Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

O ROZMIESZCZENIU CIAŁ [NIEBIESKICH]

Portret użytkownika BANE

Wpis ten dedykuję Vłodarzowi, który swoim ostatnim artykułem ["Joanna od Aniołów. Miłość jak taniec. Dance Me To The End Of Love." – sympatyczne nawiązanie do opowiadania Iwaszkiewicza, a może filmu Kawalerowicza, dla którego scenariusza było podstawą? – zakładam, że nawiązywałeś do obydwu – Cohen też zajebisty] przywrócił mi wiarę w to, że na podrywaj.org, można jeszcze znaleźć fantastyczny balans między formą a treścią, jak również w to, że umiejętność pisania czegoś innego niż SMS–y jeszcze nie zginęła.

"Nawet gdyby mąż żył całych 200 pierdolonych lat i tak nie zrozumiałby prawdziwej natury swojej żony" – Marlon Brando, "Ostatnie Tango w Paryżu", 1972 rok.

Zacząłem pisać ten artykuł, oglądając [po raz kolejny zresztą] właśnie "Ostatnie Tango w Paryżu" Bernardo Bertolucciego. Większości gimnazjalistów, tłumnie zalegających, ostatnimi czasy, podrywaj.org, [i co absolutnie żałosno–śmiesznie–przerażająco–rozczulające, radzących przy okazji jak np.: za pomocą Kinder Niespodzianki, ratować rozpadające się wieloletnie małżeństwo z dziećmi], ten tytuł nic nie powie. Ale oni również, z powodu długości, nie doczytają tego wpisu do końca, a że wersji obrazkowej [podobno nawet małpy umieją odczytywać piktogramy], tudzież wersji SMS–owej, nie posiadam, więc – tak czy inaczej – nie ma się czym martwić. Po prostu, Nasi 14 – 17–letni Mistrzowie Podrywu przestaną czytać po – plus/minus – 2–im, może 3–im, zdaniu. Glinxowi11 również, jak sądzę, ten wpis w niczym nie pomoże, bo jak zauważyłem, jakkolwiek sam na każdym kroku podkreślał [zanim się chyba ostatecznie zabił, bo jakoś go ostatnio na stronie nie było], że nie ma żadnych sukcesów ani doświadczenia, to jeszcze do niedawna wszystkim udzielał rad, a ja z wszystkowiedzącymi, w szranki stawać nie mam najmniejszego zamiaru.

Wracając jednak do meritum.

Uważam, że dwa najważniejsze filmy o tym, czego ludzie tak naprawdę pragną w związkach, jakim należy być, co dawać i czego oczekiwać w zamian, by związki nie ulegały powolnej erozji, to właśnie "Ostatnie Tango w Paryżu" wspomnianego Bertolucciego i "Urodzeni Mordercy" Olivera Stone’a. Tematyką obydwu filmów jest, odrobinę upraszczając, przeżywanie, oderwanie od tego, co krępuje. Szeroko rozumiane odczuwanie, doznawanie w maksymalnym spektrum intensywności – ograniczone tylko własną świadomością – granicami własnej wyobraźni, własnego świata.

Pierwszy z wymienionych obrazów traktuje o przeżywaniu swojej cielesności, jako swego rodzaju azylu od szarości i bylejakości świata, drugi z kolei [oprócz – co trzeba podkreślić – motywu przewodniego jakim jest satyra na zakłamanie – szeroko rozumianych mediów – z każdego półidioty potrafiących zrobić autorytet/idola] o stanie ducha – stanie wyzwolenia z tego co ogranicza, kontrze wobec tej samej szarości, czymkolwiek wokół Nas by ona nie była. Dlaczego zaczynam akurat od tego? Otóż twierdzę, że ludzie – wszyscy – zarówno Kobiety jak i Mężczyźni – intencjonalna duża litera – [pedały, transy i inne, niezwykle zajmujące, tęczowe, miłujące pokój, wynalazki polit–poprawnej – za przeproszeniem – "tolerancji", z oczywistych względów, mnie nie interesują], wbrew rozpowszechnionym bzdurom, bardzo wiele emocji, zdarzeń, zachowań odbierają bardzo podobnie. Pragnienia są niezmienne i częściej, niż Nam się wydaje, po prostu uniwersalne. Parę następnych zdań to będzie banał, ale są wstępem do znacznie bardziej szczegółowych rozważań, stąd muszę je zawrzeć. "Ostatnie Tango w Paryżu" opowiada właśnie o tym, czego poprzez cielesność poszukują wszyscy – magicznych więzi międzyludzkich, które mogą narodzić się wszędzie: w budce telefonicznej, na ulicy czy też jak u bohaterów "Ostatniego Tanga w Paryżu" właśnie, we wspólnie wynajmowanym mieszkaniu. Seks jest [zarówno w przywoływanym filmie jak i w życiu] przedmiotem, którego się używa by ten stan, choćby na moment, nawet jeżeli iluzorycznie, osiągnąć. "Urodzeni Mordercy" natomiast to On i Ona. On – były skazaniec o nieznanej, nie pokazywanej nawet w retrospekcjach, przeszłości, przepełniony nienawiścią do świata, w jakim funkcjonuje. Ona – gwałcona przez Ojca, przy niemej, przez co świadomie aprobującej, bierności Matki, targana jest tą samą nienawiścią, wyzwalaną tym, co przeszła i naturalną skłonnością do sadyzmu. Oni – razem – tworzą najgroźniejszą i najbardziej poszukiwaną parę filmowej Ameryki. Są wolni, właśnie dlatego, że będąc ze sobą, doskonale się uzupełniają. Są złowróżbnie kompatybilni ze sobą nawzajem i swoimi pragnieniami. Okrutni, ale wolni. Są poza dobrem i złem, są naprawdę wyswobodzeni i czerpią z życia bez żadnych zahamowań. Czy ktokolwiek z Nas nie marzył kiedyś o czymś takim?

