Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

Pustynny Blues (Sen o miłości)

Portret użytkownika Kratos

Zajrzyj w swoje wnętrze. Co widzisz? Jak tam jest? Czujesz się bezpiecznie?... Kim według ciebie jest atrakcyjny facet?

Część Pierwsza

Dzikie Pustkowia Texasu, Autostrada 66, 40 mil od New Austin

Samotny wędrowiec okryty szczelnie przestarzałym panczem, rzucał smętny cień na wypalone słońcem pustkowie. Szedł powoli, nie spieszył się. Znał się na podróżach po pustkowiach. Wiedział, że trzeba oszczędzać energię...a może zwyczajnie mu się nie spieszyło? Przez całą drogę gdy szedł, rozbrzmiewał odgłos stalowych ostróg. Większość tubylców zastanawiała się po cholerę mu ostrogi, gdy już dawno konie wyginęły... Jednak nie zauważali pewnego szczegółu. Ostrogi na krańcach ostrzy były przerdzewiałe...od wody...albo od krwi...Szedł tak spokojnie, odpalał właśnie papierosa gdy z oddali, niczym we śnie, powoli zaczął się pojawiać obrys jakiegoś przedmiotu, wzgórza. W krótkim czasie obrys stawał się coraz wyraźniejszy i wędrowiec zauważył że to coś zbliża się do niego ze znaczną prędkością. Przesunął pancho, odkrywając kaburę z potężnym rewolwerem. Przedmiot zbliżał i zbliżał, gdy nagle usłyszał odgłos, jakby muzyki, oraz warczenia silnika. Wędrowiec wiedział już co to jest...jeden z tych automobili...ale tym razem sprawny, ktoś musiał być nie lada bogaczem, że postanowił naprawić takie coś. Podróżnik stanął ze spokojem na poboczu zniszczonej autostrady gdy wreszcie pojazd zbliżył się do niego i ku jego zdziwieniu zatrzymał się przy nim. Auto nie posiadało dachu, lecz było w całkiem dobrym stanie. No i działało. Najdziwniejsze było to, że w środku za kierownicą siedziała kobieta. Około 28 lat, z bardzo szlachetnymi rysami, czarnymi długimi włosami, fantazyjnie upiętymi w loki i warkocze. Karnację miała ciemną, widać że miała korzenie meksykańskie, jej wielkie brązowe oczy spoglądały na zmęczonego wędrowca przenikliwym i inteligentnym wzrokiem.

-Witaj kowboju! Co robisz na tym zadupiu? Czyżbyś był jakimś poszukiwanym bandytą, za którego mogłabym dostać porządną nagrodę? A może jesteś tu aby mnie okraść i zabrać ten piękny samochód? Hihi...od razu mówię...on nie jest mój - uśmiechnęła się lekko- Został skradziony! Ale gdzie moje maniery...nazywam się Rosa Dorfiante i......może potem...a ty jak się nazywasz tajemniczy nieznajomy?

Wielkie oczy Rosy przyglądały się podróżnikowi z ciekawością, z radia w samochodzie dobiegała muzyka z dawnych lat...Steppenwolf: Born to be Wild...

Charles stał w zadumie, bezmyślnie spoglądając na kobietę. Na widok świecących od potu piersi, wypełniających dekolt stroju, kowboj poczuł atawistyczne mrowienie w kroczu. Na przedzie skórzanych biodrówek odkształcił się typowy zarys męskiego członka. Rosa uśmiechnęła się prowokująco nie spuszczając oczu z nowego znaleziska na spodniach Charlesa. Ten, w grymasie uśmiechu ukazał zepsute zęby. Zaciągnął się mocno papierosem.

- Charles - zaczął - po prostu Charles. Ale mam wrażenie, że bardziej niż moje imię interesują cię moje spodnie. Noszę je zawsze przy sobie. Za to one noszą w sobie jeszcze coś innego... Z tego co wiem, też zawsze przy sobie.Kończąc zdanie, wyrzucił papierosa na ziemię, gasząc go podeszwą śmierdzącego buta.

Piękna kobieta oblizała nieświadomie wargi, spoglądając na podróżnika. Po czym wyłączyła silnik auta.

-Widzę że nie tylko colta masz wielkiego kowboju..hmm..być może spodnie by mnie interesowały, nawet z chęcią bym zadbała o ich zawartość, ale wtedy spodnie nie byłyby ci już potrzebne...bo mój merda di putana, mąż odciąłby ci jaja razem z wnętrznościami...zwie się Moltez i jest okolicznym bosso i moim osobistym tyranem...

