Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

Wyboisty początek kariery podrywacza

Portret użytkownika glinx11

Pod koniec wakacji (jak pisałem w poprzednim wpisie) zdecydowałem się odrzucić wszelkie opory i zrobić to, na co miałem ochotę od prawie siedmiu lat - poznać ładną dziewczynę, pójść z nią na randkę, całować się z nią, przytulać, kochać, chodzić pod rękę, tak żeby wszyscy widzieli i - jak dobrze by poszło - zazdrościli. Tak jak ja zazdroszczę.

Nigdy nie widziałem podrywu na oczy. Zawsze byłem świadkiem jedynie "faktu dokonanego": czyli idzie sobie parka, czasem się sprzecza, czasem obejmuje itp. Ale nigdy nie widziałem, żeby jakiś facet podszedł do zupełnie obcej dziewczyny i ją zagadał. W szkole tak jakby wszyscy znaleźli już swoje drugie połowy jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego. Tak więc całą wiedzę musiałem zaczerpnąć z internetu, w tym ze strony http://www.podrywaj.org. W końcu mogłem uznać, że pod względem teoretycznym jestem raczej dobrze przygotowany. Zbliżały się studia, lecz byłem już tak sfrustrowany i napalony, że zdecydowałem się działać już teraz. Przyuważyłem i zamieniłem parę słów z zajebistą (a przy tym bardzo sympatyczną) hostessą w centrum handlowym, w którym regularnie rozdaję ulotki. Po pracy podszedłem do niej, lecz gadaliśmy tylko chwilę - nogi prawie odmówiły mi posłuszeństwa, gdy dowiedziałem się, że "potem idzie do chłopaka". Byłem tak wściekły, nie wiadomo dlaczego myślałem, że to będzie bułka z masłem, a taka wspaniała dziewczyna może choć przez chwilę być wolna. Poddałem się praktycznie bez walki, nie wiedziałem, na jaki tekst byłaby skłonna olać swojego faceta. Poszedłem sobie.

Zaczęły się studia. W trakcie wypadu do klubu studenckiego zagadnąłem niezłą laskę od nas z roku. W końcu - to były chyba najodważniejsze słowa w moim życiu - zapytałem, czy nie chciałaby gdzieś ze mną wyskoczyć. Zarumieniła się i odpowiedziała "No... zobaczymy". Wkurwiłem się na samego siebie, na taką odpowiedź nie byłem przygotowany. Rzeczona laska należała do zupełnie innej grupy, więc i tak mało mielibyśmy okazji się spotkać i lepiej poznać (bo domyślam się, że o to jej chodziło).

Ale już parę dni później przed salą, w której mieliśmy mieć ostatnie tego dnia zajęcia, zobaczyłem kolejną przecudną dziewczynę. Wiecie, nie żadną dziwkę, tylko taką, z którą aż chce się po prostu położyć do łóżka i głaskać po główce. Rozumiecie - miała to "coś", co w kobietach tak kochamy. Była trochę zdezorientowana, chyba nikogo specjalnie nie znała. Usiadłem obok niej i przedstawiłem się. Nazwę ją Ania, choć tak naprawdę nazywa się inaczej, ale to na wypadek, gdyby przypadkiem trafiła na tę stronę i domyśliła się, że to o niej. Była małomówna i raczej zamknięta w sobie - na moje ciche komentarze reagowała głównie skinięciem głowy. Po zajęciach poprosiłem ją o numer telefonu (ale bez żadnych podtekstów - wiecie, jak to studenci wymieniają się telefonami, żeby potem było łatwiej prosić o notatki czy ksero). Dała mi go. Następnego dnia było już dużo lepiej - wracaliśmy razem aż pod dworzec. Już wtedy chciałem ją zaprosić na randkę, ale się nie przemogłem. Mimo to byłem absurdalnie przekonany, że oto spotkałem "tę pierwszą i być może ostatnią". Co prawda nie wierzę w modlitwę, ale w tym momencie gotów byłem prosić "Pozwól mi ją zdobyć, błagam". Nie byłem zakochany, o nie, przecież w ogóle jej nie znałem. Ale zauroczony - na pewno. Wrażenie pogłębiło się tego wieczoru, kiedy zaprosiła mnie do znajomych na Naszej Klasie. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem tak szczęśliwy. Obiecałem sobie, że jutro jej to powiem.

