Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

[PORADNIK] Jak nie płakać podczas masturbacji

Portret użytkownika Yami

Kilka dni temu jeden z użytkowników, z którymi wymieniam PW, zupełnie przypadkowo nakierował mnie na pewną myśl. Jak się okazało, myśl ta krystalizowała się w mojej głowie od dłuższego czasu, ale była gdzieś z tyłu mojej czaszki i nie mogłem do niej sięgnąć. Istniała na granicy świadomości i abstrakcji, za linią postrzegania. Mijałem się z nią jak dwóch znudzonych kierowców na autostradzie, nigdy jednak nie mogąc się spotkać na tym samym torze rozumowania. Aż nagle – BAH. Uderzyło mnie niespodziewanie i z nieproporcjonalną siłą, jakby ktoś trafił mnie moździerzem polowym podczas bitwy na śnieżki.

I wszystkie klocki wskoczyły na swoje miejsce. Myśl spłynęła jasno jak papier toaletowy w zatkanym kiblu, który nagle się odetkał, kiedy tylko wrogo na niego spojrzałeś. Od dłuższego czasu w dziwny, nieopisany sposób siedziało mi to na wątrobie, chociaż nie wiedziałem, co to. A teraz jestem chyba w stanie wyłożyć to w formie strawnej dla cywilizowanych, białych ludzi.

Męska duma, panowie. Mało się o tym ostatnio mówi, a ja chętnie poruszę ten temat. Mówiąc ściślej – urażona męska duma. Męski ból dupy i męski płacz. Pieprzona męska świętość, którą faceci bronią jak złotej figurki Chrystusa. Gotowi zabić papieża łyżeczką do herbaty, gotowi przekopać pustynię zabawkową łopatką bez uchwytu, byle tylko zła kobieta nie zostawiła najmniejszej ryski na ich małych, wewnętrznych jajeczkach. Bo jak, nie daj Boże, zła pani uderzy, to najwięksi alfa zamieniają się w małych, płaczliwych beta. Tak, jakby pozbawiła ich najcenniejszego klejnotu męskości. A do tej sytuacji dopuścić nie można – lepiej zmienić rzeczywistość.

O co właściwie chodzi? Już tłumaczę.

Wystarczy popytać kobiet, jak to wygląda z ich perspektywy. Ja lubię gadać z kobietami o porażkach innych facetów. To jak świetna lekcja na szczątkach poległych: wystarczy robić odwrotnie niż wszyscy, którzy dali ciała. I większość moich koleżanek, kochanek i kobiet twierdziła jednoznacznie: danie kosza facetowi to zawsze przejebana sprawa. Szczególnie takiemu, który już coś czasu w tę relację zainwestował. Bo czy go olejesz i postarasz się zdusić ciszą, czy będziesz ostra jak żyleta, czy znowu będziesz milutka, niemal w dupę wchodząca – to nie ma żadnego znaczenia w starciu z krwawiącą dumą samca. Bo w końcu jesteś waginą z nogami i nie powinnaś mieć prawa do żadnej decyzji. To taki dylemat bez dobrej odpowiedzi.

Pani odrzuciła Cię za wygląd?
Przestała Ci odpisywać?
Nagle zaczęła rezygnować ze spotkań?
Nie jest zainteresowana twoimi zalotami?
Stwierdziła, że chemii jednak nie ma?

Nie martw się, jeśli jesteś słabym samcem i Cię to boli. W tym momencie, niczym niepokojące burczenie w brzuchu, nagle odzywa się urażone męskie ego. Nalepia plakietki głupiej cipy, tępej szmaty, pustej kretynki.

„A to szmata. Kto jej w ogóle dał prawo wyboru? Kto jej dał prawo mnie ostrzelić? RZĄDAM JEJ USPRAWIEDLIWIENIA!!!”

Faceci się odpalają. Mają ochotę zaraz kobietę „wyjaśnić”. Odwrócić sytuację, że to tak naprawdę ON przestał być zainteresowany! I to jej wina, że to psuje! Znasz to? Kiedy facet wali jakimś dziwnym tekstem, byle on miał ostatnie słowo. Byle jego było na wierzchu. Albo lepiej: dowalić jej! Na przykład, że wcale nie jest taka ładna! Że co ona sobie w ogóle wyobraża!? Że kto jej dał prawo, aby go tak traktować jak zwierzę?