Kobieta wyraźnie wzburzyła się wspomnieniem męża, ale widać było w jej oczach strach i bezsilność. Charles zauważył że kobieta ma na rękach liczne siniaki, a na szyi wyraźnie było widać odcisk sznura...

-No dobrze przystojniaku, może podwiozę cię do męża? Jest szefem okolicznych bandytów, zresztą ja też do nich należę, nazywamy się po prostu Banditos. I nie napadamy na biedotę ale na bogaczy z górnego Złomowicha, stąd mam te auto! Ukradłam je samemu burmistrzowi. I jeżeli jesteś tym Charlesem o którym kiedyś było głośno to Moltez chętnie cie przywita.To jak wskakujesz? Tylko rozładuj tego gnata, bo zrobisz sobie dziurę w tych spodniach.

Zalotnym spojrzeniem kiwnęła w stronę Charlesa, zachęcając go do wejścia. Przetarła pot z obfitego biustu i uruchomiła silnik. Charles jeszcze się nie zdecydował, ale wiedział że jego "gnat" za chwilę eksploduje, spowodowany widokiem pięknej kobiety po wielomiesięcznych samotnych podróżach po pustkowiach, czuł się jakby miał laskę dynamitu w kieszeni, na domiar złego w radiu rozbrzmiał kolejny dawny szlagier...AC/DC: TNT...

Ochoczo wsiadł do automobilu. Słońce lało się na nich bezlitośnie, a blacha, przeżarta korozją wzmagała uczucie gorąca. Z resztą nie tylko to było powodem nagłego przypływu ciepła. Wędrowiec tracił zmysły siedząc obok pięknej, żywej kobiety. Na brudnym czole kowboja wystąpiły kropelki potu, które niedbale zgarnął poranioną dłonią. Przez długi czas jazdy rewolwerowiec nie odzywał się do Rosy. Wsłuchiwał się jedynie w utwór, który wypełniał jego myśli. "TNT watch me explode" brzmiało w tym momencie dość niezręcznie. Mimo to spojrzał na dziewczynę i obserwował jej wdzięki. Miał gdzieś, że patrzy jej prosto w biust. Nie było czasu na maniery. W każdym momencie mógł dostać kulkę w łeb... Przed śmiercią chciał chociaż nałykać się tych widoków. Zwrócił też uwagę na poranione nadgarstki. Mimo twardych zasad panujących na pustkowiach, Charles był po części romantykiem. Kochał i szanował kobiety same w sobie. Lubił im to okazywać, gdy słońce kryło się za horyzontem.

- Opowiedz mi coś o sobie - mówiąc to położył rękę na jej jędrnym udzie - Potem porozmawiamy o sprawach ważniejszych - na jego twarzy ukazał się ironiczny uśmiech.

Samochód był już jakoś około 3 mil od celu, z oddali było widać zarysy murów zniszczonych budynków. Które jak się domyślał Charles, były siedzibą bandytów. Czując dotyk ciepły dłoni rewolwerowca na swoim udzie, Rosa lekko się uśmiechnęła, i poczuła delikatne mrowienie na szyi, to kropelki potu z większym natężeniem zaczęły się pojawiać na jej opalonej skórze. Nie przyznała tego, ale nieznajomy wędrowiec był dla niej niezwykle atrakcyjny, wydawał się być dla niej ratunkiem w jej beznadziejnej sytuacji i przez chwilę pomyślała że może by jej pomógł, ale po chwili spojrzała na rany na nadgarstkach i szybko przestała marzyć. Delikatnie udając pozory szarmancji, zbyła rękę Charlesa ze swojego uda, i wymusiła lekki uśmiech. Bała się, była zbyt zastraszona i była w zbyt wielkiej presji aby pozwolić sobie na zauroczenie. Po chwili zadumy przemówiła spokojnym głosem.

-No mam na imię Rosa i jestem żoną Molteza, to to już wiesz. Jestem mu bardzo wdzięczna za to co dla mnie robi...

Kobieta zatrzymała wóz.

