Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

Trochę o mnie... trochę o nas wszystkich

Portret użytkownika glinx11

Cześć! Minęło już sporo czasu od naszego ostatniego spotkania na moim blogu (z górą bite dwa miesiące), tak więc pomyślałem, że może skrobnę coś, cobyście wiedzieli, że glinx11 żyje i ma się... bez zmian. Oczywiście nie mam zamiaru Wam, szanowni koledzy, imputować, że aż tak bardzo zajmowała Was ta kwestia (nie jest to oskarżenie, bądź co bądź one should mind their business first), ale nie wykluczam, że przynajmniej paru z Was, w trakcie brania prysznica, jedzenia kolacji, oglądania mundialu, względnie uprawiania miłości (choć w tym ostatnim wypadku świadczyłoby to, że naprawdę nie macie o czym myśleć), przeszła ona przez głowę.

Nie powiem, żebym był szczególnie na bieżąco, tak więc nie mam pojęcia, komu z początkujących udało się wejść na wyższe stopnie wtajemniczenia, a kto ze starych wyjadaczy upadł w otchłań frajerstwa. Jestem jednak przekonany (kierując się zwykłą grzecznością), że większości z członków społeczności idzie w miarę nieźle. Jak natomiast idzie mi, spytacie. Choć może nie musielibyście pytać, biorąc pod uwagę, że jakikolwiek poważniejszy progres tak czy siak zostałby odnotowany na moim blogu. Z drugiej strony dopiero teraz macie pewność, że - w tak zwanym międzyczasie - nie zostałem rozjechany przez pociąg, względnie rozszarpany przez wściekłe psy. A więc, zakładając, że jednak spytacie - choć znowu jest to mało prawdopodobne, biorąc pod uwagę, że odpowiedź zawarłem już w poprzednim akapicie. No dobrze, więc stańmy na tym, że nie zapytacie, jak mi idzie. Ale ja i tak Wam powiem. Albo, jak mawiał Marek Kondrat, powtórzę jeszcze raz: bez zmian. Nijak. Jestem jak ten "Titanic", co to się górom lodowym nie kłaniał. Nie żeby ta metafora miała akurat wiele wspólnego ze sprawą, ale jakoś tak fajnie brzmi.

Naturalnie nie informowałem Was o wszystkich moich przeżyciach, zawierających w sobie werbalny i/lub fizyczny kontakt z przedstawicielami płci żeńskiej, względnie sfinalizowanych wymianą numerów kontaktowych telefonii komórkowej, mających na celu kontynuowanie rozpoczętej relacji w bliżej nieokreślonej przyszłości. Nie żeby było ich jakoś strasznie dużo, ale pod względem częstotliwości moich miłosno-seksualnych podbojów raczej nie stwierdziłem znaczącego regresu.

Żeby nieco podkręcić Wasze nieuchronnie słabnące zainteresowanie moim wpisem (badania statystyczne niezbicie dowodzą, że długość czytanego tekstu jest odwrotnie proporcjonalna do ilości wysyłanych przez mózg i układ nerwowy bodźców sygnalizujących zaciekawienie jednostki), sięgnę pamięcią w przeszłość.

