Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

"Nobody's perfect. My name is Nobody" - Drwala sprecyzowanie samodoskonalenia.

Witajcie

Ostatnio, z racji takiego a nie innego mojego bloga - jako reakcję dostałem od wielu osób wiadomości z pytaniem, które (oczywiście mocno uszczuplając) można sprowadzić do "jak? i dlaczego?"

Dlatego postanowiłem poruszyc tutaj ten wątek, żeby przedstawić swój pogląd na samodoskonalenie. Oraz zapytać o wasze poglądy na tę sprawę.

Samodoskonalenie.
Myślę, że jest to wielokrotnie nadużywany dziś zwrot, nie ty tlko na tym portalu, nieylko w tematyce uwodzenia, ale w ogóle współcześnie.

Świat (jako całość) trwa we względnym pokoju juz od 75-ciu lat. Zimna wojna tworzyła pewnego rodzaju napięcie (które w kryzysie kubańskim osiągnęło swoje apogeum, później zaś zaczęło - na szczęście - spadać). Stany Zjednoczone niepodzielnie dzierżą berło (a raczej pałkę) "Policjanta świata", komunistyczne chiny kapitalizują, a Unia drży - pieniądze sie topią, benzyna osiąga rekordowe ceny.

Wszystkie te problemy jednak są niczym w obliczu wojen, które kiedyś nieustannie trawiły stary kontynent.

Dlatego w czasie (względnego) pokoju (względnego, bo na bliskim wschodzie wciąż toczy się wojna "nazwana misją pokojową" i bedzie trwać aż do rozwiązania "sytuacji Iranu"), gdy ludzie zaspokajają swoje potrzeby - wymyślają coraz to nowe i kolejne.
Za Maslowem:
1. Fizjologiczne (głód dotyczy krajów trzeciego świata, jednak ja mówię tutaj o krajach rozwiniętych)
2. Bezpieczeństwa (brak wojen)
3. Przynależności (różne religie, związki zawodowe, koła hobbystyczne, społeczności uwodzicieli)

Starają się też realizowac swoją potrzebę akceptacji(4 szczebel) i samorealizacji(najwyższy szczebel). Uważam, że 2 pierwsze są fundamentem umożliwiajacym istnieje 3 ostatnich. Bez zaspokojenia fizjologii i bezpieczeństwa nie ma możliwości na pojawienie się pozostałych.
Toteż wpadają na różne przedziwne pomysły.

Mamy szansę, dzięki rozwijajacym sie technologiom, dzięki globalizacji - spełniać swoje marzenia, potrzeby, fantazje.

Zawsze marzyłes o zjedzeniu awokado z bakłażanem i popiciu chilijskim winem i "zagryzieniu" mięsem z kangura? Idziesz do pierwszego lepszego supermarketu i spełniasz swoje marzenie.
Marzysz o wyprawie do Egiptu? Przez rok szczypiesz się i unikasz niepotrzebnych wydatków - jedziesz na 10dniową podróż obejrzec piramidy.
Chcesz sie śmignąc Ferrari? Są oferty - godzinnej przejażdżki Ferrari - najczęściej jest to w formie prezentów urodzinowych.

Kolejnym z nich, o którym tutaj mówię jest własnie ta samorealizacja. Na której to właśnie się skupię, po tej długawej dygresji.

Samorealizacja
Którą jak najbardziej popieram! Pod warunkiem, że istnieje jasno sprecyzowany, konkretny cel.

To co nie podoba mi się w szeroko rozumianym samodoskonaleniu to - nazwę to zjawiskiem - "autonobilitacji".

Na czym polega ta "autonobilitacja"? Myślę, że w wielu sytuacjach - nieadekwatnie - używa się wielkich słów - samodoskonalenie, samorealizacja.
Wpiszesz to w CV i masz +30% szans na przyjęcie.
Wpiszesz w ofercie pracy - nagle Twoja firma staję się o gwiazdkę zajebistsza.
Wmawiasz sobie, że wszystko co robisz prowadzi do Twojego samodoskonalenia - czujesz się lepszy od szarego motłochu.
Ciągle powtarzana jest fraza - pokonaj samego siebie, pokonaj swoje limity.

Nie lubię nadużyć.

A dwa ostatnie - wymienione - myślę są jednym z najpowszechniejszych nadużyć w społeczności PUA.

Użytkownicy zachęcani są do ciągłej zabawy w samorealizację, bo ciągle mają dążyć do najlepszej wersji siebie (co oczywiście pcha do zakupowania coraz to kolejnych, doskonalszych szkoleń i ebooków, gdzie każda kolejna metoda lepsza od poprzedniej). Każda porażka rzekomo wynika z tego, że wciąż jej nie osiągnęli, że wciąż są zbyt słabi (bez faktycznej trzeźwej oceny rzeczywistych sukcesów i osiągnięć) - słowem - zbyt krytyczne podejście do samego siebie. Ciągłe dążenie do jakiejś utopii, do jakiegoś wyśnionego ideału, który majaczy się daleko, wysoko.

