Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

Koleżanka z grupy - brnę w złym kierunku...

1 post / 0 new
Pretor
Nieobecny
Wiek: 19
Miejscowość: Warszawa

Dołączył: 2011-01-13
Punkty pomocy: 0
Koleżanka z grupy - brnę w złym kierunku...

Panowie I Panie. Mam spory problem z sytuacją, która od ok. tygodnia rozwija się w kierunku, który nie do końca wydaje mi się dobry.

Studiuję już 3 rok w grupie z koleżanką (nazwijmy ją M). Mieliśmy jakieś 1.5 roku temu trochę spięć, później trzymałem ją na dystans. Ale kilku ładnych miesięcy M sama zaczęła ten dystans skracać, ale bez większych podtekstów, po prostu na stopie koleżeńskiej. I tak powoli powoli stała się częścią grupy znajomych, którą trzymamy się na uczelni, czasem wyjdziemy na piwo/ognisko po zajęciach. Dziewczyna ma fajny charakter, podobne do mnie poczucie humoru, podobne pasje (podróże), jest bardzo inteligentna, jeździła po świecie, mieszkała w Turcji trochę czasu, no ogólnie świetny charakter, zawsze jest o czym pogadać, pośmiać się. Brakuje mi za to do niej tego pociągu fizycznego. M nie jest brzydka, ale też nie pociąga mnie - jest po prostu zwyczajną dziewczyną a 3 lata koleżeńskiej znajomości nie pomagają spojrzeć na nią inaczej.

Ja osobiście w liceum byłem nieśmiałym gościem bez specjalnych zainteresowań, więc i nie wiodło mi się w kontaktach międzyludzkich. Pod koniec liceum i później na studiach zmieniłem swoje życie, ułożyłem sobie trochę rzeczy w głowie, zdobyłem trochę charakteru, znalazłem sobie ciekawe zainteresowania. Ale kurwa mać musiałem zauroczyć się w oczywiście innej koleżance z grupy, która ma chłopaka od kilku lat i nie jest zainteresowana zmianą tej sytuacji. Ale jest cholernie seksowna w moich oczach, flirtowna, zmysłowa. No i trafiło mnie jakiś rok temu. Flirtować na uczelni - bez problemu. Zalotne spojrzenia, uśmieszki, dotyk z mojej strony, z jej też. Ale na propozycje spotkania - nie. Po prostu taki typ kobiety, taka forma zabawy. Jak zaczynałem przesadzać i wykazywać za duże zainteresowanie, to instant-chłodnik sprowadzał mnie szybko do "normy". Przez kilka dni nawet nie byłem uraczony spojrzeniem w oczy podczas rozmowy, a odpowiedzi były zimne jak ciekły azot. No i jak ja przestawałem wykazywać zainteresowanie, to po 3-4 dniach już sama zagadywała i wszystko wracało do stanu "przed". I takich cykli było trochę. Ogólnie sytuacja bez większego sensu. Jedyny plus, to fajny flirt, trochę doświadczenia w nie stawianiu kobiety na piedestale w interakcji z nią (instant-chłodnik świetnie wyrobił odruch warunkowy, Pawłow byłby dumny). Minus jest spory - to blokada, stłumione dostrzeganie atrakcyjności innych kobiet. Serio, jak mnie trafiło to 'mój ideał' wyróżniał się na tle wszystkich kobiet w około - jakby ubrana w seksowną, czerwoną sukienkę na tle szarej bezbarwnej reszty kobiet. Są czasami takie artystyczne fotografie, gdzie wyróżniony jest tylko jeden, wyrazisty kolor na tle czarno-białej reszty. Usłyszałem kiedyś nawet przy piwie od jednej koleżanki, że zrobiłem się aseksualny. Ogólnie trochę wyniszczająca sytuacja, nie polecam.

Ostatnio postanowiłem się z tej patowej sytuacji uwolnić, uznając, że jeszcze trochę i zahaczy to o obsesję. A fakt ślinienia się do kobiety przez rok gdzie nie mogę dostać więcej, niż jakiś głupi dotyk i zalotne spojrzenie nie wpływa dobrze na stan psychiczny.

