Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

Więcej luzu.

Portret użytkownika Pierrot

Więcej luzu.

Temat wynika z mojego poprzedniego tekstu. Komentujący pod moim blogiem wskazali, że brakuje mi luzu, że mam za duże parcie na związek, że podchodzę zbyt poważnie. Trudno im nie przyznać racji. Brakuje mi tego jednego elementu. To jest fakt. Macie rację.

Będę nad tym pracował. Przynajmniej postaram się. Choć, jak mnie pewnie znacie, no … niczego nie obiecuje. W sumie, to też moja sprawa, ale dzięki.

Ogólnie luz w życiu to temat ciekawy. Jedni mogą sobie na ten luz pozwolić, inni nie mogą, a pośród nich jest całe grono pozerów udających ten luz.

W życiu spotkałem kilku luzaków. Właściwie mógłbym ich podzielić ostro na dwie kategorie. Pierwsza, to Ci, którzy mieli nad sobą parasol. Parasol w postaci rodzinnych koneksji, majątku. To znaczy, że nawet, jeśli nabroili, to zawsze, ktoś tam ich ratował, a właściwie, jak to w życiu bywa – pieniądze i układy ratowały sprawę. Drugi typ luzaków, to byli zwykli chłopacy, którzy nie byli bogaci, ale chcieli żyć, jak milionerzy (jak w tekście tegorocznego przeboju na lato). Co się z nimi dzieje ? Dwóch z nich nie żyje. Kilku z tych, co byli w związkach, już w związkach nie jest. Po prostu z czasem ich partnerkom zaczęła przeszkadzać bieda i brak perspektyw zasłaniane poczuciem humoru i młodzieńczym luzem partnera, który z czasem był dobrą miną do złej gry. Paru ma życie rodzinne na odległość. Paru rozwody, alimenty i cały syf z tym związany. Po prostu rzeczywistość zaczęła wystawiać rachunki. To jest wszystko trudne i pogmatwane, jak to w życiu. Znowu przyłapałem się, że płynę w kierunku taniego moralizatorstwa, że tamta postawa jest o.k., a tamta już nie. A to akurat gówno prawda. Każda opcja, no prawie każda, ma swoje strony. Lepsze, gorsze odcienie. Ja marudzę o tym, że nie jestem w stałym związku, a druga strona medalu jest taka, że wielu gości pozamieniałoby się ze mną na sytuacje. Jestem pewien, że są mężczyźni, którzy porzuciliby życie rodzinne, swoją kobietę, która już się opatrzyła, a na pewno zrobiliby, to Ci z tych, którzy poszli na łatwiznę, na gotowe – to znaczy weszli w układ mieszkania pod dachem z teściami, zięciem. Oczywiście mało kto się do tego przyzna. Ale tak jest, jak wszyscy pierdzą w te same ściany, to musi zacząć wydzielać się kwas.

Istnieje jeszcze coś takiego, jak natura mężczyzny. Właściwie zarówno religia, kultura, hamują nasze zapędy i tak, jak kiedyś myślałem, że to źle. Tu właściwie wielu z Was zauważyło, że edukacja, media, społeczeństwo promują „niemęskie”, cipkowate zachowania. Dziś myślę, że to dobrze, bo gdyby nie ten hamulec, to byśmy nadal siedzieli w jaskiniach i rozbijali sobie kamieniami czaszki. Co do natury, mamy to w sobie. Będąc z kobietą w związku na początku jest spoko, ale po pewnym czasie, to staje się rutyną. Zaczyna się tygiel życia i przerzucanie pieniędzy widłami, żeby ten wózek, jakoś do przodu się toczył. Przy okazji patrzy się na inne dziewczyny, właściwie każdy facet patrzy, większość ogląda też pornografie, w związku, czy nie, nie ma znaczenia. "W sumie jestem jej wierny, ale … nie ja tylko patrzę". Każdy mężczyzna ma też w sobie agresję, którą tłumi. Chcąc nie chcąc, to jest w nas ta natura drapieżnika. Chyba, dlatego chcemy mieć nowe rzeczy, nowe doznania, możemy też mieć w domu najpiękniejszą kobietę pod słońcem, a w garażu mercedesa, ale mając mercedesa zaczynamy marzyć, jak to jest przejechać się BMW.

