Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

Problemem jest przyczyna a nie efekt...

Portret użytkownika Igorsky

Dzień dobry, cześć i czołem !

Kto z Was wie czym jest kindersztuba? Zgodnie ze słownikiem języka polskiego PWN jest to: " staranne wychowanie wyniesione z domu". Ni mniej ni więcej. Nie powiem nic odkrywczego, kiedy stwierdzę, że to co dzieje się w naszym życiu jest w dużej mierze efektem tego jak zostaliśmy, bądź nie zostaliśmy wychowani. Rodzice, opiekunowie nas kształtują, z czego efektami mierzymy się potem przez całe życie. Zasadnicze znaczenie dla nas samych ma to czy sobie to uświadomimy. Kiedy chcemy się rozwijać dalej, najważniejszą rzeczą jaką trzeba zrobić to stawiać sobie odpowiednie pytania. W ogóle jestem zdania że stawianie pytań i podawanie w wątpliwość różnych rzeczy stanowi klucz do naszego rozwoju.

Niesprawiedliwym byłoby powiedzenie, że każdy z nas rusza w życie z równymi szansami, bo zasada tabula raza obowiązuje tylko w bardzo ograniczonym stopniu. Faktem jednak jest, że jedyne co nas ogranicza to nasz potencjał intelektualny, który jako człowiek rozumny jesteśmy wstanie świadomie kształtować i rozwijać. Obserwując ludzi dookoła siebie zauważyłem, że Ci najinteligentniejsi zazwyczaj podaj najwięcej rzeczy w wątpliwość, rozmyślają, wariantują, podchodzą sceptycznie, nie tylko do opinii i osądów ludzi obcych, ale również co chyba nawet ważniejsze do swoich własnych. Dlaczego o tym piszę, kiedy zacząłem od kindersztuby? Przez długi czas żyłem w przekonaniu, że pewne rzeczy wynosi się z domu i że nie jesteśmy wstanie ich zmienić. W tej chwili mogę się zgodzić z tym stwierdzeniem, ale tylko połowicznie. Nie wiem czy istnieje człowiek, który w trakcie „ekstremalnych” sytuacji, będąc u kresu swoich emocji nie zachowa się w sposób, który wyniósł z domu. Najlepszym tego przykładem są dzieci w wieku do 12-14 lat, które się jeszcze kształtują i czyż nie są one najlepszym zwierciadłem tego co się dzieje u nich w domu ? Nie chce tutaj nikogo oceniać, bo wiem doskonale że nikt nie ma wpływu na to w jakich warunkach dorasta. Natomiast w sytuacjach codziennych nasze zachowanie zależy tylko od nas samych i od zasad które wyznajemy.

Rzecz ma się przeciwnie w momencie, kiedy wkraczamy w dorosłe, samodzielne życie. Poniekąd odcinamy pępowinę i wychodzimy z ciepłego kurwidołka w szeroki, nieznany świat. W tym momencie należałoby się nad sobą pochylić i się zastanowić nad swoim ja, nad tym co zostało już zapisane na naszych kartach i kto tych zapisów dokonywał. Jestem przekonany, że większość użytkowników tego forum pragnie się rozwijać w różnego rodzaju formach, natomiast często mam wrażenie, że ta chęć rozwoju nie jest okupiona wyrzeczeniem zmiany jaką rozwój niesie ze sobą. Z jednej strony dobrze by było aby wszystko było po staremu, a z drugiej nosz kurwa trzeba coś w życiu zmienić. Chyba każdy, kto przechodził taką transformację stał przed tym wyzwaniem, natomiast nie znam nikogo kto by żałował takiego wyjście ze strefy komfortu. Jest masa poradników, co zrobić żeby osiągnąć to, to i to. Tylko pytanie czy życie każdego z nas jest na tyle proste, że można je upchnąć w instrukcję obsługi? Nie wydaje mi się. Ja rozumiem, że jak człowiek jest emocjonalnie rozchwiany to ciężko zachować chłodną głowę i w ramach rozpaczy rzucamy się na pierwsze lepsze rozwiązanie, byleby tylko poczuć jakiś grunt pod nogami. Sam tak robiłem, sam tak miałem i chyba każdy to musi przeżyć co najmniej raz na własnej skórze. Wracając jednak do tego co jest w akapitach wyżej, zastanawiam się czemu mało komu chce się podjąć intelektualny wysiłek, aby zadać sobie parę podstawowych pytań, dlaczego tak boimy się tego co obce i nieznane. Nie mówię tutaj o przybyszach zza morza (choć to jest bardzo dobry przykład że boimy się tego co obce i nieznane), ale mówię o wyjściu poza naszą własną strefę komfortu.

