Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

Historia upadku mojego związku by Targecik

Dzisiaj trochę kobiecego spojrzenia na życie i związki, czyli historia upadku mojego związku wraz z przemyśleniami. Akt I Smile

Osiem miesięcy temu rozstaliśmy się z moim partnerem, z którym byliśmy prawie osiem lat. Składanie się po tym wszystkim idzie mi mozolnie, jednak widzę duży progres w swoim własnym myśleniu o tej relacji. Jestem już z coraz bardziej trzeźwym mózgiem i próbuję wyciągać wnioski na przyszłość.

Pomyślałam, że opiszę Wam jak to całe rozstanie przebiegało i jak bardzo ostatecznie traumatyczne dla mnie jest to doświadczenie. Plus spróbuję wyciągnąć wnioski z tego całego koszmaru. Może dla kogoś to też będzie cenna lekcja czego nie robić, żeby nie krzywdzić samego siebie.

Najpierw jednak trochę historii jak do tego doszło. Mój związek chylił się ku upadkowi wiele miesięcy, a może lat wcześniej, ale ja widzę to dopiero teraz. Wcześniej chyba nie chciałam tego widzieć. Jak długo jesteś w bagienku, to jesteś w stanie przekonać samego siebie, że to jest luksusowy basen. Więc ja chyba bagatelizowałam wszystkie możliwe czerwone flagi.

Były partner był w moich oczach ideałem. Dużo rozmawialiśmy. Robił mi piękne prezenty na urodziny czy walentynki, zawsze przez lata pamiętał o kwiatach na każdą okazję, kupował mi rzeczy, które lubiłam, zabierał do restauracji. Miałam wrażenie, że bardzo mnie kocha. Mieliśmy też wspólną pasję - podróże. Podróżowaliśmy bardzo dużo. Między innymi dlatego, że on miał pracę z ogromną ilością wyjazdów służbowych, na które jeździliśmy razem, a ja pracowałam zdalnie zanim to było modne. Taka forma życia obojgu nam odpowiadała i w sumie do pandemii było między nami raczej dobrze. No właśnie, raczej.

Były rzeczy, które mi nie pasowały, ale próbowałam udawać, że ich nie ma. Po pierwsze, były partner miał na początku naszej relacji mnóstwo koleżanek, którym nie bardzo umiał postawić granice. A raczej w ogóle nie chciał ich stawiać.Chodził sobie z nimi na kawy, umawiał się na jakieś spotkania, o których ja nie miałam pojęcia. One wszystkie były biedne: miały depresję, raka mózgu, załamnia sercowe. Wymagały pocieszania - wiadomo. Miał też przyjaciółkę, której bezpardonowo zwierzał się ze wszystkiego - nawet z kwestii takich jak problemy w łóżku.

Przynam szczerze, że dla mnie nawet na etapie zaślepienia to było trochę szokujące, ale wydawało mi się, że ja jestem widocznie za mało postępowa xD Miałam wtedy jakieś 22 lata i to był mój pierwszy związek, więc uznałam, że nie powinno się nikogo ograniczać itd. Dzisiaj jasno bym powiedziała, że to absolutnie przekracza moje granice i sobie tego nie życzę. Wtedy próbowałam jakoś oporować, ale to były bardziej jakieś fochy i skomlenie, niż stawianie granic. O graniach pojęcie miałam znikome w tamtym momencie. Potrafiłam coś tam się buntować, ale nic z tego nie wynikało. Oczywiście nie widziałam tego.

Cała sprawa wybuchła jak szambo w sumie po kilku latach związku, kiedy mój ówczesny chłopak zorganizował swojej przyjaciółce wieczór panieński, na którym się bawił z kilkunastoma laskami. Co więcej ona sobie zażyczyła, żeby był jej świadkiem na ślubie (zaznaczam, jej świadkiem - nie jej męża). Tak, serio...

Ja długo nie miałam o tym pojęcia, a dowiedziałam się tak, że złamałam swoją własną zasadę i zajrzałam do jego telefonu, który chyba pierwszy raz w życiu zostawił w łazience. Zrobiłam to, bo od dłuższego czasu sytuacja była napięta jak gumka w gaciach i czułam podskórnie, że to jest jakiś straszny szit, którego ja nie widzę. Czułam oczywiście słusznie. Miałam wtedy w tamtym okresie ataki paniki i ogromne poczucie niepokoju. Teraz widzę, że tak reagowałam na podsuwane mi ściemy i zatajenia.

Potem całkowicie straciłam do niego zaufanie. Jeszcze raz przejrzałam mu telefon i aż mnie rozwaliło wtedy. Dowiedziałam się na przykład, że jego była dziewczyna była u niego w mieszkaniu. Argumentował to tak, że chciał się pochwalić nowym mieszkaniem. Nawet teraz jak o tym myślę to mi się wydaje tak kuriozalne, że nie mam pojęcia jak ja to kupiłam.

