Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

Głuchota

Portret użytkownika Yami

Życie w swej teoretycznie skomplikowanej naturze okazuje się zaskakująco mało skomplikowane. Obserwując wszystko z boku, wydaje się, że w kilku truizmach i mądrościach Paulo Coelho jesteś w stanie zamknąć przepis na szczęście. Abstrachując od przeróżnych zdarzeń losowych, niezależnych od człowieka, jak ciężka choroba albo pożar mieszkania, na płaszczyźnie codzienności rzeczywistość to pełen harmonii krąg i daje ci dokładnie to, na co zasługujesz:

Masz zestaw cech pizdy – świat traktuje Cię jak pizdę.
Masz zestaw cech Pana – świat traktuje Cię jak Pana.

Swymi subtelnymi rączkami rzeczywistość głaszcze cię lub bije. Mniej lub bardziej dobitnie zsyłane są na Ciebie wskazówki, co i jak robić, aby poprawiać komfort i jakość twojego życia.

Czasami zapala mi się lampka z altruizmem i postanawiam wyciągnąć kogoś z rozpaczy jego egzystencji. Tak się zabawnie składa, że jak ktoś ma negatywną cechę, to ją człowiek widzi jak na świeczniku. Czasami płomień tak w oczy kole, że aż głowa boli. Naiwnie więc wierzę, że mogę pomóc. Uruchamiam się, tłumaczę, piszę elaboraty, sypię prawdami objawionymi, mądrościami, okraszam humorem, aby dobitna piguła lżej weszła.

Dzisiaj są łzy, olśnienie, uściski, wyzywanie mnie od Senpai'ów, Sensejów, Masterów, Didżejów i czcze pierdolenie o poprawie, a jutro wielki powrót do klepania chujni, płaczu i napierdalania do Boga „o Boże, czemu uczyniłeś mnie takim frajerem?”.

Pomimo mej krótkiej jeszcze dorosłości coraz bardziej wierzę, że dramat współczesnych mężczyzn nie polega na tym, że są popychadłem w towarzystwie, laski ich nie lubią albo są wiecznie spłukani i zaniedbani. Wszystkie książki o podrywie, samorozwoju – nikt tego nie potrzebuje. Prawdziwy dramat to głuchota. Brak czucia na wszystkie pinezki od świata. Prawda w oczy kłuje. I możesz nawet takiego złapać za kark i wyciągnąć mu głowę z dupy. On się ocknie, złapie oddech i zaraz znowu ją tam wsadzi. Bo jak się problemu nie widzi, to problemu nie ma.

No spójrzcie szczerze, droga społeczności: ilu z was czytało główną, zakładało wątki z problemami, klepało eseje do lokalnych doświadczonych, a ilu z was zastosowało się do wiedzy, która najczęściej została wam podana jak na tacy?

Sam niejednokrotnie płodziłem elaboraty. Zwróciłem kilka razy uwagę na nicki ludzi, którzy miesiąc później wracali z tym samym problemem. Pamiętam też takich, którzy wprost oznajmiali, że nie wstrzeliliśmy się w ich zestaw poprawnych odpowiedzi i oni takie prawdy objawione mają w dupie. Robią po swojemu i chwilę później przybiegają z płaczem, bo ta zła szmata zrobiła im bubu.

Swoje trzy grosze dodaje ta cholernie toksyczna ideologia dzisiejszych czasów, że wszystko jest w twojej głowie i nie potrzebujesz niczego, aby mieć najlepsze laski i być panem świata. Ja nie rozumiem, czemu to zostało włożone między książki i slogany o samorozwoju i uwodzeniu. To jest jakaś paranoja i halucynacja. Przecież wszyscy ci ludzie z problemami są w chujowym położeniu i szukają pomocy właśnie dlatego, bo przez całe życie byli sobą, a ich JA było niewystarczająco dobre. Ten slogan ich tylko w tym kotwiczy.