Co do luzu. To większość ludzi luz udaje. Po pijaku mówią, że mają w dupie swoją starą, ale jak stara prześpi się z innym mężczyzną – najlepiej z szefem z pracy, bądź z jakimś mężczyzną o statusie: konkurencja / wróg, to ego takiego faceta jest zdruzgotane. Taki mężczyzna może mieszkać w willi i mieć pensję w wysokości 15 000 miesięcznie, a i taki czuje się gorzej od kloszarda. No bo, jak ma się czuć. Czuje to dokładnie tak, jakby to ten znienawidzony szef wkładał kutasa w niego, a nie w jego kobietę.

Życie, wolność, doświadczanie życia. To są wartości, które cenię. Ten luz, też lubię. Wygodę. Ale te wartości kosztują. To wszystko ma swoją cenę i łatwo się mówi. Tak, jak żyję wśród ludzi, tu w Polsce. Czy my mamy taki luz naprawdę ? Dużo jest udawania, pozerstwa, zwykłych kłamstw. Obiecanek, cacanek na temat świetlanej przyszłości. Dużo bogactwa na kredyt. „Luz – blues, a w niebie same dziury …”. Luz dobra rzecz, ale ja mam wewnętrzny hamulec, który blokuje mnie, hamulec bezpieczeństwa. Zawsze najgorszym nauczycielem był ten, który na początku w klasie powiedział, że nie mają się czego obawiać, że będzie luz na lekcjach. No i potem nauczyciel musi przełknąć żabę, bo nikt nie zapanuje nad klasą, która rozbuja się za bardzo. To samo jest w dorosłym życiu, kierując ludźmi. Zawsze będą jednostki, które będą chciały wypracować, jak najlepszą atmosferę. O.k. to jest spoko. Ale za duży luz powoduje, że pół brygady jest pijanej, drugie pół wynosi zakład w plecakach, zarzynając krowę, która jest ich żywicielką. Bo tak to jest, że złe przykłady pociągają najbardziej i zabijają motywację w tych, którzy chcą rzetelnie wykonywać swoje obowiązki. Co do związków też różnie bywa. Niektórzy mają kobiety tak zdominowane, że one wyprą z głowy każdą zdradę, każde oszustwo dlatego, bo są już pozbawione poczucia własnej wartości, bądź faktycznie materialnie nie mają wyjścia i to tak leci z roku na rok. Są też kobiety, które są niezależne i wyczują jeden taki krzywy ruch, będzie ostrzeżenie (albo i nie), a potem kopią w dupę.

Tekst ten nie stoi w opozycji do porad kolegów. Porad, które cenię i zgadzam się z nimi, naddając im jednak własną wartość w oparciu o moje życie i doświadczenia oraz ich brak. Chciałem dorzucić swoje trzy grosze, bo temat „luzu” jest ciekawy. Może jeszcze postscriptum dodam od siebie, że zauważyłem, że dla kilku kolegów, całe to śmieszne uwodzenie stało się sposobem na ucieczkę od życia, rzeczywistości i problemów, które się nawarstwiają, nawarstwiają, aż w pewnym momencie wszystko jebnie, bo musi jebnąć - z fizyki to wynika, ale na razie jest ekstra.

