Ostatnio podczas przeglądania zdjęć z okresu poprzednich studiów, przypomniała mi się pewna historia, która miała miejsce ok 2 lata temu. Historia kończy się dość zabawnie... lub jak dla mnie nieszczęściem, ale przejdźmy do rzeczy. Mieszkałem wtedy wspólnie z 4 kolegami na stancji, (ciekawie to w sumie wyglądało 5 chłopa, w mieszkaniu dwupokojowym, na nudę nie było co narzekać). Któregoś dnia dostałem wiadomość, od starej znajomej, że wspólnie z koleżankami wybierają się na imprezę, a że dyskoteka mieściła się całkiem blisko naszej stancji, postanowiliśmy wspólnie z dwoma kolegami się na nią wybrać. Wiadomo jak impreza, to i wcześniejsza zaprawa musiała być, po dotarciu na miejsce spotkaliśmy jeszcze kilku kumpli od nas z roku, więc impreza robiła się coraz przyjemniejsza. Po jakimś czasie, zauważyłem, że na miejsce dotarła już znajoma i była z kilkoma koleżankami.