Znam takiego Tobiasza. Dobry chłopak w głębi serca. Jeśli potrzebujesz wnieść jakąś wersalkę, to nie będzie kręcił, że kot ciotki ma grypę czy złota rybka rozwolnienie. Nie wyobrażam sobie, aby miał dać komuś w zęby o jakąś pierdołę albo prawdziwie skrzywdził. Gość jest też mega inteligentny i błyskotliwy. Ma dużo, dużo mądrego do powiedzenia. Jest oczytany. W towarzystwie potrafi strzelić ciętym żartem jak z rewolweru – zanim jeszcze ktokolwiek przetrawi, co właściwie powiedział przedmówca.

Tobiasz ma jednak jeden zasadniczy problem – nikt go nie słucha, nie traktuje poważnie i – prawdę mówiąc – to jest raczej takim trochę popychadłem. Sporo osób używa sobie kosztem Tobiasza, gnoi go, żartami nieraz tak przykrymi, że jest śmiesznie i smutno jednocześnie. Nawet świeżo poznane laski potrafiły go gasić i ewidentnie nim pomiatać.

Gość długo nie wiedział, w czym tkwi problem i dlaczego wszyscy wchodzą mu na beret. Z boku jednak było to widać bardzo dobrze – wszyscy go bardzo lubili, a zarazem miał w oczach ludzi bardzo mało szacunku. Dziwna sprawa w teorii, bo przystojny, inteligentny, błyskotliwy. Dobry koleś, a nie malkontent, hejter albo jakaś inna toksyna. Walczył o swoje, miał swoją wartość. Ale…

Tobiasz za dużo żartował.

Naprawdę, naprawdę za dużo. Kiedy wszyscy prowadzili zwykłą rozmowę, on się wcinał ze swoimi zabawnymi wstawkami. I znów. I znów. I znów. Do zmęczenia. Aż zaczynał być tłem. Jak brzęczące radio nastawione na nudne piosenki. Jak szum morza, szelest liści. Aż w końcu jak wkurzająca mucha, brzęcząca, drażniąca. Myślał, że żartując, zbiera największe zainteresowanie i posłuch. W praktyce zyskiwał go sporo, aż cały szacunek walił się jak domek z kart. Ludzie nie szanują błaznów.

Sam do mnie przyszedł. Powiedziałem, co sądzę o sprawie. Tobiasz nadal żartuje. Po prostu już nie ze mną.

Patryk był ciężkim przypadkiem. Piętnaście lat starszy ode mnie koleś z problemem głęboko zakorzenionym w jego głowie. Z wyglądu playboy. Widać po nim dorosłość i stateczność, ale ma ciało wysportowanego studenta. Wysoki, ciemna karnacja, głos niski, świetna praca, wiecznie samorozwój, szkolenia, kursy, dodatkowe kierunki studiów. Ma własne mieszkanie, ubiera się ze smakiem i ma gadane. W głowie teoretycznie poukładane. Sypie wieloma mądrościami z książek o samorozwoju i sprawia wrażenie znawcy kobiet i romantyka. Laski lgną.

Niezdolny do zbudowania związku.

Patryk wydaje się romantyczny. Wiecznie o tym mówi i czaruje tym kobiety. Pod delikatną maską wrażliwca kryje się jednak poważny problem z zazdrością i kontrolowaniem kobiet. Poważny i niebezpieczny problem. Głębszy niż większość z was kiedykolwiek widziała.

Chciałby trzymać kobietę w złotej klatce. O swojej idealnej wybrance mówi, że powinna ubierać się skromnie, aby nie być obiektem seksualnym dla facetów. Niby sensownie. W praktyce jednak gość piekli się, jeśli kobieta odezwie się do faceta. Od razu snuje teorie spiskowe. Robi wieczne kłótnie. Stawia wymagania nie do spełnienia. Tresuje kobiety, krzywdzi. Wszystko tłumacząc romantyzmem i wiarą w głęboką miłość.

Podrywał raz jedną, pracowali w tej samej firmie. Było trudno, ona nie była gotowa na związek. Nachodził ją. Zaczął jej zakazywać spotykań z kimkolwiek. Chciał bić ludzi, z którymi rozmawiała. Zaczął grozić jej i jej otoczeniu. Wyzywał od szmat i kurew. Gdy uśmiechnęła się do kogoś w firmie, pytał, czy daje mu dupy i czy ma obić mu pysk. Nachodził, szpiegował i przejawiał agresję. A ona nawet nie była jego dziewczyną.

