Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

Mały-wielki Ojciec. Czyli bycie wychowankiem trudnego papy

Portret użytkownika Mendoza

Temat się kilka razy już powtórzył na forum, jest problem, chłopaki się gubią, a że sam z tego labiruntu wychodziłem, to rzucę parę kierunkowskazów i wskazówek jak sobie z tym poradzić.

Mój stary jest męczący, marudny, złośliwy, o poczuciu wartości własnej bliskiej zeru. Którą sobie reperował gnębiąc swoich bliskich, bo to w sumie jedyne osoby które niejako były na niego skazane i od niego nie odeszły. Nie ma bliskich znajomych i przyjaciół, a z lwią częścią rodziny jest pokłócony i strzelił na nią babsztylowego focha. Jest wiecznie niezadowolony i wiecznie wymagający chuj wie czego. Najchętniej to by sterował moim życiem i układał je po swojemu. Kształtowanie z nim relacji jest jak tresura starego tępego wrednego jamnika. I taka będzie do końca jego dni.
Urodził się, ukształtował na takiego człowieka, i taki już się przekręci. Już przestało mi go być żal i matki. Kierują swoim życiem po swojemu i nie jestem za nich odpowiedzialny. Kiedyś się przejmowałem, teraz już prawie wcale. Ostatnio miał wypadek i złamał miednicę, i wiecie co? Nawet się zbytnio nie przejąłem. Po prostu takie płytkie uczucia wreszcie mnie z nim łączą. A ja czuję się nareszcie kurwa wolny.

Efekt dorastania przy takim człowieku to strasznie słabe wzorce wyniesione z chaty. Ojca nie zmienię, ale mogłem znaleźć sobie jego zamienniki. Więc szukałem i kopiowałem od różnych facetów z mojego otoczenia takie cechy, które uznałem za bardzo wartościowe. Przebywałem w przeróżnym gronie osób i czasami nie mogłem wyjść z podziwu, że można w taki niesamowity sposób kierować swoją osobą i relacjami z drugim człowiekiem.

Musiałem zwalczyć kilka miażdżących i bezsensownych przekonań.

Z takiego domu nie wynosi się poczucia godności bo jest wiecznie naruszana. Byłem strachliwy, nieśmiały, srający się ze strachu przed bliskością. Pierwszy raz przytuliłem szczerze drugą osobę z takim samym odwzajemnieniem, gdy miałem jakieś 19 lat i emocje mnie po tym po prostu rozpierdalały doszczętnie. Leżałem na łóżku i zastanawiałem się "kim ja kurwa jestem!?" Wtedy pierwszy raz poczułem się człowiekiem, to było dla mnie coś zupełnie nowego, wcześniej widziałem siebie jak jakiś przedmiot, kupa mięsa. Nienawidziłem siebie i łatwo mi było życzyć innym źle.

Jednym z najbardziej beznadziejnych schematów jakie się wynosi z dorastania z takim człowiekiem to to, że musisz sobie ZASŁUŻYĆ na jego uwagę i troskę. Tak jakbyś nie był kimś wartościowym. A to się bardzo brzydko odbija w późniejszych relacjach z kobietami. Bo się toleruje roszczeniową postawę kobiet (i innych ludzi) i chłop się przed nią płaszczy by pańcia wreszcie pogłaskała i dostrzegła w nim wartość bo on sam jej w sobie nie widzi.
Słowem - skazanie siebie na zapierdalanie z potem lecącym po pośladach za czyjąś akceptację. Jasne - każdy lubi jak się go lubi, ale w pewnych określonych granicach i nie za wszelką cenę.
A jak człowiek sam siebie akceptuje i lubi, to nie ma z tym problemów, jest luz, oddycha się pełną piersią a duch jest lekki. Nie jestem idealny, ale bardzo siebie lubię, ostatnio wręcz niebywale dobrą mam ze sobą relację.

W przeciwnym razie ma się wbite w głowę, że trzeba zasłużyć na czyjąś uwagę, szacunek, troskę i przede wszystkim akceptacje.

Od urodzenia zasługujesz na miłość i wszystkie inne zajebiste rzeczy, które ludzie są w stanie wzajemnie się obdarowywać. To jest tylko przekonanie w które można wierzyć lub nie. I nie ma na to argumentów.

Nie musisz o to żebrać. Ani pół-sekundy. Nie potrzebujesz błyszczącego sikora, rulona kasy w karmanie, dyplomu harvardu, m3 na własność i pies wie jeszcze czego nie posiadać by zasługiwać na uwagę. Nie musisz się kogoś pytać i upewniać, czy aby na pewno jesteś wartościowy. Bo jesteś. I ja w to wierzę.