„Za kogo ty się uważasz, że do mnie nie odpisujesz?”.
„Tak naprawdę mam kilka innych i nie muszę z Tobą gadać!”
„Aha, bo Ci się z wyglądu nie podobam? Boże, jakie to puste...”

Kiedy byłem nastolatkiem, kręciłem się z moją osiedlową paczką. Wiadomo, jak to jest z ludźmi, którzy dobrali się, bo żyli w jednym miejscu, a nie połączyła ich pasja albo podobne charaktery: była to dziwna jajecznica różnych osobowości. Mieszanka wielu jaj o różnych kolorach i smakach. Mieliśmy swojego playboya, za którym biegały dziewczyny. Mieliśmy też rasowego, dwumetrowego alfę, który dyrygował wszystkimi jak kierownik na budowie, samemu opierając się o łopatę i zasadniczo opierdalając jak wszyscy święci. Było też patol. Patol pasował do nas jak członek KKK do murzyńskiego Harlemu. Agresywny koleś z patologicznej rodziny, typowy blokers z miejskiej wsi, tępy jakby za dzieciaka rodzice używali jego głowy do wbijania gwoździ. Wtedy pełnił raczej rolę pociesznego kolesia o wybuchowym temperamencie. Dzisiaj nazwałbym go po prostu błaznem.

Koleś próbował swoich sił z kobietami, ale szło mu jak jazda dupą po papierze ściernym. Miał do tego talent jak baba bez rąk do pracy w kopalni. Miał entuzjazm, ale beznadziejne podejście i brak umiejętności gadki. Był bardzo przystojny, szczupły i uwielbiał świecić sześciopakiem. Na tym zalety się kończyły. Witał się, zadał dwa pytania i był wielce zaskoczony, że ona nie odwzajemnia zainteresowania. Laski przed nim uciekały.

A on? A on oczywiście urażony książę. Szmatami nazywał. Dziwkami. Bluzgał je prosto w twarz i plotki na nie rozsiewał. Wiecznie gadał, że laski takie i owakie, że tylko je pedały w rurkach interesują. Zero zdrowej refleksji. Tylko przylepianie plakietek, wrzucanie do jednego worka i racjonalizowanie sobie swoich porażek. Tłumaczenie, że to wina „tych szmat”.

I wielu z was cierpi na ten sam problem. Nagle robi się wielka ochota wylać na kobietę wiadro jadu. Albo wylać gdziekolwiek. Chociażby w Internecie! Bo wszystkie kobiety są takie same i to ich wina. A ciężar odrzucenia jest tak wielki, że dupę ogień rozrywa. Chociaż to tylko obca lub mniej obca kobieta, męskie ego „zdobywcy” nie potrafi tego przetrawić. Umysł szuka drogi ucieczki. Odpala słodkie mechanizmy obronne, które mają Cię ochronić przed bólem związanym z faktem, że po prostu się nie udało. Zrzucić winę na kogoś innego. Albo coś. Cokolwiek. Chociażby ruchy gwiazd, zbrodnie nazistowskie i zakon Illuminatów. A najlepiej na kobietę. Bo to zawsze wina kobiet.

Problemem nawet nie jest to, że trzeba zrzucić emocjonalny balast. Według pewnych filozofii nieprzepracowany stres zamienia się w choroby i dolegliwości. Problemem jest to, że facet nie potrafi pogodzić się z porażką. Podać sobie ręki ze swoim ego i przyjąć porażkę na klatę. Przyznać, że się nie udało, ale to w zasadzie nie ma znaczenia – bo na tym świecie człowiek ma nieskończoną ilość szans. Zamiast tego się chowa. Ukrywa przed wzięciem tej odpowiedzialności i zaakceptowaniem jako część rzeczywistości i życia. Jako część GRY i obcowania z kobietami. Jako część zabawy i doświadczenia. Tyle że niezależnie jak dobrze byś się schował ta myśl, że zawiodłeś, żyje w tobie i drapie w twoją podświadomość jak wkurwiony jamnik. Drażni w nieopisany sposób. Im bardziej uciekasz, tym szybciej ona goni – zawsze szarpiąc twoją nogawkę.