-Posłuchaj Charles, jestem jego niewolnicą, osobistą kurwą...mam szczęście że nie oddał mnie jeszcze dla swoich ludzi aby się mną zabawili, bo mam talent do kradzieży i dlatego mnie trzyma...on nie ma szacuku dla nikogo, zebrał po prostu biednych, młodych ludzi, dzieci w większości i wmawia im że jest Królem Okolicy i że rewolucja może ich wybawić od tyranii. Jaka rewolucja? To śmierdzący egoista, wszystko co robimy to dla jego własnego dobra, te auto...kazał mi oddać się burmistrzowi abym mogła się zbliżyć do tej kupy złomu...gdybym mogła, to bym go zabiła...ale jest ich więcej...młodzi ludzie szybko by się przekonali że Moltez ich wykorzystał, ale ma on 9 najbliższych współpracowników...tylko zabicie ich wszystkich by coś pomogło ale to jest raczej nie możliwe...dlatego proszę cię Nieznajomy, nie sprawiaj problemów i nie patrz tak na mnie gdy będziemy w obozie...być może gdybyś zrobił coś dla Molteza..on oddał by mnie tobie...w ramach rekompensaty...to jest moja nadzieja, gdy zobaczyłam ciebie na tym pustkowiu...chyba że masz inną propozycję...Ale nie ważne, pewnie masz w dupie lament kurwy...nie słuchaj mnie nieznajomy...

Widać było ze kobieta ogromnie żałuje wypowiedzianych słów, i szybko sięgnęła ręką w kierunku stacyjki, jednak tajemniczy rewolwerowiec miał coś do dodania...

Charles szybkim ruchem złapał jej rękę uniemożliwiając odpalenie samochodu. W oczach Rosy pojawiły się łzy. Wpatrywał się w nią niemiłosiernie. Kolejne krople potu zalewały czoło wędrowca. Upał stał się nie do zniesienia.
- Dużo ryzykujesz, wyznając takie rzeczy - stwierdził poważnym tonem - Pustkowie to piekło na ziemi. Każdy na moim miejscu by cię zgwałcił, porzucił i przywłaszczył sobie pojazd.
Dziewczyna z przerażeniem spojrzała na rewolwerowca. Przypominała teraz małą, wystraszoną dziewczynkę łkającą cicho w kącie własnego pokoju. Wtuliła się jeszcze bardziej w tapicerkę kabrioletu. Charles uspokoił ją muskając lekko po policzku koniuszkami zdartych palców.
- Los okazał się jednak łaskawy
Cisza wypełniła okolicę. Jedynie z oddali dało się usłyszeć wycie wiatru.
- Być może to miejsce stanie się czymś lepszym chociaż dla jednej osoby... - szepnął, a usta zacisnęły się w gniewie

Kobieta przetarła oczy i wpatrywała się w rewolwerowca.

-Ale co zrobisz zabijesz Molteza i resztę? Dziękuję ci obcy za dobre słowa...ale na razie nic nie zrobimy. Chodź, pojedźmy tam i na miejscu zobaczymy jak sprawy się potoczą.

Część Druga

Kobieta uruchomiła silnik. Do obozu Banditos było blisko, zaledwie 15 minut drogi. Siedziba nie była zbyt duża, ale otoczona murem zbudowanym niezdarnie z części karoserii samochodowej. W środku placu stały 3 budynki i kilka namiotów. Nie znajdowało się tam zbyt wiele osób, na zewnątrz budynków znajdowało się około 12 ludzi...wszyscy młodzi, niedoświadczeni z oczami pełnymi przerażenia i bezsilności.
Samochód wjechał przez starą żelazną bramę. Charles zauważył nieopierzonych żółtodziobów ale wśród nich wypatrzył 2 innych...Jeden stał przy bramie i uważnie się mu przyglądał, drugi natomiast znajdował się pod niewielkim zadaszeniem, napastował młodą kobietę. Na pierwszy rzut oka widać było że są jednymi z tych "współpracowników" Molteza...Rosa zatrzymała samochód i wyłączyła silnik. Charles zastanawiał się dlaczego nikt nie pytał go o to kim jest, ale widocznie wszyscy byli zbyt zajęci swoimi zadaniami i byli na tyle pewni siebie że nie spodziewali się problemów z powodu jednego faceta, do tego przywiezionego przez Rose. Mężczyzna molestujący kobietę, zaczął ją okładać pięściami i wyciągnął nóż.

Charles wysiadł z samochodu bez słowa. Zardzewiałe drzwi stuknęły głucho. Nikt nie zwrócił na niego większej uwagi. Kowboj splunął na ziemię nie spuszczając oka z brudasa napastującego niewinną kobietę. Jedną ręką niezręcznie odpalił kolejnego papierosa. Siwy dym powoli opuszczał jego nozdrza. Powolnym krokiem szedł w stronę gwałciciela. Ciszę zakłócał jedynie dźwięk brzęczących ostróg.

- Przestań wydzierać tę kurewską mordę! - banita wręcz wypluwał słowa na ofiarę - Zanim wypruje ci wszystko ze środka, zerżnę cię tak, że ta wizja stanie się dla ciebie przyjemna - po czym wyszczerzył zęby w istnej euforii szaleństwa.

