
- Byłaś moją pierwszą prawdziwą dziewczyną.
- No ja z tobą też pierwszy raz żeby aż tak.
- Jak to „żeby aż tak”?
- Żeby tak dzień w dzień.
- Z moim mężem to raz, dwa razy w tygodniu tylko.
- A jak sobie radzisz z tym, że twój mąż jest innego wyznania? Przecież ty jesteś bardzo wierząca, chciałaś nawet zostać zakonnicą?
- Ha, ha, ha. Byłaby zakonnicą gdyby nie ten figiel pod spódnicą – brzmiała jej odpowiedź.

- Wtedy seks uprawiałem z tobą tylko w pozycji misjonarskiej, przez szacunek do ciebie.
- Dziękuję.

- A wiesz, że ciągle muszę uważać na żołądek, chude mięso itd.

- Mam też problem z seksem francuskim. Ja, po prostu tego nie mogę.
- Ja tam mogę się bez tego obyć, owszem jest to coś innego, ale ja najbardziej lubię do cipki.
- Ha, ha, ha.

- Wiesz, niedługo będę załatwiała sprawy w Ambasadzie Szwecji w Warszawie, moglibyśmy się jeszcze spotkać.

Ale tu, zachciało mi się uderzyć w struny moralności.

- Zdradziłaś męża. Mnie pewnie też byś zdradzała.

Zesztywniała.

- Ja usnęłam – powiedziała, wstała i zaczęła się ubierać.
Kiedy zakładała majtki, widziałem ją nagą po raz ostatni.

- Gdyby przyszło ci do głowy się chwalić, to pamiętaj, że moje ręce są długie.
- Co, otrujesz mnie grzybami? – żartowałem.
Również się ubrałem i razem wyszliśmy na ulicę.
Powiedzieliśmy sobie cześć i odeszła pośpiesznym krokiem.
Połyskujące łydki oddalającej się Ani były ostatnim jej obrazem w mej pamięci.
Nigdy już jej nie spotkałem.

Pociąg do Warszawy był zatłoczony i wlókł się niemiłosiernie. Ludzie jechali nad morze.
Stałem w korytarzu i byłem tak wyczerpany, że gdyby nie nowy garnitur, położył bym się chyba na podłodze.

Po tym „spotkaniu po latach” zupełnie mi „odpuściło” z Anką.
Została jakby odczarowana. Tym razem było „moje na wierzchu”.
To ja wzgardziłem jej propozycją spotkania i pognębiłem ją moralnie.
Przyprawiłem też rogi mężczyźnie który mi ją odebrał.

Gdzieś kiedyś przeczytałem, że większość ludzi jest w stanie zakochać się tylko raz w życiu.
Ze mną było podobnie, chodź całe życie szukałem dziewczyny która by tak na mnie działała jak Anka.

Ostatnim takim zrywem była „Szargula”, ale skończyło się tak samo źle i to zanim się jeszcze zaczęło.

Tymczasem komuniści już się wycwanili i nie rozdawali tak chętnie kategorii „E” na lewo i prawo, skierowali mnie na Specjalną Komisję Wojskową do jakiegoś wojskowego burdelu na ulicy Szaserów w Warszawie. Zapewniam Was, że istniały budynki z korytarzami pionowymi i poziomymi. Gmach do którego mnie skierowano właśnie takie miał. Dostałem kategorię „D” ( Czasowo niezdolny do sł. Wojskowej ), na okres 12-stu miesięcy.

Liczyłem, że Marek jakoś mi pomoże. Mógłby np. załatwić mi w Szwecji jakąś kobietę która by wzięła ze mną fikcyjny ślub i mógłbym wyjechać. Znałem przypadek, że kolega w Stanach załatwił kumplowi dziewczynę, która przyjechała do Polski i wzięła z nim ślub.
Mógłby przynajmniej wspomóc mnie finansowo. Mając odpowiednio dużo pieniędzy można było w Polsce załatwić wszystko.
Jeden znajomy poleciał na wycieczkę na Kubę, na paszporcie do państw komunistycznych.
Samolot miał międzylądowanie w Kanadzie w Toronto i policja sama pytała czy ktoś nie chce zostać.
Taka wycieczka jednak sporo kosztowała. Tymczasem w Polsce zarabiało się co raz mniej. Inflacja zżerała wszystko, np. taki Polonez w ciągu roku podrożał więcej niż ja byłem w stanie przez rok zarobić. Czyli, po roku zapierdalania na Poloneza brakowało mi na niego jeszcze więcej niż przed rokiem. Dolary były tak drogie, że zarabiałem dosłownie kilka za cały dzień pracy.

