Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

JESZCZE RAZ O PODSTAWACH...

Portret użytkownika BANE

Do napisania tego tekstu skłoniła mnie krótka polemika [spór?], jaki rozgorzał w kwestii tego czy warto dzielić się opisami doświadczonych porażek w związkach, podrywie, kto chce o nich słuchać, dlaczego itd., itp. Ta krótka wymiana zdań, pokazała bowiem, w moim odczuciu, jedno, tzn. ogromny deficyt emocji pozytywnych, pewności siebie i wiary w możliwość sukcesu, u wielu osób, przebywających na stronie.

Wybaczcie, ale nie rozumiem po prostu jednej, ale chyba - jak się wydaje - ważnej dla  wielu użytkowników, rzeczy. Co, tak w ogóle, daje świadomość cudzej porażki, jeżeli jeszcze gołym okiem widać, że nie wyszło się z własnego dołka? No bo, przepraszam, ale jak wyjaśnić zajebistą popularność wszelkich wpisów o tym - jak to sobie po rozstaniu radzić, jak to udało się do byłej wrócić, albo - !uwaga! - moje ulubione - jak to była dziewczyna, po tym jak już zdecydowała się "ostatecznie" jebnąć gościa w komis, teraz nagle ma parcie na powrót i wydzwania, odnawia kontakt itd. itp. Schemat jest niestety żałośnie podobny, tzn. nasz hipotetyczny, porzucony użytkownik opisuje, jak to była rozpoczyna festiwal [rzecz jasna, dopiero po tym jak się w końcu łaskawie zastosował do rad z artykułów Gracjana, w których skuteczność oczywiście wcześniej nie wierzył, bo np.: jego dziewczyna jest - jak to często piszą - supermegaultra uparta i ona to by nigdy, ale to nigdy, przenigdy "tak sama z siebie" się nie odezwała - podczas gdy kwestią nie jest CZY, ale KIEDY się odezwie, czy będzie to za miesiąc czy za pół roku i - co istotniejsze - czy nasz napaleniec tyle wytrzyma - ale to już materiał na inny artykuł] pojękiwań pod tytułem "Tyle czasu latałeś ze mną zapłakany, a teraz nagle olewasz a przecież mieliśmy być przyjaciółmi [w domyśle: od czasu do czasu miałam Cię przecież przetestować i przetresować na wierność, moje ty małe frajerątko]", po czym nasz Romeo z satysfakcją melduje, że była zaczyna wysyłać sygnały, że żałuje itd. itp. Co dalej? Zaczyna się litania zaklęć - "Ona chce, ale ja już nie chcę"; "Spaliśmy ze sobą, ale i tak nie wrócę"; "Coś do Niej czuję, ale nie będzie powrotu" itd., itp., oczywiście w międzyczasie - na forum - pięćset pytań o to, czy odpowiedzieć na jej SMS-a czy nie, jak tak - to kiedy, czy zadzwonić czy nie, ponapierdalać na mandolinie pod oknem [balkonem] czy nie, itd., itp. To trochę irytujące, bo po wyprodukowaniu takiego zestawu dyrdymałów, widać doskonale, że taki użytkownik wręcz popuszcza w majty z radości, że jeszcze do niedawna - tak znienawidzona [przynajmniej publicznie], żarta - w jego oczach - przez swoją hipokryzję i zakłamanie była, wreszcie się odezwała i nasz chłoptaś może się wreszcie odegrać albo, co zapewne cieszy go jeszcze bardziej, ale do czego w życiu się nie przyzna - najzwyczajniej, najzwyklej w świecie, do Niej wrócić. Żeby było jasne - nie mam nic przeciwko odrobinie złośliwej satysfakcji, że teraz laseczka trochę pocierpi, mam natomiast bardzo dużo przeciwko samozakłamaniu, tzn. z jednej strony pisaniu o tym, jak to zajebiście jest być wolnym, po to by zaraz, z drugiej strony, zarzucić czytającego swoimi przemyśleniami o tym, co znaczyło to, że dzisiaj na GG miała opis z piosenki Feel, a normalnie ma z Dody i czy to znak, że Ona jednak zaczyna tęsknić. A co to ma, kurwa, za znaczenie dla kogoś, kto cieszy się wolnością, kto wyciągnął wnioski z tego z czym musiał sobie poradzić i przejść? No chyba że... tak naprawdę, wcale się ową wolnością nie cieszy, a tylko udaje takowe zadowolenie, bo inaczej to go ziomki ze strony wyśmieją [:)Smile:)], i w gruncie rzeczy, w pełni świadomie dusi, kisi w sobie, ciągle płaczącego, szlochającego po rozstaniu, frajerka. Stąd, jak sądzę, takie parcie na zaczytywanie się o cudzych porażkach i utwierdzanie się, że skoro IM się nie udaje, to MOJE porażki też są normalne, podczas gdy istotą problemu, nie jest doznana porażka, ale to DLACZEGO się jej doznało. A najczęściej doznaje się jej, bo zamiast myśleć samodzielnie, o każdy duperel pyta się ludzi ze strony [swoją drogą podziwiam cierpliwość niektórych, że ciągle im się chce odpowiadać - cały czas praktycznie na te same pytania - taki marso powinien dostać Nobla w dziedzinie "jak paroma zdaniami sprawić, by