Nie wiem jak wygląda wasz model uwodzenia w klubach, ale jeśli chodzi o mnie, większość akcji zaczyna się od tańca. Szczerze kocham muzykę i taniec na który niestety rzadko mogę sobie pozwolić z racji tego, że sam jestem DJ'em, a większość imprez w moim życiu spędziłem za konsolą. Gdy trafi mi się więc wolny wieczór, od razu wskakuję na parkiet, by się wyszaleć, nie rzadko jako jeden z pierwszych gości. Grzeje mnie to, że parkiet jest pusty, a większość oczu skupia się na mojej osobie. To w końcu mój czas, moja chwila - ja i muzyka. Swoją drogą musi to nieco komicznie wyglądać. Facet, który tańczy z przymrożonymi oczyma, uśmiechający się sam do siebie, jak gdyby właśnie przeżywał orgazm... Nie mniej jednak wyczucie rytmu i nie zwracanie uwagi na innych, szybko czyni ze mnie osobę, która wyróżnia się z pośród tłumu ledwie ruszających się kołków i przyciąga wiele pięknych pań. Często bywa tak, że gdy będąc w swoim muzycznym raju rozejrzę się wokół siebie, widzę masę kobiet które niemal na mnie ,,nie wejdą", a żebym je zauważył. Inne z kolei potrafią subtelne przejechać ręką po moich plecach, pójść o krok dalej i złapać mnie za tyłek, lub po prostu otworzyć. - Tak, jestem wtedy ,,zbieraczem zainteresowania" jak to ujął w swoim ostatnim blogu TYAB... Póki sam jeszcze odpowiednio się nie wybawię, nie w głowie mi jednak kobiety, które z pewnością biorą mnie wtedy za mężczyznę zbyt niedostępnego, lub prędzej za geja...
Suma sumarum, po około 2 godzinach, gdy klub się zapełni, moje sokole oko wyhacza kobiety, które są w moim typie - czas na działanie!
Jedne poznaje tańcząc, inne przy barze, w palarni czy w korytarzu. Przed jeszcze innymi włączają się excusy.
Nie mniej jednak najbardziej zadziwia mnie fakt, że ostatnio trafiam na same zajęte kobiety. Wielu z nich nie robi to różnicy, jednak mi tak, ale to chyba już temat na oddzielnego bloga.
Buźka!