Tak jak świeży inwestorzy na giełdzie kryptowalut płaczą, że „To wszystko wina BitCoina, bo spadł”. I frustrują się, rwą włosy z głowy, zamiast przyznać przez samym sobą, że umoczyli kasę na własne życzenie, inwestując, kiedy kurs był wywindowany do góry.

Tak jak gracze gier online zawsze płaczą na swój team – bo dobrało im do gry samych idiotów, a oni przecież grali tak wybitnie. I to wszystko wina medyka, bo beznadziejnie leczył.

Tak jak początkujący grafomani, których widziałem setki, narzekający, że to ludzie nie rozumieją ich geniuszu i dlatego wydawnictwo nie przyjęło ich książki.

Ci wszyscy ludzie nie potrafią podać ręki z samym sobą. Żyją w wiecznym polowaniu na czarownice, szukając winnych. Są tak skupieni na odrzucaniu od siebie winy, że nawet nie widzą, że tak po prostu czasami się dzieje. Że czasami jest wiatr w oczy. Czasami nie zostaniemy wybrani albo jesteśmy na mało korzystnej pozycji.

Tak się po prostu dzieje. I należy próbować dalej.

Nie mówię, że tylko faceci mają problem, a kobieta, jak się ją odrzuci, to jest święta i grzeczna. Odrzucona kobieta potrafi robić kłótnię tysiąca i jednej nocy. Laski potrafią gnębić facetów przez długi, długi czas. Rozsiewać plotki i rozszerzać wpływy, byle rozpierdolić komuś życie. Mojemu byłemu kierownikowi taka jedna kobieta zniszczyła prawie karierę.

Była to kobieta z naszej firmy i tak się zabawnie składało, że umawiałem się z nią przed nim. Nawet miałem ją przez pewien czas wokół palca owiniętą, że mi stawiała browary w lokalu, jakieś gastro po imprezie, sama nalegała na spotkania itd. Wydawała się bardzo organiętą, dorosłą kobietą. Ale coś w pewnym momencie zaczynało mi zgrzytać pomiędzy miechami tej relacji. Zauważyłem, że miała problemy z zaakceptowaniem, jeśli ktoś ma inne zdanie. Albo zachowuje się inaczej, niż ona chce. I często rozchodziło się o dokumentalne pierdoły: np. ona kochała szpilki, a ja neutralnie odpowiedziałem, że nie przepadam. Wtedy w ruch szły bluzgi, szydera. Laska kochała komuś ostro dojebać słownie pod byle pretekstem. Zaczynała ładować mi się na głowę i próbować odreagować na mnie własne problemy w życiu. Szybko wylądowała z mojej szufladce „nieobliczalnych” i przestałem się z nią spotykać. Co prawda potrafiłem odzyskać nad nią kontrolę i mogłem to domknąć na luzie, ale nie chciałem. Wiedziałem, że na późniejszym etapie znajomości mógłby być ogromny problem z wypisaniem się z tej relacji i pozbyciem jej z mojego życia. A w razie ewentualnej kłótni sprawiała wrażenie takiej, która zniszczy mi życie.

Mój kierownik w pewnym momencie doszedł do podobnych wniosków. Tyle że doszedł do nich za późno, bo było już po seksie. Podszedł do wszystkiego jak dżentelmen, spotkał z nią, podjął poważną rozmowę, że nie będą się dalej spotykać. Dziewczyna najpierw zaczęła krzyczeć, a pod koniec spotkania miała jeszcze nadzieję, że zaciągnie go do domu na ostatni seks. I chyba nadzieję, że po tym seksie może jednak… On odmówił. A później zaczęła rozpieprzać mu życie. Siać plotki, psuć jego kontakty w firmie. Zaczęła wymyślać bajki na mnie i resztę zespołu i dawać tym bajką żyć w przestrzeni firmy. To było pojebane.

Ale urażone kobiety to inny temat na inną część Internetu.