- Chętnie poznam cię z Christine - Charles znajdował się tuż za jego plecami przystawiając do głowy Colta 0.45 Peace Maker - nie jest zbyt rozmowna, ale chyba się polubicie - na wysuszonej i czerwonej twarzy podróżnika pojawił się uśmiech. Spojrzał na gapiów, którzy ślepo wpatrywali się w zaistniałą sytuację. Przeładował swój skarb.
- Cholera, masz dzisiaj szczęście. Chrisie aż rwie się do rozmowy.

Bandyta poczuł na swojej potylicy zimną stal broni. Przez chwilę stał w bezruchu. Po czym zaczął wykrzykiwać.

-TY?! Kim ty jesteś?!! Zaraz wytnę ci twoje cojones i nakarmię nimi sępy! Myślisz że się ciebie boję Gringo? Myślisz że...

Kobieta napastowana przez mężczyznę cały czas płakała rzewnymi łzami...wpadła w panikę i histerię, zamiast uciekać, kuliła się w miejscu ze strachu, zarówno przed Bandito jak i przed Charlesem. Wywołała wybuch gniewu u bandyty, który nie zważając na przyłożoną broń rewolwerowca do swojej głowy, dźgnął ją nożem w brzuch.

Rosa przyglądała się całej sytuacji i widać było że kobieta jest zbyt przerażona by coś odpowiedzieć...

Twarz kowboja ścierpła. Od wielu miesięcy... być może lat poczuł się bezsilny. Opuścił broń nadal utrzymując bezsensowny wyraz twarzy.
- Teraz zazna spokoju - pomyślał o kobiecie, która z każdą sekundą była mniej świadoma własnego istnienia. Ciemne oczy wbite były w nieokreślony punkt na bezchmurnym niebie. Czerwona dziura zdobiła jej płaski, opalony brzuch. W oczach rewolwerowca pojawił się żal i współczucie.
Charles obrócił broń w palcach po czym uderzył banitę kolbą prosto w nasadę nosa, brutalnie go łamiąc. Gwałciciel zalał się krwią padając na ziemię. Chwilę póżniej, tuż przy jego krtani pojawiła się ostroga. Charles wykrzywił popękane usta w nienawistnym grymasie.
- Szkoda na ciebie czasu - po czym splunął.

Z namiotu w centrum obozu wybiegł rosły mężczyzna, meksykaniec z gęstym wąsem i parą pistoletów w kaburach.

-Co tu się do cholery dzieje! Zostaw mojego człowieka Gringo! To tylko nędzna dziwka jak one wszystkie, są nic nie warte! To tylko worki na nasienie, zaryzykował byś własne życie dla jednej z tych szmat? Tak jak ta suka moja żona! Tylko kraść potrafi nic więcej!

Charles ściągnął niechętnie ostrogę z gardła bandyty i niemo przyglądał się meksykańcowi, ten podszedł do Rosy, spojrzał na auto i się uśmiechnął, zaśmiał się, ale po chwili przejechał palcem po karoserii i z niesmakiem odwrócił się w kierunku Rosy, widocznie nie spodobało mu się że auto było zakurzone...wyrwał karabin z rąk pobliskiego mężczyzny i z całą siłą uderzył Rosę, kolbą w brzuch...Kobieta bez krzyku upadła na ziemię i plunęła gęstą krwią. Oprawca zwrócił się ponownie do Charlesa.

-Jestem Moltez Dorfiante bosso Banitos! A ty wyglądasz mi na fachowca i nie lada oprawcę! Może pójdziesz ze mną do mojego biura i opowiesz mi o sobie. No i nie zwracaj uwagi na tą sukę...dobrze że ciebie chociaż tu przywiozła, bo inaczej bym zrobił z nią gorsze rzeczy, ha! Ale przy gościu nie wypada. Ty rewolwerowcze chodź za mną.A wy muchachos! - Moltez zwrócił się do siódemki oprychów którzy właśnie wyszli z budynku, nie wątpliwie są jednymi z tych "ważnych" - A wy muchachos, możecie się zabawić tym worem mięcha! Tylko spokojnie bo sam chcę ją na wieczór! A i sprzątnijcie to ścierwo bo zacznie cuchnąć!

Machnął w stronę zadźganej kobiety i spoglądał na spokojnego Charlesa, którego twarz przykrywał cień. Rosa plując krwią, podniosła swoje wielkie oczy patrząc raz na zbliżających się oprychów, raz na rewolwerowca.