Pamiętam też kuriozum tych wiadomości jak jakaś laska pisała do niego o 6 rano, czy mógłby pojechać z nią do ikei wybrać meble do kuchni do mieszkania, w którym miała mieszkać z przyszłym mężem. Panna była z dwa miesiące przed ślubem. Gdzie był jej facet wtedy to ja nie wiem. To mnie nauczyło, że ludzie mają jakieś chore standardy, których ja nie rozumiem. Żal mi było i tej dziewczyny i tego jej przyszłego męża. Siebie wtedy mi nie było żal. A powinno być xD

W sumie nie wiem jakim cudem po tej sytuacji byliśmy dalej razem. Albo wiem - on się teoretycznie zreflektował, a dodatkowo ja całą winę wzięłam na siebie. Tak serio, na siebie xD Pamiętam, że sama go za to przepraszałam. Dzisiaj widzę, że generalnie byłam mistrzem myślenia "moja bardzo wielka wina" i przy każdej większej awanturze towarzyszył mi schemat: "to na pewno ja coś zrobiłam źle". Faktem jest przynajmniej, że po aferze jaką urządziłam ta jego przyjaciółka się wreszcie odjebała na długie lata.

Nigdy więcej do jego telefonu nie zaglądałam. Czułam się w ogóle koszmarnie z tym, że sytuacja mnie zmusiła do tego i że straciłam do niego zaufanie. To był największy kryzys między nami przez lata. Potem radośnie wróciłam do udawania, że nie widzę problemów xD

W naszej relacji nie było przestrzeni na złość. A złość to ważna emocja. On się bał złości, konfliktów. Przypominało mu to dom rodzinny. Więc jak się na coś wkurwiałam, to dostawałam karanie ciszą albo jakąś inną formę biernej agresji. To mnie wkurwaiło jeszcze bardziej. W tym miejscu Wam powiem, że konflikty są ważne i potrzebne i czasem serio trzeba się pokłócić, żeby rozładować napięcie w relacji i żeby coś poszło naprzód. Niestety jego reakcja wpędzała mnie w ogromne poczucie winy, że "jak ja tak mogę się wkurwiać na takiego cudowanego faceta, co przynosi mi kwiaty, herbatę do łóżka i nigdy się nie denerwuje". W efekcie czego sama przepraszałam za to, że żyję, a on wychodził z tego wszystkiego jako ten biedny.

Im bardziej tę złość tłumiłam tym bardziej źle się czułam w ciele. Zaczęłam mieć nawet atopowe zapalenie skóry, a w nocy tak mnie bolał kręgosłup, że budziłam się cała spięta o 3 nad ranem. Pojawiały mi się też ataki paniki w nocy. Kiedyś nawet radośnie wylądowałam na SOR, bo myślałam, że mam zawał. w wieku 26 lat... Lekarz mi powiedział, że widocznie musiałam się mocno zestresować. Nie wiedziałam czym ja się stresuje... Wtedy zupełnie nie ogarniałam jak bardzo wypieram własne emocje i potrzeby i jak staję na głowie, żeby nie spojrzeć prawdzie w oczy.

On używał też takich tekstów typu: "powinnaś się cieszyć, bo przecież robimy tyle fajnych rzeczy". Ta fraza "powinnaś się cieszyć" do dzisiaj jest dla mnie triggerem. Słyszę w głowie jak ją intonuje. Teraz widzę, że nie miałam prawa się nie cieszyć. Z biegiem lat w ten sposób zapomniałam, że mam w ogóle jakieś własne potrzeby. Żyłam po prostu według jego scenariusza i wg jego zasad. I niestety, ale coraz mniej się cieszyłam.

Prawda była taka, że uwielbiałam z nim robić te wszystkie fajne rzeczy, ale ilość niewyrażonej frustracji i złości była we mnie tak wielka, że nie miałam przestrzeni na radość. Każdy konflikt był rozwiązywany tak, że gdzieś jechaliśmy, żeby od tego konfliktu uciec. Pomału przestawałam lubić podróże.

Złość i frustracja w dużej mierze brały mi się z braku seksu. I tak dochodzimy wreszcie do tematu, który to forum kocha najbardziej xD Powiem Wam uczciwie, że Freud miał rację i że seks jest mega ważną częścią życia. Mój były miał jednak na ten temat inne zdanie. On uważał, że jest tylko dodatkiem do związku. W efekcie czego na przykład nigdy nie uprawiałam seksu w Wenecji - mieście miłości - mimo że byłam tam z nim cały tydzień. Podobnie bywałam w wymyślnych hotelach z jacuzzi i sauną w pokoju, albo w lukusowych miejscówkach ze świecami i innymi romantico fantastico rzeczami, ale seksu w takich miejscach doprosić się nie mogłam. I tak latami. To było mega zasmucające i często się czułam odrzucona.

Powiem Wam szczerze, że długo mi zajęło, żeby rozpracować o co tu chodziło. Od lat udzielam się tu na forum, więc znam męską perspektywę wydaje mi się trochę lepiej niż przeciętna kobieta i dla mnie to był straszny zgrzyt. Ja się wychowałam na książkach Volanta i artykułach Alexa Barczewskiego i Adepta. Sama je polecałam mojemu koledze z liceum jak miałam lat 16. A tu nagle jestem w związku, w którym mój partner nie chce seksu. Paranoja.

Jeśli uważnie czytaliście, to pewnie już zgadniecie czyja to była wina. Oczywiście moja xD To jest temat rzeka, ale tu tylko napiszę, że już po rozstaniu zdecydowałam się na wizytę u seksuologa, żeby z kimś o tym pogadać i babka mi powiedziała, że w sumie to ona się cieszy, że ten związek się skończył, bo z tego co jej opowiedziałam to mój partner mnie wkręcił w dość specyficzne doświadczenia seksualne.