Nie musisz być idealny, nikt normalny o zdrowo ukształtowanej osobowości nie będzie od Ciebie tego wymagał.

Będziesz popełniał błędy i się ich nie bój, bo bez nich nie ma kreatywności.

Małe ćwiczenie - to skupienie się na częściach swojego ciała i czucie ich. W ten sposób uczysz się siebie czuć.
To co lubisz i czego nie lubisz. Idziesz za ciałem i jego emocjami. Potem się uczysz nimi zarządzać i je kiełznać. Dojrzejesz.

Inna sprawa to taka, że relacje z rodzicami są takie, na jakie sobie pozwolisz. Jeżeli pozwolisz sobie wchodzić na głowę - będą wchodzili tobie na głowę, jeżeli nie pozwolisz - to nie będą.

Pamiętam wymalowaną na twarzy rodziców konsternacje gdy oznajmiłem, że się wyprowadzam, za tydzień. "Ale jak to?!" Właśnie tak. Tacy ludzie chcą by ktoś przy nich był ale jednocześnie nie potrafią budować relacji i wiecznie jest się zalewanym przez dwuznaczne zachowania, zasady są nie jasne i człowiek ośleje. A ja nie muszę głupieć, więc wymiatam z życia swoich rodziców po trochu. Zostały już resztki.

Mój stary mnie ustawicznie psychicznie kastrował, wyszedłem z tej sytuacji bo mnie to po prostu zaczęło niebotycznie wkurwiać. Musiałem tylko uniezależnić się finansowo i pozwolić dojść do mojej głowy, że to jest ciężki człowiek, i że mój tata, to może być zły tata który mnie nie wspiera i wręcz ciągnie mnie w dół.

Jeszcze inna sprawa to pewna operacja którą trzeba przeprowadzić, jako małe dziecko ojca uważa się za autorytet, jednak żeby dojrzeć, uznałem, że muszę go zdewaluować. Zniszczyć. I samemu rządzić. Tym bardziej, że stał mi na drodze.
Czasem go tak cisnę, że aż mi się momentami robi głupio, ale później sobie kilka rzeczy z dzieciństwa przypominam i mi mija. Zwyczajnie go sobie ustawiam jak mi się zechce. Teraz ja rozdaję karty. Rozstawiam gościa po kątach. W pełni mi się to należy.
Mam prosty wybór, albo ja - albo on. Albo moje interesy i to co chcę - albo jego. Kiedyś wybierałem jego i łatwo wpadałem w rolę ratownika by ojciec był ze mnie zadowolony. Ten rozdział zostawiłem za sobą. Bo mam już poczucie własnej wartości, czuję siebie, nie tykają mnie aktualnie również problemy toksycznych dup, a one same w pędach są wywalane z mojego życia - dlatego to czucie się jest tak istotne i się wyżej rozpisałem na ten temat.

No i ostatnie - jeśli masz trudnych starych, masz za zadanie wychować się sam. To nie jest katastrofa. To może być kopalnią doświadczenia i ogarnięcia życiowego. Można bardzo dobrze na tym wyjść. Jeśli się będzie chciało tak na to spojrzeć.

Odpowiedzi

Portret użytkownika Hammersmith

Zrozumiałem to już całkiem

Zrozumiałem to już całkiem niedawno, że pora nabrać dystansu do bliskich mi ludzi i zacząć kształtować moje życie. Props za blog oczywiście Smile .

Portret użytkownika Dominikkow

Mój stary był choleryk,

Mój stary był choleryk, zakompleksiony nieudacznik i emocjonalnie upośledzony typ. W dodatku skupiony na sobie narcyz (ból emocjonalny powoduje niezdrowe skupienie się na sobie). Także typ 'kastrujący'. Sam nic nie osiągnął, więc podświadomie wiedział, że moje wejście na jego tron będzie jak przełknięcie śliny. Jakby tego było mało, zachowywał się wobec mnie dwuznacznie. Raz akceptował był pogodny, potem odrzucał. Człowiek może zbaranieć na resztę życia i iść przez życie z przetrąconym kręgosłupem. Teraz jest zdegenerowanym alkoholikiem. Jest to historia jak chłopiec, pokrzywdzony, z bólem w sobie w ciele mężczyzny został ojcem. Pozostaje nic innego jak zrozumieć. Zarówno Twój stary jak i mój mieli ciężkie dzieciństwo. Ogrom niewyrażonego bólu ich przytłoczył. Ja mojemu wybaczyłem. Szczerze wybaczyłem. Oznacza to, że nie czuję żadnej urazy. Ani sympatii. Mimo, że niekiedy było bardzo gorąco - na nim złamałem sobie rękę. Wybaczyłem. Ten mały pokrzywdzony chłopiec nie potrafił wyrazić swoich potrzeb. Zaspokajał je najlepiej jak umiał. Wybaczyłem, bo zrozumiałem, bo człowiek nie może iść z takim bólem przez życie.

