Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

Historia upadku mojego związku by Targecik

Dzisiaj trochę kobiecego spojrzenia na życie i związki, czyli historia upadku mojego związku wraz z przemyśleniami. Akt I Smile

Osiem miesięcy temu rozstaliśmy się z moim partnerem, z którym byliśmy prawie osiem lat. Składanie się po tym wszystkim idzie mi mozolnie, jednak widzę duży progres w swoim własnym myśleniu o tej relacji. Jestem już z coraz bardziej trzeźwym mózgiem i próbuję wyciągać wnioski na przyszłość.

Pomyślałam, że opiszę Wam jak to całe rozstanie przebiegało i jak bardzo ostatecznie traumatyczne dla mnie jest to doświadczenie. Plus spróbuję wyciągnąć wnioski z tego całego koszmaru. Może dla kogoś to też będzie cenna lekcja czego nie robić, żeby nie krzywdzić samego siebie.

Najpierw jednak trochę historii jak do tego doszło. Mój związek chylił się ku upadkowi wiele miesięcy, a może lat wcześniej, ale ja widzę to dopiero teraz. Wcześniej chyba nie chciałam tego widzieć. Jak długo jesteś w bagienku, to jesteś w stanie przekonać samego siebie, że to jest luksusowy basen. Więc ja chyba bagatelizowałam wszystkie możliwe czerwone flagi.

Były partner był w moich oczach ideałem. Dużo rozmawialiśmy. Robił mi piękne prezenty na urodziny czy walentynki, zawsze przez lata pamiętał o kwiatach na każdą okazję, kupował mi rzeczy, które lubiłam, zabierał do restauracji. Miałam wrażenie, że bardzo mnie kocha. Mieliśmy też wspólną pasję - podróże. Podróżowaliśmy bardzo dużo. Między innymi dlatego, że on miał pracę z ogromną ilością wyjazdów służbowych, na które jeździliśmy razem, a ja pracowałam zdalnie zanim to było modne. Taka forma życia obojgu nam odpowiadała i w sumie do pandemii było między nami raczej dobrze. No właśnie, raczej.

Były rzeczy, które mi nie pasowały, ale próbowałam udawać, że ich nie ma. Po pierwsze, były partner miał na początku naszej relacji mnóstwo koleżanek, którym nie bardzo umiał postawić granice. A raczej w ogóle nie chciał ich stawiać.Chodził sobie z nimi na kawy, umawiał się na jakieś spotkania, o których ja nie miałam pojęcia. One wszystkie były biedne: miały depresję, raka mózgu, załamnia sercowe. Wymagały pocieszania - wiadomo. Miał też przyjaciółkę, której bezpardonowo zwierzał się ze wszystkiego - nawet z kwestii takich jak problemy w łóżku.

Przynam szczerze, że dla mnie nawet na etapie zaślepienia to było trochę szokujące, ale wydawało mi się, że ja jestem widocznie za mało postępowa xD Miałam wtedy jakieś 22 lata i to był mój pierwszy związek, więc uznałam, że nie powinno się nikogo ograniczać itd. Dzisiaj jasno bym powiedziała, że to absolutnie przekracza moje granice i sobie tego nie życzę. Wtedy próbowałam jakoś oporować, ale to były bardziej jakieś fochy i skomlenie, niż stawianie granic. O graniach pojęcie miałam znikome w tamtym momencie. Potrafiłam coś tam się buntować, ale nic z tego nie wynikało. Oczywiście nie widziałam tego.

Cała sprawa wybuchła jak szambo w sumie po kilku latach związku, kiedy mój ówczesny chłopak zorganizował swojej przyjaciółce wieczór panieński, na którym się bawił z kilkunastoma laskami. Co więcej ona sobie zażyczyła, żeby był jej świadkiem na ślubie (zaznaczam, jej świadkiem - nie jej męża). Tak, serio...

Ja długo nie miałam o tym pojęcia, a dowiedziałam się tak, że złamałam swoją własną zasadę i zajrzałam do jego telefonu, który chyba pierwszy raz w życiu zostawił w łazience. Zrobiłam to, bo od dłuższego czasu sytuacja była napięta jak gumka w gaciach i czułam podskórnie, że to jest jakiś straszny szit, którego ja nie widzę. Czułam oczywiście słusznie. Miałam wtedy w tamtym okresie ataki paniki i ogromne poczucie niepokoju. Teraz widzę, że tak reagowałam na podsuwane mi ściemy i zatajenia.

Potem całkowicie straciłam do niego zaufanie. Jeszcze raz przejrzałam mu telefon i aż mnie rozwaliło wtedy. Dowiedziałam się na przykład, że jego była dziewczyna była u niego w mieszkaniu. Argumentował to tak, że chciał się pochwalić nowym mieszkaniem. Nawet teraz jak o tym myślę to mi się wydaje tak kuriozalne, że nie mam pojęcia jak ja to kupiłam.