Skądinąd potem zaczęłam też sporo czytać i polecam Wam książki i wywiady z seksuologiem A. Gryżewskim. Zawsze mnie przeraża, jak on mówi, że statystycznie co trzeci mężczyzna w stałym związku nie uprawia seksu. Co się z nami ludzie dzieje jako z ludzkością? xD

W każdym razie tak jak stereotypy mówią, że kobiety karzą brakiem seksu, to tu to działało w drugą stronę. Kochaliśmy się może z raz na trzy tygodnie. I to oczywiście w taki sposób w jaki jemu pasowało. Dzisiaj się zastanawiam nad tym jak dałam radę tak żyć. To mi mega działało na obniżenie poczucia własnej wartości. Wstydziłam się tego tak bardzo, że nawet nie chciałam o tym rozmawiać z terapeutką. Miałam też wrażenie, że tracę własną kobiecość. Myślę, że musiałam na maksa te swoje potrzeby tłumić, żeby jakoś to ogarnąć.

Żeby nie było, że ja byłam taka cudowna w tym wszystkim, to na skutek tych dziwnych sytuacji i braku namiętności wdałam się w końcu w coś co jak teraz myślę przypominało romans emocjonalny. O ironio z tym kolegą co mu kiedyś w liceum polecałam książki Volanta. Chyba podświadomie chciałam się odegrać za ten cały cyrk i zatajane koleżanki. Tłumaczyłam sobie to tak, że skoro ze sobą nie sypiamy i spotykamy się raz na pół roku gdzieś na kawę, a tak to tylko ze sobą piszemy, to to jest po prostu mój kolega. Obiektywnie tak było, ale subiektywnie oczywiście to był bullshit jakich mało. Emocjonalnie odjeżdżałam w jego kierunku za każdym razem jak w moim związku było kiepsko. Czyli z perspektywy czasu mam wrażenie dość często.

Nie polecam robienia takich rzeczy. W niczym to nie pomogło poza tym, że zaczęłam być uzależniona emocjonalnie już nie od jednego, ale od dwóch facetów. Jak z jednym coś się jebało, to był drugi do rozmów. Z czego praktycznie z żadnym nie sypiałam, bo fizycznie nigdy partnera przez te lata nie zdradziłam, a on jak wspomniałam seksu nie chciał jakoś szczególnie. Kolega mój natomiast jak mi powiedział po latach, zawsze chciał ze mną sypiać, ale nie chciał ryzykować przyjażni i że przecież byłam w związku. A teraz to on jest w związku. Kurwa - komediodramat.

Jest to tym bardziej absurdalne, że od lat udzielam się tu na forum, więc wyobrażam sobie, że jakbym się wtedy uparła i napisała, że jestem smutna i samotna, to pewnie ktoś by się znalazł gotów mnie pocieszyć. Chociażby dla samego faktu poznania laski, która wie czym są negi, chłodniki i inne magiczne sztuczki z "Gry" Straussa. Tymczasem ja sobie po mału zaczęłam wkręcać, że po prostu ze mną jest coś nie tak.

Wszystko to jakoś "działało" o ile można tak powiedzieć do czasu zmian w naszym życiu. Mój partner zdecydował się rzucić pracę i razem ze znajomymi z branży zajęliśmy się wspólnym projektem. Ostry zapierdol z tym był. Projekt okazał się być bardzo dużym sukcesem i wtedy się zaczęło moje małe wielkie piekiełko...

CDN

PS. Nauczona doświadczeniem wiem, że obecność kobiety na tym forum budzi wiele różnych emocji. Prosiłabym dlatego o kulturę w komenatarzach, tym bardziej, że piszę tu o różnych aspektach dla mnie delikatnych. Konstruktywne treści chętnie poczytam Smile

Odpowiedzi

Bardzo miło się Ciebie czyta,

Bardzo miło się Ciebie czyta, tym bardziej, że świadomie znasz zasady gry Smile Historia jakich wiele, można by powiedzieć ale jedno mnie zastanawia.Z reguły to Paniom przestaje się chcieć uprawiać miłość ze swoim partnerem. A tu proszę niespodzianka.

Kurczę 8 lat to kawał czasu i na pewno znaliście się na wylot. I nie będzie dało się o tym zapomnieć. Najważniejsze to wyciągnąć wnioski i już dalej. Będąc bogatszym o nowe doświadczenia.

Ja ze swoją dziewczyna byłem 2 lata i też dopiero na końcu związku zobaczyłem, że od dawna gnił on od środka.

Czekamy z niecierpliwością na dalszą cześć Smile

Portret użytkownika JacekJaworek

Jakie karanie ciszą. Poprostu

Jakie karanie ciszą. Poprostu zamykał się w sobie. Taki sposób radzenia samemu sobie z trudnymi emocjami. I tak byłaś kurwa ślepa. Ale zmądrzałaś. Obu na dłużej XD

To jest mega mało

To jest mega mało kontruktywny sposób na dłuższą metę. Szczególnie jak masz w związku osobę mocno lękową, która potrzebuje się czuć bezpiecznie i szuka tego bezpieczeństwa w drugiej osobie. Co też jest mało konstruktywne, bo to trzeba budować w sobie.

Jak ktoś się tak zamyka w sobie i nie wiesz o co chodzi to stajesz na uszach, żeby jakoś rozwiązać konflikt. Wchodzisz mu w tyłek, bierzesz winę na siebie, wkręcasz sobie, że coś zrobiłeś źle.

