Jak wiecie, wczoraj trochę się załamałem (ale dam... dam sobie... z tym... radę...). No nic, jakoś się z tym przespałem, poszedłem dziś na zajęcia. I od momentu, kiedy wysiadłem z pociągu, przez jakąś godzinę czułem się po prostu bosko. Już tłumaczę dlaczego.
Po pierwsze, zagadałem fajną, sympatyczną blondynkę z drugiego roku. Całą drogę gadało nam się bardzo miło i bez zbędnych przerw. Laska trochę się spieszyła, więc kiedy powiedziałem, żeby podała telefon, dała mi numer gg. W sumie wiele to nie zmienia - telefonu i tak mogłaby nie odebrać. Oczywiście napiszę do niej (choć może wcześniej niż po trzech dniach), ale nie spodziewam się, żeby odpowiedziała. I tak nie mam już na to wpływu, a już miałem okazję przekonać się, że nawet, wydawałoby się, dobry raport może być jedynie iluzją. Najwyżej miło się zaskoczę, choć nie za bardzo wiem, jak wyciągnąć ją na randkę i to tak, żeby nie uznała tego za koleżeńskie spotkanko.