A ja postaram się o więcej luzu. Luzu kontrolowanego. Bo tak, czy siak, każdy z nas musi trzymać wiosła i wiosłować przez życie (oby tylko to były wiosła mojej, a nie czyjejś galery). A z drugiej strony powiem Wam, że w życiu niektórzy próbują zgasić mnie z innej strony, to znaczy, wydaje im się, że mam za dużo luzu. Chodzi o te wszystkie sytuacje, gdy jakiś człowiek chce mnie zdominować i mu się nie udaje w przeciwieństwie do innych ludzi, którzy od razu odwracają się, wypinają i zdejmują majtki. Właśnie tacy ludzie mnie skrycie nienawidzą. No, ale oni mają rodziny, kredyty, odpowiedzialność. Tak mówią. A prawda jest taka, że w większości są to osobnicy, którzy zawsze bali się żyć na własną rękę, zawsze szukali autorytetów i na koniec zawsze przez te autorytety byli dymani. Rozumiem, to. Niewolnik nigdy nie będzie lubił wolnego człowieka. Omijajcie środowiska niewolników. Jeżeli jesteście w takiej pracy, gdzie są pańszczyźniane relacje, to szukajcie innej opcji. Róbcie to po cichu, bo Wasi zniewoleni koledzy na pewno nie pomogą, a pewne i że zaszkodzą. Szare ptaki nie lubią kolorowych ptaków. A pańszczyzny w Polsce naszej jest wciąż sporo i będzie, bo to taka gospodarka oparta w dużej mierze nie na technologii, ale na taniej sile roboczej, na umowie śmieciowej i żadna władza tego nie zmieni, szczególnie, że przy zamówieniach publicznych zazwyczaj wygra najtańsza oferta, bo po pierwsze jest najtańsza, a po drugie nikt nie chce mieć prokuratora (wybrali droższą ofertę ? Poszła łapówa ?).

Tu może na koniec taka ciekawostka. A propo pańszczyźnianego charakteru gospodarki. Donatan wypromował płytę o Słowianach. "My Słowianie" i takie tam. Wszystko fajnie. Młodzież, podchwyciła i nie wstydzi się swojej kultury. Z tymże my nie jesteśmy do końca Słowianami. Ale Lachami. Lepiej, żebyśmy byli Lachami, a nie Słowianami. Przynajmniej, ja uważam się za Lacha. Dlaczego ? Bo Słowianin, to servus (łacina), slave (ang.), Sklave (niem.). Czyli ... niewolnik, galernik, człowiek sprzedawany na targowiskach. A Lach, a Lach to Pan. To widać u nas w życiu codziennym. Gdy idziesz od adwokata, lekarza, rozmawiasz z nauczycielem, rolnikiem, przedsiębiorcą, to odnosisz się do niego per Pan. Panie Karolu, Panie Krzysztofie, Panie Janie i tak dalej. Gdy staniesz przy ludziach, prostych, wykonujących proste fizyczne prace, a co najważniejsze przy ludziach o złamany poczuciu własnej wartości, przy ludziach zdominowanych, to dostrzeżesz, że Ci ludzie cały czas odnoszą się do siebie w sposób poniżający, żartobliwie - wulgarny, zdrabniający. "Stasiu, kurwa zamietaj miotlom", "te murzynie, podaj szpadel" i w takich środowiskach uznawane to jest za normalne, ale to nie są środowiska Panów. Panowie, tak się do siebie nie odnoszą. Mówię tu o stosunkach zawodowych, a nie towarzyskich. Pomyślcie o tym, jak się do Was ludzie odnoszą i jak się w odnosicie do innych Panowie podrywacze. Wink
https://www.youtube.com/watch?v=...

Odpowiedzi

Portret użytkownika Kołboj

To prawda o czym piszesz.

To prawda o czym piszesz. Najgorsze jest marnowanie swojego potencjału. Ja np. poprzez swój zbyt luzacki styl życia wiem, że wiele potencjału zmarnowałem.

Podnoszę się i często upadam, ale za każdym razem kiedy opadnę wiem, że ni chuja ale kurwa muszę powstać i dalej biec, choćby od początku mety.