Dawno, dawno temu (mniej więcej półtora miesiąca) siedziałem w klubie, prawdopodobnie z piwem Warka. Strasznie lurowatą tę Warkę tam serwowali, ale co poradzić - Żywiec był aż o złotówkę droższy. Być może byłem też sfrustrowany, choć też niekoniecznie - jeżeli akurat wróciłem z parkietu, to byłem pewnie bardziej zgrzany niż sfrustrowany. A więc załóżmy, że byłem w takim sobie humorze - ni to złym, ni dobrym. W każdym razie podchodzą do mnie dwie istoty. Jedną resztki mojego męskiego instynktu uznały za potencjalną kandydatkę do wydania na świat zdrowego, silnego potomstwa (tak więc będą ją nazywał PKDWNŚZSP), drugą zaś z miejsca odrzuciły (stała się tym samym Jednostką Przeszkadzającą, w skrócie JP). No i się jakoś nam rozgadało. Trochę pochodziliśmy - niestety we trójkę. W toku wymiany poglądów wyszło na jaw, że PKDWNŚZSP na świat przyszła X lat wcześniej niż ja, co w pewien sposób wpłynęło na moją ocenę jej "przydatności do spożycia" (jak teraz o tym myślę, to ten termin nie wydaje mi się najszczęśliwszy). Zaznaczam, że "X" to nie jest "X", jak na przykład w Stadionie X-lecia. Zwyczajnie konkretna liczba zatarła się w mojej pamięci, ale nie mogło to być więcej niż 3... Tak czy wspak, kontakt fizyczny wkrótce podążył za kontaktem werbalnym. JP na 100% chciała zniszczyć kiełkującą między nami miłość, nieustannie przypominając PKDWNŚZSP o tym, że jest już w stałym związku - i to bynajmniej nie ze mną. Sama bezpośrednio (nie)zainteresowana również z zadziwiającą frekwencją o tym przypominała, jednocześnie pozwalając dotykać się po większości ciała (no, w obszar krocza wolałem się nie zbliżać), a dwa-trzy razy, pod nieobecność JP, zgodziła się, bym za pomocą języka ocenił w przybliżeniu pojemność jej jamy ustnej. Pomiary udały się, o ile dobrze pamiętam, w sposób zadowalający.

Musiałem jednak wziąć poprawkę na fakt, że PKDWNŚZSP najwyraźniej rzeczywiście posiadała partnera (dla rozrodu? dla zabawy?). Nie oznacza to, że nawróciłem się z ciemnej strony Mocy, a uczucia innych samców naszego gatunku cokolwiek dla mnie znaczą, jednak obudził się we mnie po raz kolejny prymitywny instynkt, dzięki któremu nasi dalecy przodkowie nie obrywali po głowach wyszczerbionymi kośćmi po próbach zawarcia rekreacyjno-prokreacyjnych znajomości z zajętymi samicami. I choć PKDWNŚZSP dała mi swój numer komunikacyjny telefonii komórkowej, do dziś z niego nie skorzystałem. Choć może powinienem? Ostatecznie ryzykuję tylko to, że rywal odnajdzie mnie poprzez swoje dalekosiężne znajomości w przemyśle telefonicznym, skopie pośladki, wybije zęby, wstawi nowe, a następnie znowu je wybije. Kto by się przejmował?

Historia z innej beczki: tańczę w innym klubie, w innym czasie, w innej koszuli, ale za to w tych samych dżinsach (co do majtek to nie mam pewności). Widzę obok tańczącą niewiastę, na którą już wcześniej zwróciłem uwagę. Nie oceniłbym może jej na Miss Universe 2010, ale wypukłości na wysokości klatki piersiowej i miednicy miała jak trzeba. No i w końcu stało się to, co się stać musiało: zmęczyłem się. Tak, to brzmi niewiarygodnie, ale ja też się męczę po dłuższym tańcu. I już chcę schodzić z parkietu, kiedy owa niewiasta wyskakuje ze swojego towarzyskiego kręgu, porywa mnie za ręce i zaczynamy tańcować. Chwilkę to trwało. Po tym skinieniem głowy podziękowała i z uśmiechem wróciła do swoich. Było to dosyć dziwne przeżycie. Moje przypuszczenie jest takie, że któraś z jej koleżanek zwróciła na mnie uwagę i założyła się z tamtą, że ze mną nie zatańczy (w sensie ta pierwsza). Jeśli tak, to najwyraźniej przegrała (ta druga), a tamta wygrała (ta pierwsza). No nic, wspomniana niewiasta tańczyła przez resztę czasu z jakimś kolesiem, ale ze mną też raz czy dwa. Ostatecznie nic większego z tego nie wyszło. Czemu trudno się dziwić, skoro nie zamieniliśmy nawet jednego słowa. Choć z drugiej strony dotyk wyraża więcej niż tysiąc słów. A może to było Rafaello?

