Zależy mi na jednej dziewczynie, wiem ze jej tez na mnie ale ostatni tydzień sie ciagle sprzeczamy, ja juz mam dość, dzis powiedzialem jej co mysle. Chodzi dokladnie o to, ze ona troche zachorowala, ma tam jakies uczulenie, tak to nazwijmy. W poniedzialek bylem w jej miescie wiec mowie, bede wracal, to moze zajrze, mowi, ze nie... bo sie boi ze mnie zarazi, no to ok...potem mi pisala,ze jest lepiej, wiec myslalem, ze do weekendu sie zagoi i sie zobaczymy. dzien pozniej pisze mi, ze jednak sie nie zobaczymy raczej bo lekarz mowil ze nie moze wychodzic, ja jej odp ze rozumiem..., potem znow mi pisze, ze jest lepiej goi sie, wiec napisalem ze ciesze sie, ze chcialbym ja na chwile chociaz zobaczyc bo sie rzadko widzimy, mowie ze kolezanki cie odwiedzaja a mi ciagle mowisz, ze nie bo cos tam...ona mowi , no dobrze to w piatek sie widzimy...dzis na skype gadamy to mowi ze jutro mi da znac czy sie widzimy... ja mowie, no ale kurcze raz mowisz , ze tak a teraz ze nie wiesz??? mowie to zdecyduj sie bo jade kawal drogi do Ciebie i tez moge miec inne plany... a ona z takim tekstem, moglbys powiedziec ze chcesz sie ze mna widziec a nie, zdecyduj sie... i wtedy sie wkurwilem... mowie jej, oczywiscie bez nerwow.. sluchaj, caly tydzien pytam czy moge choc na chwile wpasc, pisze smsy ze zalezy mi by Cie choc na chwile zobaczyc, mowilas ze NIE ,a teraz masz pretensje o to ze nie pytam?? ona: to co, nie mozna spytac 10 razy?? ja sobie mysle o nie...mowie jej w ogole mnie nie sluchasz, moje slowa nie docieraja...no i tak gadalismy, wiec spytalem raz jeszce, widzimy sie jutro?? ona: NIE, wiec sie pozeganelm i powiedzialem dobranoc zyczac slodkich snow... juz mnie to wkurza... mam wrazenie ze chce pieska do wychowania, ja sie nie dam... staranie sie o kobiete to nie latanie kurwa za nią !!! czy zrobilem cos zle?? co myslicie??