Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

Qualia, rzeczywistość, iluzje i oświecenie

Portret użytkownika Rot

Puk puk, dzień dobry, czy mają państwo chwilę porozmawiać o naszym panu i zbawcy, René Descartes?

Słowem wstępu:

Zdarzało mi się powtarzać nie raz i nie dwa, że rzeczywistość jako taka nie istnieje, że jest tylko Matrixem. Że żyjemy tak na prawdę w iluzji, i wszystko co widzimy, słyszymy, czujemy jest w istocie kłamstwem.
Może się to wydawać dość niedorzeczne, ale dajcie mi chwilę, postaram się wyjaśnić.

W XVII-wiecznej Francji (tak na prawdę to głownie Holandii, ale o tym sza!) żył sobie taki jeden facet, który lubił dużo myśleć. Dziś takich dewiantów nazywa się filozofami. Facet był o tyle dobry w myśleniu, że nazywa się go dziś ojcem filozofii nowożytnej.
Jako człowiek z natury podejrzliwy i sceptycznie nastawiony do tak zwanych "prawd objawionych" lubił zadawać trudne pytania. Starał się bowiem w końcu znaleźć jakiś fundament wiedzy, którego się nie da podważyć - jest to o tyle znamienne, że do dziś jedna z zasad stawiania teorii naukowych głosi, że muszą one być formułowane tak, by dało się je obalić - chodzi z grubsza o to, że jeśli nie da się wystosować kontrargumentu i zaprzeczyć teorii doświadczalnie, to jest to dogmat wiary, a nie teoria naukowa.

Do czego zmierzam - wyobraźcie sobie taką sielską scenkę:
Siedzi sobie Rene na ławeczce gdzieś w knajpie, ćmi powoli fajkę, przygląda się jej i sam do siebie rzecze: skąd, u licha, ja mam pewność że ta fajka w ogóle istnieje?
Myśl ta o tyle go zaintrygowała, że rozejrzał się po okolicy nieprzytomnym wzrokiem, i mruknął pod nosem: skąd właściwie mogę mieć pewność że to wszystko dookoła istnieje?

I zaczął myśleć, jak to miał w zwyczaju. Upijając odrobinę podłego piwa z kufla, czując jego kwaśno-gorzki smak, pomyślał że przecież doświadcza tego świata, czuje smak, zapach, dotyk.
Ale co jeśli to tylko moje zmysły mi mówią, że jest to, czego nie ma? przeszło mu przez głowę, i zafrasował się wielce nasz filozof.

Pochylił więc głowę i podrapał się za uchem, szukając jakiegokolwiek niezbitego dowodu na to, że COŚ jednak jest.
Zaraz, zaraz... wymamrotał wreszcie - jeśli jest uczucie lub myśl, to musi być ktoś taki, kto tego uczucia lub myśli doświadcza - doszedł do wniosku. Cogito Ergo Sum zakrzyknął ku uciesze gawiedzi i natychmiast otrzeźwiał.

Tak było, nie zmyślam.

Dziś podobnym zagadnieniem zajmuje się między innymi kognitywistyka, a chodzi o qualia.

Qualia są tak zwanym twardym problemem świadomości.
W czym trudność polega?
Właściwie to we wszystkim, wliczając opisanie, czym qualia w ogóle są.
Za Wikipedią:

Qualia (l. poj. quale) – odczuwalne lub zjawiskowe jakości, związane z doświadczeniami zmysłowymi, np. słyszeniem dźwięków, odczuwaniem bólu, odbieraniem barw. Qualia są własnościami doświadczeń zmysłowych

W gruncie rzeczy chodzi o to, że dotykasz czegoś, albo widzisz coś, i twój mózg i umysł interpretują te bodźce, dając ci jakiś obraz tego, z czym masz do czynienia. To qualia powodują że co "gorące" postrzegasz jako gorące, a "zimne" jako zimne. To qualia powodują, że proste cechy obiektu - waga, kształt, temperatura, smak - mają dla ciebie jakiekolwiek znaczenie.
Ale skąd mamy pewność, że każdy postrzega te same obiekty identycznie?
A no ni chuja nie mamy.
Spróbuj opisać komuś kolor niebieski, tak żeby nie było ani cienia wątpliwości, że oboje mówicie dokładnie o tym samym. Spoiler alert - da się, ale wtedy mówimy o długości fal światła, a nie o postrzeganym kolorze.
Posługujemy się abstrakcyjnymi cyferkami, lub jeszcze bardziej abstrakcyjnymi słowami po to, żeby opisać to, co chodzi nam po głowie.
Następnie te abstrakcyjne słowa, znaki, język są interpretowane przez innych, tworząc w ich głowie obrazy, pojęcia, idee.
To jest ten moment, w którym co poniektórzy pewnie połapali się już, do czego zmierzam.