Tego samego wieczoru poznałem Brunhildę (imię robocze). Sprawa z nią wyszła trochę podobnie jak z PKDWNŚZSP - była z koleżanką, były odrobinę starsze, ale ogólnie gadało się z nimi całkiem przyjemnie. Był dotyk, było tańcowanie, było sadzanie na kolankach (jej na moich, nie mnie na jej). KC nie było. Wymieniliśmy się numerami. Ośmieliłem się przypuścić, że nawet coś może z tego wyjść. Utwierdziłem się w tym przekonaniu, gdy do niej zadzwoniłem. Nie odebrała na początku, ale zaraz potem oddzwoniła (tym lepiej dla stanu mojego konta). Gadało nam się super, bardzo chętnie zgodziła się spotkać jutro o dziesiątej w miejscu, do którego oboje musieliśmy dojechać kolejką. Jako ciekawostkę dodam, że poczułem się wtedy, jakby to naprawdę miało szansę wyjść. Konkretniej: poczułem się tak, jakbym leżał na plaży, a nagle zalała mnie fala ciepłego, śródziemnomorskiego morza. Jakby udało mi się spokojnie puścić pedał sprzęgła bez wpędzania całego wozu w niekontrolowane dygoty. Jednym słowem: błogo. Pomyślałem sobie, że jeżeli na początku związku człowiek czuje się tak przez cały czas, to nic dziwnego, że odbija mu palma, kiedy wszystko już przeminie. Musi to przypominać (here we go with metaphors again...) przymusowe odstawienie hery/koki po dłuższym spożywaniu. Co nie zmienia faktu, że chciałem, by uczucie, które po pewnym czasie trochę odpuściło, powróciło, i to jak najszybciej.

Przyjechałem w umówione miejsce. Nie było jej. Czekałem. Nie przychodziła. Dzwoniłem. Miała wyłączony telefon. Już wiedziałem, że nic z tego nie będzie, po raz kolejny czekało mnie bolesne rozczarowanie. Tym bardziej zyskałem pewność, gdy w końcu oddzwoniła. Powiedziała, że dopiero wstała, i że może innym razem. Absolutnie nie brzmiała, jakby było jej autentycznie żal, ja więc też starałem się oschłym tonem dać do zrozumienia, że nie akceptuję takiego zachowania (bądź co bądź wydałem parę złotych na bilety). Wróciłem do domu w wyjątkowo podłym nastroju. Po paru dniach zadzwoniłem do niej po raz kolejny, myśląc, że dam jej jeszcze jedną szansę. Biorąc pod uwagę, że nie odebrała i nigdy nie oddzwoniła, wnioskuję, że raczej niespecjalnie zależało jej na moim miłosierdziu.

Była jeszcze ta Gertruda (nawet nie wiecie, jak męczy to wymyślanie roboczych imion). Muszę przyznać, że z żadną inną dziewoją nie zaszedłem aż tak daleko jak z nią. Poznałem ją w trakcie tańca, kiedy zaczęliśmy się do siebie tulić, a zaraz potem całować. Panował półmrok, więc dopiero po wyjściu z parkietu zorientowałem się, że... totalnie nie trafia w mój gust. Dlaczego? Bo była - powiem bez ogródek - gruba. I tyle. Ale mimo to posadziłem ją (ledwo, ledwo) na kolanach. Ona szybko się rozgadała, że szuka chłopaka, że ostatni ją tak brzydko potraktował, że koleżanki się z niej śmieją, bo jest gruba i bla, bla, bla. Mogę z całą stanowczością powiedzieć, że branie kobiety na litość nie ma najmniejszego sensu, skoro nawet w drugą stronę to nie działa. Materiał do zapamiętania: pewność siebie determinuje atrakcyjność jednostki w oczach innej - również w przypadku samców obserwujących zachowanie samic. Zalecane dalsze badania.