Marek nie kwapił się jednak z pomocą. Miał do mnie żal o to jak potraktowałem go wtedy w Częstochowie i nie mógł mi tego zapomnieć. Odżyły w nim za to uczucia rodzinne. Ściągnął do Szwecji swojego brata, a nawet ojca, który po przyjeździe rozwiódł się zaraz z jego matką.
Tak więc Szwecja rozbiła nie tylko mój związek jak się okazuje.

Musiałem radzić sobie sam.

Po roku stanąłem ponownie, tym razem przed rejonową, Komisją Poborową.
Teraz poszedłem już na całość. Ubrałem się jak niechluj i chodziłem jak przymuł z otwartą gębą. Do poboru stawały już dużo młodsze roczniki i nikt mnie tam nie znał.
Widziałem nawet współczucie w oczach lekarzy i oficerów i udało się! Dostałem upragnioną kategorię „E”!

Czekało mnie jednak pokonanie jeszcze kilku barier. Musiałem załatwić sobie zaproszenie, konto z 200-stu dolarami z legalnego źródła i wizę do RFN , a były straszne kolejki wtedy.

Ostatecznie, w 1988roku, po siedmiu latach starań wyjechałem wreszcie na Zachód, do RFN.

Dzień ten, bez wątpienia, był najszczęśliwszym dniem mojego życia.

Kiedy mieszkałem już w Niemczech, w mieście Cuxhaven nad Morzem Północnym, odwiedził mnie tam nawet Marek. Pojechaliśmy razem do Hamburga, do słynnej dzielnicy Sant Pauli. Pędziliśmy autostradą, jego czerwoną Toyotą Cariną II, 205km na godzinę.
Pamiętam, że Marek trochę się denerwował, bo w Szwecji istniał już wtedy obowiązek używania świateł mijania cały dzień i on nawet nie mógł ich wyłączyć w swoim samochodzie. Niemcy całą drogę dawali mu więc znaki, że ma zapalone światła.
- To Tłuki – wyzywał Marek Szwedów za ten absurdalny przepis.
Ostatecznie Marek nie miał dla mnie żadnych konkretnych propozycji. Przyjechał raczej tylko pochwalić się mi na jakiej wysokiej stopie teraz żyje.

Niemniej jednak to, że ja i on stąpaliśmy razem po Sant Pauli w Hamburgu, uważam za ukoronowanie naszych młodzieńczych marzeń o wyjeździe na Zachód.

Finalnie i mi powiodło się na Zachodzie. Miałem dobrą pracę i zarobiłem kupę kasy.

Kiedy mężczyźnie zaczyna się dobrze powodzić, wtedy jak z pod ziemi wyrasta kobieta.
Kiedy ma już kobietę i dalej mu się dobrze powodzi, to jak z pod ziemi pojawia się dziecko.

Tak też było w moim przypadku.

Po powrocie do kraju, w 1991 roku, okazało się, że moje pieniądze nie są już tyle warte co myślałem. W Polsce zaszły zmiany i dewizy nie były już takim rarytasem jak kiedyś.
Wystarczyło jednak na jakiś drobny interes i trzeba było zapierdalać od nowa.

Udało się też, dobrze wykształcić syna, który studiował Biznes na jednej z czołowych uczelni w Europie i Pracuje obecnie w jednym z nowoczesnych biurowców w Warszawie obracając Grubymi Milionami.

W ten okrężny oto sposób spełniają się, w jakimś sensie i moje marzenia o Człowieku Interesu.