Pamiętam też kuriozum tych wiadomości jak jakaś laska pisała do niego o 6 rano, czy mógłby pojechać z nią do ikei wybrać meble do kuchni do mieszkania, w którym miała mieszkać z przyszłym mężem. Panna była z dwa miesiące przed ślubem. Gdzie był jej facet wtedy to ja nie wiem. To mnie nauczyło, że ludzie mają jakieś chore standardy, których ja nie rozumiem. Żal mi było i tej dziewczyny i tego jej przyszłego męża. Siebie wtedy mi nie było żal. A powinno być xD

W sumie nie wiem jakim cudem po tej sytuacji byliśmy dalej razem. Albo wiem - on się teoretycznie zreflektował, a dodatkowo ja całą winę wzięłam na siebie. Tak serio, na siebie xD Pamiętam, że sama go za to przepraszałam. Dzisiaj widzę, że generalnie byłam mistrzem myślenia "moja bardzo wielka wina" i przy każdej większej awanturze towarzyszył mi schemat: "to na pewno ja coś zrobiłam źle". Faktem jest przynajmniej, że po aferze jaką urządziłam ta jego przyjaciółka się wreszcie odjebała na długie lata.

Nigdy więcej do jego telefonu nie zaglądałam. Czułam się w ogóle koszmarnie z tym, że sytuacja mnie zmusiła do tego i że straciłam do niego zaufanie. To był największy kryzys między nami przez lata. Potem radośnie wróciłam do udawania, że nie widzę problemów xD

W naszej relacji nie było przestrzeni na złość. A złość to ważna emocja. On się bał złości, konfliktów. Przypominało mu to dom rodzinny. Więc jak się na coś wkurwiałam, to dostawałam karanie ciszą albo jakąś inną formę biernej agresji. To mnie wkurwaiło jeszcze bardziej. W tym miejscu Wam powiem, że konflikty są ważne i potrzebne i czasem serio trzeba się pokłócić, żeby rozładować napięcie w relacji i żeby coś poszło naprzód. Niestety jego reakcja wpędzała mnie w ogromne poczucie winy, że "jak ja tak mogę się wkurwiać na takiego cudowanego faceta, co przynosi mi kwiaty, herbatę do łóżka i nigdy się nie denerwuje". W efekcie czego sama przepraszałam za to, że żyję, a on wychodził z tego wszystkiego jako ten biedny.

Im bardziej tę złość tłumiłam tym bardziej źle się czułam w ciele. Zaczęłam mieć nawet atopowe zapalenie skóry, a w nocy tak mnie bolał kręgosłup, że budziłam się cała spięta o 3 nad ranem. Pojawiały mi się też ataki paniki w nocy. Kiedyś nawet radośnie wylądowałam na SOR, bo myślałam, że mam zawał. w wieku 26 lat... Lekarz mi powiedział, że widocznie musiałam się mocno zestresować. Nie wiedziałam czym ja się stresuje... Wtedy zupełnie nie ogarniałam jak bardzo wypieram własne emocje i potrzeby i jak staję na głowie, żeby nie spojrzeć prawdzie w oczy.

On używał też takich tekstów typu: "powinnaś się cieszyć, bo przecież robimy tyle fajnych rzeczy". Ta fraza "powinnaś się cieszyć" do dzisiaj jest dla mnie triggerem. Słyszę w głowie jak ją intonuje. Teraz widzę, że nie miałam prawa się nie cieszyć. Z biegiem lat w ten sposób zapomniałam, że mam w ogóle jakieś własne potrzeby. Żyłam po prostu według jego scenariusza i wg jego zasad. I niestety, ale coraz mniej się cieszyłam.

Prawda była taka, że uwielbiałam z nim robić te wszystkie fajne rzeczy, ale ilość niewyrażonej frustracji i złości była we mnie tak wielka, że nie miałam przestrzeni na radość. Każdy konflikt był rozwiązywany tak, że gdzieś jechaliśmy, żeby od tego konfliktu uciec. Pomału przestawałam lubić podróże.

Złość i frustracja w dużej mierze brały mi się z braku seksu. I tak dochodzimy wreszcie do tematu, który to forum kocha najbardziej xD Powiem Wam uczciwie, że Freud miał rację i że seks jest mega ważną częścią życia. Mój były miał jednak na ten temat inne zdanie. On uważał, że jest tylko dodatkiem do związku. W efekcie czego na przykład nigdy nie uprawiałam seksu w Wenecji - mieście miłości - mimo że byłam tam z nim cały tydzień. Podobnie bywałam w wymyślnych hotelach z jacuzzi i sauną w pokoju, albo w lukusowych miejscówkach ze świecami i innymi romantico fantastico rzeczami, ale seksu w takich miejscach doprosić się nie mogłam. I tak latami. To było mega zasmucające i często się czułam odrzucona.

Powiem Wam szczerze, że długo mi zajęło, żeby rozpracować o co tu chodziło. Od lat udzielam się tu na forum, więc znam męską perspektywę wydaje mi się trochę lepiej niż przeciętna kobieta i dla mnie to był straszny zgrzyt. Ja się wychowałam na książkach Volanta i artykułach Alexa Barczewskiego i Adepta. Sama je polecałam mojemu koledze z liceum jak miałam lat 16. A tu nagle jestem w związku, w którym mój partner nie chce seksu. Paranoja.