I co się działo dalej? Nic szczególnego. Chciała się spotkać jutro, ale wysłała SMS-a, że jednak nie da rady, po pewnym czasie doszedłem do wniosku, że nie bardzo w sumie wiem, czego ona chce - i ona chyba też nie. Nigdy się potem nie spotkaliśmy, choć próby były. Napisała mi, że uważa, że jestem świetnym facetem, super się ze mną gada i całuje - i że szuka związku. Postanowiłem się z nią trochę podrażnić - no i być może trochę przesadziłem, biorąc pod uwagę, że skończyło się na tym, że się rozłączyła. Tak dobiegła końca przygoda z Gertudą.

Tak to mniej więcej wygląda, moi panowie. Kobiety są jednak rzeczywiście nieodgadnione... Przypomina mi się hostessa, którą udało mi się wyrwać na numer telefonu. Parę dni temu zadzwoniłem do niej, rozmawiało się nam genialnie - słyszałem w jej głosie autentyczną chęć nawiązania znajomości. Powiedziała mi, kiedy będzie mniej więcej wolna. Przedwczoraj zadzwoniłem do niej, by ustalić szczegóły. Ale coś mi wyraźnie podpowiadało, że nic z tego nie będzie. W chwili wybierania numeru byłem absolutnie - podkreślam to słowo - absolutnie pewien, że nie odbierze. Dlaczego? Przecież nic na to nie wskazywało. Dlaczego miałaby nie odebrać, skoro tak dobrze nam się poprzednio gadało?

Nie wiem do dziś. Ale to nie zmienia faktu, że (znowu) miałem całkowitą rację. Nie odebrała. Ani wczoraj, ani przedwczoraj, nie próbowała też oddzwaniać. Wniosek może być jeden: porażka.

A więc być może zapytacie jeszcze raz glinxa11, jak mu idzie. A on odpowie: bez zmian, drodzy koledzy. Jest tak jak było zawsze. Boli? Boli. Ale trudno. Znam teorię i przynajmniej w pewnym stopniu udaje mi się ją realizować w praktyce. Nie pozostaje nic tylko próbować - a nuż, a widelec kiedyś rybka złapie haczyk, ale tym razem już go nie puści przed wyciągnięciem z wody (lubicie moje metafory?).

No i wypadałoby jeszcze popracować, by do haczyka dopuszczać tylko prawdziwe sztuki, a nie jakieś płotki. I sprawić, by złapanie go polegało na czymś więcej niż tylko obściskiwaniu i całowaniu...

Ale to już inna historia.

Odpowiedzi

Portret użytkownika rafciuuu

Znów wracasz na tarczy. Chuj

Znów wracasz na tarczy. Chuj z tym, na tarczy możesz się chociaż rozłożyć wygodnie i dwie inne osoby Cię niosą.
Nie wiem co z Tobą jest nie tak. Gile wychodzą Ci z nosa w trakcie rozmowy z dziewczynami? Jesteś przecież inteligenty. Jeśli rozmawiałbyś z nimi tak samo jak notujesz na blogu to nie miałbyś problemów.
Kiedy będzie wreszcie jakiś postęp?

Portret użytkownika glinx11

Kiedy będzie wreszcie jakiś

Kiedy będzie wreszcie jakiś postęp?

Wierz lub nie, ale ja nie robię tego specjalnie. Wink

Zresztą nie chodzi o to... przecież rozmawiać udaje mi się, i to całkiem nieźle. Tylko że absolutnie nie wiem, czemu dalej kontakt się nagle urywa, bez żadnej widocznej przyczyny. I... tyle. Smile

Portret użytkownika Hooner

Nie wierzysz w siebie. Przed

Nie wierzysz w siebie. Przed zaśnięciem powtarzaj sobie tekst w stylu "Jestem człowiekiem sukcesu"... Twój podświadomy umysł może to "łyknie".

Kurwa już naprawdę nie wiem jak Ci poradzić. Ale spróbuj naprawdę z powyższym, a nóż widelec - będziesz miał więcej wiary w siebie, co przełoży się na lepsze wyniki w podrywaniu.