To rozumieją wszyscy. Trawestując przywoływane motywy filmowe, można stwierdzić, że mieć poczucie wolności, pozostając jednocześnie w stałym związku z kimś Nas dopełniającym, jest tym, czego poszukujemy. Harmonii i poczucia zrozumienia na takim poziomie, który pozwalałby uznać stały związek z tą samą kobietą, za realizację pragnienia o, zupełnie nieskrępowanej codziennością, wolności. Zarówno My, jak i One, na tym czy też innym etapie życia, zaczynamy spełniać się czy może precyzyjniej – definiować – właśnie poprzez takie dążenia. Pewne duchowe aksjomaty, są bowiem, niejako "wdrukowane" w człowieka, bez względu na jego płeć. Powolna erozja monogamii, jako społecznego dogmatu, bierze się właśnie stąd, że ciągle poszukujemy tego rodzaju spełnienia. Stąd kolejne związki, flirty, relacje. Zwykła wspólna, niezobowiązująca zabawa, flirt czy seks, to, tak naprawdę, tylko jedne z wielu elementów, składających się na zjawisko tzw. "seryjnej monogamii", czyli następujących po sobie [i konsekwentnie rozpadających się] stałych związków. Pomniejszy cel, składający się na cel główny, jakim jest znalezienie właśnie tej [co w oczywisty sposób paradoksalne], uwalniającej stabilizacji. Nawiązując więc, do tytułu tego artykułu, twierdzę, że zarówno mężczyźni jak i kobiety pochodzą z Ziemi, a z Wenus czy z Marsa, ewentualnie Atlantydy, pochodzi [–dzą?], co najwyżej, idiota [–ka?], który/która wymyślił [–lili?] twierdzenie, że [by być kulturalnym] tzw. Penis pochodzi z Marsa a jego zacna przyjaciółka tj. Wedżajna z Wenus. Dlaczego tak twierdzę? Spójrzcie na swoje wpisy. Większość rozpaczliwców poszukujących na stronie rady, pomocy, uznania, maminej sukienki do wytarcia łez wylanych "po tej zakłamanej kurwie", być może nawet liczących po cichu na to, że któraś z Naszych [w większości zresztą średnio rozgarniętych] użytkowniczek, się nim zainteresuje, poszukujących ewentualnie dowartościowania, tudzież zrozumienia, czy co tam jeszcze innego im do głowy przyjdzie, o dziwo, całkiem trafnie diagnozuje miejsca, gdzie popełniło błąd, czy to w związku, czy też starając się laskę poderwać. A skąd to wiedzą? Bo interakcja z laską, że tak to określę, "siada". Dlaczego tak jest? Ponieważ JEJ reakcja, jest refleksem, JEGO błędu. Stąd zresztą wysyp wpisów w stylu: "Wiem ,że zrobiłem źle wysyłając Jej tyle róż, ile sekund trwała nasza rozmowa na Gadulcu." Po czym gdzieś [w trakcie poważnej – jak całe forum, oczywiście] dyskusji dowiadujemy się, że wspomniana "rozmowa na Gadulcu" trwała 7 godzin, ale Nasz PUA pisze dalej: "Stało się jednak. Jak to odkręcić? Co teraz? Chłodnik?". Po czym wyskakuje np.: niejaki Spark i radzi: "Kup Jej Kinder Niespodziankę!" I związek z bani, a Spark jest szczęśliwy, że mógł doradzić i został wysłuchany. Gen załamuje ręce. A BANE głośno rechocze przed monitorem. Więc jeżeli delikwent wiedział, że źle robi, to dlaczego zrobił to co zrobił? Cierpliwości, Panowie. Wyczucia, Moi Drodzy. Otóż to.