Ten bez słowa ruszył za dowódcą.
- Widzę, że... - słowa Molteza ugrzęzły w gardle, zagłuszone potężnym krzykiem Christine. Kowboj poderwał Rose z ziemi i schował się za rogiem najbliższego budynku.
- Być może to miejsce stanie się czymś lepszym chociaż dla jednej osoby... - szepnął ponownie. Wcześniej powiedział to obiecując Rosie pomoc. A Charles zawsze dotrzymywał słowa...

Po strzale, zabójczo celnym, łeb Molteza opadł groteskowo na jego lewe ramię ponieważ część jego szyi została po prostu rozerwana potężną amunicją Colta. I tak zmarł niedoszły "Król" bandytów, nie miał nawet szans na wypowiedzenie ostatnich słów...reszta bandziorów zareagowała dość wolno, wystraszeni śmiercią szefa i zbyt pewni siebie , nie spodziewali się ataku w ich własnej bazie, ponadto wielu z nich było mocno spitych...Charles wycofując się do budynku, poderwał z ziemi Rosę i solidnie się okopał, był w doskonałej pozycji...jedynie granat mógł popsuć jego osłonę. Przygotowany na najgorsze, rewolwerowiec wsadził do komory nabojowej jeden pocisk tak aby bębenek był pełny, na placu było 7 oprychów a naboi w bębenku 6...ale Rosa ku zdziwieniu Charlesa, wyciągnęła Berettę zza cholewki wysokiego buta...

Zasady już znasz - zaczął Charles - po prostu naciśnij na spust, kiedy zobaczysz spocony i brudny worek mięsa - a potem dokończymy rozmowę na temat moich spodni - -rewolwerowiec puścił oczko do latynoski. Mimo zagrożenia kowboj czuł się swobodnie, a sprośne żarty potęgowały ten efekt.
- Czas zakończyć pewien rozdział - mruknął pod nosem, po czym wychylił się zza osłony, gotowy do strzału... -Christine zaśpiewała dzisiaj po raz drugi.

-Merda! Co ty myślisz że ja nie potrafię strzelać?
Kobieta oburzona, instrukcjami Charlesa wychyliła się zza osłony i posłała 4 strzały w okolicznych oprychów, jeden z nich padł martwy, a drugi upadł na ziemię i doczołgał się do najbliższej osłony, otworzył niecelny ogień zaporowy. Charles skupił wzrok, przyjmując odpowiednią pozycję do strzału, i posłał 4 śmiertelne kule w oprychów. Padli martwi z jeszcze dymiącymi dziurami w głowach. Na placu pozostało jeszcze dwóch, jeden ranny i drugi ukrywający się za jakimiś beczkami. Charles wrócił za osłonę i po chwili poczuł świst kuli koło swojej głowy, z okna strzelał snajper, a z balkonu nieopodal pozostali dwaj bandyci rozkładali ciężki karabin maszynowy.

Rewolwerowca zaczęły ogarniać wątpliwości. Christine jeszcze nigdy nie zawiodła swego kochanka
- Skarbie - zaśmiał się do Colta - to nasza ostatnia "czystka". Tylko ty i ja - kolejny rechot wypłynął z jego ust. W przypływie adrenaliny zapomniał o Rosie, bezlitosnym słońcu i swym beznajdziejnym położeniu
- Zatańczmy ten ostatni raz - w tym samym momencie Charles wstał przymykając jedno oko, pozwalając prowadzić się swej małej.

Wycelował i strzelił w kierunku snajpera, Christine go nie zawiodła, strzelec wyleciał z okna i nabił się na pręty zbrojeniowe poniżej. Rewolwerowiec strzelił ponownie w mężczyznę za beczkami który wychylił się aby oddać strzał...i spudłował...kula poleciała gdzieś w ścianę, gdy Charles poczuł mocne pchnięcie i poleciał na ziemię. To Rosa go popchnęła...uratowała mu życie ponieważ dwóch facetów na balkonie, zamontowało CKM i pokryło całą okolicę morderczym ogniem.

-Merda! Andale kowboju! Spierdalajmy do tamtej przeszkody!

Dwójka pobiegła, trzymając głowy nisko do kolejnej barykady z której mieli czysty strzał na oprycha za beczkami, jak również mogli bezpiecznie przedostać się do budynku z którego strzelał snajper. Jednak musieli działać szybko bo barykada był zrobiona ze zwykłej blachy, a naboje z ciężkiego karabinu nie ustępowały...na domiar złego Charles musiał przeładować rewolwer...