Portret użytkownika Neofita

Pleciesz trzy po trzy i

Pleciesz trzy po trzy i bełkoczesz zbędne wyrazy. Nie dziwię się dziewczynom, że nie chce im się z Tobą zadawać.

Może spróbujesz coś zrobić/napisać zwięzłego/ścisłego/konkretnego?

nie no styl pisania masz

nie no styl pisania masz świetny Laughing out loud kilka tekstów na pewno kiedyś wykorzystam (pomiary pojemności jamy ustnej) może trzeba popracować nad mową ciała, wyglądem?

Portret użytkownika pentis

Podobno człowiek pisząc

Podobno człowiek pisząc wyraża siebie, swoje emocje, uczucia. Glinx, to że świetnie piszesz, jest oczywiste, ale Twoje wpisy są przesiąknięte smutkiem, żalem i może w tym tkwi problem. Nawet jeżeli rozmawiając z dziewczynami starasz się być wesoły, zabawny, to może robisz to w nienaturalny sposób. Strasznie trudno stwierdzić co jest nie tak.

Portret użytkownika glinx11

Hm, być może masz rację. No

Hm, być może masz rację. No cóż, nie ukrywam, że zawsze ciężko było mi rozmawiać z ludźmi i znajdować na bieżąco nowe tematy, tak żeby rozmowa nie wyglądała sztywno. Mimo to nie wydaje mi się, żebym się przed większością lasek jakoś strasznie odsłaniał, że ja naprawdę taki nie jestem, że nie mam nawet cienia nadziei, że coś z tego wyjdzie itp. Po prostu nie rozumiem dlaczego kontakt zawsze urywa się tak nagle, bez przyczyny. O co im może chodzić? Ja wiem, że kobieta zmienną jest, no ale nie przesadzajmy. Nie spotkałem się na naszej stronie z podobnymi doświadczeniami: z reguły jak jest chłodna, to po prostu nie daje numeru i koniec. A u mnie może się gadać naprawdę świetnie, tak samo przez telefon, a później... nic. Pozostawia mnie to w totalnie ciemnej uliczce - nie mam pojęcia co z tym mógłbym zrobić, bo nie wiem, co robię źle. Gdyby laska odmówiła od razu, mógłbym na podstawie jej zachowania wywnioskować przyczynę. Ale w mojej sytuacji jest to niemożliwe.

Co zaś do smutku, to... sam rozumiesz. Wkrótce będzie rocznica mojej rejestracji. W najgorszych koszmarach nie myślałem, że zajmie mi to aż tyle czasu, a i tak nie załatwię tego do końca. Nie wyobrażałem sobie, że to okaże się aż tak trudne (i tu się nie oburzać, bo taka jest prawda: skoro przez rok czasu nie potrafię sobie z tym poradzić, to to nie jest łatwe). Zrobiłem wszystko co w mojej mocy. A jeżeli to za mało, to... ja już nie jestem w stanie nic z tym zrobić.

Nie wiem. Może za bardzo

Nie wiem. Może za bardzo dajesz do zrozumienia dziewczynom, że jesteś needy? Więc rozmawia ci się z nimi fajnie, je też ciekawi koleś, który ma taki zasób słów ale tylko w czasie teraźniejszym. Słowem: jesteś tylko na teraz, a nie na potem.

Portret użytkownika glinx11

IMO naciągana teoria. Wiesz -

IMO naciągana teoria. Wiesz - mimo wszystko przez ten rok czegoś się jednak nauczyłem. Nieokazywanie, że mi zależy, to absolutna podstawa. Nie chce mi się wierzyć, że może być ze mną aż tak źle. A zresztą zawsze myślałem, że jak jest autentyczne zainteresowanie, to po prostu jest. I nie ma że tylko na teraz - po prostu jest. Zresztą jak wytłumaczysz, że odbierają telefon, wstępnie się umawiamy na późniejsze spotkanie, cały czas słyszę z jej strony autentyczną chęć poznania, ale później nie ma z nimi kontaktu, choć nic złego nie zrobiłem? Skoro od początku wiedzą, że mnie nie chcą, po co ta cała szopka? A jeżeli z czasem to nabywają - jakim cudem, skoro ta "utrata ochoty" odbywałaby się za moimi plecami i bez mojego udziału? Przecież to nielogiczne.