Co prowadzi do błędnego koła. Jak wywnioskowałem ze swojej własnej sytuacji - 3letniej już zabawy w samodoskonalenie.

Nie chcę tu powiedzieć, że nie daje to efektów. Bo oczywiście, że daje. Jednak ZAWSZE, powtarzam ZAWSZE znajdzie się coś co można w sobie poprawić, nad czym trzeba popracować. W zalezności od zmieniającej sie sytuacji, od zmieniającego się otoczenia - będzie coś co chcesz w sobie zmienić. Cos co w danej sytuacji sprawdzi się lepiej, albo będzie wygodniejsze.

I w tym też zasadniczo nie powinno być niczego złego, poza tym, że koncentrujemy się na ciągłym poprawianiu, zamiast na korzystaniu z tego co dotychczas osiągnęliśmy. (znów powtarzam - tak wynika z mojej sytuacji, nie siedzę w waszych głowach - nie wiem jak to u was jest dokładnie. Jednak z treści niektórych blogów, komentarzy i wypowiedzi na forum - wnioskuje, że często działa to podobnie.)

Dlatego uważam, że najistotniejsze to ustanowić sobie jasny, sprecyzowany, konkretny cel. Który jest osiągalny (zamiast utopijnego ideału). Wszystko to po to, by nabyć tę cechę, której pragniemy, która przyda się nam w naszym życiu - dając czy to korzyści materialne, czy to społeczne, a nawet samą radość z jej posiadania (np. fajna muskulatura Tongue).

Napomniałem wcześniej o limitach. O ich przekraczaniu. Cóż - sam wyraz limit - z definicji wskazuje na coś nieprzekraczalnego. Dlatego pokuszę sie o zdefiniowanie na czym faktycznie polega "przekraczanie swoich limitów".

Moim zdaniem lepszym słowem byłoby tutaj - poznanie swoich limitów. Warto często włożyć w coś większy wysiłek (np. ja teraz wkładam wysiłek w bloga, żeby tylko odciągnąć swój umysł od faktycznego obowiązku zakuwania do sesji Wink), nawet gdy wydaje nam się (albo - czasem ktoś nam wmawia), że nie damy rady. I tak jak użyłem tutaj zwrotu warto włożyc wysiłek, tak chcę tez zaznaczyć, że nie sądzę, by koniecznie się na tym koncentrowac i włożyć cały swój wysiłek w konieczne udowadnianie całemu światu, ze się myli a my tego dokonamy. W tej sytuacji te wkładanie wysiłku myślę, że może dać nam sygnał zwrotny. Po prostu informację o nas samych.

Jeśli podejmujemy się czegoś w życiu i to za cholerę nie chce nam wyjść, to sam osobiście uważam, że nie ma sensu skupiać się na tym, byle tylko tego dokonać. Zamiast tego może lepiej rozejrzeć sie i znaleźć coś innego, coś w czym sprawdzimy się doskonale, a sam fakt, ze i lżej przyjdzie, i lepiej nam będzie wychodzić zaowocuje satysfakcją, oraz długoterminowa radością z regularnego tego wkonywania. Podczas gdy radość płynąca z "tzw. pokazania światu" jest chwilowa, owszem wielka, ale chwilowa. A ciągłe szarpanie się z jednym problemem, byle tylko udowadniać coś światu uważam za bezsens i marnowanie swojej osoby.

Podsumowując.
Samodoskonalenie - jak najbardziej! Jednak, żeby przyniosło pożytek.
Oraz z odpowiednią dawką pokory - to, że się samodoskonalimy nie czyni z nas ubermanschenów, a szarzy ludzie nie koniecznie musza być frajerami.

Pozdrawiam

Oraz zapraszam do dyskusji. Ciekawi mnie jak wy postrzegacie samodoskonalenie.

Drwal

PS. Pierwotnie temat miał się ukazać w advanced, jednak przekształciło się - tradycyjnie - w moje wymądrzanie, więc wrzucam to na publiczny.
PS2. Czemu aktywnie znów bloguję? Korzystam z tego, że sesja blisko, wiec jestem w stanie zwiększonej aktywności intelektualnej. Potem po spełnieniu ZZZ (zakuj-zdaj-zapij). gdy moje szare komórki utoną w morzu siarki Carskiego Igristoje - nie ma szans na spłodzenie fajnej przekminy.
PS3. Jako minibonus:
Dużo w tym blogu krytykowałem "metody samodoskonalenia" oraz "ciągłego ulepszania siebie". Dlatego uważam, że skoro niszczę jedno - to uczciwośc nakazuje dać w zamian ekwiwalent.
Dlatego podzielę się swoją metodą trzeźwego oceniania swoich osiagnięć, a właściwie doceniania siebie.