Przejdę do sedna: portal od jakiegoś czasu pełen jest urażonej, męskiej dumy. Takiej nieprzetrawionej, która w swej frustracji szuka miejsca, aby ostygnąć i wylać się żalami smutnego podrywacza. Biednych chłopców, którzy dostali w swoje jajeczka i teraz napierdalają Freudowskimi mechanizmami obronnymi na prawo i lewo. Wyparcie swoich błędów. Racjonalizacja porażek. Zaprzeczenie, jakoby on sam zrobił cokolwiek źle.

I crème de la crème podrywaja: dewaluacja! Zacieranie wszystkich pozytywnych aspektów w kobietach i podrywie. I święta wojna, że wygląd i kasa to podstawa jak koła w rowerze. A uwodzenie robi się coraz bardziej nieuczciwe. I to wszystko wina oczywiście kobiet.

Strach ma wielkie oczy. My najwyraźniej boimy się Boogeymana. Gdy jeden mówi, że potwór siedzi pod łóżkiem, to drugi przytakuje, że sam go widział. A jeszcze trzeci opowie bajeczną historię, że zjadł mu pieska. Nieliczne głosy rozsądku szybko nikną wśród coraz większej legendy wymyślonego potwora. A jego tak naprawdę nie ma – sami hodujemy własne demony.

„Męski wybór to surrealizm, tylko Daniele mają wybór”
„Bez wyglądu nie będziesz miał najpiękniejszych kobiet”
„Na pierwszej randce musisz zapłacić za kobietę, bo wyjdziesz na skąpego”
„Podstawy są nieaktualne”
„Jeśli nie masz 180 cm., to się w podrywie nie liczysz”
„Rutyny nie działają”
„Wszystkie książki o podrywie kłamią!”
„Kobieta Cię zdradzi, jak tylko na horyzoncie pojawi się Daniel!”
„Daniele to się w ogóle nie muszą starać!”
„Będąc dzieciakiem, nie da się poderwać starszych kobiet na poziomie!”

Czytam to i – pardon my French - ja pierdolę, załamuję ręce. Cofamy się w rozwoju. Za pół roku na portalu będzie pisało się o tym, jak nie płakać podczas masturbacji. I to też tylko do średnich lasek, bo na ładne nie zasługujesz. Chyba że masz glejt burmistrza potwierdzający twoją przynależność do Danielów. Mamy szczęście, że frustracja nie jest wymierna i nie może napędzać samochodów, bo mielibyśmy takie zasoby, że groziłaby nam misja pokojowa od dobrych wujków z krainy hamburgerów i deszczów rakietowych.

Tak jak kilka lat temu na portalu w najlepsze kręcił się niemal ruch hippisowski, że można mieć każdą i wszystko jest w twojej głowie, tak teraz z krainy dzieci-kwiatów wylądowaliśmy w ciemnej piwnicy. Wałkuje się Tinderyzmy, Danielizmy i ABC ponoszenia porażki, a wszystko jest tak naprawdę podszyte urażonymi chłopcami i ciemnym, zimnym morzem frustracji. Nie mówię, że oglądanie świata przez hippisowskie, różowe okulary i wiara, że można mieć każdą kobietę, była złotym środkiem na całe zło, ale zastanówmy się – co jest lepsze? Lepsze dla nas jako społeczności? Lepsze dla Ciebie?

Już jakiś czas temu zauważyłem, że większość chłopaków tutaj nie chce być podrywaczami. Mogą mówić inaczej, ale tak naprawdę nie interesuje ich życie bawidamka. Są rodzajem związkowców. Chcą mieć fajną kobietę, która będzie ich kochać. Chcą mieć zajebisty związek, zgodę w relacji i chcą uczynić siebie i kobietę najszczęśliwszymi osobami po tej stronie Saturna. Chcą taką kobietę zdobyć i będą szczęśliwi. Po co takiej osobie mówić, że czegoś nie można? Po co mówić, że do najlepszych kobiet to on podjazdu nie ma, bo za dolarów w portfelu i za mało centymetrów w kiełbasie?

A może właśnie ta jedna, najlepsza sztuka będzie nim zainteresowana i jakoś to pójdzie? Może po prostu będzie miał dobry dzień albo Amor ustrzeli ją anielskim łukiem?