frajer na moment zapomniał o tym, że jest ciągle frajerem i tylko udaje, że nie jest" - szacuneczek dla Ciebie marso - obyś taką samą cierpliwość miał do swoich dzieci - będą Ci wdzięczne [;););););)]], co z kolei jest bezpośrednim potwierdzeniem smutnego faktu, że taki zawodnik "co to już nie chce powrotu", nie wypracował jeszcze żadnej pewności siebie, bo, tak naprawdę, jeszcze nie wygrzebał się z załamki po kopie w dupę od "Jedynej, Ostatniej, Prawdziwej Miłości Życia". Samodzielność jest najlepszym fundamentem doświadczenia. Już z milion razy było powtarzane, że nie ma sensu uczyć się formułek na pamięć - to nic nie daje. Najlepszy uwodziciel udzieli Ci wskazówek, ale swoje relacje z kobietami i tak w ostatecznym rozrachunku, będziemy musieli budować sami. Jasnym jest, że każdy kiedyś cierpiał, jęczał i skomlał - jedni radzili sobie z tym szybciej, inni wolniej, ale kurwa... podnoszą i zmieniają się tylko Ci, którzy są przede wszystkim ze sobą szczerzy i potrafią sami przed sobą przyznać się, że cierpią bądź nie. Po prostu. Tylko tyle i aż tyle. Co Ci po wirtualnym poklepaniu po ramieniu przez ludzi ze strony, jeżeli tylko odchodzisz od klawiatury i wracają te same gówniane myśli o zmarnowanym czasie, straconych znajomych, okazjach itd., itp. Co Ci po świadomości, że NIE TYLKO Tobie się nie udaje, jeżeli każdym swoim ruchem na ulicy, mijając dziewczyny, wyrażasz jakieś przykurczone cierpienie i wahanie co zrobić. Pytam: Na chuj wam opowieści jak to komuś laska nie dała nr telefonu? Po co? Na co? Lepiej skupiać się NIE NA TYM co robić po rozstaniu samemu, ale NA TYM jak osłodzić jakiejś Niuni np.: jej rozstanie z jakimś frajerem. Samemu uczyć się czego robić nie należy, a co robić jak najczęściej. Własne doświadczenie to najlepszy nauczyciel, reszta to tylko szczątkowe drogowskazy. Pomocne, ale nie będące substytutem samodzielnego myślenia. Jak to zostało powiedziane w jednym bardzo głośnym filmie [to też, jakby nie patrzeć, credo DavidaX] - "Mówię co myślę i robię co mówię". Tylko taka wewnętrzna szczerość gwarantuje wam to, że zbudujecie również wewnętrzną siłę, mocny filar pewności siebie, a dzięki niej, w co głęboko wierzę, sukcesy w kontaktach z kobietami. Bez takiego samooczyszczenia, wewnętrznego katharsis, poradzenia sobie z własnymi problemami, nie ma nawet co myśleć o zaczynaniu czegoś nowego. Pisałem w poprzednich artykułach, że taka droga jest raz dłuższa, raz krótsza, nie ma reguły, ale wszystko zaczyna się od tego by odpowiedzieć sobie na pytanie - czego tak naprawdę od siebie oczekujecie. Jeżeli zejścia się z "Tą jedyną" to proszę bardzo, be my guest, działajcie w tym kierunku, jeżeli nowego związku to wypierdolcie byłą z głowy, a upływ czasu sprawi, wierzcie mi, że z serca sama zniknie [by określić to troszkę ładniej niż parę wersów wcześniej]. Nawet nie zauważycie kiedy. Stadium, w którym jeszcze nie uporaliście się ze swoim bólem po rozstaniu jest, w swojej istocie, etapem permanentnej, dotkliwej porażki - emocjonalnej, duchowej porażki i próżni. Pożera was wtedy marazm i niechęć do życia. To jasne. Przerabiałem to. Znam to na wylot. To jest, tak naprawdę, jedyne niepowodzenie, z którym należy sobie bezwarunkowo i za wszelką cenę poradzić, bo bez tego nie zbudujecie niczego. Wszystkie inne problemy, nieudane podejścia itd., itp., to, w gruncie rzeczy, drobne potknięcia na drodze do celu ostatecznego - jakim jest życie, jakie tylko sobie wymarzycie, że najbardziej chcielibyście prowadzić. Im więcej hedonizmu tym lepiej.

Jak mawia jeden, ze wspomnianych już przeze mnie wcześniej, klasyków z tej strony - tj. marso - "Nie ma kobiet nie do zdobycia, są tylko nieudolni mężczyźni." Śmiem twierdzić, że ta myśl, może być śmiało odnoszona do wszystkiego, bo nie ma nic gorszego, niż własna nieudolność i bierne oczekiwanie, na to, aż coś stanie się samo. Nic bowiem samo się nie dzieje. Myślicie, że to coś złego? Że lepiej byłoby gdyby wszystko przychodziło samo, bez trudu i wysiłku? Nie! To, że musimy się starać, walczyć o to, co nam się należy, oznacza, oprócz wysiłku i bólu, który musisz w swój sukces włożyć, również to, że tak naprawdę NIC nie zależy od ludzi WOKÓŁ Ciebie. WSZYSTKO zależy tylko od CIEBIE. OD TEGO JAK SILNYM FACETEM JESTEŚ. Czy to nie jest przyjemne? Tylko od Ciebie. Od nikogo i niczego więcej.