Często mam tak, że gdy osiągam jakiś sukces, to moja radośc nie ma granic - świetny nastrój, czuję się jjakbym góry mógł przenosić. Jednak radość ta niestety nie trwała długo. Zawsze po zrealizowaniu jednego celu, pojawia się na horyzoncie kolejny, do którego trzeba dotrzeć i w miarę docierania, powoli zapominamy o tamtym sukcesie i momo, ze faktycznie o nim pamiętamy, to nie daje on tego pozytywnego kopa, albo w chwilach jakiegoś zwątpienia - cięzko sobie o nim przypomnieć.

Dlatego moja metoda na pamiętanie swoich osiągnięć to po prostu - poświęcenie jednej stronicy w jakimś swoim zeszyciku, notatniku, nawet dokumencie tekstowym w wordzie, jesli ktos jest silnie zinformatyzowany. Z taką jakby tabelką, albo zwykłą rozpiską pod tytułem "Moje ordery", "Moje odznaczenia", "Moje osiągnięcia", "Moje zajebistości".
I w tej rozpisce notować sobie - co udało sie osiągnac, oraz jakieś uwagi, typu jaką z tego korzysć wyniosłem, jaki wniosek wyciągnąłęm, albo jakim kosztem to osiągnąłem. Watro ten dokumencik mieć zawsze pod ręką (u mnie leży pod monitorem kompa) i zajrzeć sobie od czasu do czasu (zwłaszcza w początkowej fazie "chwili zwątpienia"), by przypomnieć sobie o swojej zajebistości. Tongue

Gwarantuję, że jest to dużo lepsze niż te afirmacje, które są sztuką ściemniania oraz wkręcania sobie czegoś, z nadzieją, że "kłamstwo powtórzone 1000 razy staje sie prawdą" - co jest oczywistą bzdurą. W zaproponowanej przeze mnie sytuacji dysponujesz faktami, racjonalnymi, niepodważalnymi faktami. Jak ordery wojskowe.

Pozdrawiam tym razem już finalnie
JacekDrwal

Tradycyjnie (zapoczątkowuje nową tradycję w swoim blogowaniu) na koniec piosenka - motto bloga.
Slow ride, take it easy.
http://www.youtube.com/watch?v=G...

Odpowiedzi

Portret użytkownika joker22

no i tym wpisem pokazałeś

no i tym wpisem pokazałeś swoją wartość Smile pozdrawiam

ps. a pomysł na spisywanie sukcesów zacznę używać, z tego względu, że jak mi idzie gorzej to pomimo, że pamiętam sukcesy to ich nie czuje. Jestem przekonany, że ta metoda przyniesie mi dużo pożytku. Thx mate

Portret użytkownika Italiano

"zbyt krytyczne podejście do

"zbyt krytyczne podejście do samego siebie. Ciągłe dążenie do jakiejś utopii, do jakiegoś wyśnionego ideału, który majaczy się daleko, wysoko." - przyjęło się już, że trzeba stawiać sobie wysoko poprzeczkę a później ze wszystkich sił próbować ją przeskoczyć... ale czemu nie napisano w jaki sposób można ją przeskoczyć? No właśnie tutaj pojawia się coś dziwnego... bo aby osiągnąć wysoki cel trzeba sobie postawić mniejszy i systematyczną pracą dojść do niego a po osiągnięciu kolejny zbliżający nas do SZCZYTU i tak dalej ale nie każdy z tego sobie zdaje sprawę. A przecież choćbym sobie wmawiał całą noc "WYCHODZĘ JUTRO NA DUPY, STAJE SIĘ PUA" to i tak nie osiągnę nic bo będzie trzeba zacząć od pokonania starachu, zwrócenia uwagi dziewczyny, wzbudzenia zainteresowania - czyli innych małych elementów które składają się na całość. Później przychodzi zderzenie z rzeczywistością i już sobie dana osoba uświadamia, że najpierw musi zacząć od podstaw itp. aby osiągnać coś większego.
Ja na wytłumaczenie tego dlaczego nie potrafimy się cieszyć swoimi sukcesami mam jedno... z jednej strony mamy to w naturze bo kazdy chce sobie ułatwiać życie, tworzyć go prostszym i łatwiejszym(co jest jak najbardziej odpowiednie osiągnięcie tego skłania nas do radości) ale z drugiej strony pojawia się INNA OSOBA, która również realizuje swoje cele i jeśli je osiąga my chcemy jej dorównać lub przebić "... bo przecież nie mogę być gorszy". Prosty przykład, sam się kiedyś na to naciągnąłem, gdy zaczynałem - wrzucałem swojego bloga, dostawałem informacje zwrotne, pochwały cieszyłem się tym jak głupi ale nagle ktoś inny wrzucił swojego bloga, w którym miał opisane dużo lepsze akcje i poziom ich "rozegrania" więc mnie skręcało w środku przez co powtarzałem sobie ciągle - osiągnę taki poziom jak on, osiągnę go bo nie jestem gorszy. Jednak nie prowadziło to w dobrym kierunku bo odchodziłem od spójności ze sobą - zamiast dla siebie robiłem pod innych(takie półami też w sobie ma samodoskonalenie, że nie rozwija się dla siebie tylko pod innych).
Swoją drogą... bieganie, czytanie, uprawianie sportu, jeszcze raz bieganie, czytanie i wyjebanie się na rowerze lub snowboardzie jest tak przyjemne, że aż zapominam że robiąc to wszystko rozwijam się - taki to powinno mieć sens prawa? Spójne z człowiekiem a za razem przyjemne.
Uff kończę bo długi komentarz...