Sam zapoznał mnie z tą dziewczyną. To była tylko kwestia czasu, aż zaczął się do mnie burzyć, ze w ogóle z nią rozmawiam. Gdy wystartował do mnie, uspokoiłem sytuację i rzuciłem mu prawdą w twarz. Nie uspokoił się. Aktualnie Patrykowi grozi sąd. Dziewczyna zaczęła pękać… Nie mamy już kontaktu. Nie mogę przyjaźnić się z tak niebezpiecznym człowiekiem, bo szanuję mój komplet zębów i zdrowie psychiczne.

Rafała rzuciła dziewczyna. Przez pół roku, mimo próśb, nie zrobił nic, aby znaleźć pracę. Zmęczyła się pożyczaniem mu kasy. Zalał się łzami. Pękło mu serce, bo nie potrafił zrozumieć „jak ta szmata mogła go zostawić”. Mówiłem mu, że potrzebuje pracy, a Magda jak lwica walczyła o ich związek za dwoje. Niestety – do tanga trzeba dwojga. Przydatna do związków jest też umiejętność słuchania i ruszenia dupy z kanapy.

Andrzej i Sylwia to przykład bajkowej pary. Znają się i są ze sobą chyba od zawsze. Po ślubie za pieniądze rodziców wprowadzili się do wspólnej kawalerki w centrum. Żyć nie umierać – piękny start.

W zeszłym roku ta para stanęła w obliczu wyzwania. Odłożyli wystarczająco pieniędzy i przyszła najwyższa pora, aby zająć się remontem łazienki. Andrzej zdecydował, że nie zatrudnią fachowców, bo przecież może zająć się tym sam. Chociaż nie miał zielonego pojęcia o wyrównywaniu ścian i pracy z kafelkami, stwierdził, że zajmie mu to góra dwa-trzy tygodnie.

Minął miesiąc. W mieszkaniu był chaos. Łazienka jak w leju po bombie. Wanna do góry nogami. W salonie porozrzucany tynk, farby, wałki, płytki. Sylwia już miesiąc żyje na górze śmieci. Zaczęły się pierwsze poważne rozmowy. Andrzej wziął urlop i przysiągł skończyć w dwa tygodnie.

Minęły trzy miesiące. Sytuacja wcale się nie poprawiła, a worów jakby przybyło. Zaczęła się regularna wojna. Do niego nic nie dociera, ona ma dość życia jak bezdomna. Kobieta ma swoje potrzeby, których nie może spełnić w tym chaotycznym miejscu. Sylwia błaga, aby zatrudnili fachowców. On jest na nie. Unosi się honorem, że on skończy robotę.

Ona coraz bardziej ucieka do koleżanek, imprez, do internetu. Bawi się, poznaje ludzi. Zaczyna emocjonalnie i sercowo uciekać od męża. Przez łazienkę. Przez chaos i burdel w mieszkaniu. Przez brak porozumienia między nimi. Do Andrzeja nic nie dociera.

Po dziewięciu miesiącach łazienka jest skończona. Tak samo jak ich związek.

Bartek to jest ciekawy przypadek. O ile można dzielić ludzkie problemy na ciekawsze i nudniejsze…

Facet ten ma naturalną charyzmę. Gdziekolwiek się pojawi, z kimkolwiek zacznie rozmowę, od razu łapie świetny kontakt. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. I nawet teraz, pisząc to, przypominam to sobie, jakby gość rozsiewał wokół siebie jakąś magiczną aurę. Socjal na poziomie nieosiągalnym dla zwykłych śmiertelników. Ma całą hordę przyjaciół i przyjaciółek. Nie ma szczególnych tekstów, wybitnych żartów. Po prostu patrzysz na niego i już go lubisz.

Dodatkowo – zawsze w koszuli, zadbany, oczytany. Jest podróżnikiem i zwiedził pół świata. Może opowiedzieć o rzeczach z różnych miejsc, o których ciężko będzie nawet wyczytać. Ma też własne, duże mieszkanie. Niestety nie ma z kim tej przestrzeni dzielić.