Jest takie pewne powiedzenie: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Problem w tym, że punktów siedzenia masz na tym świecie ponad siedem miliardów.
To jest siedem miliardów ludzi, którzy myślą i interpretują wszystko inaczej.
Świat, rzeczywistość po prostu nie istnieje - istnieje siedem miliardów rzeczywistości, a w każdej, jak w bańce, siedzi ten, kto jej doświadcza.
Nigdy nie dojrzysz, co jest w bańce sąsiada, możesz tylko słuchać i wyobrażać sobie ją, ale nigdy nie będziesz wiedział, czy to co sobie wyobrażasz, jest tym samym co widzi twój rozmówca.
On może ci jedynie podać jak najbardziej szczegółowy opis, który ty sam, po swojemu, będziesz musiał poskładać w głowie niczym klocków lego, lub małych okruchów szkła.
I zaręczam ci, że ile słuchaczy, tyle rezultatów.

Jest taki eksperyment, często nieświadomie prowadzony w czasie warsztatów i zajęć z rysunku - kilka osób, ten sam obiekt do narysowania. Choćby rysowali z tej samej perspektywy, choćby mieli ograniczyć własną inwencję twórczą do minimum i po prostu kopiować fotorealistycznie to co widzą, nie będzie dwóch takich samych dzieł.

Jest to o tyle wspaniałe, że przynosi powiew indywidualizmu i można się spierać, że dzięki temu każdy może być ciekawy na swój sposób, ale jednocześnie o tyle tragiczne, że po prostu nie da się tak na prawdę nikogo zrozumieć w pełni.

Pozwolę sobie już tu i teraz przytoczyć parę wniosków które się nasuwają na myśl, póki ich nie zapomnę:

1. Nie jesteś odpowiedzialny za to, jaki obraz maluje się w głowie drugiej osoby, tak jak nie jesteś odpowiedzialny za to by ze szczątkowych, podanych arbitralnym językiem informacji zrozumieć dokładnie to, co ci przedstawiono
2. Ale możesz użyć tego arbitralnego języka by choć trochę wpływać na innych, przy czym jeśli nie wyjdzie, to vide punkt 1.

Póki co, język mimo swoich wad, jest najlepszym medium komunikacji jakie mamy, bo choć nasze indywidualne pojmowanie tego, co przez kolor niebieski dokładnie rozumiemy może się różnić, to obaj mamy generalne pojęcie i consensus co do tego co on oznacza.
Czy brzmi to jak sprzeczność?

Już wyjaśniam: jeśli pokażę ci niebo, i powiem że jest niebieskie, to się ze mną prawdopodobnie zgodzisz, chyba że jesteś jednym z tych ludzi, którzy lubią się kłócić o wszystko.
Nie znaczy to, że obaj postrzegamy w swoim umyśle to niebo i ten kolor niebieski tak samo.
Chwała niech więc będzie językowi, że możemy się z grubsza jeden z drugim dogadać, ale niech też będzie przeklęty, bo zakłamuje rzeczywistość stwarzając iluzje.

Jest bowiem ogromna różnica między tym jak postrzegasz świat w zależności od tego, czy posługujesz się językiem.
O czym on pierdoli? zapewne pomyślałeś.
Spieszę z wyjaśnieniami.

Mózg ma dwie półkule - lewą i prawą.
W dużym skrócie lewa posługuje się językiem, prawa zaś jest niema.
Zależnie od tego, czy przełączysz się na tryb lewo- lub prawo-półkulowy będziesz trochę inaczej widział rzeczywistość.
Kiedy nazywasz w głowie rzeczy ich imionami, ucieka ci ich prawdziwa natura.
Przykład tego widać w rysowaniu - jednym z podstawowych ćwiczeń jest przerysowywanie obrazków do góry nogami. Ta lewa, mówiąca półkula dostaje wtedy mindfucka i nie wie co się dzieje - "nie wie co do chuja właściwie widzi" i przekazuje pałeczkę swojej pozornie upośledzonej drugiej połówce, po to tylko, by ta z szerokim uśmiechem wykonała zadanie.