Możliwe, że jesteś zbyt

Możliwe, że jesteś zbyt grzeczny. Albo po prostu trafiłeś na takie laski, które nie do końca wiedzą, czego chcą. Tak czy siak posłuchaj moich przedmówców - nie przejmuj się i startuj dalej. Próby zrozumienia, dlaczego kobieta mówiła tak, a zrobiła inaczej, kończą się frustracją i nie prowadzą do celu. Wink

Jeszcze jedna rada: jeśli umówiłeś się z nią na spotkanie w konkretnym miejscu i czasie, po czym się okazało, że ona o tym zapomniała, dopiero co wstała, nie dawaj już jej więcej "szans". Jest bardziej niż pewne, że nie odbierze telefonu albo zbyje cię byle gównem.

Portret użytkownika glinx11

Eeeech... zawsze tak samo.

Eeeech... zawsze tak samo. Mam być grzeczny, to jestem pyskaty. Mam być pyskaty, to jestem grzeczny. Zresztą już sam nie wiem, jak to ze mną jest. Zawsze na opak. Nigdy wtedy, kiedy potrzeba.

Będę próbował. Ale z każdym kolejnym podejściem jest to coraz trudniejsze. Potrzebna mi może jakaś zachęta... od miesięcy nie byłem na randce. Od tego czasu nigdy nie udaje mi się do niej doprowadzić. Zawsze coś w ostatniej chwili jej wyskoczy albo już wtedy - jak już wszystko ustalone - zrywa kontakt. Wierz mi, szlag człowieka trafia, jak przeżyje kilkanaście porażek pod rząd. Zaczyna przypominać mi to wyważanie otwartych drzwi i nigdy nie jestem w stanie odrzucić pytania "Po co? I tak zerwie kontakt".

Portret użytkownika glinx11

Taa... a co konkretnie to

Taa... a co konkretnie to da?

Ludzie... czy możecie uwierzyć mi na słowo, że nie jestem totalnym idiotą?

Tak myślałem, że nie.

Piszę przecież wyraźnie, że nie chodzi mi tu o typowe zlewanie przez laski w klubie zanim dokończę choćby jedno zdanie. Chodzi o to, że umiem wytworzyć zainteresowanie, które nagle i zupełnie bez przyczyny znika! A zarazem nie mam absolutnie żadnych poszlak, by stwierdzić, gdzie konkretnie popełniłem błąd. Jest to sytuacja nietypowa, gdyż jakoś na stronie nie spotykałem się z takową dość często.

Odnoszę wrażenie, że dla Was jestem albo jakimś prowokatorem, albo masochistą, który celowo nie chce poprawić swojej sytuacji, bo lubi się umartwiać. Tak, martyrologia, Katyń, powstanie warszawskie - te klimaty naprawdę do mnie przemawiają. Widać nie udało mi się Was przekonać, że mam serdecznie dosyć tego zasranego żywota, w którym nic dla nikogo nie znaczę i każdy mnie totalnie olewa. I że oddałbym każde pieniądze w zamian za to, bym mógł w miarę normalnie funkcjonować w społeczeństwie.

Dlatego fakt, że nie umiem znaleźć sobie dziewczyny, nie jest spowodowany tym, że jestem taki złośliwy i zwyczajnie chcę Was wkurzać moimi płaczliwymi wpisami. Nie umiem - ponieważ nie jestem w stanie tego zrobić. Po prostu. Jest to dla mnie zbyt trudne. Od roku próbuję to zmienić i wszyscy widzą, z jakim skutkiem.

Robię co mogę. Wiem, że to za mało, ale nie jestem cudotwórcą.