Decydujmy więc mądrze. I nie cofajmy się nawet o krok, gdy jesteśmy pewni podjętej decyzji. Świat jest bowiem najlepszym miejscem by cierpieć, bo możecie wierzyć lub nie, jeżeli tylko sami będziecie chcieli sobie pomóc, ktoś zawsze poda pomocną dłoń. Musicie tylko powiedzieć sobie "DOŚĆ" i odrzucić to, co jest balastem i źródłem bólu. Ale to już zależy tylko od Was...

Pozdrawiam Was Wszystkich.          

Odpowiedzi

Portret użytkownika pandy

bardzo dobre - a w usmiech

bardzo dobre - a w usmiech wprawila mnie wstawka z ...mandoliną pod balkonem Wink))  i opisy na gg feel'a i dody... Szorstka ale pikantna redakcja. pozdrawiam

Portret użytkownika badwolf

Masz bardzo ciekawy pogląd na

Masz bardzo ciekawy pogląd na niektóre sprawy.

Zgadzam się z Tobą Bane w 100 %. Ci hipokryci którzy rzekomo wyszli już z tych gruzów, dalej się uzalają nad sobą, a niby radzą innym jak postepować. Mam nadzieję że o mnie nie myślałeś Wink

pzdr

kiedyś chciałbym z Tobą pogadać, normalnie, nie na forum. Nawet na gg Smile

Swojego czasu chcialem rzucic

Swojego czasu chcialem rzucic propozycje wyjscia gdzies na browara czy bilard ogarnieta grupa. Nie na wspolny podryw, nie na opowiastki o bylych. Raczej chodzilo mi o lekcje, burze mozgow i dyskusje.

Portret użytkownika Bruce W

Widzisz Bane, apel jak

Widzisz Bane, apel jak najbardziej oczywisty, ale odnoszę wrażenie, że do nich to nie dociera, wiesz. To jak terapia przez neta. Doraźnie działa kiedy jest się w otoczeniu tych, którzy pomagają, ale kiedy zostajesz sam, nagle wszystko wraca. Ktoś wcześniej napisał, że na stronę wchodzą coraz młodsi ludzie i to też jest poniekąd przyczyna. Są oni mniej stabilni emocjonalnie i tak naprawdę to oni nie chcą zmieniać siebie, tylko  zakładają taka maskę, a cel jest jeden - dokopać/wrócić do byłej. Nic nie poradzimy na to, Internet to takie miejsce gdzie właśnie tak się dzieje. Każde forum to przezywa. "Stara Gwardia' po pewnym czasie przestaje pisać, a je samo zalewa młody narybek, który najczęściej jest bardzo nazwałbym to, niekolorowy i niczym się nie wyróżnia. Takie to niestety nasze czasy, ze coraz więcej plastiku. Panowie, prawdziwi mężczyźni powoli umierają, wiec trzeba się nimi jak najszybciej stać i przekazać geny dalej, możne jakaś wioskę założyć hehe
Co do wyjścia to jestem wszystkimi łapami na tak

Portret użytkownika BarT

Nikt tu Cię nie skłamał z

Nikt tu Cię nie skłamał z tymi gratulacjami... ;D

Mysle ze raczej chodzilo o to

Mysle ze raczej chodzilo o to ze bartowi artyul sie po prostu spodobal

:) zdarza sie najlepszym.

Smile zdarza sie najlepszym.

Wreszcie ktos napisal coś

Wreszcie ktos napisal coś nowego i kontruktywnego. Zajebisty artykuł jeden z najlepszych które tutaj czytałem. BANE masz dar, chłopie, powinieneś organizować wykłady.

bejn naprawde dobrze napisany

bejn naprawde dobrze napisany artykul. twoje sa jednymi z najlepszych na tej stronie. prawda az kole w oczy

Portret użytkownika BarT

"Własne doświadczenie to

"Własne doświadczenie to najlepszy nauczyciel, reszta to tylko szczątkowe drogowskazy. Pomocne, ale nie będące substytutem samodzielnego myślenia." - znów przeczytałem artykuł. Dziś był ten dzień, w którym znów odświeżałem sobie wiadomości, żeby nie zgubić drogi ponownie. Mówiąc krótko jestem po rozpadzie 3,5 letniego związku i przedtem wszystko wiedziałem jak mam postępować, ale jednak tylko "wiedziałem", bo to były drogowskazy, a nie doświadczenie. Myślę, że już nie popełnię podobnych błędów. Teraz się nauczyłem, a nie wyczytałem gdzieś coś...

Dopiero po rozpadzie to tak na prawdę zrozumiałem...