Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

Depresja [Inner Game]

Portret użytkownika Rot

Panie i Panowie,

Dziś chcę z wami poruszyć bardzo nieprzyjemny temat.
Wejść w nieprzeniknione wzrokiem odmęty najmroczniejszej części naszego jestestwa.
Mowa będzie o Cieniu, o akceptacji i wybaczeniu, o depresji i o tym jak ją zwalczać.

Zaznaczam od razu - nie jestem psychoterapeutą.
Nie jestem lekarzem i nie podam tu nikomu magicznej pigułki po której każdy ma gwarantowany odpust Boży od depresji, większej, mniejszej, czy choćby sporadycznych dołów.
Temat jest mi jednak na tyle znany, na tyle przerobiony w każdą możliwą stronę, że doszedłem do pewnych wniosków i okrutnie egoistyczne by było się z wami tymi przemyśleniami nie podzielić.

Bo temat jest też szalenie ważny i niebezpieczny.
O tym się kiedyś nie mówiło wcale - teraz się słyszy zdecydowanie więcej, ale wciąż nie tak, jak należy się za to zabrać.
Czasem sobie myślę, że z depresją jest w XXI wieku trochę jak z rzadkim pokemonem.
Wiecie, co mam na myśli.
To jest trochę nasza polska cecha - wyścig na to, kto ma w życiu gorzej. Kto nazbiera w życiu więcej problemów ten ma przywilej i dziką satysfakcję do radosnego narzekania, szukając wokół potwierdzającego kiwania głowami - "rzeczywiście, ty masz gorzej, szacun dla ciebie".
A potem przychodzi jeden z drugim i rzuca hasłem "to jeszcze nic, ty masz lajtowo, ja to dopiero...".
Raz rzucona rękawica prowadzi do dalszej lawiny narzekania szukając na zewnątrz poparcia dla swojej marnej sytuacji.

To jest toksyczne i należy z tym zerwać natychmiast.
Nie będzie tu mowy o urojonej depresji, będącej najwyżej osobistą nieporadnością, nieumiejętnością rozwiązywania własnych problemów, czy zwykłym szukaniem uwagi.

Czym jest depresja?
Jak wspominałem - nie jestem lekarzem. Nie podam wam definicji, myślę też, że mija się to z celem. Każdy to w jakiś intuicyjny sposób wie, jak depresja wygląda.
To taki paskudny szkodnik, który żeruje na tobie, twoich kompleksach, twoim poczuciu winy, braku akceptacji, osobistych brakach, i sprawia, że zatapiasz się w tym poczuciu beznadziei.
Bo to dla niego pożywka, więc logiczne, że chce, żeby w tobie było tego jak najwięcej.
Prawda jest taka, że depresja prowadzi do błędnego koła. Czujesz się coraz gorzej, bo czujesz się źle, nie widzisz ratunku dla siebie, nie masz siły już żyć, więc wszystko co robisz, robisz machinalnie, automatycznie, jak maszyna, bez cienia emocji.
Bo emocje już dawno zamknąłeś w sobie, dla własnego bezpieczeństwa - gdyby ktoś odważył się otworzyć tę puszkę Pandory, uwolniłby nieprzebrane pokłady złości, żalu, smutku i zaraza wie czego jeszcze. Przytłoczony nadmiarem tak silnych emocji po prostu nie poradziłby sobie, przygniotłoby go to do ziemi jeszcze bardziej, prowadząc jedynie do jeszcze większych kłopotów mentalnych, zmuszając takiego delikwenta do ponownego zamknięcia w sobie tego, z czym sobie nie radzi.

Byłem w tym miejscu.

Nie chcę przez to powiedzieć, że się wyleczyłem, ale wydaje mi się, że znalazłem sposób, jak sobie z tym poradzić.
Nie wykluczam, że kiedyś znowu przyjdzie mi się z tym męczyć, ale między innymi po to piszę tego bloga - żebym w chwili słabości mógł przeczytać co sam napisałem i puknąć się czoło dla własnej głupoty.