Postarajcie się spojrzeć na to tak z mojej perspektywy. Tyle miesięcy ciągłych poniżeń i porażek, na samym początku Waszej kariery podrywacza. Każdy z nas miał/ma trudne początki. Jeżeli Wy nie miewaliście aż tylu problemów - zastanówcie się, co by było, gdyby jednak takowe nastąpiły. Może zniechęcilibyście się do reszty? Nikt tego nie wie. A jeżeli Wasza droga była tak samo wyboista... to sami wiecie jak się wtedy czuliście.

Nie obrażam się na nikogo, ale nikt nie lubi, gdy traktuje się go jak niedorozwinięte dziecko. Może i jestem idiotą. Nie wiem, nie wydaje mi się.

A może jestem po prostu zwykłym facetem, który zwyczajnie ma pecha do kobiet.

Nad PKD.... coś tam coś tam

Nad PKD.... coś tam coś tam nie będę się rozwodzić bracie, ale może zacznij się po prostu zachowywać jakbyś mógł mieć każdą laskę? Czyli gdy jesteś na parkiecie i laska przychodzi z tobą potańczyć i wydaje Ci się to dziwne, to może wtedy nie powinieneś pokazać że jesteś taki łatwy? Ja przynajmniej tak robię, jak jestem na imprezie i jakaś laseczka do mnie podchodzi i próbuje się ocierać to grzecznie ją odwracam ku jej kompani;) czasem coś mówię czasem po prostu milcze, ale nie daje się bawić jakby ona była kotem a ja szpulką nici. Druga sprawa bracie, ile razy dziewczyna sama zaproponowała danie ci numeru telefonu? Wiesz, czasem mi się wydaje, że jeśli się zostawiło po sobie dobre wrażenie i dziewczyna okazuje oznaki zainteresowania to dzwonić nie trzeba, jeśli zrobiłeś wrażenie i wymieniliście się numerami to ona da Ci znać że chce twojego telefonu:) W mojej opinii budujesz właśnie za słaby czar wokół siebie i stąd te kłopoty. 

A z gertrudą się nie przejmuj to była dziewczyna na raz Wink tak jak Ty;) więc jesteście na 0 Wink aha i byłbym zapomniał, pierwsze hasło które powinieneś mówić kobiecie jeśli szukasz z nią głębszych i poważniejszych relacji to "słuchaj nie szukam związku na stałe" pamiętaj stanów wyzwanie dla kobiet.

Zostało już na twój temat

Zostało już na twój temat powiedziane absolutnie wszystko co w ogóle można powiedzieć o Tobie. Z tego względu nie mam zamiaru się rozpisywać.

Moja skromna diagnoza jest prosta: może warto przestać szukać partnerki na dyskotekach? Czy nie rozumiesz, że na dyskoteki chodzą pewne siebie dziewczyny (zazwyczaj) i dziewczyny te jeśli dodatkowo są ładne mogą mieć po takiej dyskotece kilka numerów od innych kolesi i właśnie dlatego najpierw się umawiają a potem robią rachunek który był najfajniejszy i to na nim się skupiają? Ty nie wydajesz się być najfajniejszy bo takie dziewczyny patrzą głównie na wygląd i ciuchy bo tylko po tym mogą cię ocenić na dyskotece (nie ma zbytnich warunków do rozmowy na poziomie czy o własnych zainteresowaniach w tym hałasie czy dymie a to właśnie wtedy masz pole do rozwinięcia skrzydeł nie oszukujmy się!). Oceniają cię powierzchownie a twoja powierzchowność nie ujmuje ich i dlatego nie dają ci drugiej szansy.

Kolejny czynnik to fakt, że większość jest pewnie pod wpływem alkoholu mają świetny humor, czują się adorowane, szczęśliwe, dają więc numer a na drugi dzień gdy dzwonisz chętnie się umawiają żeby przypadkiem nie "spalić" fajnego kolesia a potem sobie po kolei przypominają wszystkich których poznały na dyskotece i przypominają sobie, że ty to ty i potem się nie stawiają w umówionym miejscu (swoją drogą to chamstwo w najczystszej postaci ale nie szukaj porządnych dziewczyn na dyskotekach bo dalej będziesz tracił forsę na bilety za prawdę powiadam ci.)