Tego właśnie brakuje. CIERPLIWOŚCI I WYCZUCIA PROPORCJI. Pozostając przy tezie o tym, że nie ma wielkiej różnicy mentalnej między Kobietami i Mężczyznami, podkreślić jednakowoż należy, że przewyższają nas one w kilku aspektach. Jednym z nich jest cierpliwość właśnie. Posłużę się przykładem sytuacyjnym. To, że laska w klubie jest ewidentnie bardziej chętna do tańczenia z Tobą, niż z całą armią zawodników obok Ciebie, jest sygnałem zainteresowania. Oczywiste, tak? Mimo wszystkich blogów Marso [pozdrawiam i gratuluję własnego portalu], który onegdaj, dość szczegółowo, jak pamiętam, o tym pisał, chyba jednak nie do końca, albo też Jego wpisy na blogu były nieuważnie czytane, bądź też nie były czytane [szczególnie przez tzw. "młodych"] w ogóle. Żeby było jasne – nie twierdzę, że ktoś nie potrafi dostrzec takowego sygnału, twierdzę tylko, że większość nie potrafi dostosować do niego swojej reakcji i przeważnie z miejsca interpretuje go na wyrost. Efektem tego jest to, że reakcja Naszego hipotetycznego Mistrza Podrywu, jest zazwyczaj wahadłowo przesadzona, tzn. albo się "podpala" i robi za dużo, albo nie robi nic, międląc w sobie pytanie: "Czy ja się Jej w ogóle podobam?". Po czym dochodzi, do ostatecznie nokautującego wniosku: "Chyba zapytam się Jej najlepszej przyjaciółki." I po przysłowiowym chuju. Podryw skończył się szybciej, niż się zaczął. Przynajmniej dziewczyny mają temat do rozmów i podśmiechujów. Tymczasem rzecz ma się następująco. Jeżeli owa hipotetyczna Niunia, nie jest żoną PUA–męża, wychodzącą w sobotni wieczór na wypad z innymi zaobrączkowanymi Niuniami, dlatego że Jej Stary ogląda [z kolegami przy browcu] mecz Bayern Monachium – Inter Mediolan i nie chce, żeby Jego Najdroższa przecież samica zawracała mu dupę i tak w ogóle koleżka ma "wyjebane" [zabawny zwrot], bo wie, że Ona i tak wróci po kolejną dawkę umiejętnie dozowanego zainteresowania [bo Jej Stary to potrafi, dokładnie odwrotnie niż Ci, którzy tego wieczora będą do Niej podbijali], to obojętnie czy ma chłopaka, czy też nie, przy odpowiedniej interakcji jest bez większego problemu do wyrwania. Przy, opisanym powyżej, kazusie PUA–męża też zresztą jest, ale będzie to wymagało trochę więcej umiejętnej gry i więcej czasu. Po kolei jednak. Opisana przeze mnie oznaka zainteresowania nie oznacza [choć czasami może oczywiście, stosunkowo rzadko jednak], że nasz hipotetyczny target szuka faceta, czy też by być bardziej precyzyjnym – że szuka związku. Oznacza tylko tyle, że szuka dobrej zabawy, okazji do spędzenia ciekawego wieczoru. Dobrze jeżeli uda się go spędzić z fajnym, atrakcyjnym, interesującym gościem. Tylko tyle i aż tyle. Tylko tyle, bo mamy do czynienia z akcją absolutnie niezobowiązującą, i aż tyle, bo na bazie takiej właśnie, absolutnie niezobowiązującej akcji, może wyniknąć coś całkiem ciekawego, coś ponad zwykły, choć interesująco spędzony, wieczór. Tak właśnie przeważnie to wygląda. Bez względu na to, czy chodzi o zapoznawcze wyjście do kina, przypadkowe spotkanie na imprezie u wspólnych znajomych, wpadnięcie na siebie na molo nad Białym [może być w Sopocie – żeby lokalni patrioci nie płakali], czy co tam innego mogłoby wchodzić w grę. Od czego zależy to, czy sytuacja z tego konkretnego wieczoru się rozwinie w coś więcej? Już słyszę chór: "Napierdalasz banałami BANE! Oczywiście, że od pierwszego wrażenia! Zasada 3 – ech sekund i podejście, kurwa, Stary, ogarnij się!." Wszystko pięknie. Szkoda, że NIE TYLKO od pierwszego wrażenia. Pierwsze wrażenie, słynnych, magicznych, pierwszych 30 sekund [po wspomnianych żelaznych, legendarnych już, maksymalnie 3–ech kontemplacji nad rozmiarem własnych jaj] podświadomej oceny świeżo poznanej osoby, może, co najwyżej, potencjalnie zainicjować znajomość. Czy tak jednak będzie, zależy przede wszystkim od umiejętnie poprowadzonej interakcji z targetem. Jakby doktrynerzy tego nie nazywali, zawsze chodzi o zespół reakcji i kontreakcji. A ściślej i jaśniej – OD ODPOWIEDNIO WYWAŻONEJ REAKCJI NA WYSYŁANE PRZEZ NIĄ SYGNAŁY. Gracjan posłużył się figurą retoryczną: "50/50" do opisu modelu idealnej relacji wzajemnych zaangażowań w związku. I, oczywiście, wszystkie pelikany łyknęły rzecz absolutnie bezrefleksyjnie, podczas gdy, tenże sam Gracjan, wielokrotnie apelował: "Myślcie!". Owa idealna proporcja bowiem, sprawdza się wyśmienicie, ale w już istniejącej z kobietą relacji, czy nawet szerzej – w rozwijającym się związku, czyli NIE na początkowym etapie znajomości. Tak jak już kiedyś pisałem, bycie mężczyzną to, z jednej strony, dominacja w związku, ale z drugiej, odpowiedzialność za kształt, charakter i kierunek w jakim ten związek zmierza. Na początku relacji nigdy nie będzie 50/50. Nie jest rolą Kobiety by relację z Mężczyzną inicjować. Śmiesznym byłoby żądanie tego od Niej. Chcesz dominować w związku? Chcesz nim kierować? To go zainicjuj, graj i wygraj wszystko, co jest w nim do wygrania. Żeby coś zdominować, trzeba to najpierw zdobyć. A żeby coś zdobyć, trzeba wykonać pierwszy ruch. Oczywiście, zajebiście jest, gdy kobieta sama inicjuje znajomość, rzecz tylko w tym, że to nie jest Jej rola i jeżeli to robi, to Twoje szczęście, ale głupotą jest oczekiwać tego od Niej. Nie chodzi tu o żadne pieskowanie Pani, tylko o to, że strona silniejsza tj. Mężczyzna [wiedzący czego chce – dodajmy], po prostu po Nią sięga, a nie czeka chuj wie na co. Stąd oczekiwanie, jak najbardziej pożądanego 50/50 w zaawansowanej relacji, na początkowym jej etapie jest absurdem. Jak więc ma być, żeby się nagle nie okazało, że jest 80/20 na Jej korzyść i wszystko zaraz jebnie? Tu dochodzimy do kwestii poruszanej przeze mnie wcześniej, tzn. WYCZUCIA PROPORCJI. Twoja reakcja bowiem, musi być proporcjonalna do tego, co otrzymujesz. Jak pisali portalowi klasycy: "Dawaj tyle ile otrzymujesz!". Ja dodam do tego:

UMIEJĘTNE DAWKOWANIE ZAINTERESOWANIA = PODKRĘCANIE ZAINTERESOWANIA

Na początku ma być 51/49, przy czym ów 1 procent więcej Twojego wkładu, to właśnie zainicjowanie relacji i wytyczenie żelazną garścią jej kierunku. I NIC PONADTO. Nigdy nie spotkałem się z negatywną reakcją, gdy wprost mówiłem dziewczynie, że podoba mi się w Niej to, to i to. Proste. Jeżeli akurat Ją, a nie jakąś inną zapraszasz do kina, to gdzie tu miejsce na udawanie, że Ona Cię nie interesuje, że masz "wyjebane", jak mawiają geniusze? Ona doskonale wie, o co Ci chodzi. Dlatego Twoją rolą jest poprowadzić grę tak, by Ona, mając świadomość Twojego zainteresowania, wiedziała, że ma ono tylko WARUNKOWY CHARAKTER. Tzn. nie sprawdzi się – to się żegnamy. Owszem "może zaboleć" – jak powiedział Borys Szyc w "Wojnie Polsko – Ruskiej" na podstawie książki Doroty Masłowskiej – "ale jakoś to zniesiesz". Pamiętaj jednak, że to działa w obie strony. Ona nie daje Ci prezentów – ty też nie dajesz. Ona daje Ci drobne upominki – Ty zawsze dajesz o jeden mniej. Jak pisałem – Ona ma więcej cierpliwości niż Ty. Facet chce mieć wszystko od razu. Kobieta nie. "Aha!" – Zakrzykną co niektórzy – "Mamy Cię, zasraniutki lamusie! Więc jednak różnice są wyraźne!". Odpowiadam: Po pierwsze nigdzie nie napisałem, że Kobiety i Mężczyźni podchodzą do rzeczywistości TAK SAMO, tylko, że BARDZO PODOBNIE, a to co innego; Po drugie natomiast, podobieństwo reakcji nie ma tu nic do rzeczy. Jej przewaga w cierpliwości, nie wynika bowiem z jakichś cech osobowościowych, a z tego prozaicznego faktu, że jeżeli zadzwoniłeś/wziąłeś numer/zaprosiłeś to Ona już wie, że jesteś zainteresowany. I jeżeli Ona na coś czeka to na to, aż wsiąkniesz, aż zaczniesz wydzwaniać, dopytywać się, dlaczego nie odbiera/nie odpisuje itd., itp. i skomleć o jakiś kontakt. Bo Kobiety lubią mieć adoratorów. Tak samo jak Mężczyźni adoratorki. Wtedy już nie jesteś interesujący. Ot, taki tam sobie, kolejny, dyszący pod budą, adorator w kagańcu. Dlaczego? Bo gra się właśnie skończyła. Przegrałeś. Ona ma zabiegać o coś co już ma? A Ty na Jej miejscu byś zabiegał? I stąd potem biorą się rozpaczliwe pytania typu: "Stosuję chłodnik i chuj to daje! Pomóżta! Najlepiej eksperci." [czyli w domyśle np.: Gen]. Zacytuję więc w tym miejscu zajebisty tekst, wspominanego już wcześniej, Marso: "Wasze chłodniki przypominają mi puste lodówki. Chcielibyście chłodzić, tylko nie macie co." Oczywiście, że nie macie, bo jak możecie mieć, jeżeli, po pierwszych dwóch spotkaniach, zdążyliście po piętnaście razy popuścić w majty, że OD RAZU, A NIE PO JAKIMŚ CZASIE, odpisała na SMS–a, przypisując temu faktowi, nie wiadomo jakie znaczenie. Skąd pomysł, że Ona nie zauważyła Waszych drżących spoconych rączek i łamiących się głosików przy poleceniu podania numeru, jeżeli jaracie się jakimiś dupiastymi SMS–ami? Powtarzam 51/49 i potem schładzasz aż osiągniesz 50/50, albo lepiej. To jest właśnie schładzanie relacji – przywracanie równowagi. Swoją drogą, to czego się kurwa boicie? Pytam, ponieważ z wielu wpisów, obok autentycznego strachu przed Kobietami, czy ściślej – przed ich reakcjami, przebija dodatkowo aura przekonania o jakiejś ich, rzekomej, niemalże supermocy, czy to wynikającej z mitycznego, legendarnego [uściślając – legendarnego i wielokrotnie opiewanego na podrywaj.org] wyrachowania, czy też z rzekomo, bardziej niż u Mężczyzn, rozwiniętego zmysłu i tendencji do manipulacji. Ostatnią kwestię, można już na przysłowiowe "dzień dobry" skwitować stwierdzeniem, że jeżeli jesteś/czujesz się manipulowany, to znakiem tego sam, na jakimś etapie pokazałeś, że dość łatwo Tobą manipulować. To nie wina Twojej dziewczyny, że jesteś niedostrzegającym świata wokół siebie, idiotą, tylko Twoja. Wielokrotnie pisałem – czujność należy zachować. Gardę trzymać wysoko. Gdyby Ricky Hatton o tym pamiętał, walcząc z Mannym Paquiao, to pewnie teraz miałby mniejsze kłopoty z kręgosłupem. Wy też o tym pamiętajcie. Widzisz, że jesteś manipulowany? Że przysucza bez powodu? Powiedz Jej o tym. Powiedz Jej, że widzisz co robi. Stanowczo. Konkretnie. Raz. To nie debata sejmowa, a Ty nie jesteś Bronisławem "Strzelbą Podkarpacia" Komorowskim. Ty oznajmiasz, a nie ględzisz. Kulturalnie, spokojnie, chłodno, pewnie stwierdzasz.