Jak choroba wirusowa rozsiewa się chujowy mindset. Jeden drugiemu wsadza do głowy własną perspektywę spaczonej rzeczywistości. Jak kółko anonimowych trzepaczy dzieli się tutaj porażkami i zażaleniami na kobiety. Coraz częściej widzę, że sensowne rozwiązania problemów, obchodzenie problemów na przykład wzrostu albo wieku są torpedowane przez społeczność. Pojawia się las argumentów, dlaczego takie i takie podejście wobec kobiet nie zadziała. Albo „może by zadziałało, jakbyś był Danielkiem”. Rozmawianie na czacie o swoich sukcesach niknie w gąszczu marudzenia, a zostały nawet określone „chwaleniem się”. Zupełnie jakby sukcesy w uwodzeniu stały się niemodne.

Wszystko to po prostu głos bólu i urażonego ego. Odrzucanie winy od siebie poprzez stworzenie wygodnej dla twojego ego rzeczywistości.

Tak naprawdę gra nie wygląda i nigdy nie wyglądała w sposób opisywany przez tych wszystkich sfrustrowanych ludzi. Ja przy mega niskim wzroście – mniej niż 175 cm. - miałem w krytycznym momencie trzycyfrową liczbę na wadze. Tak się zakręciłem w karierze, że nawet nie zauważyłem, jak zaczynam się zmieniać w skrzyżowanie hobbita i cysterny z majonezem. Dodatkowo mam bardzo młodą twarz i odmładza mnie to o co najmniej cztery lata. Mój zarost wygląda jak – cytując mojego kolegę – zapałki powtykane w gówno. Kasy na kobiety nie wydaję, bo takie mam zasady. Wolę dojrzałe kobiety, więc mój target to 27-32, a znajomi nazywają mnie raczej wybrednym w stosunku do wszystkiego. Szczególnie ludzi.

W takim scenariuszu powinienem być chyba skazany na podwójny, czarny pas w samogwałcie. Tymczasem nie doświadczyłem nawet 1% tych wszystkich nieprzyjemności, nad którymi zmóżdżają się filozofowie podrywaja. Laski są przeważnie bardzo miłe i rzadko dostaje się brutalne odrzucenia. Żadnych awantur, kiedy mają zapłacić za siebie w barze. Ciepłe reakcje na moje dowcipy, bardzo chętne na wyjście na piwo. Często mój wygląd jest im absolutnie obojętny. Uwielbiają ze mną przebywać i nawet jeśli nie chcą ze mną sypiać, chętnie poznają mnie ze swoimi koleżankami. Bo jestem w gruncie rzeczy fajnym gościem i mam COŚ do zaoferowania. Bo wiedzą, że spotkanie ze mną, to pewna inwestycja dobrze spędzonego czasu. Często miałem tyle panien, które do mnie pisały, że nie miałem kiedy tego przerobić. Marnowałem całe dni na odpisywaniu, a i tak jakaś miała pretensje, że ją olałem.

Słuchałem o tym, jak umawiały się z ciachami, przy które nie czuły absolutnie nic – w odróżnieniu ode mnie, przy którym jest to nieuchwytne „coś”. Obchodziłem wszystkie bariery – wieku, wzrostu i wyglądu. Całowałem kobiety, których nie znałem imienia. Zdarzyło mi się poderwać kobiety, których na drugi dzień nawet nie pamiętałem. W różnych krajach i o różnych porach. W necie, w realu, przez kręgi socjalne. I nigdy nie wybiłem sobie na tym zębów.

A najlepsze jest to, że takich gości spotyka się na każdym kroku. Na domówkach, w klubach. Na ulicach z koleżankami. W pubach i restauracjach podczas randek. Po prostu są. Może śnią snem lunatyka. Może są jak koliberki – latają na malutkich skrzydełkach, nie wiedząc, że według wszystkich ziemskich praw nie powinni tego robić. Więc po prostu to robią. Jakoś wbrew wszystkiemu.

A może po prostu wszyscy pozostali są ślepi. Może zamknęła im oczy krwawiąca duma.

Droga społeczności, nawołuję do zdrowej refleksji. Do przemyślenia całej sytuacji i powrocie do korzeni. Próbie obchodzenia problemów i budowania ideologii podrywu na 1% sukcesów, a nie 99% porażek. Pogodzenia się z klęską, bo klęskami jest wybrukowane życie.