Może zatem po kolei.

CIEŃ

Słyszał ktoś kiedyś o czymś takim jak Cień?

Koncepcja pochodzi od Carla Gustawa Junga.
Jung był uczniem Freuda, i w dużym uproszczeniu razem z nim położył podwaliny pod to, co dziś nazywa się psychoanalizą.
Jest autorem wielu teorii - choćby archetypy Króla, Wojownika, Maga i Kochanka to właściwie jego pomysł.

Ale do rzeczy.

Każdy z nas prowadzi w głowie dialog wewnętrzny. Aktorami w tym spektaklu są między innymi Ego, Anima i właśnie Cień.
Ogółem Cień reprezentuje wszystko to, do czego się przed sobą nie przyznajemy.
Odrzucone, nie akceptowane cechy.
Cień jest odrobinę takim Oskarżycielem, pokazującym ci kim "w rzeczywistości jesteś".
Bardzo chętnie wypomni wszystkie błędy i przewinienia.
Wykorzysta kompleksy i lęki.
Wiadomo, o co chodzi. Każdy z nas to przerabiał.

Co ma to do depresji?

Będąc w stanie depresyjnym o wiele łatwiej ulegać podszeptom Szatana, tfu, wrrrrróć, Cienia. Ogółem ma się o wiele bardziej negatywny obraz samego siebie, niż powinno, ma się duże skłonności to wypominania sobie negatywnych cech, choćby i urojonych.
Cień jest wtedy wypaczeniem tego, czym tak na prawdę powinien być - głosem rozsądku i przeciwwagą dla wybujałego ego.

Jest na to remedium.

Opowiem wam anegdotę, z własnego życia na dodatek.

Jedną z moich zasadniczych cech jest to, że lubię sobie rysować. Pasje i hobby są potrzebne do utrzymania zdrowia mentalnego, ale samo rysowanie nie spowodowało, że wróciłem do żywych.
Pomogło za to doprowadzić do sytuacji, w której nabrałem dystansu.

Otóż jednym ze sposobów w jaki lubię rysować, jest stawianie malutkich kropek cienkopisem.
Mówiąc wprost - ogromnych ilości kropek. Dosłownie od zaje*ania.
Jest to generalnie upierdliwa metoda rysunku - musisz uważać, gdzie i jak stawiasz te kropki. Muszą być odpowiednio małe, nierzadko mniejsze niż ustawa przewiduje, czytaj - mniejsze niż teoretycznie da się zrobić danym cienkopisem. Sprowadza się to do tego, że mozolnie, opanowując drżenie rąk, zbliżasz ciekopis do papieru w precyzyjnie wybranym punkcie, ledwo muskając powierzchnię kartki.
Haczyk w tym, że kropki nie mogą na siebie zachodzić, nie może być jedna większa pośród wielu mniejszych itede, itepe.

No i stało się.
Je*łem dużą jak krowi placek, czarną jak dupa szatana kropkę na nieskazitelnie białej powierzchni kartki, do tego zbyt blisko innych, małych, zgrabnych kropeczek.
I co się stało?
Trąby zagrały na Sąd Ostateczny?
Morze wezbrało i fale tsunami wyrzuciły na brzeg Lewiatana?
A może trąba powietrzna zaczęła burzyć okoliczne budynki, zrywając dachy i śmiejąc się w twarz ludziom czującym się panami na ziemi?

Nic z tych rzeczy.

Rysunek z odległości większej niż 3 pieprzone centymetry od kartki nadal wyglądał tak samo.

Jeśli ktoś nie zrozumiał, spieszę z wyjaśnieniem.

Jeśli zdarzyło ci się popełnić błąd, drugi, kolejny, masę błędów, co z tego.
Kogo to obchodzi. Mnie to nie obchodzi, brata to nie obchodzi, matki to nie obchodzi, wujka, ciotki, babci, dziadka, nikogo to nie obchodzi.
Twoje życie nie jest definiowane przez drobne potknięcia.
Twoje życie to całokształt.