ONA MA NIE TYLKO DOSKONALE, KRYSZTAŁOWO WYRAŹNIE SŁYSZEĆ, ALE I DOSKONALE, KRYSZTAŁOWO WYRAŹNIE WIDZIEĆ, JAK BARDZO PEWIEN JESTEŚ SWOICH RACJI. ZDAWAĆ SOBIE W PEŁNI SPRAWĘ Z TEGO, ŻE BĘDZIESZ ICH BRONIŁ.

Musisz bowiem umieć dokonywać wyborów.
Nie bądź jak użytkownik o wdzięcznym nicku Buba, który liczył na to że lasce, że tak to określę – "wyczerpie się amunicja" i po pół roku walenia [nie Mu a z Nim] w chuja, pomyśli sobie: "A chuj tam! Już nie chcę robić z Niego idioty! Teraz będę miła." Otóż nie Buba, Chłopie, nie będzie. Nie będzie, bo pokazałeś Jej, że wcale nie musi być. Ona dzięki temu, że twardo trzymasz się swojej budy, zamiast ramy, wie, że zniesiesz wszystko. I piszę to, Kolego, ze współczuciem. Co do wyrachowania... No cóż. Pod tym względem Kobiety wcale nie różnią się od Nas Mężczyzn. Zanim, Moi Drodzy Świeżo Porzuceni Onaniści, zaczniecie się zapluwać, że to nieprawda, apeluję byście spojrzeli na to, co sami wypisujecie, trochę bardziej krytycznie. Ja, w co drugim wpisie i prawie każdej udzielonej poradzie, widzę zadowolenie Z, tudzież zachętę DO, tego, by spotykać się, z jak największą liczbą Kobiet. I dobrze. To jest właśnie stan pożądany. Tyle tylko, że czymże on niby jest, jeżeli nie właśnie przejawem wyrachowania wobec tej, z którą jesteście aktualnie "oficjalnie" związani? Otóż oznajmiam – One nie robią nic innego. Robią dokładnie to samo. Jesteśmy siebie warci. I o to chodzi. Tak ma być. Musisz to zaakceptować, Mój Drogi Hipokryto. Poza tym ja też lubię "Son Of The Blue Sky" Wilków, melancholię, jakiś sentymentalny duperel od czasu do czasu, itd., itp., ale dostrzegam to, że życie nie jest łatwe. Jest piękne, ale niełatwe. I o to chodzi również. Takie właśnie ma być.
Zamykając kwestię, rzekomego, wszechobecnego wyrachowania Kobiet, stwierdzić należy [dorzucając tym samym kolejną – w oczach wielu – herezję], że nie tylko wcale im pod tym względem nie ustępujemy, co więcej to One właśnie są bardziej naiwne niż My.