Nie powiedziałem. O mało nie zemdlałem, kiedy wspomniała koleżance o swoim chłopaku "na innym wydziale". Byłem tak wściekły na cały świat, trochę nawet i chyba na nią, że zrobiła mi tyle nadziei. Ale to przecież nie była jej wina. Chyba następnego dnia tak się złożyło, że wracaliśmy tą samą kolejką. Tuż zanim musiała wysiadać, zdobyłem się na odwagę. Wydukałem "Wiesz, jakbyś kiedyś chciała gdzieś wyskoczyć... nie wiem, do kina czy gdzieś... to ja bardzo chętnie...". Odpowiedziała "Spoko", co mi zwróciło trochę nadziei.

Dawałem jej notatki. Oferowałem się z pomocą przy kserowaniu, poświęcałem dużo czasu, by dostarczyć jej wszystko, co tylko chciała. Ona tego nie wymagała, sam się ofiarowałem. Tak bardzo chciałem mieć dziewczynę, nie zwracałem uwagi, że robię z siebie pieska na posyłki. A tymczasem przez kolejne dwa tygodnie traktowała mnie wyraźnie chłodniej. Nie uśmiechała się do mnie już w ogóle, co było szczególnie bolesne, gdy nie miała żadnych oporów przed czynieniem tego wobec innych chłopaków z grupy. Wyraźnie mnie unikała. Starałem się siadać obok niej, ale jej to chyba coraz mniej odpowiadało. Byłem zrozpaczony i przekonany, że kiedy tylko nie ma mnie w pobliżu, ona opowiada wszystkim "Jezu, co za namolny frajer...". Byłem wściekły, ale nie na nią. Uznałem, że to najwidoczniej coś ze mną jest nie tak. Może po prostu mam w sobie coś, co sprawia, że nigdy nie będę miał dziewczyny ani przyjaciół? Jak inaczej wyjaśnić to, że przez tyle lat nikt nie próbował mnie - dosyć przystojnego faceta - zagadać? Wiecie, jak to jest, kiedy nigdy z nikim się nie było. Myślisz sobie "miłość jest dla każdego, tylko nie dla mnie", uważasz się za jakiegoś przeklętego, jedynego na świecie, który nie ma prawa cieszyć się życiem.

Powiedziałem sobie "dość" i stwierdziłem, że jak już mam zaprosić ją na randkę, to teraz, zanim nabierze do mnie jeszcze większej niechęci. Ale nie mogłem zrobić tego na uczelni, nigdy nie byliśmy sami. Postanowiłem więc do niej zadzwonić. Spróbowałem w czwartek, ale nie odebrała, dopiero później napisała, że miała lekcje. Następny raz przyszedł w sobotę. Biłem się z myślami chyba godzinę, po czym powiedziałem sobie "pierdolę" i zadzwoniłem. Najpierw parę tam pretekstowych porad związanych ze studiami (bo jakoś nie mogłem tak po prostu zadzwonić i zaprosić), po czym przeszedłem do rzeczy. Zapytałem:

- Tak się zastanawiałem, bo w szkole nie było okazji, czy chciałabyś gdzieś ze mną pójść...
- BIIP-BIIP-BIIP

Trzymałem w ręku telefon, nie bardzo wiedząc, co robić. Rozłączyła się, pomyślałem z przerażeniem, wiedząc, że to prawda. Chwilę potem dołączyły się kolejne absurdalne myśli - a może to ja przez przypadek? W końcu mam ekran dotykowy i czasem się tak zdarza. Akurat w takim momencie? - przywołał mnie na ziemię rozsądek. Drżącymi rękami napisałem jej SMS-a "Przepraszam, nie chciałem Cię urazić". Naprawdę czułem się winny postawienia jej w takiej niezręcznej sytuacji, choć przecież nie zrobiłem nic złego. Krótko potem przyszła odpowiedź: powiedziała, że jej się telefon rozładował i grzecznie podziękowała za informacje przekazane na początku. Zadzwoniłem do niej. Nie odebrała. Wysłałem wiadomość z pytaniem "No to jak będzie?". Bez odpowiedzi. Czułem się fatalnie. Nie tylko dostałem kosza, ale jeszcze moja koleżanka uznała mnie za takiego debila, który dałby się nabrać na tę jej grubymi nićmi szytą historyjkę o rozładowanym telefonie, i który nie zasługuje na to, by usłyszeć proste, dorosłe "nie". Nie byłem na nią zły, że jej się nie podobam, przecież to  nie jej wina. Ale mogła mi to przekazać grzeczniej, prawda?

