Hej! Pisze po poradę. Otóz od 1,5 roku spotykam się ze świetną dziewczyną, przez rok było nam świetnie. Wspólnie spędzaliśmy czas (w międzyczasie 2 miesiące przerwy, wyjechałem) wróciłem i dalej spędzaliśmy świetnie ten czas, codzienny seks po kilka razy dziennie, wspólne wakacje, ferie - spotykaliśmy się prawie dzień w dzień, co wiem, że jest błędem, ale nie było tak źle. Poznaliśmy swoich znajomych, rodzinę. Problem zaczął się później... rutyna, nuda? Przypomniało mi to trochę poprzedni związek. Zniknął szacunek, dziewczyna potrafiła mnie wyzwać od frajerów, debili czy od idiotów z byle powodu - np. takiego, że oblałem ją wodą. Przy takich akcjach stanowczo mówiłem, aby tak nie robiła, odwozilem ją i wracałem do swoich zajęć - co często bylo mi wypominane, że jak jest źle to niby uciekam i ją zostawiam a ona ryczy w domu. No cóż, święty też nie byłem, zdarzyły się później drobne słówka i o de mnie. Ale ostatnie tygodnie to czysta wojna - wyjde z kumplami: masa wyzwisk, chce pobyć trochę sam: krzyczy, że jest sama , wysyła mi zdjęcia jak płacze i szantażuje mnie emocjonalnie. Jak nie chce przyjechać, bywa, że wypisuje durnoty aby mnie tylko ruszyć typu, że jest na imprezie, że jest z moim kumplem, to pilne - zadzowń, olewam to ale ileż można to znosić.
Co muszę dodać, to, że dziewczyna kiedy ją poznałem była dziewicą, ma 18 lat. Nadal sądze, że nie poznalem wcześniej tak fajnej kobiety, ale nie mogę zrozumieć co się w niej tak zmieniło. To jakiś okres buntu? Często wypomina mi, ze nie chce sie bawić, że ona chce imprezowac - co fakt to nie rajcuje mnie cotygodniowa impreza, bo mam troche inny tryb życia, ale od czasu do czasu sie pobawimy, nie zabraniam jej tez wychodzić z koleżankami, wręcz proponuje jej to. A może, jest po prostu małolatą i sama nie wie czego chce?
Po co piszę ten post, otóż chcę się upewnić w swoich przekonaniach - że może warto pocierpieć, ale dać sobie spokój, czy może jednak starać się, jakoś to naprawić, chociaż rozmowa ostatnimi czasu nie ma sensu, cała wina spada na mnie.
Tak, wiem, pisze się niewypał
"dziewczyna potrafila mnie wyzwać od frajerów, debili czy od idiotów z byle powodu - np. takiego, że oblałem ją wodą. Przy takich akcjach stanowczo mówiłem, aby tak nie robiła, odwozilem ją i wracałem do swoich zajęć"
Wow toI tak dobry jestes. Jakby dziewczyna nazwala mnie frajerem I debilem to bym ja na srodku ulicy zostawil, wtedy bylby dopiero placz. Autodyskwalifikacja! No ale do tego trzeba miec jaja, przez to tez po czesci jestes tak traktowany.
W momencie kiedy nie stwierdzono u niej choroby psychicznej mam prawo potraktowac ja jak ona mnie
Polecam poważna rozmowę, a jeśli to nie pomoże, to sugestię udania się do terapeuty. Jeżeli nie będzie chciała zmienić swojego zachowania to niestety związek nie ma przyszłości.
"Może mój świat marzeń być jak głupia historia
Po to mam wyobraźnie by bujać w obłokach"
~ Vixen - Myśl co chcesz
"spotykaliśmy się prawie dzień w dzień, co wiem, że jest błędem, ale nie było tak źle"
wiesz że to jest błąd, ale dalej tłumaczysz się nam? sobie? kogo chcesz przekonać?
moim zdaniem, to że ona tak Cię traktuje to Twoja wina. Oczywiście, samo rzucanie wyzwiskami na każdym kroku to jej, ale od czegoś się to chyba zaczęło? Nie pamiętasz może, jak zrobiła to po raz pierwszy, czy przypadkiem wtedy nie byłeś miękka faja? Jak mi panna robi coś co mnie zaskakuje (a wyzywanie od debili to mnie aż szokuje, że facet może na to pozwolić) to koniec. Może nie koniec związku, ale na pewno dziewczyna nie powie słowa więcej. Wtedy traktuje ją jak powietrze. Nie odzywam się do niej. Czasami wychodzę nie tłumacząc się gdzie idę. Jak dzwoni to nie odbieram. Jak pisze to nie odpisuje.
A co Ty robisz? Odwozisz ją do domu. Tłumaczysz jej. Może jeszcze przepraszasz?
Dałeś wejść sobie na głowę, rzucając takimi słowami panna w ogóle Cie nie szanuje, nie jesteś dla niej już atrakcyjny.
Poza tym, takie wrzuty to już ostra patola - więc sam się zastanów czy chcesz się w tym babrać