Panowie!
Jestem tu z Wami od dawna i zapatrzony w siebie nie spodziewałem się, że będę potrzebował pomocy ze strony forum. Za każdą decyzję trzeba płacić nawet kosztem dumy.
Sytuacja:
Zdecydowałem się na związek na odległość, zapoczątkowany znajomością internetową, mimo braku wiary w zjawisko takich związków. Postanowiłem spróbować mimo odległości (ok. Krakowa ---> Warszawa). Ja na wyjeździe w górach (intensywny wypoczynek - częsty brak kontaktu i wrodzona olewczość i chłód spowodowany "bagażem po DDD)ona ze znajomymi nad morzem (4 wolnych kumpli, dwie przyjaciółki z chłopakami i ciągłe picie,niby z umiarem, czego nie toleruję).
Dogadywaliśmy się w 101%, ja zdecydowany, po wojsku i twardy. Ona również z charakterem (góralka).
Wyjechała, przez moje wyprawy brak kontaktu lub sporadyczny, ona imprezy, teraz olewanie mojej uwagi, że obiecała, że zadzwoni wczoraj i argument, że jak ona się czuła całymi dniami i nie ma ochoty rozmawiać.
Problem:
Panowie, świadom Waszej wiedzy i swych jakichkolwiek błędów w tym mojej decyzji o całkowitym zaufaniu jej (brak zazdrości i wyjebanie) pytam się.
1. Gdzie popełniam błąd w podejściu do niej?
2. Po jej reakcji wyczuwam fiuta, mimo obietnic itd. Czy to możliwe?
3. Jaki krok wykonać w celu ogarnięcia sytuacji? Uprzedzam pytania - tak, zależy mi na tej relacji. Trudno. Decyzja podjęta, lecz gotów jestem na ostateczne posunięcia (m.in. ze względu na moje wątpliwości, których jest kupa).
Dziękuję za komentarze i pozdrawiam.
Wy się w ogóle spotkaliście? Sypialiście ze sobą? Ile czasu się znacie? Ile spotkań? Jak wyglądały? Czy dobrze podejrzewam, że raz nie zadzwoniła i już panikujesz?
Nic nie rozumiem z Twojego posta. Przeczytałeś go chociaż po napisaniu czy masz zero szacunku do ludzi poświęcających swój czas, żeby Ci pomóc?
Na odległość to wojaku powinieneś wiedzieć, że tylko radiostacja dobrze działa (czy tam Chuj wi jakieś walkie takie).
Ja pierdole-bon motami strzelam ostatnio!
Mam wszystko w tyle...więc prawie się nie myle...