Napisałem do niej długiego maila. Powiedziałem, że rozumiem, że nie przypadłem jej do gustu i poprosiłem, żeby zdradziła dlaczego. Zapewniłem, że nie mam do niej z tego tytułu pretensji, poprosiłem też o zdecydowanie, na jakiej zasadzie układać nasze stosunki - czy mogę dalej siedzieć obok niej i tak dalej. Czekałem, czekałem, nie dostałem odpowiedzi. Wysłałem jej notatki, o które prosiła wcześniej, w postscriptum dodając prośbę o odpowiedź. Znów to samo, nawet nie podziękowała.

Nie wiem, co mam teraz zrobić. W końcu i tak będziemy musieli się mijać, a że przygotowujemy z jeszcze inną koleżanką wspólny projekt, będziemy musieli ze sobą rozmawiać. Spodziewam się, że poradzicie, bym ją olał. Chyba tak zrobię, chociaż żal mi będzie. Wiem, że powita ona to z jak największą ulgą i - niezależnie jak pięknie to brzmi - na pewno nie zreflektuje się pewnego dnia i nie zadzwoni do mnie z przeprosinami. Po prostu mnie nie lubi i tyle, choć starałem się robić wszystko, by było inaczej. Nie zaprezentowałem się jej ani jako kandydat na potencjalnego kochanka, ani przyjaciela. Sprzeniewierzyłem się wszystkim zasadom, jakie piszecie na tej stronie, choć naprawdę tak bardzo chciałem odnaleźć wreszcie tego kogoś, dla którego warto będzie rano zwlec się z łóżka i biec na zajęcia.

Szkoda... z drugiej strony, może wcale nie? Może ktoś, kto nie potrafi poważnie traktować dobrego (tak mi się wydaje) kolegi z uczelni nie jest odpowiednią partnerką? A może to znowu moja wina?

Odpowiedzi

Portret użytkownika Vim

Zastosuj chłodnik, udawaj, że

Zastosuj chłodnik, udawaj, że nic się nie stało.

Portret użytkownika glinx11

No wiesz, akurat w mojej

No wiesz, akurat w mojej sytuacji to chyba nie ma za dużego pola manewru, co? Wink No tak, wygląda na to, że nie ma innego wyjścia. Nie podobam się jej, ona mi - owszem, choć z drugiej strony biorąc pod uwagę jak mnie potraktowała w sobotę...

Cóż, trzeba być uczciwym. Zaprosiłem ją tylko na randkę, czyli zrobiłem coś, do czego ma prawo każdy facet (i nie tylko). A skoro tak na to zareagowała... pierdolę, nie jestem żadnym kosmitą, nie wszystko musi być moją winą. Chyba napiszę do niej i cofnę te przeprosiny. A na uczelni będę ją w miarę możliwości ignorował. Ona mnie też (bo że nic do mnie nie czuje, to przekonałem się bardziej niż boleśnie) i oboje pójdziemy swoimi drogami. Może i chcę poderwać jakąś laskę, ale przecież wszyscy piszą, że facet bez godności ma szansę zostać najwyżej przyjacielem. W moim przypadku nawet do tego nie doszło...

Portret użytkownika jarmid

Nic dodać nić ująć BossPlaya,

Nic dodać nić ująć BossPlaya, moja rada brzmi dokładnie tak samo. Szczerze mówiąc zachowywałeś się troche pierdołowato (sory za określenie), i to narzucanie się z notatkami chociaż nawet o nie nie prosiłą;/. To tak nie działa, ona powinna zasłużyć na to żeby otrzymać od Ciebie notatki. Zrób tak jak mówi BossPlaya, musisz pokazać, że jesteś kurwa facetem, a nie lalusiem który przeprasza ją za coś za co nie ma prawa czuć winy. 

Życzę powodzenia i pozdrawiam!