W dawnych czasach zwykliśmy wyszukiwać luk w murze, a nie narzekać na mur. I, panowie, im mniej niezdrowej dumy, tym lżej na sercu.

Odpowiedzi

Portret użytkownika NewOne

Miło przeczytać w końcu coś

Miło przeczytać w końcu coś dobrego. Gratuluje dobrego tekstu, porównań i lekkiego "pióra". Oby wiecej takich wpisów.

Portret użytkownika huka

Brawo! W końcu jakiś

Brawo! W końcu jakiś optymistyczny wpis, zachęcający do działania. Kobiety każdemu dają szansę, jak pisze Stary Cap, choćby dlatego, aby sprawdzić czy dobrze zrobiły, odrzucając nas przy pierwszymy podrywie. Są w gruncie rzeczy poczciwe i pragną być kochane, przytulane i pożądane.

Mądry wpis:) Często

Mądry wpis:) Często ograniczenia siedzą w głowach samych mężczyzn. "Za mało zarabiam/nie mam super pracy/mam gorsze wykształcenie/wynajmuję mieszkanie/jestem za chudy/ jestem za mało doświadczony i ona na pewno mnie nie zechce albo się tylko mną zabawi". Ja nie wiem, skąd się bierze taki pesymizm. Naprawdę w takie kompleksy obrastają fajni faceci, którym niczego nie brakuje. A otyli panowie po czterdziestce nie wstydzą się podchodzić do młodych kobiet z chamskimi, wulgarnymi tekstami. To jest jakiś paradoks. Im większy burak pod względem zachowania, tym większa pewność siebie. A im fajniejszy facet, tym większy wór kompleksów ze sobą dźwiga.

Portret użytkownika huka

Pewność siebie wynika z braku

Pewność siebie wynika z braku zastanowienia się, burak nie będzie się zastanawiał, czy jak wyskoczy z chamskim tekstem, to dziewczynie zrobi się głupio, a sam wyjdzie na prostaka, bo mu to wisi, a fajny facet zbyt dużo myśli, kombinuje: co ona sobie pomyśli, czy nie wyjde na dupka lub desperata. On myśli, a okazja ucieka.

Też się skłaniam ku temu

Też się skłaniam ku temu wyjaśnieniu. Burakom często brakuje chyba autorefleksji, oni po prostu robią swoje, nie zastanawiając się nad konsekwencjami. A ci fajniejsi faceci są inteligentni, myślą, jak powiedzieć to, co chcą, aby dobrze wypaść i w rezultacie okazja im ucieka.

Na koniec wypada ładnie

Na koniec wypada ładnie podziękować za wspólne chwile,to sprawia że nie robimy syfu.

Słusznie zauważyłeś że czasy się zmieniają i z podrywacze wymierają
Żal

Portret użytkownika Abelart

Powoli zaczynałem mieć

Powoli zaczynałem mieć pretensje do kobiet. Ten wpis fal mi podgląd na to z innej perspektywy dzięki. Zgłaszam na główną.

I takie blogi powinny być na

I takie blogi powinny być na głównej żeby sobie ludzie wbili do banii.

Niektórym chyba po prostu ciężko jest uwierzyć. To się nazywa mechanizm wyparcia. Zawsze łatwiej powiedzieć że to wina tej sz**** bo leci na kasę i na wygląd zamiast przyznać się i powiedzieć sobie "Zjebałem, następnym razem będzie lepiej, nie ta to inna". Takie podejście zauważyłem występuje u facetów którzy zamiast uporządkować swoje życie i wartości, zrobić porządek w bani biorą się za kobiety i swój system wartości, poczucie własnej wartości i pewność siebie opierają na kobietach a dokładniej relacjach z nimi. Chcą przed kumplami uchodzić za kozaków i wyrwać jakąś ładną aby szpanować, traktują kobiety jako wyznacznik swojej wartości. Dlatego jak uda im się wyrwać jakąś fajną czują się jak Bogowie a jak dostaną zlewkę to tak jakby ktoś całą moc im odebrał.