Podobne zjawisko niekiedy objawia się nam, kiedy przypadkiem uciszy się nasz dialog wewnętrzny, i pojawia się niema klarowność w umyśle, objawia się nam Gestalt, prawdziwa natura rzeczy.
To jest naturalnie kolejna iluzja, ale przynajmniej o warstwę bliższa prawdzie - bo iluzja tworzona zmysłami, a nie świadomym umysłem. Pomijamy tu jedno oczko w torze sygnałowym bodziec -> interpretacja.

Wszystko fajnie pięknie, ale co ma do tego oświecenie?

O uciszeniu dialogu wewnętrznego wiedzieli już starożytni mnisi ze wschodu.
Nie mówię tu o ich bliskich nam kuzynach, którzy nauczyli się wygłuszać dialog wewnętrzny wódeczką, to jest droga na skróty - mówię tu o mistrzach zen.

Ci doszli do wniosku, że tylko poprzez wyciszenie umysłu da się osiągnąć stan oświecenia, w którym obcujesz z prawdziwą naturą rzeczy.
Zwracam uwagę na to, co pisałem wcześniej o qualiach i o języku.
Stan oświecenia ma jakoby zerwać tę zasłonę iluzji.
Czy faktycznie to działa - nie wiem. A gdybym wiedział, pewnie i tak bym nie potrafił tego opisać słowami.

Wiem jednak jedno z pewnością - język, choć miał jedynie pomóc w opisywaniu rzeczywistości, zaczął tę rzeczywistość tworzyć.
W zależności od sposobu jego użycia możesz przedstawić z pozoru tę samą rzecz na wejściu - dajesz dokładnie te same informacje, dokładnie te same puzle - ale ich instrukcja poskładania staje się inna.
Językiem możesz wpływać na innych niemal z dziecinną łatwością, poprzez kolejne iluzje z niego wypływające - bo iluzje wynikające z języka są warunkiem koniecznym i nie da się ich obejść.

I tu mili państwo wkracza Sun Zi, cały na biało.
Bo jeśli czegoś nie da się obejść ani pozbyć, jeśli jesteśmy w gruncie rzeczy - z niewielkimi wyjątkami - skazani na przekłamane postrzeganie rzeczywistości, skoro nasze zmysły a nawet własne umysły nas oszukują, to czemu, do jasnej ciasnej, z tego nie skorzystać i nie pokonać wroga jego własną bronią?
Jasne, wroga de facto nie ma, zabieg stylistyczny.
Jednakowoż pozwolę sobie zauważyć, że Liebe ist Krieg i w miłości jak na wojnie, wszystkie chwyty dozwolone.

Mógłbym tu w zasadzie skończyć, ale dla zwięzłego podsumowania pozwolę sobie przypomnieć - ludzie (najprawdopodobniej) nie interpretują bodźców tak samo, toteż świat zasadniczo nie istnieje - istnieją tylko podmioty go doświadczające, które swoje doświadczenia wymieniać mogą w zasadzie tylko za pomocą języka, który sam wprowadza swoje "zanieczyszczenia", ale można to wykorzystać to niejako próby "sprzedania" komuś własnej wersji tego świata, która to znowu zostanie jeszcze zinterpretowana...

... brzmi skomplikowanie?
No to patrz:

Właśnie pomyślałeś o NIEBIESKIM SŁONIU

Dziękuję, pozdrawiam, co złego to nie ja.

Odpowiedzi

Portret użytkownika Rot

Aha, ja wiem że to tak

Aha, ja wiem że to tak chaotycznie i zapomniałem w ogóle wspomnieć że ten matrix jak go widzisz że to matrix, to daje ci większą swobodę, bo jakie to ma do chuja znacznie co zrobisz, skoro to iluzja, ogółem nothing is true, everything is permitted.

Tak się kończy pisanie bloga na spontanie.

Portret użytkownika Kensei

Niech no tylko poszukam

Niech no tylko poszukam Twoich odpowiedzi z cyklu "za dużo analizujesz" na forum Wink.

