Cześć, jest po 12 w nocy i pisze tego bloga bo miałem dziś powaloną sytuację.
Wybrałem sie z kumplami do miasta na podryw...w nadziei mieliśmy poznać jakieś dziewczyny, miło spędzić czas. W mieście była jakaś impreza, koncert, popcorn itd. Szukając jak tam dojechać, jechalismy taką żwirową drogą i nagle widzimy dziewczyne która szybkim krokiem maszeruje przed siebie. Kumpel z tyłu coś do mnie mówi, że przed nią jej chłopak idzie ale zignorowałem go. Stajemy obok niej i pytam się jak dojechać na ten koncert, powiedziała jak i daalej idzie, no dobra nic na siłę. Patrze przed siebie, na przednią szybe samochodu, a chlopak ktory szedł kilkanaście metrów przed nią odwrócił się i zaczyna biec, zapier*alać do nas, dziewczyna starała sie go zatrzymać ...przerówicili sie, wtedy kazałem kumplowi uciekać, wrzucił wsteczny i jedziemy, a chlopak wstał i biegnie do nas, dobiegł do auta i chce abym wyszedł (byłem po piwku, zamulony nie chcialem sie bić, dostać w morde) i kumplowi kazałem odjechać i uciekliśmy po drodze mijając jego dziewczyne. Pieknie wyszedł wieczorny podryw...ale tak to jest jak sie jedzie do miasta o ktorym złe plotki krązą
Później trochę żałowałem, że nie wyszedłem nauczyć go kultury, wkońcu nas bylo czterech, a on jeden.

Jakbyście postąpili w mojej sytuacji? A może przydażyla wam się podobna historia?

pozdrawiam wszystkich odwaznych