Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

Dwunaste - Bruno ma rację

Witam! To mój pierwszy wpis na blogu, mimo, że konto posiadam już kilka miesięcy. Cóż, najpierw trzeba było coś przeżyć aby móc coś napisać. Do napisania skłoniły mnie dwa wpisy Bruno Właściwego (Co mnie wkurza, 11-bądź twardy), ponieważ miałem podobną sytuację z kobietą - też wkurzała mnie jej obojętność, zimno i zlewanie. Tutaj chcę jednak szerzej opisać to zachowanie, bo jestem nim bardzo negatywnie zaskoczony - aby potwierdzić tezy Bruna i ostrzec innych, że jednak nie warto nic na siłę.

Ja 22 lata, ona rok starsza, studenci, mieszkający w innych miastach ok 10-15 km od siebie, koleżanka ze studiów dobrego kolegi. Zaczęło się w listopadzie zeszłego roku, chociaż wiedzieliśmy o swoim istnieniu od ok. roku bo czasami kolega zapraszał ekipę ze studiów na dyskotekę na której i ja często bywałem. Czytałem wcześniej tą stronę wzdłuż i wszerz, od góry do dołu na wspak i na zad więc postanowiłem sprawdzić zdobytą wiedzę. I ku mojemu zdziwieniu wszystko szło gładko. Numer wzięty, umówione spotkanie. Na pierwszym do kawiarenki, kino (nie to filmowe), drugie podobnie, na trzecim gorący pocałunek, na czwartym już objęcia, uściski pocałunki w parku. Idealnie dzięki poradom strony. Zainteresowanie z mojej i z jej strony duże. Żyć nie umierać, sielanka. Miała mnie za podrywacza, bo wcześniej ćwiczyłem na kobietach w tej dyskotece i ona to widziała. Uważała także, że potrafiłem ją poderwać, bo ona to czuje, jeszcze nikt się nią tak nie zajął, jeszcze nigdy nie spotkała takiego faceta. Dziękuję Ci podrywaj.org! I tak minął miesiąc. Robiłem niespodzianki, żeby ją zaskoczyć: winko u mnie, spontaniczny wolny taniec pewnego wieczora, dużo dotyku, czułości, nie obyło się bez sześcianu Smile itp. Pewnego razu mi powiedziała, że jest specyficzna, często ma humory, ma problemy z okazywaniem uczuć kiedy są ludzie wokoło. Nie przejąłem się, sądziłem, że poradzę sobie z tym, że ją tego jakoś nauczę. Ale w praktyce nie było już tak łatwo. Nie myślałem, że ta obojętność jest na taką skalę.

Na sylwestra jeszcze było ok. Siedziała co prawda osowiała, ale zwaliłem to na kark, że nikogo prawie tam nie znała. Bawić za bardzo ze mną też się nie chciała. Ale kiedy już weszliśmy po imprezie do pokoju, żeby odespać noc, była już całkowicie inna- ciepła, zaangażowana i to mnie uspokoiło i niestety także uśpiło moją czujność. Te sytuacje powtarzały się jeszcze kilka razy: po tygodniu na dyskotece znajomi myśleli, że jesteśmy pokłóceni, bo zachowywała się jakby mnie nie znała. Totalna olewka z jej strony. Rozmawiałem z nią delikatnie, powiedziała, że postara się zmienić. I rzeczywiście, coś tam próbowała. Zaznaczam, że jak byliśmy sami, to sytuacja odwracała się o 180 stopni - do czasu. Potem był weekendowy wypad z jej znajomymi do innego znanego miasta i tam przegięcie. Wyobrażacie sobie Panowie (i kilka Pań), że podczas zwiedzania, szliśmy w odległości ok 1.5 m od siebie? Robiła problemy, gdy chciałem ją objąć, przez cały weekend odezwała się do mnie raz (w klubie, żebym wsunął krzesło, bo chce przejść). Powiedziała, że chce tydzień przerwy. Po tym czasie powiedziałem, że mam nadzieję, że to był ostatni raz, że to jest brak szacunku dla mnie, że jeżeli to się będzie powtarzać, to będę się musiał zastanowić nad sensem naszej dalszej znajomości. Ja nie jestem osobą, która będzie wchodzić do dupy. Jak nie to nie, bez łaski, ale mnie to męczy. Łzy z jej strony, pogodziliśmy się, chciała, żebyśmy narazie nigdzie nie wychodzili ze znajomymi, tylko spotykali się u mnie. I tutaj był chyba mój błąd, bo się zgodziłem i zaczęła wkraczać rutyna. Spotkania wyglądały tak samo: film, całowanko, ew. film, seks. Wychodziliśmy rzadko, ale jeżeli już to widziałem, że się stara. Dałem jej nagrodę ze słowami, że zauważam starania, jej przełamywanie się i doceniam to. Ale niestety nie trwało to długo. Mijały 2 miesiące. Na dyskotekę? Sam! Do kina? Nie! Zaczęły się spięcia. Głównie ja je zaczynałem, że mnie nie traktuje poważnie, że nie może być tak, że razem jesteśmy tylko w wybranych momentach a kiedy indziej się nie znamy. Wydaje mi się, że straciła mną zainteresowanie – może dlatego, że byłem czasami needy i za bardzo naciskałem, ale już nie mogłem wytrzymać. Może nieświadomie przekazałem jej stery w związku.