Ciekawy blog, lubię takie, można coś z tego luzu wynieść do podrywu i nastawienia w ogóle.

Nic nie jest prawdą. Wszystko jest dozwolone.

Portret użytkownika Rot

Jest różnica w "za dużo

Jest różnica w "za dużo analizujesz co ona miała na myśli pisząc do ciebie sms o nowych butach o godzinie 7:00 rano", a "za dużo myślisz o fundamentalnych zasadach rządzących światem" ;P

Ano, z grubsza rzeczy to miałem na myśli tak na prawdę pisząc tego bloga, mogło się zgubić w tym całym chaosie.

Portret użytkownika Mendoza

Ups... nie pomyślałem o

Ups... nie pomyślałem o niebieskim słoniu

Portret użytkownika Pckr

Przeczytaj sobie "Neuronauki

Przeczytaj sobie "Neuronauki o podstawach człowieczeństwa" tam wszystko jest wyjaśnione. No, prawie.

A co powiecie na to, że jeśli wyzbędziemy się ego, wyzbędziemy się przekonań, pryzmatów, kompleksów i będziemy 100% obiektywni (wierzę że czasem się da) to widzimy dokładnie to samo? A właściwie nawet nie trzeba się ich pozbywać, wystarczy po prostu wczuć się w drugą osobę (co niewątpliwie wymaga dużej dozy empatii) i spojrzeć jej oczami.

Tak czy inaczej fajny blog, duże plusy za formatowanie, stylistykę, gramatykę, oceniam na 5-!

Portret użytkownika Rot

Bro, kognitywistykę

Bro, kognitywistykę studiowałem XD

Ano nie wystarcza, bo qualia mogą powstawać na poziomie już interpretacji bodźców przez system nerwowy, co jak dobrze kojarzę już ktoś-gdzieś udowadniał.

Ale mimo wszystko zgadza się, empatia jest lekko mówiąc dość istotna.

Dzięki!

Portret użytkownika NiCo

Nie no, klasa Rot.

Nie no, klasa Rot.

Portret użytkownika Trancer

Fajnie ujęte Dobrodziej I

Fajnie ujęte Dobrodziej Smile
I też z dobrej strony pociągnąłeś wnioski.

Portret użytkownika Trancer

Co prawda Twój wpis

Co prawda Twój wpis przeczytałem już jakiś czas temu, to teraz mam możliwość napisania swojej konkretnej odpowiedzi na niego Smile

Osobiście czuje też powinność ustosunkowania się do tego co napisałeś, ponieważ ja sam przez długie lata opierałem się na filozofii Asasynów (oczywiście interpretowanej po swojemu, bez odniesień do realnie istniejącej sekty z czasów krucjat).
Można powiedzieć, że z tego zasłynąłem.

"Nic nie jest prawdziwe, wszystko jest dozwolone" - to motto towarzyszyło mi nie tylko w pewnych, trudnych momentach życiowych, lecz także ukształtowało moje myślenie i postrzeganie - zarówno siebie jak i świata. Zdanie sobie sprawy z tej iluzyjności wszystkiego (nawet wyobrażeń ego na nasz temat) jest specyficznym doświadczeniem i unikalnym dla każdego.

Jedni odczują radość i ulgę, inni popadną w głęboką depresję i załamanie nerwowe. Albo jedno i drugie, albo coś pomiędzy tymi skrajnościami. Nie ma na to reguły tak naprawdę.

Może to być momentami poczucie "wzniesienia" się wyżej, jak i też bolesnego oczyszczenia, lub też "odklejania" plastrów iluzji.

Przez długi czas byłem na tym etapie, w którym dochodzi do tego typu zjawisk. Jednak jedno mogę powiedzieć teraz - to jest w zasadzie tylko etap Wink

Nie jest to "prawda" ostateczna, jak myślałem na początku, lecz wstęp do odkrycia tego, kim naprawdę jesteśmy.

Brzmi to może niezrozumiale, ale właśnie o to w tym chodzi...

Tego nie należy odczuwać ani rozumieć (czy też wyobrażać sobie że rozumiemy). Tego stanu należy DOŚWIADCZYĆ.

I wnioski jakie się pojawią gdy dojdziesz do tego punktu, mogą być inne od tych, jakie ci teraz przedstawiam.

No ale na tym to właśnie polega Wink

Pozdrawiam.