Na marginesie zaznaczam [na wypadek gdyby ktoś jeszcze {tj. po przeczytaniu ok 3/5 tekstu} nie załapał intencji], że piszę o MĘŻCZYZNACH I KOBIETACH tzn. wyłączam z toku rozważań CHŁOPCÓW I DZIEWCZYNKI. Nie interesują mnie perypetie z przedszkolnej/szkolnej/gimnazjalnej ławki, korytarza, pierwsze polucje nocne na koloniach, podrywanie małych dziewczynek itd., itp., co oznacza, że wszelkie kwestie typu: "Moja 12 – letnia dziewczyna, wczoraj, na przystanku autobusowym, jak strzelałem jej palcówkę, dostała pierwszego w życiu okresu" itd., itp. z góry odpadają, bo się po prostu nie znam na 12 – 15 – latkach. Także, Wy Drodzy PUA z fioletowymi tornistrami ze Spider – Manem, walczący o swoje 13 – letnie Małe Księżniczki i Ty Romanie Polański, nie znajdziecie tu tego czego szukacie. Nie znajdziecie tu porad na tematy Was interesujące.

Wracając jednak do meritum wywodu.

Jak napisałem – Kobiety są bardziej naiwne niż Mężczyźni. W tym miejscu, aż samo narzuca się, przywołanie przykładu użytkowniczki o wdzięcznym, iberyjskim, nicku Amanecer. Biedne Dziewczę. Co prawda zamiast ilorazu inteligencji, miała najprawdopodobniej iloczyn, nie zmienia to jednakowoż faktu, że Jej przypadek jest tu wielce pouczający. Otóż Nasza Amanecer [podszywając się na początku pod chłopca tj. Amanecera], biadoliła i zawracała dupę społeczności podrywaj.org, swoim krótkim "związkiem" z niejakim – o ile dobrze pamiętam nick – Arczanem [jeżeli przekręciłem to przepraszam]. O co poszło? Otóż, o ile dobrze odtwarzam, to o to, że chłopina się dobrze sprawił, czytaj: wyrwał Naszą Dzierlatkę, pobawił się i spierdolił, uprzednio, w przypływie przedszkolnego samozachwytu, opisawszy wszystko na podrywaj.org. Dziewczyna poczuła się więc, przeraźliwie skrzywdzona. Nie mnie osądzać czy słusznie. To, co tu było najciekawsze to historia, jaką Amanecer z siebie wychlipała, dławiąc się łzami, nad klawiaturą. Otóż jej osią była, mniej więcej [nie jest to oczywiście cytat dosłowny, a trawestacyjne odtworzenie], takowa baśń: "Jestem świadomą siebie Kobietą. Zazwyczaj nie ulegam złudzeniom. Taka sytuacja [tj. jak zrozumiałem] zaangażowania się, pójścia do łóżka itd., itp. po pierwszym spotkaniu [ewentualnie po paru, zaledwie, spotkaniach] zdarzyła mi się po raz pierwszy. Normalnie tak się nie zachowuję. Skrzywdził mnie i "popsuł" [zabawnie to Nasza Niunia określiła]. Jak mam teraz ufać i szanować mężczyzn?!. Jak mam nie chcieć się odegrać?!" Wzruszające. W skrócie: "Chuj z Wami głupie chuje! [powtórzenie zamierzone]". Albo inaczej: "Tfu! Nienawidzę Was!" Na ratunek Naszej Biednej Zapłakanej pospieszyły Siły Stabilizacyjne podrywaj.org. czyli armia PUA/samców alpha, tak doskonale znających Kobiety, że aż potraktowała wynurzenia Amanecer poważnie, zamiast olać, jako przejaw, typowo kobiecego, poszukiwania audytorium do wypłakania się. Najlepiej męskiego, bo najłatwiej wtedy, jak pokazuje praktyka, przybierać stringi ofiary i odgrywać Skrzywdzone Maleństwo, otoczone przez Silnych Mężczyzn. Co wynika z tej całej, niewymownie wręcz, poruszającej, wstrząsającej historii, oprócz tego co oczywiste, czyli że Amanecer sama siebie oszukiwała? Przecież nikt z Was [oprócz, dzielnie walczących, rozmarzonych PUA – pocieszycieli, oczywiście], chyba nie uwierzył, że oto nagle teraz, "popsuta" Arczanowym [podkreślmy to jeszcze raz – "A Fuj! Tfu!"] zachowaniem, Amanecer, zacznie seryjnie ranić, nadwrażliwych na punkcie własnej samczości, samców alpha? Otóż może i rzeczywiście Amenecer pierwszy raz dała się zaliczyć na pierwszym, tudzież drugim spotkaniu, nie oznacza to jednak, że oto mamy do czynienia z Kobietą, którą ktoś wykorzystał. Nie oznacza to też, że Kobieta zachowująca się w ten sposób [tj. jęcząco – wypłakująca nad swoją rzekomą krzywdą] kimkolwiek manipuluje. Rzeczywiście jest Jej przykro ["cierpi" na określenie tak typowego zachowania, tj. na zachowanie gówniary, uwięzionej w ciele Kobiety dorosłej, to raczej – moim zdaniem przynajmniej – za duże słowo]. Oznacza to jednak, przede wszystkim, tylko tyle, że Nasz Arczanowy Don Juan, znalazł kluczyk do Jej oczekiwań. Spełnił je, odebrał nagrodę i tyle. Nikt nie kazał Arczanowej magii ulegać. Może Arczan jest mega czarujący i uwodzicielski, a może nie. Może Amanecer jest przekonaną o swojej wyjątkowości [dość częsta cecha idiotów, vide: Sejm Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polskiej, tj. Kraju Kobiet Wyjątkowych – każdy bojfrend o swojej aktualnej gerlfrend powie przecież, że jest wyjątkowa i drugiej takiej to ni ma w calutkim świecie, a już na pewno nie w naszym powiecie] idiotką, a może nie. Nie o to tu bowiem chodzi. Chodzi o to, że większość Kobiet ma tego rodzaju historyjkę do opowiedzenia. Bo większość coś podobnego przeżyła. Obojętnie, czy w grę wchodzi Arczan, czy też Arabisko/Murzynisko, które, ku zaskoczeniu samej zainteresowanej, cudnie pod lampami opalonej, blond piękności, wyrwał Ją w klubie, tym, że tak wspaniale, pokazał Jej, że "Polska Kobieta to dobra Kobieta" [podczas gdy, w istocie, w grę wchodził tylko i wyłącznie ten pierwiastek egzotyki, który wchodzi w grę zawsze, ilekroć Polacy z Naszej Małej, jak mawiają "elyty", "zaściankowej" i – jakżeby inaczej – "ksenofobicznej" Polski, stykają się, fascynując jednocześnie, z wielkim, "oświeconym" światem], czy też fakt, że Amanecer była przekonana, nie mając na to żadnych empirycznych dowodów, że jest zajebistą suką–nie–do–wyrwania.