Odpowiedzi

Portret użytkownika Mendoza

O!. Stary Cap pisze, dobre

O!. Stary Cap pisze, dobre czytadło się zapowiada Smile

Portret użytkownika Stary Cap

To mój prezent dla Was. Dla

To mój prezent dla Was.
Dla moich kochanych czytelników. Smile

Portret użytkownika Mendoza

W swoim imieniu

W swoim imieniu dziękuję.
Przyjemnie się czyta, film w głowie ułożony z tekstu pozostaje.

Podejrzewam, że nie napisałeś tej historii od ręki.
Długo siedziałeś nad pisaniem tekstu? (dni)

Portret użytkownika Stary Cap

Tak w wolnych chwilach

Tak w wolnych chwilach pisałem, całe lato i pół jesieni.

Bardzo dobrze się czyta

Bardzo dobrze się czyta Smile

Portret użytkownika zivetar

Uwielbiam ten komunistyczny

Uwielbiam ten komunistyczny klimat... Przychodziłem na świat gdy rozpoczynała się wolność, nigdy było mi dane poznać smaku poprzedniego systemu. Czasami żałuję.

Tylko co Cię do tej kurwy tak ciągnęło, aż mi Cię szkoda chwilami było czytając to... Te pociągi do Arabusów to im do dzisiaj zostały.

Portret użytkownika _Alvaro_

A nie myślałeś, żeby napisać

A nie myślałeś, żeby napisać jakąś książkę? Naprawdę się to bardzo fajnie czyta, masz lekkie pióro. A tak z innej beczki twój syn urodził się rok później ode mnie (jeśli dobrze zrozumiałem 1991) Smile

Ale urwał

Ale urwał

Portret użytkownika Kanonier1990

No świetne czytadło,jestem

No świetne czytadło,jestem pod miłym wrażeniem Smile Pozdrawiam Cię Stary Capie! Smile

Portret użytkownika KamileQ

Uwielbiam Cie czytać. Świetny

Uwielbiam Cie czytać. Świetny blog.

Stary Capie, uwielbiam twoje

Stary Capie, uwielbiam twoje blogi, zawsze czytam z przyjemnością Smile To co mi się w nich bardzo podoba to to, że w każdym znajduję, jakąś cząstkę swoich przeżyć, spostrzeżeń i pogląd na sprawy, które mnie nurtują, a nie chcę o nich rozmawiać z ojcem. Czekam na kolejny wpis, oby tak dalej Smile

Portret użytkownika mgk

"- Może faktycznie będziemy

"- Może faktycznie będziemy spali razem? Mam dobre bezpieczniki, nie przepalą się."

Najlepszy tekst na podryw ever

Portret użytkownika GrzesznikJa

Panie Jacku, pisz pan

Panie Jacku, pisz pan częściej Smile

Portret użytkownika Christiano

Fajny tekst. Daje do

Fajny tekst. Daje do myślenia. Czekamy na choćby krótką wiadomość od swej byłej ukochanej, tygodnie, lata, a ona sobie już hasa z kim innym. Głupie. Ale jak bardzo prawdziwe. Po co wieć ta złudna nadzieja?

Portret użytkownika The Secret

Zamiast spac przed nocka

Zamiast spac przed nocka wolalem przeczytac calosc i bardzo mi sie podobala!

Portret użytkownika kilroy

Niczym rasowy harlequin

Niczym rasowy harlequin ☺
Niezła historia, bardzo fajnie napisana.

Zastanawiam się nad jedną rzeczą; bo ohajtałeś się wkońcu - czy z miłości? w chwili ślubu byłeś zakochany?

Portret użytkownika misiura

@Stary Capie! Kawał historii

@Stary Capie!
Kawał historii i mnóstwo cennych doświadczeń. Dziękuje, że podzieliłeś się z nami swoimi przeżyciami. Dają dużo do myślenia. Kobiety z natury są cwane i przebiegłe (z nielicznymi wyjątkami).

Fajnie było by kiedyś się spotkać i pogadać przy piwku Smile

...i tylko jedno powiem: Ty ruchaczu!

Portret użytkownika Borodino

Bardzo się cieszę, że dodałeś

Bardzo się cieszę, że dodałeś kolejną historię. Bardzo lubię sposób w jaki opowiadasz. Masz lekkie pióro i ciekawy życiorys. Czekam na kolejne opowieści. Pozdrawiam Cię serdecznie!