Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

Zimowanie w zamku... i rozmyślania na temat ściany...

Portret użytkownika Trancer

Witam wszystkich.

Ostatnio pisałem tutaj jakoś rok temu, mniej więcej w okresie zimy. Pytałem wtedy o kwestie które mnie nurtowały i były wtedy pewną "ścianą dla mnie".

Akurat tak się złożyło, że i w tym przełomie czasu (23/24) pojawiły się podobne okoliczności. Nie wiem czy to przypadek, czy to jakiś wpływ księżyca... nieważne... Ale po kolei...

Tamten rok był pasmem sukcesów dla mnie. Szczególnie na polu zawodowym. Nie tylko w kapitalnym stylu zaliczyłem obronę magisterską, lecz także bardzo krótko po obronie (niecałe dwa miesiące) znalazłem pracę jako psycholog. Realia w tej kwestii dla osób z gołym magistrem nie są tak różowe jak to mówią w TV - niby jest pełno pracy dla psychologów, ale... no właśnie... to nie jest taka prosta kwestia.... No ale nie o tym piszę.

Ale to nie wszystko... moja obrona była zrobiona w iście asasyńskim i husarskim stylu... pozamiatałem planszę Smile
W efekcie czego dostałem propozycję żeby prowadzić zajęcia ze studentami psychologii (a konkretnie ćwiczenia). Rzecz jasna przyjąłem. I bardzo dobrze się czuje w tej roli Smile
Traktuje to jako pewien bonus od losu. Za to, że tyle krwawicy włożyłem w swoją pracę magisterską. I za to, że dałem radę pomimo kłód jakie mi leciały pod nogi.

Tak więc co tu dużo gadać - skok do zupełnie innej ligi. I jakości.

I teraz przejdę do wątku docelowego, czyli kobiet. Chyba nie musze tłumaczyć, jak to się odbiło na moim gejmie. Pewność siebie skoczyła mi na zupełnie inny level. Robię to co chce robić w życiu i z czym wiążę swoją przyszłość. I to było po mnie widać... nawet moi znajomi znający mnie od X lat nagle zauważyli skok na inny poziom niebios.

Nie licząc innych zmian, zacząłem mieć wysyp akcji i nowych relacji. Jak jeszcze trochę zreformowałem swoją taktykę internetową, to złapałem wiatr w żagle. Trochę tego było... aczkolwiek ja nie miałem specjalnej presji na cokolwiek. Jedyne co miałem, to nastawienie na to, aby selekcjonować laski pod kątem tego, czy można z nimi stworzyć relację.

Czyli to w co zawsze celowałem, jednak tym razem bez wymówki z tyłu głowy, że jestem za mało pewny siebie albo mi czegoś brakuje (i inne redpilsowe wymówki).

Poznałem w grudniu pewną pannę. Poznana przez neta. 29 lat i farmaceutka z wykształcenia. I zresztą z zamiłowania. No idealny target dla mnie - w końcu sam robię to co chcę robić w życiu. I nie muszę mieć kompleksów o to, że mam za niski status.
Bardzo dobry kontakt i flow złapaliśmy już na pierwszym spotkaniu. Widziałem to po jej oczach i mowie ciała. Moje sokole oko wyłapało bezbłędnie oznaki zainteresowania i mimowolnej chęci lgnięcia. No i bezbłędnie poszedłem w to. Całowanie i przytulanie + strata poczucia czasu. Wszystko według "zasad procesu", na spokojnie. Była mniej więcej połowa grudnia przed Wigilią. Oczywiście przed tym spotkaniem i po nim rozmowa na telefon co drugi dzień, smsy inicjowane z mojej i jej strony. Wszystko szło jak należy.

Przyznam się do czegoś Wam - po raz pierwszy od dłuższego czasu myślałem, że zbliżam się do wymarzonego punktu stabilizacji. Miałem cichą nadzieję, że to co się może stać będzie tylko domknięciem pewnego etapu w życiu. Kiedy po tylu latach jestem w miejscu którym chciałem być. Z odpowiednią kobietą u boku.

No i będę mógł w końcu na kołku powiesić asasynski rynsztunek. I jako weteran przejść na zasłużoną emeryturę.