A ja jestem po drugiej

A ja jestem po drugiej stronie barykady, czyli jestem ojcem nastolatka i ten wpis jest dla mnie cenny abym mógł na siebie spojrzeć z boku. Powiem tak nakazy, zakazy wchodzą w krew ale jak by co to ojciec za syna oddał by życie Ukraińcy szli na wojnę za synów jak była taka możliwość. Powiem tak kryzysu rodziny to ja tu nie rozwiąże w końcu to strona od podrywania kobiet ale jak patrzę na nastolatków jak przez pół dnia tracą czas przed komputerem to normalne że czas pierwszych zbliżeń z dziewczynami przesuwa się w czasie.

Portret użytkownika Konstanty

Gratuluje przebytej drogi i w

Gratuluje przebytej drogi i w efekcie, fajnego wglądu w samego siebie. To się nigdy nie kończy. I dobrze.

dobry blog Mendoza, warto

dobry blog Mendoza, warto było czekać

mój problem opisywałem w osobnym temacie tu na forum

mój Ojciec też jest marudny, złośliwy, narzekający na wszystko dookoła, straszący wszystkich, że niedługo umrze ( ma wrzody ale diety stosować nie chce ). jest wiecznie niezadowolony, czepia się mnie na okrągło. na punkcie mojego zarostu to ma wprost pierdolca.
np. wczoraj byłem na obiedzie u rodziców, miałem tygodniowy zarost. siedzimy przy stole i tekst: "lusterka nie masz ? jak Ci nie wstyd ? ale to tak na marginesie, bo gówno mnie to obchodzi" koniec cytatu i do końca niedzieli sie nie odzywał. 2 tygodnie temu jak był po rezonansie głowy, bo coś tam zle wyszło i zapytałme sie jak badania i samopoczucie, to odpowiedział, że "robimy kurwa sensacje i gówno mnie to obchodzi, bo to sprawa jego i gajowego" i cisza cała niedziele". siłownie wysmiewa, mowiac ze to słomiany zapał, Barcelone wyzywa od pedałów, bo wie, ze im kibicuje itp itd

u mnie jest o tyle gorzej, ze Matka udaje ze sie nic nie dzieje, mówi, że nie chce dzielić rodziny, siostra , która mieszka z rodzicami a pracuje ze mną w firmie, zawsze i wszędzie trzyma strone rodziców i w razie jakiejkolwiek wymiany zdań pomiędzy mną a rodzicami, automatycznie nie odzywa sie do mnie, trzyma ich stronę, itp. u niej poziom uzalania sie nad soba i kompleksów, osiągnał zenit. jej problemy to brak chłopaka i odpowiedniej pracy. dodatkowo wyczuwam dokładnie, że ja jestem tym złym, bo mam dziewczynę, dobra prace, mieszkam sam. czyli mi sie udało, mam swoje "5 minut" jak to mówią wszyscy. jak tam w niedziele ide na obiad, to tylko Mama rozmawia ze mną normalnie, bo siostra i ojciec odezwa sie tylko wtedy, gdy ich o cos zapytam. atmosfera jak na pogrzebie a nie rodzinnym obiedzie...

masz racje,ze z tego nic dobrego sie z domu nie wynosi. wiem po sobie, długo czułem sie gorszy, bojacy wyrzic swoje zdanie, wrocic pozno z imprezy. to sie na kobiety tez przekładało...ja kurwa pierwsy raz z kobieta miałem majac 28 lat a brzydki nie jestem. i ta pierwsza znajomość konkretnie zjebałem, bo nie wiedziałem co i jak. to wszystko cieżko w chuj zwlaczyc w sobie , im pozniej tym gorzej. a cena jaką płaci sie, za pozwolenie wejscia sobie na głowę, jest duża...