Portret użytkownika vagabond

Drwalu, ''Dlatego uważam, że

Drwalu,

''Dlatego uważam, że najistotniejsze to ustanowić sobie jasny, sprecyzowany, konkretny cel. Który jest osiągalny (zamiast utopijnego ideału). Wszystko to po to, by nabyć tę cechę, której pragniemy, która przyda się nam w naszym życiu - dając czy to korzyści materialne, czy to społeczne, a nawet samą radość z jej posiadania (np. fajna muskulatura ).''

konkretny cel (na dzień dzisiejszy utopia):
I zostanę prezydentem Polski
II zostanę najlepszym (jeśli można to wartościować) w Polsce uwodzicielem

I: moją pasją jest polityka, wstąpię do młodzieżówki, nauczę się francuskiego, pójdę na lekcje jazdy konnej.

Jeżeli najwyżej zostanę posłem, będę członkiem klubu jeździeckiego i towarzystwa frankofilów to nie osiągnąłem celu? Gdybym miał taki cel wystarczyłoby mi to. Utopia nie jest zła, pozwala dostrzec wizję, która jest nierealna, ale w przypadku wyznaczenia ścieżki i metody małych kroków prowadzi do samospełnienia.

Podobnie sprawa ma się z uwodzeniem..

''Dlatego moja metoda na pamiętanie swoich osiągnięć to po prostu - poświęcenie jednej stronicy w jakimś swoim zeszyciku, notatniku, nawet dokumencie tekstowym w wordzie, jesli ktos jest silnie zinformatyzowany. Z taką jakby tabelką, albo zwykłą rozpiską pod tytułem "Moje ordery", "Moje odznaczenia", "Moje osiągnięcia", "Moje zajebistości".''

Świetna sprawa! Ja robię takie podsumowanie mininego roku na pierwszej stronie nowego kalendarza. Fajnie sobie przypomnieć co już się udało a wspomnienia same wracają Smile

Pzdr Stary

Portret użytkownika brooner

Problem Jacku nie tkwi w zbyt

Problem Jacku nie tkwi w zbyt mocnym parciu na samodoskonalenie, tylko na braku silnego wewnętrznego autorytetu, który powoduje, że ludzie przyjmują bezrefleksyjnie czyjś cel, czyjeś marzenia i czyjąś ścieżkę jako swoją. Stąd debilne pytania na forum i powodzenie równie debilnych kursów i szkoleń.

Klucz do sukcesu - umieć się cieszyć z tego co się ma teraz i systematycznie, codziennie (nie pod wpływem impulsu) przełamywać swoje bariery precyzując jasno cele. Wyeliminować myślenie pt. "jak zrobię to/kupię to/zdobędę to/będę taki" to stanę się szczęśliwy. Nic prostszego.

Portret użytkownika joker22

Czy uważasz duży miki, że

Czy uważasz duży miki, że jeżeli jesteśmy w strefie ogólnego komfortu to nie będziemy chcieli się zmieniać? Jeżeli chodzi o strefę komfortu danego aspektu w życiu to uważam, że może i tak będzie. Z tego powodu komuś komu się udaje w relacjach z kobietami nie będzie szukać dopóty dopóki się coś nie spieprzy. Ale myślę również, że jakbym był w strefie ogólnego komfortu, w każdym aspekcie życia to szukałbym dalej, i starałbym się wychodzić z tej strefy, żeby się dalej rozwijać. Rozwój jest podstawą egzystencji człowieka. Możemy go przyćmić ale tylko będąc na ścieżce rozwoju będziemy prawdziwie usatysfakcjonowani. Nie ma punktu, w którym poczułbym się spełniony. Wyłącznie będąc na ścieżce mogę poczuć, że to jest to../