Jest trochę różnica między zdrowym komunikatem typu: potrzebuję teraz chwilę pobyć sam, a trzaskaniem drzwiami i zamykaniem się bez słowa wyjaśnienia.

W każdym razie dzisiaj brałabym to na przeczekanie. Wcześniej to było dla mnie ciężkie do wytrzymania i szukałam od razu jakiegoś rozwiązania w sobie. Trudno mi było wytrzymać jakieś takie rozłąki, co było niezbyt zdrowe.

Portret użytkownika Tarzan

Brak seksu, tak ogromny

Brak seksu, tak ogromny minus, to prawda.
Ale uwaga uwaga, był świadkiem u przyjaciółki z którą mega dobrze się trzymał i to wada? Emm aha? Sory, ale np. u mojej siostry byly jako swiadkowie dwie kobiety (a nie facet i kobieta), tak samo u mojego brata. Także to ze facet byl jako swiadek od panny mlodej to jak dla mnie nic takiego.
Z ukrywaniem kolezanek to tez racja, ze krzywa akcja.
Ale co do tego ze mial duzo kolezanek? Widocznie taki ma "styl bycia". Tak jak niektore kobiety otaczaja sie facetami (i nie mowie tu o tych, ktore maja orbiterow, ale o kobietach ktore lepiej sie dogaduja z facetami jako z kolegami), tak on z kobietami.
Oczywiście miało ci to prawo przeszkadzac, bo kazdy ma wlasne upodobania, ale nie uwazam ze jest to cos godnego potepienia (jak dla mnie tak brzmi to we wpisie).
A procz tego racja, te dwa minusy o ktorych wspomnialem to masakra w zwiazku. Tez czekam na dalsza czesc, choc moge sie wydac krytyczny Wink

Portret użytkownika JacekJaworek

W sumie zależy. Jak ktoś

W sumie zależy. Jak ktoś wychowywał się z 2 siostrami lub samą matką. To lepiej mu się dogaduje z babami.

On się wychował z matką i to

On się wychował z matką i to miało mega duży wpływ na naszą relację. Może napiszę o tym jakiś oddzielny blog, bo to jest w sumie ciekawy temat i ciekawa jestem Waszych opinii.

Ale ogólnie miał taką bardzo bliską relację z matką i ona go nastawiała na maksa przeciwko ojcu, który fakt faktem był mega kutasem, ale ona jechała mocno po bandzie opisując go. Mega toksyczne kawałki jak teraz o tym myślę.

Ciekawe podejście. No masz

Ciekawe podejście. No masz rację, że on miał taki styl, że miał dużo koleżanek. Ja tego od początku nie akceptowałam i ciężko mi było to wytrzymać. Miałam pamiętam wtedy takie przemyślenia, że powinnam ten związek skończyć, ale było wiele innych dobrych rzeczy.

Też kiepskie było to, że o tych koleżankach się dowiadywałam z dużym opóźnieniem, jak już byłam mocno zaangażowana w relację Z przyjaciółką natomiast on mocno przekraczał granice. Zwierzał jej się z różnych spraw, które w moim odczuciu się powinno zostawić dla siebie.

Może też to była kwestia niskiego poczucia własnej wartości z mojej strony. I od razu z nich widziałam jakieś rywalki i problemy.

Ale ciekawe, że tak piszesz. Myślę, że to jest też może kwestia otwartości i tego jak ktoś rozumie granice. Ja raczej miałam za dużo lęku w sobie i chciałam żeby nasz związek był taki bardziej hermetyczny. Byłam mocno zazdrosna i jestem też raczej introwertyczna, więc pewnie to miało też znaczny wpływ.

I w sumie masz z tym rację, że niektórzy mogą się lepiej dogadywać z koleżankami, ale z jakiegoś powodu dla mnie on wtedy był niemęski xD Nie umiem tego do końca określić czemu. Chyba dlatego, że miał trochę właśnie trudności w tej sferze seksualnej i z tymi koleżankami to robił za taką koleżankę z penisem, co w moich oczach było bardzo takie niemęskie. To było jakoś na poziomie emocjonalnym mocno.

Portret użytkownika Tarzan

To nad tą zazdrością i lękiem

To nad tą zazdrością i lękiem trzeba na pewno popracować. No i nad tym poczuciem własnej wartości.
Ale co do tego, że był niemęski to cóż, mogło być tak:
- problemy w lozku -> dobry kontakt z przyjaciolkami -> niemeski
ale tez:
- dobry kontakt z przyjaciolkami -> niemeski -> problemy w lozku
- niemeski -> problemy w lozku -> dobry kontakt z przyjaciolkami

trudno powiedziec cos wiecej, bo to moglabys okreslic ty (lub ty z pomoca psychologa). Ale tak czy siak, moglo byc roznie. Tak naprawde teraz juz nie ma znaczenia, jak bylo z tymi przyjaciolkami. Jak dla mnie, po tym jednym wpisie, mozna okreslic ze warto popracowac nad zazdroscia, lękami i poczuciem wlasnej wartosci (chyba ze juz zmienily sie na plus), zeby w przyszlosci nie popelniac tych samych bledow.

Portret użytkownika Kensei

Dziękuję, że się dzielisz

Dziękuję, że się dzielisz swoim doświadczeniem.