JAK BOWIEM PISAŁ MARSO, A Z CZYM JA SIĘ ABSOLUTNIE, W CAŁEJ ROZCIĄGŁOŚCI, ZGADZAM NIE MA KOBIET NIE DO WYRWANIA!

Kobiety – jak pisałem – są dość infantylne, szczególnie, gdy w grę wchodzą uczucia [są oczywiście nieliczne wyjątki, zaręczam jednak, że bardzo nieliczne]. Mają do tego, kolosalną wręcz, tendencję do wmawiania sobie różnych rzeczy, czy szerzej: oszukiwania samych siebie [Mężczyźni zresztą, jak się okazuje, również, vide: żale na forum podrywaj.org], co w połączeniu z wszechobecnym u nich, bez względu na liczbę posiadanych partnerów, przeświadczeniem, że "Ona to to łatwa nie jest, a co najwyżej wyzwolona i świadoma swoich potrzeb" [:D:D:D:D:D], czyni większość z nich naprawdę łatwymi celami. I nie trzeba do tego zębów rekina na szyi, irokezów na łbie, czy jak pisał Jaca "byczych kółek czy psich łańcuchów", tudzież białych Najeczków raz w miesiącu. Trzeba tylko umieć znaleźć klucz do tego, czego Ona, w danej chwili, chce, pokazać, że może to od Ciebie dostać i NIE SPEŁNIĆ DO KOŃCA, pozwalając Jej zasłużyć na owo spełnienie.

ELEMENTARNE PRAWIDŁO RZĄDZĄCE LUDZKOŚCIĄ, CZYLI POŻĄDAMY TEGO, CZEGO MIEĆ NIE MOŻEMY W OGÓLE, ALBO PRZYNAJMNIEJ NIE DO KOŃCA.

Korzystajcie z tego mądrze. Mądrze tzn. proporcjonalnie do stawki i zamierzeń pociągnijcie grę. To zresztą już materiał na osobny artykuł, w tym ograniczę się tylko do paru – nazwijmy to – "zaczynowych", w tym przedmiocie, kwestii.
Przywiązując nadmierną wagę do dupereli, tracicie wyczucie proporcji i kończy się tym, że bez zastanowienia, wystrzelaliście wszystko, co macie na samym początku znajomości i jedyne co Wam pozostaje, to jakieś, kurwa, sześciany, wróżenie z ręki, kuli [bądź kul – swoich ewentualnie cudzych – jak wolicie], fusów, tańce na linie, hipnozy/chujozy, przepowiadanie przyszłości, psychoanaliza na podstawie koloru Jej oczu czy kształtu dupy, budowanie iglo [ewentualnie rzeźbienie w lodzie] w lecie, połykanie ognia itd., itp. Poszukajcie na forum. Znajdziecie tam mnóstwo podobnych, genialnych pomysłów rodem z Monty Pythona/Jasia Fasoli/Luisa DeFuinesa. Ja ciągle czekam na pierwszą piramidę np.: pod Lubartowem, z neonowymi hieroglifami na jednej ze ścian, układającymi się w imię czyjejś Jedynej Ukochanej. Jednym słowem – arsenał środków dobrych w szkole integracyjnej "Równe Szanse", albo na jakiś jarmark w Psiej Wólce, ewentualnie Pacanowie, a nie na podryw. Tak czy inaczej, kończy się tym, że jedyną wierną przy Tobie pozostaje Twoja dłoń i tak już zmęczona ciągłą, przedmonitorową, przemocą domową. Wielokrotnie brutalnie wykorzystywana ma dosyć. Tak jak i moderatorzy ciągłego powtarzania: "Przeczytaj artykuły po lewej!".

Jedziemy jednak dalej.