Nawet jeśli czujesz się pierdołą, złym człowiekiem, bucem, samotnym czy świadkiem Jehowy - nie jesteś taki w każdej sekundzie swojego życia.

Zaakceptuj błędy, porażki, to że nie powiedziałeś babce od przyry "dzień dobry".
Nie karm trolla jakim jest depresja.
Fantastyczne rzeczy zaczną się dziać.

Dzień po tym jak doszedłem do tych wniosków poszedłem do ulubionego klubu, w którym spędzam każdy weekend, głównie gapiąc się w ścianę.
Tym razem każdy chciał się ze mną przywitać, znaleźć w moim towarzystwie, choć przez chwilę kąpać się w blasku splendoru i chwały jakie ode mnie wtedy biły.
Kobiety zaczęły same podchodzić.
Ale co najważniejsze, przestałem sam się zadręczać.

Mam nadzieję, że ten krótki tekst, który w sumie dało się streścić w kilku zdaniach się komuś przyda.

Na odchodne - posłuchajcie sobie TOOLa.
Pomaga.

Serio serio.

Odpowiedzi

Portret użytkownika Abelart

Depresja to nie

Depresja to nie przygnębienie.
Ludzie chorzy na depresje mają zmiany w strukturze mózgu i jedynie leczenie jest im w stanie pomóc.

Portret użytkownika Rot

Nigdzie nie powiedziałem, że

Nigdzie nie powiedziałem, że tak nie jest.
To co napisałem tutaj to jest jedynie sposób na to, żeby sobie z tym jakoś radzić.
Poza tym tak z ciekawości - wiesz jak takie leczenie wygląda?

Portret użytkownika Abelart

Nic Ci nie zarzucam tylko

Nic Ci nie zarzucam tylko dodaje małą cegiełkę do blogu.
Interesowałem się jakiś czas temu depresją, lecz już ten szczegół co do leczenia mi uciekł.
Z tego co sobie przypominam, odpowiednie leki oraz stała kontrola lekarza i psychologa polecam sprawdzić na własną rękę.

Portret użytkownika Rot

Spoczko. Ogółem sam chodziłem

Spoczko.

Ogółem sam chodziłem przez krótki czas na terapię.
Leki to na prawdę ostateczność. Ostatnio coraz chętniej się je co prawda przepisuje, ale ogółem terapia ma prowadzić do tego, że człowiek sam się godzi ze sobą i swoimi emocjami.
Jeśli jest na sali lekarz to może coś więcej na ten temat powiedzieć.

Portret użytkownika Rot

Dzienks. Prawdę powiedziawszy

Dzienks.

Prawdę powiedziawszy tak czy inaczej jesteśmy kontrolowani przez nasze myśli.
Wspominałem coś o tych Ego, Cieniach i tak dalej.
Ego to Ty jako TY.
Cień i reszta to Ty jako coś, co w uproszczeniu jest poza kontrolą.
Sztuka w tym, żeby utrzymać ten dialog wewnętrzny na poziomie negatywnego sprzężenia zwrotnego. To ma być samoregulujący się mechanizm, nie coś, co wymyka się spod kontroli w którąkolwiek stronę.
Jeśli Cień jest zbyt "silny" w porównaniu z resztą, masz spiralę negatywnego myślenia o sobie.
Jeśli jest zbyt "słaby" i go nie słuchash, możesz znowu popaść w błędne wyobrażenie o sobie, idąc w arogancję i widząc siebie jako rycerza bez skazy.
Grunt to harmonia. Wszystko powinno być doskonale zbalansowane.