Wszystkie emocje są istotne, a złość, strasznie szanuję kiedy kobieta potrafi ją wyrazić wprost, kiedy pozwala sobie swobodnie w relacji pokazać jak się ma z czymś, że coś ją boli, że cierpi, bo tym dla mnie jest krzyk, informacją zwrotną o tym co się w bliskiej osobie dzieje. Moje doświadczenia są z reguły takie, że nieświadomie wybierałem kobiety które mają styl przywiązania unikający, i choć z moim wtedy stylem lękowo ambiwalentnym to bywa komplementarne, to później zaczynały się jazdy w stylu ona się dystansuje od bliskości, a ja iście szamańsko wyczuwałem to zanim nawet kobieta to czuła (!) i zaczynały się paniczne fale i próby uniknięcia odrzucenia. Efekt zapewne znasz. Dlatego dobrze Cię rozumiem. Z resztą od lat tu obserwuję zarówno Twoje sensowne wypowiedzi i trafne insajty. I pisze to szczerze bez żadnej bajery.

Nie napiszę że wszystko z Tobą w porządku bo dobrze wiemy, że każdy jest człowiekiem ergo jest trochę dobrze a trochę źle.

Ale nie wyobrażam sobie, żebyś tego wszystkiego sobie dobrze nie rozkminiła i nie wybierała w przyszłości bardziej świadomie.

Dobrze Ciebie tu mieć i czekam na CD.

Werbalizacja czy pisanie takich rzeczy na bank pomoże Ci to sprawniej ułożyć, a I ludzie będą mogli poczytać coś z innej perspektywy, a wiadomo, mnogość perspektyw działa podobnie jak przyjęcie LSD czy terapia grupowa. Ty już widzisz w jakim tunelowym zaścianku obserwacji tkwiłaś także nie martwię się o Ciebie.

Martwi mnie tylko na ile ciężko będzie Tobie znaleźć kogoś na tyle jak Ty kumatego bo uwierz, w drugą stronę również nie jest to łatwy orzech do zgryzienia, analogia przedarcia się przez kilometry mułu by dotrzeć to perły jest tu dość trafna tak czuję.

Trzymam kciuki.

Dzięki Kensei za Twój

Dzięki Kensei za Twój komentarz. Bardzo mi dużo sprawił radości. Przyznam szczerze, że wielokrotnie udzielając się na tym forum zastanawiałam się nad tym co ja tu robię xD Cieszę się, że to co piszę jest jakoś wnoszące. I przyznam uczciwe, że to jest bardzo dobra oskocznia dla mnie jako kobiety i okazja, żeby sobie pobyć w takim męskim świecie. Co ciekawe właśnie przy rozstaniu to jakoś stąd wiele rzeczy sobie wzięłam od Was bardziej takich przydatnych i wspierających niż z jakichś babskich różnych pseudoporadników Laughing out loud

Lęk przed odrzuceniem i paniczne próby reagowania. Zdecydowanie rozumiem. Te wszystkie bliżej dalej niczym znany nam tu push and pull, tylko że jakoś dzieją się samoistnie, niechcianie i łatwo nad tym tracić kontrolę. To jest do przepracowania jakoś, ale wydaje mi się, że nie do zmiany tak w pełni. Kiedyś się zastanawiałam czy styl przywiązania można sobie jakąś pracą nad sobą zmienić na bezpieczny, ale chyba porzucam taką nadzieję Laughing out loud

O tym krzyku też fajnie piszesz. To dobre masz podejście, słyszę taką dojrzałość w tym. Mój były mega się bał złości. Myślę, że to też się właśnie przekładało na seks, bo w mózgu ośrodki agresji i popędu seksualnego są bardzo blisko i one się wzajemnie jakoś tak pobudzają. To taka atawistyczna emocja.

Kobiety to niestety są wychowywane z tą myślą, że złość piękności szkodzi itp. To jest mega niestety szkodliwe. Temat złości to możnaby też pisać i pisać Laughing out loud

A z tym szukaniem kumatego xD Powiem szczerze, że na ten moment totalnie nie mam ochoty na żadną nową relację. Wiadomo, brakuje bliskości itd. ale chcę sobie dać czas. Dodatkowo poprzeczka po byłym jest jednak wysoko podniesiona, bo dał mi dużo dobrego.

Mój były to już jakąs kolejną obraca zdaje się, ale to temat na ciąg dalszy historii ewentualnie.

Portret użytkownika Kensei

Może warto spróbować

Może warto spróbować traktować to miejsce tu jako bardziej jedno z narzędzi, które można wykorzystać do poprawy swojego dobrostanu i rozumienia rzeczy, zamiast odskoczni i oderwania, ew po prostu zlokalizować brak w męskiej energii i spróbować to rozszerzyć poza forum do realnego życia. Babskie poradniki, hehe, próbowałem kiedyś zobaczyć jak to wygląda z drugiej strony i jakoś poza Jucewicz czy Niedzwiedzką, albo Kasią Miller mało znalazłem dobrych narzędzi uniwersalnych do relacji, jest dużo jednak widzenie z zakrzywionej dyskryminującej mężczyzn obserwacji skrzywdzonych w moim odczuciu bab, choć zdarzają się mądre insajty (wyjaśnienie przez Niedźwiecką kwestii BDSM w rozdziale w książce slow sex to petarda, czytając kiwałem głową i zgadzałem się ze wszystkim, bo moje doświadczenia pokazały mi bardzo podobne wnioski do moich zdobytych) to jednak znacznie więcej takich trafnych wyczytałem u Bogdanów Wojciszke I De Barbaro, Zimbardo czy innych takich głów. Z resztą z zapałem czytuję arty ze zwierciadła, charakterów itp.