Idąc dalej z opowieścią... w ostatni tydzień roku spotkaliśmy się trzy dni pod rząd:
1) byliśmy w kinie na Napoleonie. Spotkanie się ciągnęło do północy. Samo nasze pożegnanie trwało 30 min.
2) przyjechała do mnie. Z winem. Zamówiliśmy pizzę. No i cóż... dalszy ciąg jest znany.
3) Był sylwester. Byliśmy u jej znajomych. Oczywiście przed pójściem do nich przyjechałem do niej wpierw. Mieliśmy się zbierać za jakieś 10 min od mojego przyjazdu. No ale niechcąco te dziesięć minut zmieniło się w dodatkową godzinę.

Jej znajomi bardzo dobrze mnie przyjęli. Social Proof zrobił się sam. Nawet już padały plany na kolejny rok czy byśmy nie jechali gdzieś razem. Całą paczką. Natomiast moja luba - cały czas okazywała mi zainteresowanie... poprzez dotyk, łapanie za wewnętrzną stronę ud. Całowanie i głaskanie.
Czy można było sobie lepiej to wyobrazić ??? no raczej nie.

Oczywiście dla równowagi dopiszę kilka negatywów w tej historii. Żeby nie było zbyt cukierkowo.

Po pierwsze - jest w trakcie rozwodu z mężem. Okazało się, że ją poznałem około 1,5 miesiąca po decyzji o tym, że bierze rozwód. Wcześniej był jakiś typek, który obiecał jej złote góry i śliwki na wierzbie, ale się ulotnił bez słowa. No ale w teorii nie był on taki istotny. Wracając do mężusia - był jej pierwszym frendbojem. 6 lat stażu, z czego 1,5 roku zaobrączkowani. Powód rozwodu był prosty - koleś ją zdradzał z koleżanką z pracy. Bez słowa leciał z nią w chuja dłuższy czas i się wyniósł do swej nowej laski. Ona o sprawie się dowiedziała głównie dzięki przyjaciółce, która miała swój udział w odkryciu prawdy. Oczywiście jasne - tu już się może pojawić red flag. No ale skupiałem się na tym co było. Tym bardziej że sobie przegadywaliśmy trochę pewne tematy. No ale wiedziałem, że mogę mieć trochę trudno. Sam zresztą wiem po sobie jak zbierałem się po swojej EX (o czym pisałem Wam już).

Po drugie - mieliśmy rozmowę w której powiedziała o tym, że jest jej trudno się zaangażować. I że nie chce być zraniona. Ogólnie się otwarła w tej kwestii przede mną. Być może tu już był jakiś komunikat że to się rozjebie o ścianę, no ale po dłuższej rozmowie uspokoiła się. Zresztą sam doskonale ją rozumiałem wtedy i dałem temu wyraz. Finał był taki że przytulaliśmy się i delektowali sobą. Samym przytuleniem jak i w bardziej ruchliwy sposób.

Po trzecie - nie każdy nasz seks był udany. Gdy była u mnie, to miałem trochę problemy z pełnym podnieceniem się. Ona trochę też. Początkowo zwalałem to na trochę niewygodną pozycję jaką obrałem, no ale.... coś kurwa nie tak było z moim podnieceniem.
Gdy byłem u niej w sylwestra było znaczenie lepiej. No ale też nie było "szczytowego punktu" u mnie. Przyznam ze bardzo się zdziwiłem tym stanem rzeczy. Raczej to nie sprawa niskiego testosteronu. Tym bardziej że w sierpniu miałem upojną noc z inną panną i wszystko było bardzo dobrze. Oboje byliśmy na szczycie. Nawet była prośba o częste powtórki... no ale to osobny temat... Z kolei co do niej - był jeden orgazm u niej, jak byliśmy w pewnej katowickiej knajpie i się zająłem jej dwoma wzgórzami. Tak więc ogólny bilans nie był zły. Tylko może nie zdążyłem z nią przegadać tematu satysfakcji ze zbliżeń.

No i tak w sumie można skończyć bilans - ale to nie koniec historii. Która pomimo większej liczby plusów nie zakończyła się związkiem. Tylko zakończeniem relacji (w tej formie) z jej strony.

Po powrocie z sylwestra mieliśmy jeszcze jedno zbliżenie. Które było raczej kiepskie. Widziałem niezadowolenie w jej oczach i pewien zawód. Ja też czułem się zawiedziony. I tak się skończyło, że dospaliśmy resztę nocy dość daleko od siebie. Asasyński instynkt zaalarmował narastający dystans z jej strony.
Zjedliśmy śniadanie i też było wdać trochę większy dystans. No ale racjonalizowałem to sobie słabym seksem. Już wtedy zamierzałem temat poruszyć na spokojnie przy kolejnym spotkaniu.