To MY mamy być Panem własnego

To MY mamy być Panem własnego umysłu… — Ale wiesz, że to brzmi jak marketing? Smile

Ja lubię Eckharta i jemu podobnych - np. ostatnio słucham Alana Wattsa. I z tego co oni mówią wynika, że paradoksalnie dojście do takiego stanu, gdzie odłączasz się od ego jest możliwe poprzez odpuszczenie sobie pragnienia, by być panem czegokolwiek Smile

(wg filozofii wschodu, ego to wszystko to z czym się utożsamiasz, cechy, role, twoja historia, wyobrażenie jak powinno wyglądać twoje życie itp)

I to jest super anty-intuicyjne dla kogoś kto bardzo zainwestował w rozwój osobisty. Taka osoba chce być np. ambitna. To, co oni sugerują to utożsamianie się z zarówno kimś ambitnym jak i kimś leniwym - zawsze z dwoma skrajnościami jednocześnie. Ponieważ każdy z nas ma część siebie, która jest (symbolicznie) "czarna" i taka, która jest "biała", a cały problem powstaje, gdy ludzie chcą tą czarną z siebie wyprzeć, tak jakby to było w ogóle możliwe. W efekcie wychodzi tylko opór psychiczny do tego, co jest, złość, frustracja, poczucie winy, niska samoocena itd. Alan Watts śmieje się, że to iluzja, że to co możemy co najwyżej osiągnąć to stać się ślepi na to, że gdzieś mamy taką "czarną" część. Dlatego ci wszyscy masterzy zen proponowali absurdalne zadania uczniom typu "przestań pragnąć nie pragnąć". Polecam posłuchać na YT.

Co zamiast kontroli? Inne źródła radzą "weź zacznij słuchać, otwórz się na odbieranie" Gdy słuchasz/obserwujesz/odbierasz, przestajesz się na chwilę skupiać na paplaninie swojego wewnętrznego krytyka. Efekt uboczny - empatia. Idąc tym tokiem myślenia, ci, którzy mają depresję powinni zacząć mieć gdzieś fakt, że ją mają (przestać walczyć z tym co jest, oceniać się za nią, próbować z nią na siłę coś zmieniać). Pierwsza pułapka ego będzie "nie chcę być słaby! Co ty Kimasxi pierd…lisz" W praktyce, usuwasz opór psychiczny, który w tej chwili Cię sabotuje i zabiera energię do cieszenia się życiem.

Portret użytkownika Rot

"I to jest super

"I to jest super anty-intuicyjne dla kogoś kto bardzo zainwestował w rozwój osobisty. Taka osoba chce być np. ambitna. To, co oni sugerują to utożsamianie się z zarówno kimś ambitnym jak i kimś leniwym - zawsze z dwoma skrajnościami jednocześnie. "

True.
Jakkolwiek uważam, że wschodnia mentalność jest zupełnie inna niż zachodnia, tak jednocześnie wykorzystywanie pewnych pomysłów jest całkiem ok.

"Ponieważ każdy z nas ma część siebie, która jest (symbolicznie) "czarna" i taka, która jest "biała", a cały problem powstaje, gdy ludzie chcą tą czarną z siebie wyprzeć, tak jakby to było w ogóle możliwe."

No i właśnie dlatego wspominałem o Cieniu.

"Idąc tym tokiem myślenia, ci, którzy mają depresję powinni zacząć mieć gdzieś fakt, że ją mają (przestać walczyć z tym co jest, oceniać się za nią, próbować z nią na siłę coś zmieniać)."

Dobrze podsumowane, szkoda że tego tak nie ująłem, blog by mi zajął wtedy 10 minut zamiast blisko godziny.

Dziękuję. I mam nadzieję, że

Dziękuję. I mam nadzieję, że nie wierzysz w swoje ostatnie zdanie - do ludzi przemawiają różne metafory i czasem trzeba posłuchać ich wiele, by dopiero ta "ostatnia" mogła przelać szale Wink

Ja bym zwrócił uwagę stajemy

Ja bym zwrócił uwagę stajemy się społeczeństwem nastawionym na odbiór środków masowego przekazu, brakuje nam normalnych rozmów do tego łykamy krótkie migawki typu reklamy i ciężko nam skupić na czymś dłużej uwagi. W efekcie stajemy się samotnikami a wtedy rodzą się w naszych głowach demony.