Dotyczy to się tez facetów co mają myślenie: "Ja nie mam konkurencji, jestem najlepszą opcją" a potem dziwią się jak laska wybiera niższego/grubszego/biedniejszego zamiast niego bo myślał, że jest alfą i omegą. Arogancja, pycha i cwaniactwo zamiast prawdziwej pewności siebie zawsze rodzi ból i rozczarowanie...

Portret użytkownika Guest

a na którym chromosomie jest

a na którym chromosomie jest ten gen "ekstrawertyzmu", nasz Grzegorzu?

Masz sporo racji, bo jednak

Masz sporo racji, bo jednak ekstrawertyk jest bardziej rozmowny, a przez to od razu atrakcyjniejszy w oczach kobiety. Nie boi się zaszaleć, wyjść z inicjatywą. To także osoby bardziej pewne siebie.

Narzekanie i użalanie się też

Narzekanie i użalanie się też jest genetyczne czy ma się na to wpływ?

Gościu sorry ale co ty

Gościu sorry ale co ty pieprzysz?! Jak sobie wmawiasz że jesteś taki i sraki to się nie dziwię że tak jest. Słyszałem, nawet widziałem kilka filmików o tym podziale ekstra introwertyk bla bla bla, tak naprawdę możesz być taki jak ci się żywnie podoba, tylko system w którym przyszło nam żyć robi nam wodę z mózgu. Wystarczy wyjść na ulicę to zobaczysz chłoptasi ubranych w rureczki nawet nie dlatego że im się podobają tylko są modne, bojących się kurwa wszystkiego, wstydzących zapytać obcej kobiety o jebaną godzinę.
Wszystko to kwestia praktyki obracania wśród pozytywnych ludzi ciągnących cię do góry i wbicia sobie do swojej durnej głowy że żyjesz tak jak chcesz i masz gdzieś co sobie pomyślą inni jak zrobię to czy tamto, mówiąc prościej trzeba się nauczyć mieć wyjebane na pewne rzeczy.

Portret użytkownika Creedence

Yami, teraz czekamy na drugą

Yami, teraz czekamy na drugą część wpisu pt. jak miec to "coś"

Portret użytkownika Admin

Niesamowite jest, ze takie

Niesamowite jest, ze takie wpisy musza powstawac co jakis czas, aby przypomniec niektorym, ze ten portal nazywa sie Podrywaj.org a nie narzekam-na-kobiety pe el

Portret użytkownika Dominikkow

.

.

Słuchajcie, to, że jesteście

Słuchajcie, to, że jesteście na tym portalu, doszkalacie się i coś robicie to jest szacun, bo większości facetów się po prostu nie chce (bo przecież jest tinder). AKA jesteś wartościowi już teraz.

Jak patrzę, że jakiś gość ma sukcesy, bo miał 100 kobiet, po czym wylewa ból dupy, że te kobiety były za brzydkie, za głupie, a w innym mieście jest za trudno — przecież to bez sensu! Miał 100 kobiet, mógł sobie zrobić pozytywną ramę, która da mu entuzjazm, dumę, pasję i tym bardziej nakręciłaby go na podryw, z czego miałby jeszcze więcej sukcesów. Tymczasem, on robi sobie ramę negatywną. Po co? W jaki sposób przyczynia się to do osiągania jego celów?

Jeżeli ustawiacie oczekiwania wysoko i potem jest trudno, to przecież to jest tak jak z grą komputerową na levelu super hard - sam sobie ten poziom tak ustawiłeś. Zrobiłeś to dlatego, że chciałeś, żeby nie było nudno, żeby było wyzwanie. Nie zapominaj o tym. Zawsze ten poziom można lekko zniżyć.

Może gra stała się dla takiej osoby główną pożywką dla ego? Może powinien znaleźć inne powody do podrywu, np. takie, że to zabawa, rozwija, pasja, podrywasz bo lubisz (skupienie na procesie), a nie bo szuka dziewczyny o XYZ cechach (skupienie na rezultatach). Cele otwarte, w postaci widełek, a nie precyzyjne, że jak nie osiągniesz to się sfrustrujesz.

"Całowałem kobiety, których

"Całowałem kobiety, których nie znałem imienia" w klubie takie rzeczy to normalka Smile