Plan był więc prosty, poznawać inne kobiety, flirtować, podrywać, nie wiązać się - chcę po prostu zobaczyć, jakie są kobiety, jak bardzo się różnią i jak miłe chwile można z nimi spędzić. Nie dawno na przystanku zobaczyłem ładną dziewczynę, którą widywałem przez kilka miesięcy na zajęciach z hiszpańskiego, ale nigdy nie zagadałem. Podszedłem, zacząłem rozmowę, porozmawiałem chwilę, zapytałem o numer. Nie dostałem. Ale byłem zadowolony z siebie, bo przełamałem się, zrobiłem kolejny krok. Do tej pory zawsze miałem problem z przejściem do domknięcia i zapytaniem o numer, zazwyczaj rozmowę kończyłem bez tego. A teraz podszedłem do tego na luzie.

Ale wracając do głównego wątku - w zeszły weekend byliśmy umówieni grupą (ja, M, dwóch kolegów) na koncerty juwenaliowe. W końcu wyszło na to, że tamci dwaj nie poszli z nami i poszliśmy we dwoje. M trzymała mnie za rękę pod pozorem żeby nie zgubić się w tłumie, potem przytulała się do mnie, ja ją objąłem i tak słuchaliśmy muzyki. Przy powrocie umówiliśmy się, że pójdziemy też na koncerty następnego dnia. Odprowadziłem ją na autobus, przed pożegnaniem pocałowałem. Następnego dnia podobnie, trochę rozmowy, dotyku, przytulania i pod koniec KC. Widujemy się codziennie na wydziale, i miałem duże problemy żeby się po juwenaliach odnaleźć. Zachowywać się tak, jak wcześniej, jakby się nic nie stało? Pod koniec dnia porozmawiałem z M, z zamiarem wyjaśnienia, że źle się czuję w tej sytuacji i że powinniśmy wrócić do stanu przed juwenaliami. Ale w trakcie rozmowy wyszło coś na wzór "spróbujemy i zobaczymy, taki okres testowy". Kilka dni później stało się coś, co miesza jeszcze bardziej w całej sytuacji. Po wspólnym ognisku (nie byliśmy bardzo pijani, ale pod wpływem tak) ze znajomymi M zapytała, czy nie odwiozę jej nocnym kawałek, bo boi się sama jechać. Skończyliśmy u niej w pustym mieszkaniu, było KC, zrobiłem jej palcówkę, dowiedziałem się, że jest dziewicą.

Tutaj teraz wchodzi bardzo ważny wątek - za miesiąc M wyjeżdża na prawie całe wakacje za granicę. Jak ona wróci to ja planuję swój wyjazd na miesiąc, tak, że się nawet nie miniemy w Polsce.

Ja uważam, że to, co się stało w mieszkaniu jednak się stać nie powinno. Wyszło po alkoholu i namieszało w sytuacji. M jest dziewicą i boję się, że się zaangażuje emocjonalnie, a ja ostatnio jestem za bardzo wyprany z emocji po roku męczenia się z silnym zauroczeniem z którego nic nie miałem. Do tego nie umiem i nie chcę prowadzić z ludźmi relacji na odległość. Bardzo męczy, nudzi mnie kontakt z ludźmi przez SMS, komunikatory. Rozmowa przez tel. mniej, ale sam pomysł zaczynania związku gdzie na 100% wiemy, że potem 3 miesiące się nie zobaczymy to zły pomysł. Bardzo zły. A potem znowu uczelnia. Nie chcę skrzywdzić M, bo jest świetną osobą, ale ciężko mi tak po 3 latach przejść z zupełnie koleżeńskich relacji do czegoś więcej. Chcę mieć z nią dobry kontakt, ale nie wiem, na ile to po tym wszystkim będzie możliwe. Poza tym, ja sam nie czuję dużej potrzeby związku, bardziej poznawania kobiet.

Muszę z nią porozmawiać, powiedzieć to wszystko i skończyć to jak facet wyjaśniając wszystko, zanim będzie za późno. Jeśli stosunki między nami przez to się bardzo popsują, to przez ten miesiąc do wakacji i jej wyjazdu na wydziale widząc się codziennie będziemy mieli trudną sytuację. Ale myślę, że M czułaby się gorzej, gdyby to kontynuować, bo potem może boleć jeszcze bardziej.