Jestem "podobno" bardzo przystojny, do tego wysoki, zabawny,
szarmancki, inteligentny, romantyczny i tak dalej. Zawsze szukałem wiedzy na swój sposób, nigdy nie brałem jej od kogoś... No, taki "dzieciaczek rodziców" niewiedzący nic o życiu a myślący, że wie wszystko (owszem ,ale tylko w PIEPRZONEJ TEORI) więc musiałem wymyślać poruszające historie mówiące o tym, jak wszystko rozumiem.
Moje poszukiwania
dziewczyn ograniczałem do kontaktu na gadu-gadu i fotce, gdzie nie
miałem żadnych barier napisać jej "ładnie dziś wyglądałaś" bądź "czym
się interesujesz?".
Wmawiałem im również, że seks jest dla mnie kompletnie nie ważny, że
ważne są uczucia i miłość, romantyczność i chuje-muje-dzikie-węże.
Pełen byłem ich iluzji (jak 90% facetów). Uważałem, że jak będe dla
nich bardzo dobry, miły, uczynny, pomocny i dostępny to jakaś uzna mnie
za kogoś dla niej ważnego, z którym chciała by być. Że podejdzie do
mnie i powie "kocham cię!" albo "umówmy się jesteś super". No i dupa.