Jeszcze jak wychodziliśmy od jej znajomych to intuicja zaczęła mi buczeć, że coś tu nie gra.

I niestety nie musiałem długo czekać na potwierdzenie.
Na kolejny dzień pisze mi długiego SMSa w którym przeprasza ale nic z tego nie będzie. Że na początku czuła zauroczenie, ale zrozumiała, że jeszcze chce być sama. I że zbyt pochopnie zrobiliśmy, decydując się na wspólne wyjście do jej znajomych na sylwka.

Co ja na to ??? westchnąłem ciężko. Trochę jeszcze pisaliśmy SMSy w których starałem się to jakoś delikatnie ruszyć. I przekierować na to, żebyśmy na spokojnie do tego podeszli. Bo ma niezamknięte sprawy z mężem. No i że przez to zauroczenie zostało wygaszone. Ona wtedy piszę w stylu: wydaje mi się że gdyby czuła to coś, to wtedy jej niepoukładane sprawy nie miałyby znaczenia. Oczywiście odbijałem to, że to tak nie działa...

Bez szczegółów - rozmowa się skończyła. Czułem smutek i przykrość. Dwa dni potem złapałem doła. za kolejne 3 dni spotkałem się z inną panną z która widziałem się przed poznaniem bohaterki tego wpisu. Byłem na nim trochę z obniżonym poziomem energii. No ale było ok. Sokole oko wychwyciło jej zainteresowanie na które odpowiednio zareagowałem. Na pożegnanie całowaliśmy się. Może przez chwilę myślałem, że szybko się wyleczę z poprzedniego niewypału. No ale marzenie ściętej głowy.

Po spotkaniu piszemy jakiś dwa dni w miarę normalnie. Kolejne 3 dni chłodnik z jej strony. A potem informacja że nie czuje chemii do mnie. Powód ??? wygląd fizyczny.

No i wtedy pękłem. Tama się rozwaliła i uderzyła mnie fala smutku. Ale nie akurat z jej powodu zacząłem czuć rozpacz. Cały czas myślałem o tamtej. Tak jakby smutek skumulowany przez te kilka dni jebnął w jednym momencie....

Po jakiś trzech dniach pozbierałem się. Jednakże dalej zostaje z pytaniem.... gdzie jest haczyk w tej historii ????
Gdzie ta cholerna ściana w jaką uderzyłem ???

Ja ze swej strony już odkryłem, że moje problemy z podnieceniem to pewna blokada psychiczna. No ale to przecież jest do zrobienia. A sprawa seksu jest do przegadania. Niestety na tą chwilę jest to od odstawienia.

Naprawdę Panowie - poczułem silne zdezorientowanie i nie wiem gdzie jest problem. Czy to coś ze mną związanego, czy to zwykły pech. O ile w innych sferach życia bardzo dobrze mi idzie o tyle w damsko męskiej ciągle jest ta ściana. Może za każdym razem trochę dalej... ale czuje się tym zmęczony.

Chciałbym naprawdę już się ustabilizować. Ja już swoje doświadczenia jako Asasyn zebrałem i nie potrzebuje przelotnych znajomości, ONSów i innych rekreacyjnych układów.

I owszem - mam kłopoty z zaangażowaniem. Też potrzebuje czasu. Ale jestem tego świadom i to nie jest dla mnie przeszkoda. Nie dla mnie.

Podsumowując - skoro zimuje tutaj na forum niczym wiedźmini w Kaer Morhen, to chętnie zapoznam się z Waszymi uwagami i wskazówkami. Mówcie wszystko co Wam przyjdzie na myśl

Pozdrawiam.

Odpowiedzi

Portret użytkownika Trancer

"""Z jej poczuciem

"""Z jej poczuciem "moralności", mężatki prawie nigdy nie wchodzą w trwałe związki z typami z którymi zdradzają swoich mężów. Czemu? Poczucie winy. """

Hmmm... brzmi sensownie. Bo faktycznie - formalnie nie ma jeszcze rozwodu więc też formalnie dopuściła się zdrady. Z drugiej strony opisujesz inaczej to co pisałem - niezamknięty rozdział z mężem sprawił, że byłem od początku postrzegany przez jego pryzmat. On jest w tej chwili pewną kotwicą dla niej. I wszystko co się w niej dzieje na poziomie uczuć jest od niego zależne.

No a jak wiemy, zauroczenie musi w pewnym momencie ewoluować w wyższe uczucia, żeby można było stworzyć relację. A on jest w tej chwili murem.