Portret użytkownika Pewniak

smutne..... takie zycie nie

smutne..... takie zycie nie podpsowales lasce to nic nie zdzialasz, a nawet jak bedziesz na dobrej drodze zeby ja wyrwac ,bedziesz sie staral, niby bedzie sie ukladalo ,ona wtedy akurat kogos pozna i znowu zapomni o tobie. Tak czy inaczej nie pozostaje nic innego jak dodac standardowy tekst : szukaj dalej, znajdz inna bo tylko czas zmarnujesz! ja jestem zdania ze albo cos jest od poczatku albo nie bedzie tego nigdy!!!!

Myśle że narzucaniem się w

Myśle że narzucaniem się w jakikolwiek sposób nic nie wskurasz,tak jak do tej pory...Olej ją i obierz nowy cel,to napewno pomoże.Ona poprostu zobaczyła Twoją miękkość,bez urazy...Nasza natrętność w stosunku do kobiet jest w ich oczach odrażająca,no i taki tego efekt...


 

Nie czytałem komentarzy ale,

Nie czytałem komentarzy ale, stary ogarnij się, to laske wybij sobie z głowy, pie.... ją, chłodnik i ch,,,. Najpierw popracuj nad soba, widac ze masz duze problemy i desperacją czuć od ciebie z daleka. za dużo myslisz, za dużo bierzesz do siebie, problem tkwi nie wniej tylko w tobie, zmien nastawienie, zacznij lekcje podrywania które sa po prawej stronie i powtarzaj je az do znudzenia (lacznie z podchodzeniem do dziewczyn i pytaniem o zegarek etc)

Portret użytkownika glinx11

Hmm, dziś sobie z nią

Hmm, dziś sobie z nią porozmawiałem i mówiła, że po prostu nie zauważyła tego wszystkiego, co do niej pisałem, i że dzwoniłem itp. Z początku jej nie wierzyłem, ale z drugiej strony...brzmiała naprawdę szczerze.

No nic, tym razem wyraziła się jasno - o randce mogę zapomnieć, bo już ma chłopaka. Oczywiście najchętniej dowiedziałbym się, czy gdyby nie to, to by poszła, no ale nie można mieć wszystkiego.Co prawda drugiej takiej HB to na całej uczelni ze świecą szukać, ale... mniejsza, jakoś chyba łatwiej mi idzie przełamywanie się. Pogadałem sobie z laską bardzo poważnie, udowadniając sobie, że też mam swoją godność. Nawet spróbowałem dziś lekkiego podrywu jakiejś studentki spotkanej na holu, ale dałem sobie spokój, jak usłyszałem, że jest o trzy lata starsza (i zna moją siostrę). :/

Mimo to czuję, że jestem na dobrej drodze.

Portret użytkownika frank

Wiesz co, gościu. Weź Ty się

Wiesz co, gościu. Weź Ty się ogarnij!! Czy ty kur*a!, w ogóle czytasz to, co Ci ludzie napisali w komentarzach?! A tak odnośnie Twojego opisu ("użytkownik o sobie") To poczytaj trochę tą stronę.O TaaK..
  Jakiś czas temu, Ktoś z tej strony napisał, że jeśli sami nie potrafimy być szczęśliwi, to nie zrobi za nas tego żadna kobieta! - święta prawda! i żadnej nie znajdziesz..! TAK WIĘC WEŹ SIĘ ZA SIEBIE! OD POCZĄTKU OD PODSTAW!

POWODZENIA!!!  ; )

Portret użytkownika salub

Nie chce mi sie czytac

Nie chce mi sie czytac wszystkiego ale popieram Franka odnosnie "uzytkownik o sobie" Lekkie przegiecie..

Pozdro

"Gdzie się uczy i pracuje

"Gdzie się uczy i pracuje tam się chujem nie wojuje":) i tego sie trzymaj, bo pozniej takie przygody są:)

Portret użytkownika magicboy

Po pierwsze widząc że jej

Po pierwsze widząc że jej stosunek jest inny wobec mnie zastosował bym chłodnik.Siadał bym zupełnie gdzie indziej (lecz tak by Cie wdziała i widziała że jesteś pewny siebie i po mimo tego uśmiechnięty),no i rozmowa ograniczyła by się tylko do zwykłego cześć.Nie ma co robić z siebie błazna.

Portret użytkownika dickinson

Genialny wpis, walka z samym

Genialny wpis, walka z samym sobą, początki, szczerosć zajebiste !