Osłaniaj mnie!- ryknął Charles rzucając się za barykadę. Kilka wrzodów pękło przy upadku, a piekąca skóra mimo dużej dawki adrenaliny dawała się we znaki. Na twarzy ukazał się niesamowity ból. Dłonie zaczęły się trząść
- Cholera, nie teraz - twarz była teraz mieszaniną uczuć. Ból, gniew i bezradność tańczyły, czyniąc ją jeszcze bardziej szpetną.
Ogień napierał. Miał coraz mniej czasu.
- Biegnij do budynku! - rewolwerowiec wydał komendę - spróbuj rozpierdolić łeb każdemu w okolicy - po czym wrócił do ładowania naboi. Zdołał załadować tylko dwa. Znów wychylił się zza osłony, mając na celu faceta za beczkami.

W tym czasie Rosa pobiegła w stronę budynku i tam znalazła schronienie, zaczęła osłaniać Charlesa ale długo to nie potrwało...skończyły się jej naboje, skryła się bezpiecznie za ścianą i czekała na rozwój sytuacji. Charles po wycelowaniu, strzelił w faceta za beczką rozpruwając mu biodro, krew trysnęła niczym pryszcz na twarzy nastolatka. Drugi nabój Charles skierował w dogorywającego oprycha który zaczął czołgać się w jego stronę z granatem, trafił, a zabezpieczony granat poturlał się kilka metrów od kryjówki rewolwerowca. Zostało jeszcze dwóch na balkonie, bezlitośnie zalewających okolicę wrzeszczącymi pociskami. Gdy Charles nie widział już powoli wyjścia z tej sytuacji, nagle usłyszał ciszę...Bandyci przeładowywali broń, rewolwerowiec miał kilka sekund na reakcję, miał za mało czasu na przeładowanie bębenka, wystarczająco czasu na zmianę pozycji albo mógł improwizować i pozbyć w jakiś sposób reszty grupy Molteza.

Kowboj szybko wykorzystał moment nieuwagi.
- Zrobiłaś co w twojej mocy - dyskretnie zwrócił się Christine, po czym wyszedł z kryjówki. Sięgnął po granat. Odwinął panczo na lewą stronę, by swobodniej operować ręką. Schował ślicznotkę do kabury. W ręce dzierżył śmierć. Rzucił granatem w stronę balkonu. Opadł na kolana. Wieloletnie palenie tytoniu dało się we znaki. Charles zaczął się krztusić. Nie mógł złapać tchu. Granat był już w powietrzu.

Ten, choć rzucony dość niechlujnie trafił w cel. Po kilku chwilach otoczenie wypełnił cierpki smród krwi i wnętrzności. Kaszląc, Charles widział czerwoną chmurę krwi, która wymusiła na jego twarzy złośliwy uśmieszek Szybko poderwał się na nogi gdy na maskę zniszczonego samochodu spadł rozerwany tors jednego z oprychów. Charles przetarł pot z czoła, wyciągnął papierosa, i nagle poczuł dotyk w okolicy krocza. To oczywiście Rosa, wyszła z budynku z podartą koszulą, rozwichrzonymi włosami i z zalotnym spojrzeniem. Wyrzuciła papierosa z ust Charlesa, zerwała i tak już podarte pancho, rozpięła pas z pistoletem, dobrała się do koszuli...popchnęła rewolwerowca na maskę kabrioletu i wyszeptała mu do ucha:

-A zatem Kowboju...spraw aby ten dzień był dla kogoś lepszy...

Uśmiechnęła się i przyłożyła swoje usta do jego ust...nie zważając na brud, krwawiące rany na jego twarzy, wszechobecny dym, rozerwane ciała i łuski wchodzące wszędzie tam gdzie nie ich miejsce...

Odpowiedzi

Portret użytkownika saverius

Jestem za.

Jestem za.

Portret użytkownika salub

No to czekamy na Pana

No to czekamy na Pana Kratosa.

Portret użytkownika eSPe

niezbyt kolorowo to wygląda,

niezbyt kolorowo to wygląda, a kto go wie może rzeczywiście Jego jak powiedział...

Portret użytkownika Kratos

Dobra. Kiedy sprawa

Dobra. Kiedy sprawa "plagiatu" została wyjaśniona, zapraszam do lektury.

Portret użytkownika Prefekt

Pisze tam na dole na tej

Pisze tam na dole na tej stronce że to m.in jego więc easy Wink I propsy za dzieło ;P

Portret użytkownika salub

O, dziękuję za pozdrowienia..

O, dziękuję za pozdrowienia.. Gen , saverius sławni będziemy..
Sprawa zamknięta, robiłem to co do mnie należało.

Portret użytkownika Kratos

Powinieneś najpierw sprawę

Powinieneś najpierw sprawę wyjaśnić ze mną, a potem powinności czynić i oskarżeniami rzucać.