Ma duży problem z kobietami, ponieważ z zasady się przed nimi bardzo płaszczy. Zamawia im piwo, taksówki. Głaszcze je jak małe dzieci. Pomimo tego, że one na początku są zapatrzone w niego jak w obrazek, szybko te zainteresowanie w nich zabija, dając im wyłącznie komfort.

Bartek jest człowiekiem mało poważnym. Rzadko mówi konkretnie, co mu chodzi po głowie. Boi się pokazać, że cokolwiek czuje. Jedyny sposób, w jaki wyraża zainteresowanie, to głaskanie i serwowanie nieskończonego komfortu.

W pewnym momencie Bartek najczęściej się przełamuje i zdradza kobiecie, że chciałby z nią coś więcej. Wtedy najczęściej łamią mu serce.

Pomimo rozmów, czytania książek o podrywie, tłumaczenia zasad, jakimi kierują się kobiety w wyborze faceta, Bartek nie potrafi przestać być sługą i zrobić coś innego niż zwykle. Pomimo tego, że rocznie poznaje bardzo, bardzo wiele kobiet, z którymi łapie fajny kontakt, zawsze robi to tak samo. I zawsze później cierpi.

O tym, że coś tam o kobietach wiem, odkrył, gdy okazało się, że jeden z jego obiektów westchnień umawia się w tym momencie ze mną. Powiedziała mu, bo był jej przyjacielem. Powiedziała mu dużo za dużo, tak na moje zdanie, łamiąc trochę dyskrecję, czego nie lubię, bo sam staram się zachować ją na najwyższym poziomie. Tak się jednak stało, że się dowiedział. A że ze mną też był wtedy dość blisko, zapytał mnie o wszystko. Moje prawdy przetrawił i odrzucił jak herezję.

Jan miał problem z samooceną. Lubił być we wszystkim najlepszy. Czy to gra komputerowa, czy to siłownia, czy to ludzie. Jeśli nie był najlepszy, to czuł się śmieciem. Często wyłudzał, aby go chwalić, ale ludzie, czując, co robi, bardzo unikali chwalenia go. Przez swoje problemy wyrobił sobie brzydki nawyk opierdalania ludzi za plecami. Czuł się lepiej, kiedy kogoś publicznie poniżał. Czuł, że wtedy sam jest wyżej. Odkryłem któregoś dnia, w jaką grę Janek gra. Pomyślałem wtedy, że chyba nie ma w jego życiu nikogo, kogo by tak prawdziwie szanował. Wydał mi się bardzo smutnym człowiekiem. Pewnego razu nadepnął mi na odcisk w towarzystwie, więc wygarnąłem mu prawdą w twarz.

Z tego, co wiem, nadal to robi. Teraz po prostu ludzie zwracają mu uwagę. Może kiedyś się oduczy.

Wszystkich tych ludzi łączy to, że nie potrafili zrobić żadnego kroku. Topili się w bagnie własnych problemów, chociaż inni próbowali ich ratować. Wybrali drogę przez potępienie, wieczny błędny krąg, bo bali się przyjąć ciężar własnych błędów. Wszyscy oni klną na świat – na kobiety, na ludzi, na pecha. Odrzucają cokolwiek, co trafiałoby w ich niesplamione ego. Winią swój wygląd, brak pieniędzy. Narzekają na brak charyzmy. Robią wszystko, aby nie przyznać, że nie są tak idealni, jak o sobie myślą.

Jak wielu z was podziela ich los?
Czy waszym problemem naprawdę jest brak wiedzy?
Jak często sami sobie wmawiacie, że coś robicie, aby naprawić swoje życie?

Rzeczywistość jest prosta. Jeżeli popełniacie błędy – ponosicie konsekwencje. Dostajecie dokładnie to, na co zasługujecie.
Może raz na jakiś czas warto posłuchać wszechświata?

Odpowiedzi

Portret użytkownika marine_trooper

No cóż, Twój charakter i

No cóż, Twój charakter i cechy to tak naprawdę kwestia genów. Nic z tym się nie da zrobić. Jeśli ktoś jest pizdą z urodzenia to najpewniej pozostanie pizdą.