dopiero wyprowadzenie sie pomogło mi stac sie inhym człowiekiem, uwierzyc w siebie, przełamac w kontaktach z innymi. i nagłe okazało sie, ze laskom sie podobam, ze nie ma problemu, by ktorąs poderwac, wziaść na chate itp.
to pomogło zbudowac a w zasadzie stworzyc swoja pewność siebie . pierwszy raz w zyciu, koło 30 dopiero

no ale jak o tym wspomniałem kiedys , to Mama stwierdziła, ze teraz jestem mądry bo sie wyprowadziłem, ze tylko krytykuje dom, itp itd

mimo tego wszystkiego, jednej rzeczy nadal nie potrafię a mianowicie uciąć z nim kontaktu, olac tego na 100%, mimo, ze za kazdym razem jak tam jestem, mi sie dostaje. i nie wiem, czy bede kiedykolwiek potrafił

Portret użytkownika Mendoza

Bo coś od swojego ojca wciąż

Bo coś od swojego ojca wciąż chcesz, może jakieś poklepanie po pleckach?

A jak siedziałeś przy obiedzie i się dojebał o nic to jaka była Twoja reakcja?
Jeżeli delikatna, byle go nie urazić to słabo to wróży.

Jeżeli chcesz się odciąć, to musi być w tym cel, np konfrontacja, jeżeli chcesz stanąć z nim twarzą w twarz, to trzeba odciąć wszystkie z nim zależności.

Miło się czytało. Chyba muszę

Miło się czytało. Chyba muszę sięgnąć daleko w tył i jakoś nazwać moje relacje z ojcem, który zawsze miał w klapie wpiętą gwiazdę szeryfa z napisem "Samiec alfa" napisaną fontem wielkości 150. Dobry z niego człowiek.

Relacje z ojcem zawsze powinny ulec przebiegunowaniu na pewnym etapie życia młodego mężczyzny. Młody nie staje się głową rodziny ale przejmuje autorytet po ojcu albo właściwie od ojca i jak trzeba to jebnie pięścią w stół słysząc docinki przy obiedzie. Szkopuł w tym, że stać się tak może tylko wtedy gdy młody przeciął wszelkie więzy zależności - mieszkaniowe, finansowe, etc.

Czy stary lew po wywalczeniu władzy w stadzie przewodzi mu w spokoju do końca swoich dni? Odpowiedź jest oczywista.

Portret użytkownika Mendoza

Dla starych to jest problem,

Dla starych to jest problem, że wychowywany syn dorośnie i nie będzie go już potrzebował. To dla nich duża strata, na tyle, że bywa, iż wolą syna od siebie uzależniać robiąc z niego przy okazji pizdę, byle nie odszedł.

Edit: można to też uznać za test męstwa. Taki murek, który trzeba pokonać by samemu o sobie stanowić i do nikogo nie mieć pretensji o efekt końcowy. Świadome pozbycie się marginesu bezpieczeństwa jakie jest w stanie dać ojciec i spróbować zapewnić je sobie samemu. Nie każdy ten egzamin zda. (Q-niec Edyta)

A moim zdaniem, trzeba syna wychować tak, by sobie wziął od życia co zechce, by był samodzielny, i nie mydlić mu oczu że jest inaczej niż jest.

Widzę po swoim ojcu, że się miota w nowej dla niego sytuacji, spokorniał przy tym, ale wystarczy, że poświęce mu chwilę uwagi za dużo, a on poczuje się zbyt pewnie, i znów trzeba mi stawiać go do pionu.

no niestety mojej reakcji nie

no niestety mojej reakcji nie było, przemilczałem to...

najbardziej wkurwia mnie to, że i Mama i siostra udają , że nic sie nie dzieje, siostra, to wręcz ich ( jego ) stronę bierze, jak mam z rodzicami jakąś wymianę zdan.
Mama też go nie opieprzy , prędzej mnie, ze sie stawiam, bo juz niezalezny jestem...

konfrontacja raz była, powiedziałem wszystko co miałem do powiedzenia i nie zmieniło to nic, jak nie dzwonił do mnie tak nie dzwoni, oddzwania raz na x razy, odezwie sie tylko, jak ja zacznę pierwszy. w święta to juz przeszedł siebie, nie odzywając sie do mnie dwa dni, nawet zyczen nie złozył a na koncu przy wszystkich zjebał , ze na msze za jego rodzicow nie ide, mimo, ze dowiedziałem sie o niej dzien przed a juz wczesniej miałem zaplanowany wyjazd do dziewczyny, o ktorym wszyscy wiedzieli

i dziwnym trafem tylko przy mnie, pokazuje jak to go wrzody nie bola a gdy mnie nie ma, to normalnie sie zachowuje i o tym gada. wiem, bo w swieta specjalnie stałem kilkanascie minut pod drzwiami i słyszałem jak normalnie gada. jak ja sie pojawiłem, to cisza i do mnie ani słowa , chyba ze cos zapytałem, to na odp... sie odpowiadał

Portret użytkownika Mendoza

Matka siostra Pitu-pitu, ja

Matka siostra Pitu-pitu, ja bym się wkurwił na siebie, że pozwalam swojej osobie się płaszczyć.

