"Naprawdę nie wiem co tak boli feministki w tej kwestii."

Tak naprawdę nic je nie boli, bo feministki w ogóle nie wypowiadają się na temat TAK PRZEPROWADZONEJ eskalacji, jak opisana. Jedyne na czym się skupiają to te przypadki, kiedy faktycznie facet od razu łapie za dupę, cycki, obmacuje nie zważając na reakcje. I trudno się im dziwić, że się tym zajmują, od tego poniekąd są.

Inna sprawa to to, że główny nurt feminizmu nie ma nic do powiedzenia w sprawie tego, jak podrywać w nieseksistowski ale skuteczny sposób. Banały o szacunku do kobiety wszyscy już znamy i stosujemy (a jak ktoś nie stosuje, to niech z łaski swojej zacznie, bo inaczej skończy jako sfrustrowany desperat redpillowski), i one niewiele znaczą. Bo bycie miłym (w sensie bycia człowiekiem na poziomie, a nie pieska na zawołanie), co wie każdy uwodziciel, to za mało, aby "poderwać". Niestety feministki - a często są to popfeministki, najgłupsza i bezrefleksyjna opcja feminizmu - nie rozumieją, że co innego kobieta na randce, a co innego facet, co idealnie oddaje przekonanie, że "wartość społeczna" kobiety ma mieć wg nich takie samo znaczenie dla mężczyzny, jak "wartość społeczna" mężczyzny dla kobiety. Wiemy, że to tak nie działa.