Powiem krótko, to była moja pierwsza dziewczyna. I nigdy nie myślełem, że to moze byc takie bagno. Wydawało się, że jest nam razem dobrze, że szanujemy sie wzajemnie. Ona mówiła, że lubi szczerośc i jasne sytuacje. Miało byc w tym związku wszystko czarno na białym. A tu masz babo placek - okazuje się teraz, że zostałem przez nią w konia zrobiony choc nie było ku temu podejrzeń, iż tak sie stac może. Nie było po jej zachowaniu widac, że cos jest nie halo. Rozeszły się nasze drogi o swiętach. Mimo, iz starałem się od niej coś zyskac- jakieś słowo wytłumaczenie czy cokolwiek. Ona nic nie robi, mija mnie na korytarzu jak powietrze. Czasem tylko, kiedy mówie cześc do ludzi na uczelni a ona tez z nimi stoi to mi machnie reką.
Momentami odbieram to jako sygnał zavhety do tego abym podszedł, ale ja nie mam ochoty juz znią gadac. Choc nadal mi się bardzo podoba, powoli odczówam do niej niechęc. Nie wiem, co to wszytko ma znaczyc. Dlaczego tak się to potoczyło.