Jakkolwiek na temat utrzymania związku, prawie wszystko zostało już na stronie napisane, dorzucę parę spostrzeżeń od siebie.
KOBIETY NIE LUBIĄ MIEĆ POCZUCIA, ŻE NIE MA JUŻ O CO WALCZYĆ.
Owszem, Ona chce czuć się bezpieczna. Rzecz w tym, że stabilizacja najczęściej równa się bezpieczeństwo, ale CZASEM, NIESTETY RÓWNA SIĘ RÓWNIEŻ STAGNACJA. Związek ma być projektem, nad którym może ciągle pracować. One bardzo lubią to robić. A Ty bądź niedoskonały. One nie chcą doskonałych facetów. Po prostu nie przesadzaj. Miej wady. Niech się powkurwia. Niech ma na co narzekać z przyjaciółkami, na zamkniętych cipkowych imprezach. One to lubią. Przejdzie Jej. Olewaj Ją czasem. Ona tymczasem nie może mieć poczucia, że związek jest kompletny. Nie żyjecie DLA siebie a ZE sobą. To różnica.

Wracając do podobieństw między Kobietami i Mężczyznami.
O tym, że mamy podobne, a podyktowane najczęściej wręcz tym samym, odruchy zazdrości, nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Powtarzam: Odbieramy większość zachowań bardzo podobnie jak One. Coś co Ty postrzegasz jak natarczywość, Ona będzie postrzegać podobnie. One, po prostu, inaczej o tym mówią. Gdy zapytasz się kumpla, czy nie przeginasz ze swoimi 10000 – mi róż, dla dziewczyny, którą miesiąc temu poznałeś i już chcesz, w poczuciu pełnego spełnienia, znikać z podrywaj.org, pod śmiesznym hasełkiem: "Znalazłem już to czego w życiu szukałem i wszystko umiem"; On, jeżeli ma działający mózg [i tym samym, nie jest podobny do Ciebie], odpowie Ci: "Tak, Stary, przeginasz. Odpierdalasz i robisz z siebie lokajskiego bambusa." Ty oczywiście nie posłuchasz. Kobieta, Twój żałosny wyczyn, będzie postrzegać tak samo [szczególnie, gdy został odstawiony zupełnie, nie w porę i bez wyczucia], tyle tylko, że powie Ci: "Ale piękne róże! Taki miły z Ciebie facet!". I po chuju. Tak jak i po różach [i po wydanym na nie hajsie, a mogłeś za nią kupić tyle butelek chleba, przecież] tyle tylko, że one będą zwisać bez życia za tydzień – dwa [chyba że wcześniej je wyjebie], a Twój chuj może sobie zacząć dyndać swobodnie już teraz, bo i tak, już nie zrobisz z niego użytku. Nie z tą laską, bo Ona właśnie ustawia Cię na pole position toru, na którego mecie czeka na Ciebie Puchar–Dla–Mojej–Drugiej–Najlepszej–Koleżanki–Zaraz–Po–Monisi. I raczej nie będzie go wręczał John Travolta. A jeżeli jeszcze Cię tam nie ustawiła, to tuż po fazie zakochania i podziwiania razem kwiatków na łące, to właśnie zacznie robić. Chyba, że odpowiednio wcześnie przystopujesz.

Jak pisałem – wszyscy pochodzimy z Ziemi. I My i One. A jeżeli nawet z innych planet, to są one rozmieszczone bliżej siebie, niż komukolwiek mogłoby się wydawać. Innymi słowy – Marlon Brando w "Ostatnim Tangu w Paryżu" miał rację, choć nie do końca, ale cytat i tak jest zajebisty i świetnie wygląda na początku artykułu, zwłaszcza zamieszczonego na stronie internetowej o podrywaniu. Wink

To, że czasem nie możemy się dogadać, że One w tej samej chwili potrafią zwrócić uwagę na coś, na co myśmy nawet nie spojrzeli, czy też inaczej kwestię nazywając – odmiennie rozkładamy akcenty w związkach, to właśnie czyni tę grę interesującą. Gdyby było inaczej, nie byłoby sensu grać. Nie róbmy z nich Kosmitek. Nie posuwacie E.T.

O co gramy? Wiemy o co gramy. O swoje miejsce. O świat, którego będziemy Panami. O Jej miejsce w Naszym świecie. Przecież musimy Jej je wskazać. Po co ma się za długo zastanawiać? Nie zmuszajmy Jej do tego.
Ważne jest to byśmy byli szczęśliwi. Najlepiej z Kimś.

Pozdrawiam Was Wszystkich.

Odpowiedzi

Nie umiałem sie oderwać,

Nie umiałem sie oderwać, świetne, gdybym mógł dałbym Ci oskara za ten scenariusz, przeczytałem cały Laughing out loud

Zajebisty blog, wyczerpujący,

Zajebisty blog, wyczerpujący, ale pierwszy który mnie zajebiście wciągnął, nie patrząc na samym początku jak bardzo długi jest( co zazwyczaj robię Smile Mam takie uczucie że w końcu znalazłem na tej stronie punkt odniesienia. Mam małe doświadczenie i nie chcę czytać porad jakichś debili co dopiero sami zaczynają. To jest KONKRET .