Jednak studium przypadków z bloga bardzo ciekawe.

Portret użytkownika Dominikkow

Predestynacja to nie to samo

Predestynacja to nie to samo co predyspozacja.
Polecam wyklady Bruca Liptona. To swiat zewnetrzny steruje genami. Nie na odwrot...

Portret użytkownika Yami

Ktoś mądry powiedział kiedyś,

Ktoś mądry powiedział kiedyś, że aktualny ty jest tylko sumą równania wszystkich twoich doświadczeń. Wpływ rodziców jest bardzo ważny, ale częściej jednak widzę, że większe znaczenie miało środowisko i to, jaką pozycję w nim człowiek zajmował. Jak zareagował na otoczenie, jaką lekcję wyniósł. Co pomyślał i co zrobił. Jeśli na podwórku z tego lub innego powodu miałeś rolę barana albo chłopca na posyłki, nie szanowano cię i byłeś na samym końcu łańcucha pokarmowego, i nie udało ci się z tej ramy uciec, istnieje szansa, że rama barana zostanie z tobą też w dorosłym życiu. Istnieje też szansa, że trudne dzieciństwo pomoże ci wyhodować jaja. Różnie bywa. Przemiany zachodzą w tobie i - jeśli trochę głębiej przeanalizujesz swoje życie - sam będziesz potrafił wypunktować składowe.

Ja na przykład za dzieciaka byłem bardzo zakochany w jednej dziewczynie. To było gimnazjum. Nie miałem bladego pojęcia, jak się za to zabrać, bo rówieśnicy mnie tego nie nauczyli, a rodzinę głupio było pytać. Wzdychałem więc cicho do jej wyobrażenia. Ja i ona byliśmy dość blisko, ale nigdy nie było pisane nam cokolwiek z tym zrobić. Któregoś dnia pokłóciliśmy się strasznie o jakąś pierdołę, której już nie pamiętam, i nigdy nie pogodziliśmy. Po pewnym czasie dowiedziałem się od naszej wspólnej znajomej, że ona też była zauroczona we mnie na zabój.
Pękło mi serce i na skutek tego doświadczenia zmieniłem się na zawsze. Już nigdy nie przepuściłem okazji, gdy czułem, że zależy mi na jakieś dziewczynie. Nie ma to absolutnie niczego wspólnego z moją rodziną czy genami. Po prostu - ewoluowałem.

Stary , jestem Tobiaszem,

Stary , jestem Tobiaszem, może nie jestem oczytany, ale wlaśnie otworzyłeś mi oczy.Żeby nie było, dobrze o tym wiedziałem, ale jakoś wygodnie mi z tym było. Zawsze miałem pretensje, że znajomi robią ze mnie debila, wkoncu koleżanka powiedziała "my robimy? ". Zacząłem się nad tym zastanawiać,ale cięzko coś zmienić jesli to jest w tobie od zawsze.

Portret użytkownika dudek500

Mądry blog. Tak samo jak

Mądry blog. Tak samo jak minonAlag, mam syndrom Tobiasza. Yami możesz podać jakieś skuteczne metody, aby zwalczyć tą przypadłość błaznowania? (Sprawdzałem w google, ale nic mądrego nie znalazłem).

Portret użytkownika Yami

Wydaje mi się, że najlepszym

Wydaje mi się, że najlepszym lekarstwem jest samemu zobaczyć, jak ktoś się tak zachowuje. Wyobraź sobie, że jakaś osoba, którą wszyscy bardzo szanują i lubią, zaczyna nagle tak biegać po ludziach i wciskać im żarty, licząc, że się zaśmieją. Im bardziej sobie uzmysłowisz, że ludzie patrzą na to bardziej z pożałowaniem niż uśmiechem, tym bardziej sam wewnętrznie nie będziesz chciał tego robić.

Tobiaszowanie to chyba taki przykład szukania akceptacji, śmiechu i poparcia ze strony innych. To takie mimowolne ustawianie się poniżej kogoś

Portret użytkownika dudek500

Dzięki, za odpowiedź.

Dzięki, za odpowiedź.