Mnie życie już nauczyło, że rzeczy które z pozoru wydawały się oczywiste i proste w efekcie końcowym nie były takie w najmniejszym stopniu, a często było nawet tak że rzeczy najprostsze wymagały najwięcej wysiłku. Czasem obserwując dyskusję pod niektórymi tematami czy blogami odnoszę wrażenie, że miejsce to stało się fermą bezmózgich użytkowników szukających recepty na to jak najłatwiej zaruchać, nawet nie najlepiej bo to by wymagało wysiłku. Broń boże nie mam nic przeciwko poradnikom, które są tutaj publikowane. Mam tylko wrażenie, że większość „juserów” jeszcze do tego nie dorosła nawet. Ten wpis jest tak naprawdę prośbą do wszystkich, aby się trochę bardziej wysilili w swoim rozwoju osobistym, żeby nie łykali wszystkiego co jest podane na błyszczącej tacy, tylko żeby skupili się bardziej na sobie na tym dlaczego jest tak jak jest…. Hmmm co Wy na to?
Dojście do przyczyny „problemu” zazwyczaj jest równocześnie jego rozwiązaniem. Nie chodzi przecież o to, aby toczyć ze sobą wewnętrzną walkę, której końca nie widać, chodzi o to, aby „sekunda” strachu spowodowała, że dalej tego lęku nie będzie. Nie lepiej wymienić uszczelkę pod głowicą nic łatać ją w kółko sylikonem ???

Jeżeli drogi użytkowniku uważasz, że to gdzie jesteś jest winą tego co wyniosłeś z domu, to prawdopodobnie masz rację. Pamiętaj jednak też, że Ty jesteś jedyną osobą, która może coś z tym zrobić. Widziałem różnych ludzi w swoim życiu i mogę Cię zapewnić że często Ci najwspanialsi, najcieplejsi i najbardziej serdeczni wychodzili z domów gdzie było naprawdę nieciekawie i bynajmniej nie mówię tutaj o pieniądzach, bo one są albo ich nie ma i to się potrafi bardzo szybko zmienić w jedną i drugą stronę. Tych ludzi łączyły dwie cechy, mieli mózg którego używali i odwagę do tego aby wyjść poza strefę komfortu. W efekcie końcowym jedyne co mieli do stracenia to „mentalne łańcuchy” w których tkwili.

Idąc tym tropem dalej, również mało odkrywcze będzie to, że nasze zmiany wewnętrzne odbywają się w naprawdę mało spektakularny sposób. Jest to cicho kroczący proces, którego efektem jest to że zadajemy sobie coraz więcej pytań i rzeczy kiedyś z pozoru proste wydają się złożone, a te złożone nieco prostsze. Tak jak fajerwerki są na pokaz tak samo spektakularne przemiany są dla publiki a nie dla nas samych. Jedną z najpiękniejszych rzeczy jaką można w życiu zyskać to jest dystans do samego siebie. Przestajesz wtedy po prostu brać wszystko osobiście, nawet kiedy powinieneś. Tak tak, niektórzy dobrze się domyślają, że jest to stan znany jako magiczne „mieć wyjebane”.

Tym oto miłym akcentem życzę wszystkim miłego poniedziałku i mniej spiny w pracy, bo są rzeczy ważne i ważniejsze Wink

Odpowiedzi

Dobry wpis Panie Igorsky!

Dobry wpis Panie Igorsky! propsuje

Sztos wpis! Co do tego

Sztos wpis!

Co do tego powiedzonka- "miej wyjebane, a będzie ci dane", to 99% ludzi źle to interpretuje. Jednemu z drugim wydaje się, że będzie sobie cały dzień leżał na hamaku, popijając lemoniadę i drapiąc się po jajach, a fajne dziewczyny same się nim zainteresują, no bo przecież "ma wyjebane". Niestety to tak nie działa. W powyższym stwierdzeniu chodzi o to, że trzeba konsekwentnie podążać obraną ścieżką, robić swoje i nie przejmować się opinią innych.

Portret użytkownika noris

Praca nad sobą, zdaję się być

Praca nad sobą, zdaję się być bardzo żmudnym procesem, ale jednym z najlepiej procentujących w życiu i z którego czerpiemy najwięcej satysfakcji.

Igorsky, jak wymiana uszczelki to i głowice należałoby poddać planowaniu Laughing out loud

Portret użytkownika Igorsky

Tak tak

Tak tak