Na stronie nie jestem od wczoraj, a tekstów trochę już wrzuciłem. Troszkę to nie pasuje do wstawiania plagiatów.

Mam nadzieję, że w przyszłości w razie zwątpienia postąpisz inaczej.

Portret użytkownika salub

To co powinienem zostaw mnie,

To co powinienem zostaw mnie, rozumiemy sie? Postapilem słusznie, a Twoja "twórczośc" nie jest dla mnie żadnym wyznacznikiem. Dodaleś blog z innej strony, nie zamieszczając choćby słowa, ze masz pozwolenie na to. Następnym razem przemyśl wiec, co robisz.

Tyle w temacie.

Portret użytkownika Kratos

Jak już wytrzesz łzy i

Jak już wytrzesz łzy i poluzujesz gumę od gaci to weź dwa głębsze wdechy Wink

Następnym razem będę się pytał o pozwolenie na zalogowanie się, dobrze?

Tak na marginesie... Zawsze sądziłem, że taki człowiek z żelaza jak ty ma wyjebane. Że ze stoickim spokojem i opanowaniem podchodzi do życia. I że zawsze chodzi uśmiechnięty od ucha do ucha. I to wszechobecne szczęście i postawa samca alfa...

Czegoś tu jednak brakuje. Ale chyba nie potrafię tego rozgryźć.

Słyszałeś, że agresja jest oznaką słabości?

Po prostu próbujesz narzucić mi ramę frajera i udowodnić błąd. Tylko, że to działa na panny z gimnazjum Smile

Portret użytkownika salub

Wskaz mi choć jeden moment,

Wskaz mi choć jeden moment, po którym uważasz, ze nie jestem opanowany. Wtedy z całą pewnością zwrócę Ci rację.

Owszem, agresja moze być oznaka słabosci, choć twego bloga nie czytałem. Wystarczył mi ten o dyskotekach Smile

Najbardziej mnie tylko bawi, ze tu głównie sie gada o trzymaniu jakiejś pozycji samca, o narzucaniu ramy. Możesz być spokojny - do niczego mi to nie jest potrzebne, a tym bardziej nie robiłbym tego przez internet. Jednak widocznie masz lęki przed tym, niejednokrotnie wspominając na stronie o "nieodpowiednich zachowaniach" wśród użytkownikow, sam zachowując sie podobnie. Pomijajac juz nawet hipokryzję, gdy z całej siły chcesz cos komuś udowodnić, to jest to po prostu niewiarygodne, baa ociera sie nawet o oszukiwanie samego siebie. Twój wybór.

Dyskusje z Tobą uważam za zakończona. Cokolwiek zrobisz czy napiszesz, ja swoje zdanie juz wyrazilem. No ale rób to na co masz ochotę panie alpha...

Portret użytkownika Hektor

Chłopaki! Carlo i Kartos,

Chłopaki! Carlo i Kartos, widzę że ostatnio mocno się trzymacie, jak muszkieterowie. Uważam, że to bardzo fajnie ale mimo tego, że koalicja daje siłę, to największą siłę daje obiektywizm. Salub wykasował wpis Kratosa bo słusznie zauważył, że taki wpis istnieje już na innej stronie a tu został wklejony bez jakiejkolwiek wzmianki, że jest już w sieci na innej stronie, więc logicznym i prawidłowym było jego niedopuszczenie do wklejenia na tej stronie. Moderatorzy muszą dbać o prawa autorskie i tak też się dzieje, więc powinniśmy się cieszyć, że tak dobrze to im wychodzi- tu Salubowi:D
Jeśli chodzi o wasze zachowanie Panowie Carlo i Kratos to z pełnym szacunkiem dla was ale to co ostatnio robicie w duecie nie jest najlepsze, ani dla strony ani dla was samych. Najlepsze w tych waszych kłótniach są schematy za pomocą, których usiłujecie wyprowadzić z równowagi rozmówcę, przytoczę je tutaj: "chcesz narzucić mi ramę frajerzyny", "targają Tobą emocję", "podchodzisz do tego za bardzo emocjonalnie" , "takie teksty działają na dziewczyny w gimnazjum lub w wieku..." obaj używacie tego samego schematu ale zapomnieliście, że kierujecie go do ludzi, którzy każde wypowiedziane słowo potrafią rozłożyć na czynniki pierwsze i zobaczyć co się pod nim tak na prawdę kryje.
Chłopaki ja nie chce z wami iść na wojnę, mogę na piwo tylko zastanówcie się nad tym wszystkim spokojnie i najlepiej osobno:D

Portret użytkownika Kratos

Hektor. O jakiej wojnie

Hektor. O jakiej wojnie mówisz? Zwróciłem uwagę Salubowi, by w przyszłości takie wątpliwości rozwiewał za pomocą rozmowy, a nie pochopnych czynów i oskarżeń, które okazały się bezpodstawne.
A to, że zareagował na to w tak agresywny sposób...