Jeśli uważnie czytaliście, to pewnie już zgadniecie czyja to była wina. Oczywiście moja xD To jest temat rzeka, ale tu tylko napiszę, że już po rozstaniu zdecydowałam się na wizytę u seksuologa, żeby z kimś o tym pogadać i babka mi powiedziała, że w sumie to ona się cieszy, że ten związek się skończył, bo z tego co jej opowiedziałam to mój partner mnie wkręcił w dość specyficzne doświadczenia seksualne.

Skądinąd potem zaczęłam też sporo czytać i polecam Wam książki i wywiady z seksuologiem A. Gryżewskim. Zawsze mnie przeraża, jak on mówi, że statystycznie co trzeci mężczyzna w stałym związku nie uprawia seksu. Co się z nami ludzie dzieje jako z ludzkością? xD

W każdym razie tak jak stereotypy mówią, że kobiety karzą brakiem seksu, to tu to działało w drugą stronę. Kochaliśmy się może z raz na trzy tygodnie. I to oczywiście w taki sposób w jaki jemu pasowało. Dzisiaj się zastanawiam nad tym jak dałam radę tak żyć. To mi mega działało na obniżenie poczucia własnej wartości. Wstydziłam się tego tak bardzo, że nawet nie chciałam o tym rozmawiać z terapeutką. Miałam też wrażenie, że tracę własną kobiecość. Myślę, że musiałam na maksa te swoje potrzeby tłumić, żeby jakoś to ogarnąć.

Żeby nie było, że ja byłam taka cudowna w tym wszystkim, to na skutek tych dziwnych sytuacji i braku namiętności wdałam się w końcu w coś co jak teraz myślę przypominało romans emocjonalny. O ironio z tym kolegą co mu kiedyś w liceum polecałam książki Volanta. Chyba podświadomie chciałam się odegrać za ten cały cyrk i zatajane koleżanki. Tłumaczyłam sobie to tak, że skoro ze sobą nie sypiamy i spotykamy się raz na pół roku gdzieś na kawę, a tak to tylko ze sobą piszemy, to to jest po prostu mój kolega. Obiektywnie tak było, ale subiektywnie oczywiście to był bullshit jakich mało. Emocjonalnie odjeżdżałam w jego kierunku za każdym razem jak w moim związku było kiepsko. Czyli z perspektywy czasu mam wrażenie dość często.

Nie polecam robienia takich rzeczy. W niczym to nie pomogło poza tym, że zaczęłam być uzależniona emocjonalnie już nie od jednego, ale od dwóch facetów. Jak z jednym coś się jebało, to był drugi do rozmów. Z czego praktycznie z żadnym nie sypiałam, bo fizycznie nigdy partnera przez te lata nie zdradziłam, a on jak wspomniałam seksu nie chciał jakoś szczególnie. Kolega mój natomiast jak mi powiedział po latach, zawsze chciał ze mną sypiać, ale nie chciał ryzykować przyjażni i że przecież byłam w związku. A teraz to on jest w związku. Kurwa - komediodramat.

Jest to tym bardziej absurdalne, że od lat udzielam się tu na forum, więc wyobrażam sobie, że jakbym się wtedy uparła i napisała, że jestem smutna i samotna, to pewnie ktoś by się znalazł gotów mnie pocieszyć. Chociażby dla samego faktu poznania laski, która wie czym są negi, chłodniki i inne magiczne sztuczki z "Gry" Straussa. Tymczasem ja sobie po mału zaczęłam wkręcać, że po prostu ze mną jest coś nie tak.

Wszystko to jakoś "działało" o ile można tak powiedzieć do czasu zmian w naszym życiu. Mój partner zdecydował się rzucić pracę i razem ze znajomymi z branży zajęliśmy się wspólnym projektem. Ostry zapierdol z tym był. Projekt okazał się być bardzo dużym sukcesem i wtedy się zaczęło moje małe wielkie piekiełko...

CDN

PS. Nauczona doświadczeniem wiem, że obecność kobiety na tym forum budzi wiele różnych emocji. Prosiłabym dlatego o kulturę w komenatarzach, tym bardziej, że piszę tu o różnych aspektach dla mnie delikatnych. Konstruktywne treści chętnie poczytam Smile

Odpowiedzi

Portret użytkownika yerg

W głwowie masz już jedno

W głwowie masz już jedno PALERMO Wink)) abstrahujac od ekstrementów emocjonalnych które wydalasz ,,, zaintrygowały mnie 2 rzeczy

1 ,,, tu TYLKO napiszę,,, a gdzie robisz reszte?Wink ,,, 2 ,,, specyficzne doświadczenia seksualne ,,, interesujące Wink

Piszesz kolejne wpisy a pierwszego jeszcze nie skończyła Ś Wink ,,, SKOŃCZ Wink

z tego co piszesz wynika ze wyciagasz wnioski i jestes juz na przyszłość uważna/bezpieczna Wink ,,,

To teraz będzie waliniowo grzeczna relacja?Smile ,,, Nowe oblicze targecika Wink))))