Jakie to były konkrety w których było tak wysoko, że zawieszasz nad nimi poprzeczkę? Jakie potrzeby zaspokajałaś? Przemyśl kwestie porównywania czy ona w ogóle ma sens skoro każdy jest trochę podobny i trochę inny.
Dopiero gdy przestałem porównywać, otwierając się na poznanie, na człowieka,jego tezetwu wady i zalety, byłem w stanie zrozumieć jak niepotrzebne było to ograniczanie się jak podwórko żywopłotem w kwestii przyrównywania kogoś do przeszłości i wzorca z którego się nie uwolniłem.

Seks z odreagowania złości kojarzę, ale to nie jest nadal zdrowy seks wynikający z gamy uczuć, bliskości i namiętności w konsencie, to jest jak zamiecienie czegoś pod dywan i przykrycie dywanikiem z cyklu poruchajmy jak jest bodziec i będzie spokój, po co się tej złości przyjrzeć.

Temat wychowania i ograniczania dzieciaków z ich odczuwalnymi emocjami jako niechcianymi zostawmy tak jak mówisz to za długie i nie ma to forum w sumie.

Warto dać sobie czas samemu, żeby coś poukładać życiowo i w głowie. Najwięcej jednak dowiadujemy się o sobie najszybciej w bliskich relacjach, zwłaszcza z trudnych rzeczy.

A co do stylu przywiązania, tu dla mnie jest podobny temat z wieloma zaburzeniami np. Też myślę, że są to raczej rzeczy do integracji których nie da się zmienić. Człowiek wtedy mając świadomość różnych rzeczy o sobie, potrafi się zatrzymać przyjrzeć i odpowiedzieć na to co się dzieje, zamiast reagować. Choć nadal jest to leczeniem objawów. Nie jest to leczenie problemu u źródła, który spowodował takie a nie inne mechanizmy.

Wytrwałości.

Fajny wpis! Czekam na drugą

Fajny wpis! Czekam na drugą część!
Pierwsze co przychodzi mi na myśl, to to że były Cię po prostu zdradzał nie tylko emocjonalnie. I możliwe, że z Tobą sypiał raz na trzy tygodnie, jak w międzyczasie spotykał się z innymi i miał z nimi seks. Więcej po prostu nie potrzebował…

Zapytam, Targecik wychowałaś się w pełnej rodzinie?
Bo trochę taki syndrom przywiązania wygląda mi na zaburzony wzorzec ojca w dzieciństwie/dorastaniu

Piona i fajnie, że się pozbierałaś po takiej relacji!

Pozbierałam się to

Pozbierałam się to zdecydowanie za duże słowo xD Napiszę o tym potem w kolejnej części, bo niektórzy tu na nią czekają widzę jak na świeżę bułeczki xD Ale wyciągam wnioski pomału.

Były na 99% procent nie zdradzał mnie fizycznie. Zostawiam sobie 1%, bo wiadomo, wszystko jest możliwe. Ale spędzaliśmy ze sobą praktycznie 24 godziny na dobę i naprawdę nie miałoby to realnie kiedy nastąpić.

On miał bardzo niskie libido i jak myślę teraz to bardzo silne przyzwyczajenia z masturbacji. Dwie poprzednie partnerki go rzuciły ze względu na seks z tego co mi mówił, bo z nimi to mówił, że wcale nie miał ochoty. Miał z tym problem i nie bardzo chciał go rozwiązać.

Doceniam pytanie z gatunku psychoanalizy o rodzinę pochodzenia Laughing out loud Ciekawe, że o to pytasz. Tak, dorastałam w pełnej rodzinie, miałam tę przyjemność. Ale mój ojciec bardzo dużo pracował, a niestety moja mama miała pewne trudności emocjonalne, z którymi sobie nie bardzo radziła. Ojciec w porównaniu do wielu innych histori, jakie w życiu o ojcach słyszałam jest bardzo w porządku człowiekiem. Ale też ideałem nie jest, bo ideałów nie ma. Nie bardzo sobie radził z tym co się działo z moją matką i uciekał w pracę. Pod tym względem był mocno nieobecny i obarczał mnie "dbaniem" o matkę.

I tak, w tej relacji trochę nieświadomie szukałam ojca-opiekuna i odtwarzałam pewne schematy z domu. Schemat stary jak świat Laughing out loud

Bardzo dobrze się ciebie

Bardzo dobrze się ciebie czytało, będę wyczekiwać tak jak kolejnych blogów Mendozy.
Przykre jest to, jak osoby, które kochamy mogą złamać nasze bariery, granice i spowodować, że bierzemy winę na siebie.
Piękna manipulacja.

Cieszę się, że się miło

Cieszę się, że się miło czytało Laughing out loud Życie samo pisze scenariusze Laughing out loud

Portret użytkownika Pckr

Pisałem o tym w komentarzu w

Pisałem o tym w komentarzu w którymś z moich blogów, napiszę jeszcze raz - jesteśmy przebodźcowani jak nigdy i nie znajdujemy w życiu czasu na podstawowe pytania:

- Czego ja chcę w życiu?
- Co mi nie pasuje?
- Co mogę zmienić (a czego nie)?
- Czego oczekuję od siebie?
- Czego oczekuję od relacji?

i uciekają w słynne 'hobby', pracę, dzieci, kredyty, o nałogach to nawet nie wspomnę.