Wiesz Kołboju ja też uważam,

Wiesz Kołboju ja też uważam, że wcześniej zmarnowałem trochę potencjału. Mogłem pójść wcześniej do roboty, mogłem momentami dać z siebie więcej. Tylko czasem się zastanawiam, czy właśnie takim działaniem czasem nie czerpiemy garściami z innych elementów życia. Nie okłamujmy się, ale siedząc w knajpie czy po koncertach z różnymi ludźmi rozwijasz relacje interpersonalne, a zupełnie możesz na to nie zwracać uwagi.
Dwa lata później siadasz przed literaturą która o tym traktuje i okazuje się, że już to wiesz. Wcześniej nie zastanawiałeś się skąd co się bierze;) Dlatego myślę, że czasem ciężko zdefiniować kiedy marnujemy swój czas - oczywiście nie mówię tu o jasnych przypadkach, kiedyś ktoś tylko pije,ćpa lub siedzi cały dzień przed kompem.
Jak to mówią nie ma złego co by na dobre nie wyszło.
Druga sprawa to świadomość - z Twojej wypowiedzi wynika, że pewnych rzeczy jesteś świadom. Uważam, że to jest najważniejsze. Czasem człowiek zwyczajnie marnuje jakiś etap w życiu ( powiedzmy pół roku) bo potrzebuje zwykłego odpoczynku. Nie jesteśmy robotami.
Na koniec powiem jeszcze, że przez tą swoją luźna przeszłość czuje się tak jakby w tym aspekcie spełniony - potrzebuje teraz czegoś spokojniejszego, motywującego, będącego jednocześnie wyzwaniem.
Zastanawiam się czy gdybym od 20 roku życia żył tak jak obecnie, to potem by mi nie odjebało bo nie wiedział bym jak jest po drugiej stronie - stąd wynika mój optymizm:)

Ps Zawsze liczy się "dzisiaj" więc jak jest ok to jest okej;)

Portret użytkownika Kołboj

'' ... przez tą swoją luźna

'' ... przez tą swoją luźna przeszłość czuje się tak jakby w tym aspekcie spełniony - potrzebuje teraz czegoś spokojniejszego, motywującego, będącego jednocześnie wyzwaniem.''

No ja właśnie mam to samo, wiele lat tak naprawdę to imprezowałem jak szalony, próbowałem chyba wszystkiego, przeżywałem zawody miłosne ale i ruchałem królowe balu ;p

Im bliżej byłem 30 stki to powoli miałem coraz głośniejsze myśli w głowie by to zmienić bo już mnie to nudzi, że nie jest to górnolotny styl życia, mam tego dość i POTRZEBUJE czegoś innego. Fakt faktem, dziś przez to jestem nieco w czarnej dupie, ale wiem jak to zmienić. Nawet sam proces to niezła frajda.

Ma to swoje plusy i minusy.

Portret użytkownika Rafał89

Ja tam wolę jednak luz.

Ja tam wolę jednak luz. Pozytywne podejście, uśmiech i dobry żart. Nie oznacza to jednak, że nie pracuję nad sobą i wszystko mam w poważaniu. Jak to lubię mawiać - jest czas pracy i czas zabawy. Nie widzę sensu w pałowaniu się wieloma rzeczami, pierwszy przykład z brzegu, gdzie w pracy bardzo często słyszę od jednego gościa jak to mu się 'nie chce'. Jest robota, źle, przestój się zrobił - też niedobrze. Nie jest to praca, w której chcę zostać, nie wszystko mi się tam podoba, ALE nie spinam się z tego powodu, nie narzekam, nie marudzę. Czilaucik.

Po drugiej stronie barykady jest mój plan. Schemat działania i lista rzeczy, które trzeba wykonać. I tutaj już nie ma, że boli, skoro coś sobie założyłem do zrobienia, to trzeba to zrobić. W tym przypadku nie ma luzu, że może jutro, nie teraz. Paradoksalnie ten brak luzu wywołuje u mnie poczucie luz, ponieważ trzymam się swoich ustaleń, więc jestem w 'domu'.

Reasumując (hehehe jak na analizie w gimbazie) - można mieć kiepską pracę, inne codzienne wyzwania (a tych nie brakuje), a i tak nie mieć pospinanych pośladów. Coś mi nie pasuje? Zastanawiam się jak to ulepszyć, a potem zabieram się do działania, nie widzę sensu w wiecznym pochylaniu się nad tym i roztrząsaniu tego w nieskończoność. Życie jest zbyt krótkie żeby się użalać i spinać. I tak w końcu umrę i to wszystko będzie już bez znaczenia.