Z resztą nie tyczy to się tylko tego wpisu, ale też bulwersowania się, co powinno a nie powinno znaleźć się tu i tam.

Odnoszę wrażenie, że za grosz w was wyrozumiałości, samokrytyki i dystansu. Tego swoistego "luzu i polotu" Mam nadzieję, że to tylko złudzenie. Bo na razie widzę, że wszystko bierzecie do siebie i niepotrzebnie spinacie się z tego powodu. Zupełnie, jakbyście zbyt serio traktowali to wszystko.

Taki prosty przykład. Kiedyś, kiedy ktoś założył temat o tym jak laska go olała, było to pisane z jajem i dystansem. A i odpowiedzi i rady były podobne. Ogólnie tak wyglądały relacje użytkowników. A dzisiaj? Na to potraficie odpowiedzieć sobie sami.

I teraz zastanów się, Hektor. Czy po drodze nie zgubiliście gdzieś całej tej idei i nie wpadliście w pułapkę?
Nie bez powodu pojawiają się potem słowa, które zacytowałeś.

Na dobrą sprawę chłopaki, gdyby was coś nie bolało(i zwracam się konkretnie do Hektora i Saluba) nie byłoby tych wszystkich "dyskusji".

W tej sprawie nasuwa mi się pewna myśl. Pozwolę sobie zacytować gena.
""Nie bierzmy życia zbyt poważnie, i tak nie wyjdziemy z niego żywi"

Wiem, banał, ale co w końcu nie jest banałem w tej globalnej wiosce, tyglu ideałów, szarzyzny i syfu???"

Portret użytkownika saverius

Ja już mam "złą sławę" na

Ja już mam "złą sławę" na stronie.

Portret użytkownika Alejandro

A nick saveriusa znow byl zle

A nick saveriusa znow byl zle napisany : d

Ogolnie dopracowane, ale lekko naciagane. Pomijajac watek z Mad Maxa i celnosc z terminatora, a niesmiertelnosc z rambo, to calkiem niezle. Niestety nie moge zrozumiec, jakim sposobem facet rozwala conamniej 20 gosci, przy okazji rozrywajac jedynie kilka wrzodow.

Portret użytkownika saverius

"Niestety nie moge zrozumiec,

"Niestety nie moge zrozumiec, jakim sposobem facet rozwala conamniej 20 gosci, przy okazji rozrywajac jedynie kilka wrzodow."

Bo jest alfa.

Moderatorzy muszą trzymać się pewnych reguł, skasowanie wpisu było uzasadnione. Salub wykonał tylko swoją pracę.

Mylicie się. Wypominacie sobie teksty, niealfa zachowania, niechęci i emocjonalne działanie. Tu ktoś ma być taki, tu ktoś ma być sraki, tu ktoś nie zachował się srak a tu ktoś zachował się owak. To chyba jest finta w fincie finty. Gubienie się w gubieniu mówiąc o gubieniu się.

A ja powiem wam tak. Właśnie Salub zachował się WYJĄTKOWO NIEEMOCJONALNIE. Postąpił algorytmem:

1. Oceń wpis, jeśli wpis jest be, przejdź do 2, jeśli wpis jest ok idź do 3.
2. Skasuj wpis.
3. Koniec.

Pominął czynniki: user w zaawansowanych, treści blogów/wypowiedzi, szeroko pojęte ogarnięcie na stronie i "sława". Metodycznie skasował nieodpowiedni wpis.

Gdzie wy w tym emocje widzicie?

"Odnoszę wrażenie, że za grosz w was wyrozumiałości, samokrytyki i dystansu. Tego swoistego "luzu i polotu""

1. Tego brakuje wielu ludziom. Jeśli chodzi o tych na stronie, to tym w dziale advanced ze mną na czele najbardziej.
2. Podobnych uczuć w US nie doświadczysz. Tak samo jest z pracą moderatora.

Zacytowałbym jeszcze z 10 innych wypowiedzi i je skrytykował, ale i po co? Skoro i tak wyprodukuje kolejne "iksowe" zachowania, które w "igrekowy" sposób zostaną skomentowane a moja postawa będzie określona jako "zetowska".

Wszyscy się zgubiliśmy Smile

Portret użytkownika Chaninng

ciekawe;D

ciekawe;D