Cieszę się, że mogę z ręką na sercu powiedzieć że jestem dokładnie w tym miejscu w którym chciałem być i robię dokładnie to, co chcę.

Jak?

Właśnie dlatego, że od roku sobie zadaje regularnie te pytania, często spędzam czas na reflekcji i podejmuję działanie jak tylko coś mi nie pasuje.

Kiedy wyczuję choćby minimalną frustrację w sobie i od razu szukam źródła problemu i go usuwam (albo akceptuję). Życie z pustką w głowie to najlepsze co mi się przydarzyło i bardzo polecam.

Ty Targecik też pięknie uciekałaś - książki, forum, iluzje, a do mnie że nie mam hobby xD

Oczywiście nie piszę tego złośliwie ani nie odebrałem jako ataku.

Super że udało się wyjść z tego gówna i masz lekcję na przyszłość.

Czekam na ciąg dalszy bo ciekawy blog, propsy!

PS jeden z moich ulubionych cytatów:

„To, że jesteśmy w dupie, to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać”

A ile tych koleżanek było? Bo

A ile tych koleżanek było? Bo posiadanie przez faceta koleżanek to nic złego. Nie kochanek - to ważne rozróżnienie, bo jeżeli były to kochanki, to zmienia to całkowicie sytuację. Jedyne do czego mogę się przyczepić w jego zachowaniu, to to, że faktycznie gościu nie mówił Ci o tym i to było kiepskie. Ale czy byłabyś skłonna nie odcinać go od świata, byleby mieć tylko dla siebie?
Jeżeli ma wieloletnie koleżanki to nigdy ich nie usunie ze swojego życia. Bo kumpli i koleżanek się nie usuwa na żądanie kobiety, która przecież zawsze może odejść, bo "przestałam czuć to coś". Wbrew temu co może się wydawać na pierwszy rzut oka przyjaźnie są trwalsze od związków.

Jeżeli kobieta myśli, że ktoś porzuci dla niej swoich przyjaciół, to jest w błędzie. Tego też uczy nas PUA (miej swoje życie poza związkiem). A lepiej mieć faceta, co posiada życie towarzyskie niż takiego, co siedzi w piwnicy bez kontaktów z ludźmi. A laski to też ludzie, przypominam, jakby co xD

Brak seksu - zgoda, dziwne, niepokojące, trudno się dziwić, że się rozleciało.

Koleżanki usunął z życia,

Koleżanki usunął z życia, więc nigdy nie mów nigdy xD Czy to było słuszne? Nie sądzę tak naprawdę z perspektywy czasu. Myślę, że przez to się czuł ogarniczany trochę za bardzo. I w sumie fajnie, że na to zwracacie uwagę i Ty i ktoś tam wcześniej w komentarzach, bo myślę, że to też mi dużo mówi o mnie. Dla mnie rzeczywiście to był kłopot. Tak jak wcześniej pisałam: moja intorwersja plus niskie poczucie własnej wartości plus wzorzec z domu. Moja matka była na maksa zazdrosna o ojca.

Co do tego, że przyjaźnie są trwalsze od związków. Hmm. No nie wiem. Chyba zależy jaka przyjaźń i jaki związek.

Dzięki za rozsądny feedback Smile

"W naszej relacji nie było

"W naszej relacji nie było przestrzeni na złość. A złość to ważna emocja. On się bał złości, konfliktów. Przypominało mu to dom rodzinny."

Znowu moja teoria ma potwierdzenie w rzeczywistości - nie brać do związku osoby z patologii. Osoba z patologii - prędzej czy później wyjdą jakieś krzywe akcje. Szukać osoby z normalnymi rodzicami, gdzie nie było alkoholu, zdrad, kłótni, chaosu.

Niestety patologie są teraz tak często, że takie naprawdę dobre domy to pewnie jakieś max 10%.

Myślę, że nie ma domu, gdzie

Myślę, że nie ma domu, gdzie jest wszystko normalnie Smile A krzywe akcje zawsze są. Pytanie jak sobie z nimi radzimy w relacjach. Poza tym wiele domów jest pozornie normalnych. Czasem się trzeba mocno przyjrzeć, żeby zobaczyć istotę problemu.

A swoją drogą to pytasz wprost dziewczyny o ich rodziny na randkach? Często takie rzeczy wychodzą dopiero jak ktoś się mocniej zaangażuje.

Portret użytkownika Kensei

Narracja układana

Narracja układana jednostronnie z opowieści autorki to tylko półprawda, często jednostronnie oceniająca, więc nawet może być w tym jeszcze mniej jasności.
Nie wiemy nawet czy w tej Wenecji było jakieś sensowne uwodzenie i staranie aby doprowadzić do upragnionej miłości w tym mieście czy tylko nieme liczenie na spełnienie wcześniejszych swoich oczekiwań przez faceta, zacietrzewienie się na tym bez otwarcia się na to co mogło przyjść inaczej również.