Na imprezie u koleżanki przegięła totalnie. Tej imprezy nie zapomnę nigdy i nikomu takiej nie życzę. Moja po raz kolejny mnie olała. Ze mną była tylko do momentu wejścia do środka, potem już o mnie zapomniała. Ona swoją drogą, ja swoją. Nikogo tam nie znałem więc siedziałem sam, a w koło same pary przytulone, zajęte sobą i gadają, część osób tańczy. Gadałem potem z nią o tym i zamiast rozmowy otrzymałem pretensje. Że ja chcę, żeby ona cały czas przy mnie była, patrzyła się, dotykała, trzymała za rączkę- ja pierdole, jak te laski sobie wymyślają. Tłumaczę jej, że nie oczekuję rzucania mi się na szyję i uprawiania seksu na środku pokoju przy wszystkich, tylko trochę zainteresowania. Kuźwa panowie, czy to jest normalne, że po 5 miesiącach znajomości nie mogę objąć kobiety która wychodząc z budynku dygocze z zimna? No ja mojej nie mogłem. Gdy to zrobiłem przyspieszyła kroku. Czy jestem nienormalny, że o to mam pretensję? Wg. mnie normalna sprawa, gdy jestem obok niej gdzieś to intuicyjnie od czasu do czasu okazuję coś. Kładę rękę na moment na jej ręce, przytulam. Trochę. Nie mam 15 lat żeby mieć potrzebę to robić cały wieczór. Popatrzyć się nie mogę, bo ona tego nie lubi, sama też się na mnie nie popatrzy. Powiedziała mi, że wtedy ona chce zapaść się pod ziemię i nie wie co ma robić.

Konkludując. Znałem art. Bruna i jego sytuację. Wkurzała mnie taka sytuacja. Byliśmy razem, a 70% czasu czułem się jak jej kolega. A i ona chciała być traktowana jak koleżanka. Tylko na buca mi kolejna. Postanowiłem więc załatwić sprawę tak samo. Umówiliśmy się i po załatwieniu jeszcze innej rzeczy ona zaczęła, że pozostaje nam się tylko pożegnać, bo ona nie widzi sensu, żeby to dalej ciągnąć. Powiedziałem „ok.”., przytuliła się, dała buziaka, powiedziała „powodzenia”, ja „pa” odwróciłem się i odszedłem. W oczach widziałem niepewność i strach. Zdziwienie, że nie błagałem o szansę, o próbę naprawy. Ale szczerze to nie wiem czy miałoby to sens. Co o tym sądzicie? Warto byłoby to ciągnąć? Ja nie jestem przekonany. Bruno dobrze to ujął: ale o ileż lepsza jest pustka i możliwość działania od nowa, niż pozostawanie w pozycji petenta, pieska, zera, marginesu. A ja właśnie tak się czułem. I doszedłem do wniosku, że jeżeli coś nam nie pasuje, to nie warto tego ciągnąć. Skończyć. I po tej sytuacji czułem się tak jak Bruno: pewność siebie jeszcze nigdy nie była na tak wysokim poziomie, czułem się panem świata. Czułem, że trzymam życie w garści. To uczucie rzeczywiście trudno opisać.
To by było na tyle. Powodzenia.