Nie mówię, że tak jest na pewno ale chociaż staram się wyjaśnić twój fenomen. Pomyśl o tym.

PS: Zgadzam się również z opinią kolegi Vłodarza. Dbaj o siebie  siebie szanuj najbardziej.

Portret użytkownika mor

Cwicz pewnosc siebie a

Cwicz pewnosc siebie a zobaczysz swiat innymi oczami

Portret użytkownika Prefekt

Ja dostałem kiedyś w twarz

Ja dostałem kiedyś w twarz cytatem od dziewczyny z którą niewiele wcześniej się rozstałem: "you're good at hooking up but you suck at love" plus usłyszałem niedawno opinie mojej dobrej koleżanki o sobie od jeszcze innej koleżanki i było tam coś w stylu "zarywał chyba do każdej znajomej dziewczyny po kolei". Efekty podrywów były różne ale więcej właśnie dziwnie nieudanych jak u Ciebie i zacząłem się nad tym wszystkim poważnie zastanawiać. Ta strona nieodwracalnie mnie zmieniła te 4-5 lat temu kiedy tu trafiłem i wiadomo, rzucenie się w wir podrywu itp. Wszystko fajnie ale właśnie praktycznie wszystkie moje relacje z kobietami były po prostu dziwne, dziewczyny INSTYNKTOWNIE wyczuwały mój syf w bani m.in. z tej strony i chociaż tutaj ładnie, pięknie, mowa ciała z mojej strony, niski głos i tysiąc innych szczególików brakowało TEGO CZEGOŚ co ta strona zabrała mi na dłuuugi czas. Co to dokładnie było? Jakaś taka chyba po prostu naturalność, szczerość wobec siebie i innych, to że udawałem że przedstawiam prawdziwą wartość a było to gówno prawda bo maska podrywu była noszona każdego dnia. No i też to że PRAKTYCZNIE NIE MIAŁEM ZADNYCH WYMAGAN tak jak wlasnie Ty, zobacz ile przewinęło Ci się tych dziewczyń, pojawiło się jakieś zainteresowanie a tu już jesteś gotów z nią być jakby randka wyszła. Wnioski do jakich doszedłem to że absolutnie jest tu kilka zajebistych rzeczy na stronie które bardzo mi pomagają jak chociażby nie dawanie sobą pomiatać w relacji damsko-męskiej ale NIE MOZEMY ZGUBIC cząstki siebie i po prostu BYC CZLOWIEKIEM, taki jakiś pierwiastek normalnosci jacy maja ludzie ktorzy np nigdy sie nie stykneli z całą tą wiedzą a mimo to potrafią byc mega szczesliwi w związkach. Ja zgubiłem tą cząstke siebie i dopiero niedawno powoli ją odzyskuje już tak na prawdę i to tylko dzięki temu ze mam wokół siebie kilka prześwietnych ludzi ktorzy mnie prostują. Miej wymagania, nie rzucaj się na pierwszą lepszą, aż tak boisz sie samotnosci? bylem rok w zwiazku a potem nagle szok, pol roku samemu. Na początku rzucilem sie w wir podrywania, o kurde nie moge byc sam, to okropne. A mijaly kolejne dni a ja bylem moze nie tyle co, coraz szczesliwszy, albo odżyłem, zacząłem poznawać siebie i to kim na prawdę jestem. Moja relacja z obecna dziewczyna która jest na prawdę niesamowita, praktycznie sama mnie odnalazła i czuje ze w koncu jest to na wlasciwych zasadach i "you're good at hooking up but you suck at love" już się nie powtórzy.

Portret użytkownika Guest

po blisko 3 latach

po blisko 3 latach odświeżasz? hehe;)

Portret użytkownika Prefekt

czasem czeba hah

czasem czeba hah