"""Fachowiec jesteś, to ja co będę Ci objaśniał mechanizmy..."""
Spoko loko - tylko że o tym dowiedziałem się kiedy już byłem po przejściu przez wszystkie bazy. Więc to już jednak jest inna perspektywa...

Tylko właśnie - czy z mojej strony coś jeszcze zostało pominięte ?? Skoro tak to teraz rozkminiam, to chcę jak najwięcej nauki z tego wyciągnąć. Więc jeśli coś jeszcze masz to dawaj...

Portret użytkownika Trancer

No z tą sytuacją nie wygram.

No z tą sytuacją nie wygram. Może i nawet przez nią te nasze zbliżenia nie były odpowiednie. Z takim balastem ciężko jest się rozluźnić. Mówiła też że w zasadzie to od dawna ta relacja była martwa. No ale i tak czułem, że będzie w jakimś momencie blokada. Heh... jednak nie bez powodu napisałem pracę o intuicji Tongue

Może zabrzmi to trochę jak walenie focha na los, no ale myślę, ze gdybym ją spotkał po tym jak zamknęła ten cholerny rozwód (albo chociaż emocjonalnie przeprocesowała tą relację) to wtedy byłoby inaczej. Pod względem cech jak najbardziej mi pasowała. Zresztą z wzajemnością.

Wiem wiem... co za chwilę byś powiedział Tongue

No ale szkoda, że tak wyszło...

Portret użytkownika Mendoza

Moim zdaniem. Pewność siebie

Moim zdaniem.

Pewność siebie zbyt mocno opierasz na czynnikach zewnętrznych, dlatego masz huśtawkę nastrojów, dezorientację i "ściana" wraca.

Gdy Ci mężatka oznajmiła, że nic z tego nie będzie. Zamiast podziękować jej za wspólnie spędzony czas i pójść dalej (CO I TAK ZROBISZ, WIĘC PO CO ODKŁADAĆ?) zacząłęś powoli żebrać. Nigdy tego nie rób bo uwłaczasz sam swojej osobie. Ta dewaluacja działa psychicznie i fizycznie. Człowiek nawet zaczyna się kurwa garbić i spuszcza po sobie uszy.

Właśnie dlatego cała ta Twoja pewność siebie poszła się w pizdu, zaraz za tym całym misternym planem ustatkowania się.

Tutaj żadna tragedia się nie stała, dwoje ludzi spróbowało, jedne nie chciało, miało do tego pełne prawo. Nie możesz zaakceptować odrzucenia?
A może inaczej, odmowy? Gustu?

Portret użytkownika Trancer

Z efektami ubocznymi doła

Z efektami ubocznymi doła (garbienie się itp.) to masz rację. Też mi się inna mowa ciała odpaliła. Inne osoby zwróciły na to uwagę.

Z opieraniem się na rzeczach zewnętrznych ??? hmmm w tym przypadku też trafione. Z jednej strony to może być kwestia tego, że miałem wspomniane problemy z podnieceniem (nie muszę chyba rozwijać że to mogło samo z siebie wzbudzić pewną frustrację), natomiast z drugiej... no generalnie wszystko zapowiadało się wręcz koncertowo. Ona bardzo mi odpowiadała pod kątem cech i charakteru, a ja jej.

I było wyśmienicie do momentu ściany w postaci tego cholernego mężusia.

Ja wiem, że "Nic nie jest prawdziwe, wszystko jest dozwolone" (szczególnie w kontekście damsko męskim) no ale po przejściu pewnych baz człowiek jednak może mieć rozpaloną pewną nadzieję na pomyślne zakończenie. Tym bardziej że już swoje doświadczenie mam na karku i umiem rozpoznać, kiedy jest coś naprawdę dobrego, a kiedy to tylko "złudzenie". Jak pisałem wcześniej - jestem trochę zdystansowany i mam opory przed angażem. I na pewno bym nie wchodził w coś co mi nie odpowiada.

Dlatego odpowiadając na twoje pytanie: nie chodzi o samo odrzucenie, ale o to, że odbyło się ono przez de facto osobę trzecią. Gdyby to było standardowe odrzucenie wynikające po prostu z tego, że jakieś lasce się nie podobam itp. to raczej nastąpiłoby już na samym początku. I wtedy nie byłoby tematu.

No ale reasumując - dzięki za uwagi.
Jak coś jeszcze będziesz miał, dawaj śmiało.

Nie ograniczaj się Tongue
Na pewno pójdę dalej i odkładać tego nie będę. Jestem mimo wszystko otwarty na to co los przyniesie.