Z moich obserwacji wynika, że autorka lubi błyszczeć i paradoksalnie jak ktoś widzi ten błysk i chciałby to eksplorować jest skreslany, a ktoś kto na niego nie reaguje jest intrygujący. Odnoszę wrażenie, że tu tkwił dysonans w wybieraniu partnerów. Dobrze, że jeszcze nie jestem terapeutą i nie muszę tylko zadawać pytań nakierowujacych lub skłaniających do refleksji, a mogę wygłaszac opinie ;D

Ciekawy i warty uwagi jest Twój wątek o łapaniu się na shittestach pomimo wiedzy z uwo.

Ciekawe jak ten wątek przewija się np tu na forum Wink

Portret użytkownika Pckr

Z tym uwo i sztuczkami to

Z tym uwo i sztuczkami to prawda. Jak się nad tym głębiej zastanowić to większość shit testów tak naprawdę ma dużo sensu, a i w fochach i chłodnikach jest logika, o ile potrafimy się postawić na miejscu kobiety i spróbować ją zrozumieć.

I w drugą stronę, wiele z zachowań PUA opiera się na pewności siebie i nie przejmowaniu się efektem czy opinią innych, co znowu opiera się na… pewności siebie.

A że większość z nas, facetów, pewności nabiera dopiero jak trochę przeżyje, zarobi, zaliczy i osiągnie, to do tego czasu trochę się “gra”.

Czekam w takim razie na Twój

Czekam w takim razie na Twój blog Smile

Ciekawe jest co piszesz, że nie spełniał mojej wizji związku. Myślę, że ja nie miałam żadnej konkretnej wizji związku. I w tym też widzę problem w sobie. Że nie wiedziałam czego oczekuję. Brałam to co dawał. Nie miałam wglądu w to czego ja chcę. Wydawało mi się, że to co on mi daje to jest w porządku. Nie zagłębiałam się w to.

Nie wiem do końca do którego momentu nawiązujesz w kwestii terapii. Jeśli Ci chodzi o komentarz, że się cieszy, że związek się skończył to była jednorazowa konsultacja u seksuologa, a nie terapia, więc tutaj te kwestie wyrażania swojego zdania są trochę mniej restrykcyjne.

Czy ten facet jest

Czy ten facet jest przystojny?. Czy należy do grona 10% najprzystojniejszych?

I czy uważasz, ze pod względem wyglądu jesteś na takim poziomie jak on?

Twój blog pasuje mi do historii pewnych dziewczyn, które znam. Kobiety te weszły w związek właśnie z typowym przystojnym chadem.

o, pani co na zloty PUA z

o, pani co na zloty PUA z męzem -chłopakiem chodziła
eh zdrowia życzę

przepraszam zatem targecik

przepraszam zatem targecik

Nie wiem o kim piszesz Ja na

Nie wiem o kim piszesz Smile Ja na zloty PUA nie chodzę. Raczej cenię sobie anonimowość na tym forum i na zloty żadne się nie wybieram xD

Portret użytkownika mr_Motaba

Cześć, Przeczytałem wpis i z

Cześć,
Przeczytałem wpis i z każdą linijką bardziej otwierałem oczy ze zdumienia, jak osoba będąca tyle lat na forum o tematyce uwodzenia i podrywu tkwiła w swojego rodzaju iluzji, która zamiast dawać miłe porcje dopaminy i serotoniny w zamian fundowała marynowanie w kortyzolu.
Moim zdaniem w Twojej relacji (umyślnie nie nazywam tego związkiem, bo ten przede wszystkim opiera się na poczuciu bezpieczeństwa, ciągłym staraniom i wzajemnym jego pielęgnowaniu przez obie strony) nie zagrało już na początku. Nie ustaliście wspólnie fundamentalnych zasad, na których mielibyście budować swoje szczęście, albo każde z Was prowadziło grę wg własnego szablonu. Brodząc w taki sposób nic poważnego nie zbudujesz i przeżyjesz niejeden zawód, który będzie powodował tylko narastającą frustrację połączoną z potrzebą posiadania niezbędnika singielki (kot i flaszka wina).

A generalizując - jak facet jest zdrowy to seks w długoletnim związku zdecydowanie nie jest tylko dodatkiem, ale jest to składowa całości, bez której relacja staje się ułudą. Także to, że facet nie miał ochoty na seks może oznaczać tylko tyle, że nie miał ochoty na seks z Tobą, a miał go albo z kimś innym, albo miał gdzieś skitraną pozycję "150 technik samogwałtu", od których dorobił się zwyrodnienia nadgarstka.

Pozdrawiam po dłuższej nieobecności na portalu Smile

Miałam 20 lat wchodząc w ten

Miałam 20 lat wchodząc w ten związek, więc ustalanie czegokolwiek wtedy jakoś nie wydawało się potrzebne. Motyle w burzuchu, pierwsza miłość, pierwszy seks, pierwsze pocałunki i trzymanie się za ręce. Wiesz, łatwo pisać z perspektywy czasu, ale jak ludzie są gówniarzami to pewne rzeczy się widzi inaczej, mniej świadomie. Albo w ogóle nieświadomie.

150 technik samogwałtu. Nie czytałam xD Problemy łóżkowe bywają trochę bardziej skomplikowane, ale rzeczywiście on miał mocne przyzwyczajenia z masturbacji, więc myślę, że takowoą pozycję skitraną mógł mieć.

Portret użytkownika Kensei

Samomilości, samomiłości

Samomilości, samomiłości kochani, nie samogwałtu, popracujcie na depejoratywizacją i narracją;)