To może być ten rodzaj miłości o której pisze Dobrodziej, kosa między sobą, obydwaj chcą drugiej strony uwagi, ale nikt się nie przyzna, że kocha. Piękna relacja. Pozazdrościć.

Świetne przygotowanie do trudnych relacji w przyszłości.

Hej Przypadkiem trafiłem na

Hej
Przypadkiem trafiłem na ten artykuł, blog jak zwał tak zwał i czytając go czułem jakby ktoś mnie opisywał. Mój ojciec to alkoholik, cham, leń i złodziej. Wychowując się w domu w, którym ojciec nie jest sterem lecz kotwicą, poczucie wartości ma się ubabrane od stóp do głów. Gdybym mógł utopił bym go w łyżce wody, albo nie wody tylko wódki bo zamiast nas wybrał ją. Skurwysyn.

Psychicznie, życiowo daję radę nawet dość dobrze, nie jestem marudną pizdą, spełniam się ćwicząc brazylijskie jiujitsu i mam perspektywiczną pracę. Mimo swojej brzydoty bo tak siebie oceniam z laskami nie miałem kłopotu tz dwie naprawdę atrakcyjne babeczki mnie podrywały ale przed obiema spierdoliłem przed pierwszą dlatego że bałem się wiązać(było już tak daleko) a przed drugą bo uważałem, że jest dla mnie za atrakcyjna. POWAGA

Moim problemem jest to,że nie potrafię doceniać sam siebie, czuję się taki wykastrowany z męskości i poczucia wartości, gorszy bezbronny, onieśmiela mnie większe towarzystwo.
TAk pisząc ten tekst wyrzucam to co mam w głowie i sam się uświadamiam że chyba nigdy nie byłem za dobry dla siebie. Bardzo chcę się usamodzielnić finansowo i wyprowadzić z domu, nie spotykać całej jego rodzinny, zmienić nazwisko i wymazać go z pamięci.

Jak ty miałeś ze sobą jak się wyprowadziłeś z domu to w głowię Ci się poukładało ? Przestałeś być nieśmiałą, strachliwą osobą ? Myślę że ja jak spełnię powyższe to się odemnie. Jak wygląda sprawa z twoimi męskimi cechami czyli: stanowczość, pewność siebie, decyzyjność i umiejętność prowadzenia relacji. Czuję jakbyś był kilka lat przede mną jak przeczytasz ten tekst to napisz jeszcze jakąś życiową radę.

Dzięki za tekst, naprawdę głęboki poważny nie typu ,,napisałem do niej 3 sms i na ostatniego nie odpisała" Smile
Pozdrawiam Marcin

Portret użytkownika Mendoza

Te wszystkie męskie cechy

Te wszystkie męskie cechy trzeba w sobie odkryć i zbudować. To jest do zrobienia Smile

W pierwszej kolejności musisz wyjebać kotwice, czyli stary out i, wyprowadzka.

Bądź dobry dla siebie i pierdol wszystkich nudnych, meczących, bez polotu ludzi wokół siebie. Zrobisz w ten sposób miejsce dla nowych, wartościowych.

W przeciwnym razie będziesz siedział w gównie i udawał, że nie śmierdzi.

Po przeprowadzeniu się było mi lżej i łatwiej się poskładać do kupy i dojrzewać, choć zrobienie tego kroku zajęło mi niepotrzebnie dużo czasu.
Więc jeśli możesz finansowo spiąć swoje lokum - to leć.

Też miałem kilka słabych kobiet, bo uważałem, że na lepszą nie zasługuje. Ostatnio poprawiłem swoje przekonania i mam aktualnie świetną kobietę, jesteśmy w chuj blisko. I to idzie pędem. Samo z się. Rozmawiamy o wszystkim.

Z pewnością siebie nie mam problemu, widzę ten błysk w oku większości kobiet które spotykam. Nie jestem jakiś super urodziwy, ale widzę, że bije o de mnie takie ciepło i spokój, co zapewnia kobietom poczucie Bezpieczeństwa i opoki. A to jest bardzo cenne:)

Ps. Też kiedyś chciałem zmienić nazwisko Wink
Przeszło mi, teraz ja nadaje mu wyraz, a nie mój stary.

Powodzenia Smile